"Moja córka dostała jakąś tandetę na klasowe mikołajki, a sama dała porządny prezent!"

"Moja córka dostała jakąś tandetę na klasowe mikołajki, a sama dała porządny prezent!"

"Moja córka dostała jakąś tandetę na klasowe mikołajki, a sama dała porządny prezent!"

Zdjęcie ilustracyjne/Canva

Klasowe mikołajki to częsty zwyczaj w szkole. Dzieci pod koniec listopada losują imię i nazwisko osoby, dla której mają przynieść drobiazg. Często jest też uzgadniania kwota, wokół której mają oscylować podarunki - może to być 20, 30 zł. Nigdy nie chodzi jednak o luksusowy prezent, mimo wszystko niektórzy rodzice liczą na to, że dziecko otrzyma coś ciekawego, nawet jeśli niedrogiego.

Reklama

"Nie dogaduję się z rodzicami dzieci z klasy Martynki"

Napiszę ten list, bo może dotrze do większej liczby odbiorców, w szczególności rodziców. Jestem mamą 11-letniej Martynki. W tym roku mój mąż dostał pracę w innym mieście, co wiązało się z przeprowadzką, ale również zmianą szkoły dla mojej córki.

Martynka bardzo bała się, że nie będzie mieć nowych koleżanek i kolegów, nie chciała chodzić na lekcje, dlatego z mężem dokładamy wszelkich starań, żeby nasza córka korzystała z okazji do integracji z rówieśnikami. Myśleliśmy nawet o tym, aby w lutym wyprawić Martynie urodziny i zaprosić na nie znajomych z klasy, jednak po klasowych mikołajkach od razu zmieniliśmy zdanie. Ja nie tylko nie dogaduję się z rodzicami dzieci z klasy Martynki, ale też postrzegam ich jako osoby, które nie potrafią się zachować.

"To był totalny badziew z sieciówki"

W mikołajkowej zabawie Martynka wylosowała koleżankę z klasy. Wiedzieliśmy, że kwota przeznaczona na prezenty nie ma być zbyt wysoka i ma być to raczej drobny upominek. Nie chcieliśmy jednak kupować tej dziewczynce jakiegoś badziewia i uważałam z moim mężem, że czasami lepiej dorzuć kilka złotych i kupić drobny prezent z klasą, a nie tandetę.

Martynka dała koleżance kartę podarunkową do księgarni, świąteczny kubek i dobre słodycze. Przyznam, że wydaliśmy więcej na ten prezent niż kwota, którą zasugerowała nauczycielka w klasie. Myślałam jednak, że każdy rodzic wyjdzie z taką inicjatywą i postara się, aby jego pociecha przyniosła fajny prezent dla dziecka, które wylosowała. Bardzo się pomyliłam. Martynka wróciła do domu... ze świąteczną figurką. To był totalny badziew z sieciówki, który tylko stoi na półce i zbiera kurz! I co ona ma z tym "gadżetem" zrobić? Przecież to w ogóle bezsensowny prezent. Nie winię dziecka, które dało ten badziew, a jego rodziców. Nie mogli dołożyć kilku złotych więcej i kupić coś przydatnego albo dać kartę podarunkową? Chyba za rok po prostu poproszę nauczycielkę, żeby nie organizowała takiej zabawy, bo nie potrzebuję w domu więcej takich tandetnych ozdób. Pewnie nie tylko ja tak uważam, tylko nie każdy rodzic ma odwagę powiedzieć to na głos.

Dlaczego dzieci płaczą? Sprawdźcie tę galerię i powiedzcie, czy u Was jest podobnie? :)
Źródło: unsplash
Reklama
Reklama