Noc Młodych Zdolnych

Jubileuszową Noc Młodych Zdolnych, która odbyła się 1 grudnia w Sadybie, z czystym sumieniem wrzucam do kosza najgorszych modowych eventów, na jakich kiedykolwiek miałem okazję się pojawić.

Cykliczna warszawska impreza, mająca dostojny cel – promocję młodych polskich projektantów – była tym razem totalną porażką. Od początku i do samego końca kulało wszystko – organizacja, prowadzenie, występy, dobranie odpowiednich gości do pierwszego rzędu… Nawet zaprezentowana wiosenno-letnia kolekcja Piotra Drzała, o której już pisaliśmy w relacji z łódzkiego Fashion Weeku, na tym tle wyglądała jakoś niemrawo.

I choć organizatorzy zapowiadali, że będzie to „przygotowana specjalnie na to wydarzenie nowa odsłona kolekcji” (cytat), okazało się, że nic lepszego projektant tak i nie wymyślił. Wciąż niewyraźnie i trochę sieciówkowo (zobaczcie zdjęcia kolekcji z Fashion Weeku).

Do całkowitej porażki jubileuszowej edycji Nocy Młodych Zdolnych przyczynili się także nieumiejętni prowadzący, a o randze imprezy zadecydował mikrofon… jeden na trzech konferensjerów. Wisienką na torcie było finałowe wyjście Moniki Lewczuk, która pięknie zafałszowała jakąś zagraniczną piosenkę.

Wesoło o tym się pisze, ale z przykrością na to się patrzy. Noc Młodych Zdolnych, kardynalnie różniąca się od pokazów w Soho, dobrze uwidacznia nienajlepszą kondycję rozwojową polskich młodych projektantów. Zdolni designerzy, najczęściej z dyplomem ASP i kilkumiesięcznym zagranicznym stażem, potrzebują dobrych mentorów, genialnego PR, a także po prostu naszego wsparcia. Niemniej, jeśli tak dyletancko ma wyglądać promocja młodych talentów, to ja dziękuję.

Eustachy Bielecki

Popularne

Najnowsze