"Mieszkam w Polsce od lutego. Od ponad siedmiu miesięcy nie widziałam męża. Drżę o niego każdego dnia. Teraz gdy temat wojny każdemu spowszedniał, my ukraińskie rodziny cały czas żyjemy jak w letargu. Mąż walczy na froncie, a ja mieszkam kątem u polskiej rodziny. Nawet nie wiecie, co czuję, gdy dzieci pytają o tatę...
Uciekałam przed wojną
Dziś pękłam. Od siedmiu miesięcy żyję w strachu i tęsknocie. Gdy w lutym wybuchła wojna, nikt z nas nie przypuszczał, że nasza rozłąka będzie taka długa. Mieliśmy wszystko. Ja pochodzę z polsko-ukraińskiej rodziny, w Żytomierzu uczyłam języka polskiego. Igor to doskonały inżynier. Nie narzekaliśmy na nic. Mamy dwójkę zdrowych dzieci.
Zapracowaliśmy na mały dom. Dziś usiadłam na tarasie moich szczodrych przyjaciół z Polski i pękłam. Nie umiałam powstrzymać płaczu. Pamiętam, jak rok temu sadziłam wrzosy w swoim ogrodzie. Powolne życie dla nas było spełnieniem marzeń. Mieliśmy tylko siebie. Dawno nie mamy rodziców, a kontakt z dalszą rodziną dawno się urwał. Mieliśmy grupę przyjaciół i siebie.
Nie chce nawet wspominać drogi do Polski. Z dwójką dzieci przez długie godziny uciekaliśmy przed niepewnym losem w naszym kraju. Gdy tylko przekroczyłam granicę, strach o dzieci zastąpił niepokój o Igora. Nie było nawet czasu, żeby porządnie się pożegnać.
Błagam, nie daj się zabić
— zdążyłam tylko szepnąć.
Mieszkam kątem u obcych ludzi, a mąż walczy na froncie
Bóg nad nami czuwał. Trafiliśmy do cudownej rodziny. Mieszkam z dziećmi w małej przybudówce przy domu z dużym podwórkiem. Szybko znalazłam pracę. Biegle mówię po polsku. Załapałam się w okolicznej szkole. Dzieciaki też szybko zaaklimatyzowały się w przedszkolu. Moi gospodarze zaproponowali, żebyśmy już z nimi zostali. Dla obu stron to dobre rozwiązanie. My mamy bezpieczny kąt, a oni towarzystwo i pomoc.
Brzmi super... W sercu mam jednak cały czas swój ogródek na Ukrainie. Mój taras został zbombardowany. Dom to ruina, a ja nawet nie wiem, czy kiedyś tam wrócę.
Najgorsza jest jednak obawa o Igora. Walczy na froncie i każdego dnia ryzykuje życie. Rozmawiamy raz na kilka dni, a każde doniesienia o bombardowaniu uderzają mi w serce. Wiem, że temat wojny już nie jest na pierwszych stronach gazet, ale dla nas żon Ukraińców walczących na froncie, strach, lęk i ból to codzienność.
Siedem i pół miesiąca moje dzieci nie widziały taty. Coraz rzadziej o niego pytają. To jeszcze maluchy... Na początku często płakali, dopytywali, budzili się w nocy z krzykiem. Przed nimi zawsze gram twardą. Nawet nie wiecie, co czuję gdy muszę ich zapewnić, że tatuś nie zginie. Cały czas sobie to powtarzam i uparcie w to wierzę. Choć siły i wiary nawet mnie czasem brakuje.
Dziś pękłam. Sadzę wrzosy w obcym ogródku i tęsknie. Tęsknię za mężem, domem, ojczyzną i pokojem..."
Tatiana z Ukrainy
Przeczytaj także
"W dniu ślubu nieproszony gość nie odstępował mnie na krok. Widać go na każdym zdjęciu"
"W cukierni spotkałam dwóch chłopców. Obaj wyglądali jak mój bezpłodny mąż 20 lat wcześniej"
"Moja córka chce zostać żoną zwykłego budowlańca. Przecież zmarnuje sobie życie"