• DobraC odsłony: 12904

    Wasze strachy z dziecinstwa

    Zainspirowal mnie watek Pauli, ale pisze tutaj bo wszak nie tylko o opinie mam mi chodzi.

    Czy straszono Was w dziecinstwie? Czy Wasze strachy pozostaly?
    Czy faktycznie istnialy mity czarnej wolgi?

    Mnie jakos szczesliwie ominely te metody wychowawcze, ale moj maz do dzis bardzo boi sie wezy, do tego stopnia ze musze przelaczyc kanal w TV jesli pokazuja cos wijacego sie...
    Dlaczego?
    Bo jak zostawal sam to zeby byl grzeczny i nie biegal po domu to mu mamam mowila ze na ziemi sa weze. I siedzial na lozku wsrod zgromadzonych wczesniej ksiazek, z podkulonymi nogami tak dlugo dopoki ktos nie wrocil do domu

    A Wy? Macie swoje leki z dziecinstwa? Walczycie z nimi, czy raczej po prostu sa?

    Ciekawa jestem o tyle ze widze ze dziecko to prawdziwa "tabula rasa" i mozna dowolnie ja zapisywac... Czasem nie zdajemy sobie sprawe co na tej tablicy wypisujemy A przeciez kazdy ma zalozenie ze chce jak najlepiej...

    Odpowiedzi (80)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-03-08, 03:13:06
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
ladybird7 2010-03-06 o godz. 13:55
1

Dżej napisał(a):ladybird7 napisał(a):Oj uwierz mi, nalezalo mi sie lol
A możesz podać jeden przykład zachowania, za które "należy się" dziecku przemoc fizyczna?
Powiem tak, ostatni raz jak dostalam od moich rodzicow to juz takim dzieckiem nie bylam. Rodzice mowili, tlumaczyli, byli spokojni. Ja mialam atak furii, dostalam wtedy niezle i jestem moim rodzica za to bardzo wdzieczna bo moglam sie w spore klopoty wpakowac.

Fakt ze ja dostalam nie raz nie oznacza ze moje dziecko oberwie. Niewykluczam ze jakis tam klaps od czasu do czasu moze sie przewinac. Wszystko zalezy od temperamentu dziecka. W moim przypadku rozmowy i tlumaczenie nie pomagaly, jedno lanie wystarczalo za wszelkiego rodzaju wyklady.

Jezeli chodzi o roznice miedzy dzieckiem a zona. Nie wiem za co mezczyzni bija swoje partnerki, nie wiem dlaczego tak sie dzieje. Na szczescie nie bylam i nie jestem w takiej sytuacji. Ja jako dziecko bylam uderzona tylko wtedy kiedy bylo to konieczne.

Nie popieram przemocy wobec dzieci, bo to ze ja dostalam bylo ostatecznoscia, a przemoc wobec dziecka to jest wg mnie choroba.

Odpowiedz
Gość 2010-03-08 o godz. 03:13
0

Chyba Kerala ma rację z tym przenoszeniem doświadczeń z dzieciństwa na własne podejście do "metod wychowawczych".

Razem z bratem byliśmy bici w dzieciństwie. Lanie obrywaliśmy, gdy "nam się należało" (daję to w cudzysłów, ale do tej pory powody lania, które pamiętam, są wg mnie na "należało się").

Przykład - pięcioletnia gówniara będąc z mamą, ciocią, bratem i kuzynami na lodowisku w pewnej chwili sobie wymyśliła, że już nie chce jeździć, ściągnęła łyżwy i - nikomu nic nie mówiąc - poszła przez ciemny park, całkiem ładny kawałek drogi, do cioci do domu. Nie wpadła ta gówniara na pomysł, co będzie się działo z mamą na tym lodowisku, jak swojego dziecka nie odnajdzie...Lanie za tamto wydarzenie pamiętam do dziś (dostałam od taty po powrocie do domu i wytłumaczeniu, co zrobiłam - do tej pory pamiętam swój wstyd za lęk mojej mamy i wyraz jej oczu po wejściu do mieszkania cioci i zobaczeniu małej zołzy bawiązej się na dywanie...)

Mój mąż nie był bity. I pamiętam swoje zdziwienie dobrych kilka lat temu, gdy gdzieś w rozmowie wyszło, że nie wyobraża sobie uderzenia dziecka, niezależnie od ekstremalności sytuacji, w jakiej mógłby się znaleźć. Przemocy nie traktuje w ogóle jako "kategorii wychowawczej".
A ja wciąż uważam, że "należało mi się". Wciąż widząc czasami potwory w podstawówkach, śmiejące się w twarz nauczycielom, torturujące psychicznie kolegów, pierwsze co myślę, to że ktoś im porządnie w tyłek nie przylał i priorytetów nie ustawił...Że brak im ojca, który jasno i wyraźnie nauczy szacunku do autorytetów - do siebie, do starszych itd.

Uwaga, proszę tylko nie zrozumcie, że uczenie szacunku=bicie. Nie. Absolutnie nie to mam na myśli. Tylko, że mi w głowie cały czas z dzieciństwa zostało, że kara cielesna jest karą za wyjątkowo głupie i groźne dla dziecka zachowanie...Chociaż czytajac Wasze wypowiedzi rozumiem, że to wyraz słabości rodziców, którzy innymi metodami nie potrafią wyjaśnić młodemu człowiekowi, więc w bezradności uciekają się do "nadrzędnego" argumentu - siły.

Najważniejszym powodem, dla którego w przyszłości postaram się nigdy nie uderzyć swojego dziecka, jest ten przytoczony przez Keralę: u siebie widzę sytuacje, w których mam ochotę, w swojej bezsilności i złości na głupotę drugiej osoby, tej osobie po prostu przylać. Uderzyć. Może to być mąż, który czasami doprowadza mnie do białej gorączki, aż mi się chce wtedy nim mocno potrząsnąć...Może to być kot, który na górze ma czystą kuwetę, a robi mi kupę na dywaniku w lazience...

...A mąż, nigdy nie bity, od takich reakcji jest całkowicie wolny...

A, i jeszcze - moi rodzice nie przerzucili na mnie żadnych swoich lęków. Byłam w dzieciństwie chwalona, wychowywana owszem w atmosferze "czwórka? a piątka mogła być?", ale rodzice zawsze przekazywali mi akceptację i wiarę, że wszystko, czego zechcę, jest w zasięgu moich mozliwości - trzeba tylko nad osiągnięciem celu mocno popracować...Może dlatego bicia nie wspominam z lękiem i upokorzeniem...Ale reakcje "bazwarunkowe" mi pozostały :|

Odpowiedz
fonia 2010-03-07 o godz. 07:46
0

Niczym mnie nie straszono, a i tak czułam wielki srach przed własnymi rodzicami, przed ich niepewnością i nieumiejętnoscią rozładowania swoich stresów.
Zrzucili na mnie lęki, a po latach dowiedziałam się jak bardzo są tego nieświadomi.
Bicie, obelgi, straszenie zabiciem - to było używane :(

Dlatego teraz jestem zdania, że przemoc - jest tylko złem. Niczym wychowawczym. Uważam tak pewnie dlatego , iż miałam jej w nadmiarze. Może gdybym była wychowana na klapsie, którego się nie pamięta - to inaczej bym go kojarzyła. Jak dla mnie był zawsze zbyt mocny i zbyt upokarzający.

Odpowiedz
Kerala 2010-03-07 o godz. 07:28
0

Alma_ napisał(a):
Ja nie rozumiem, jak w tej sytuacji można mówić o popełnianiu błędów. Jakoś nie przychodzi nam do głowy, żeby w złości przetłumaczyć coś "ręcznie" mężowi czy przyjaciółce, a dziecku - i owszem
odnosisz się do tego, co napisałam o popełnianiu błędów, które zdarzają się niemal każdemu?
Tak, tak własnie uważam.
Sama dałam swojemu synowi kilka klapsów w jego życiu. Za każdym razem była to sytuacja, w której to ja nawalilam opiekuńczo bądź wychowawczo bądź miałam okropny dzień i skrupiło się na dziecku.
Jesli o tym piszę to nie dlatego, aby pochwalać klapsy, ale aby pokazać, że to się może zdarzyć nawet człowiekowi, który całym sercem i rozumem jest antyklapsowy, ale jego własny syf z przeszłości potrafi czasem wyleźć i zamroczyć.
Mysle, że osobie, która nigdy w dzieciństwie nie zaznała przemocy- czy to fizycznej, czy psychicznej- jest pod tym względem łatwiej.
Tak się składa, że ja zaznałam zarówno jednego, jak i drugiego, więc zmiana matryc wiele mnie kosztowała i kosztuje. Bo walczę nie tylko ze sobą, jako matką, ale tez ze sobą- dzieckiem moich rodziców. Ale widzę efekty tej walki.
Młody nie dostał w tyłek już od lat, zresztą ja za każdym razem miałam kaca moralnego i za każdym razem go przepraszałam po fakcie.

Wazne jest po prostu to, aby się nie zafiksować na "jestem do dupy, to mi się nigdy nie uda, po prostu ponoszą mnie emocje", ale żeby powoli robić krok za krokiem, uczyć się kontroli własnego zachowania i wybaczać sobie samemu własną głupotę. Konsekwentne stosowanie tej metody przynosi wynik, u mnie się to w kazdym razie sprawdziło.
Co więcej- może błaha rzecz- ale widzę to również w swoim podejściu do układania psów. Psy ze swojego dzieciństwa lałam, bo nie znałam innych metod wychowawczych. Ze swoją obecną suką stosuję w głownej mierze amichien bonding plus elementy metody klasycznej. Czyli da się przekroczyć wychowawczy kod dzieciństwa, którego główną siłą napędową była agresja wyrażana różnymi sposobami.
Dla mnie jest to dowód na to, że raz podjęta decyzja o niepowielaniu błędów swoich rodziców, umocniona zapleczem intelektualnym i terapeutycznym, przynosi potem owoce widzialne na każdym polu życia, nie tylko na polu klapsów.

W moim poczuciu punktem wyjścia jeśli idzie o klapsy jest rezygnacja z celu pod tytułem "skuteczność" (klapsy są niewątpliwie skuteczne wychowawczo, tyle że na krótką metę) i przestawienie się na długofalowy cel "szacunek, więź, zdrowe dziecko o normalnej samoocenie".
Tym, co zabija wiele wychowawczych aspiracji już w zalążku jest właśnie "skuteczność", na której rodzice się koncentrują, zamiast popatrzeć nieco dalej na przyszłe plony swoich działan. W moim przekonaniu rodzic nie musi być skuteczny.
Powinien za to być portem, do ktorego dziecko będzie zawijać dobrowolnie- czyli dawać poczucie bezpieczeństwa, wsparcie i zrozumienie. To nie koliduje z konsekwencją i wdrażaniem rozmaitych zasad, za to daje przestrzeń dziecku.

kerala

Odpowiedz
Alma_ 2010-03-07 o godz. 05:47
0

Nattka napisał(a):Alma_ napisał(a):ale na czym to polega, że jest "ciężko nie dać się ponieść emocjom" w stosunku do dziecka, a w stosunku do męża na przykład jakoś się udaje???
W stosunku do osoby doroslej, strach ze odda?
W stosunku do obcej osoby doroslej, strach ze bedzie to mialo konsekwencje prawne (bo ktos nas poda o to do sadu - dziecko tego nie zrobi samo?)
Czyli tych, który nie oddadzą / nie wyciągną konsekwencji można bić?
Jakoś mi się nie mieści w głowie, że bijąc własne dziecko ludzie kierują się logiką "bo nie odda".

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-03-07 o godz. 05:38
0

natalia25 napisał(a):Alma_ napisał(a):Kerala napisał(a):Alma napisał(a):
Dlaczego nietykalność cielesna dziecka nie jest skutecznie chroniona prawem?
jest chroniona prawem.

Że jest, to wiem. Nie jest skutecznie.

Ja nie rozumiem, jak w tej sytuacji można mówić o popełnianiu błędów. Jakoś nie przychodzi nam do głowy, żeby w złości przetłumaczyć coś "ręcznie" mężowi czy przyjaciółce, a dziecku - i owszem
jest nieegzekwowalne ze względu na ogolne przyzwolenie

Reagujecie jak widziecie, że jakaś matka bije swoje dziecko?
Reaguję. Zazwyczaj słyszę bluzgi, a raz facet, który przed chwilą lał swoje dziecko, zamachnął się na mnie.

Odpowiedz
Nattka 2010-03-07 o godz. 05:11
0

Alma_ napisał(a):ale na czym to polega, że jest "ciężko nie dać się ponieść emocjom" w stosunku do dziecka, a w stosunku do męża na przykład jakoś się udaje???
W stosunku do osoby doroslej, strach ze odda?
W stosunku do obcej osoby doroslej, strach ze bedzie to mialo konsekwencje prawne (bo ktos nas poda o to do sadu - dziecko tego nie zrobi samo?)

Odpowiedz
Gość 2010-03-07 o godz. 04:55
0

Ja pamiętam, że moja mama kilka razy dała ponieść się emocjom i w przypływie bezsilnego zdenerwowania trzepnęła mnie "po łapach".

Pamiętam, że widziałam dokładnie, iż nad sobą nie panuje i poza wściekłością na nią, czułam pewnien rodzaj wstydu za nią, że się tak głupio zachowuje...

Właściwie nie lubię sobie przypominać tych kilku sytuacji, bo nadal trochę mi za nią wstyd, choć to było już 30 lat temu...

Odpowiedz
Alma_ 2010-03-07 o godz. 04:54
0

fjona napisał(a): bardzo bym chciała nie dać się nigdy ponieść emocjom ale obawiam się, że może się to nie udać :( czasami jest naprawdę ciężko
Nie bierz tego do siebie, bo pytanie chciałam zadać ogólnie - ale na czym to polega, że jest "ciężko nie dać się ponieść emocjom" w stosunku do dziecka, a w stosunku do męża na przykład jakoś się udaje???

Odpowiedz
Alma_ 2010-03-07 o godz. 04:52
0

natalia25 napisał(a):Alma_ napisał(a):Kerala napisał(a):Alma napisał(a):
Dlaczego nietykalność cielesna dziecka nie jest skutecznie chroniona prawem?
jest chroniona prawem.

Że jest, to wiem. Nie jest skutecznie.

Ja nie rozumiem, jak w tej sytuacji można mówić o popełnianiu błędów. Jakoś nie przychodzi nam do głowy, żeby w złości przetłumaczyć coś "ręcznie" mężowi czy przyjaciółce, a dziecku - i owszem
jest nieegzekwowalne ze względu na ogolne przyzwolenie

Reagujecie jak widziecie, że jakaś matka bije swoje dziecko?
Jeśli bije tak, że robi dziecku krzywdę (widziałam taką sytuację w markecie, "normalna" rodzina, matka trzymała dziecko, może 3 letnie, za rączkę tak wysoko, że ledwo sięgało palcami do ziemi i lała po tyłku, a maluch zanosił się płaczem tak, że nie mógł złapać oddechu), to owszem, zdarzyło mi się zwrócić uwagę.
Ale na klapsa nie reaguję. Choć wszystko się we mnie burzy.

Odpowiedz
Reklama
fjona 2010-03-07 o godz. 04:51
0

ja dostałam kilka razy w tyłek od rodziców. nic co pozostawiłaby traumę.
dziś moi rodzice bardzo tego żałują. bardzo bym chciała nie dać się nigdy ponieść emocjom ale obawiam się, że może się to nie udać :( czasami jest naprawdę ciężko

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-03-07 o godz. 04:46
0

natalia25 napisał(a):Zła kobieta napisał(a):Madeleine napisał(a):żona może oddac

Zwłaszcza silniejszemu mężczyźnie.
chodziło o bezbronność dziecka, tak mi się wydaje
Domyślam się. Uważam tylko, że trochę przykład mało trafiony. ;)

Odpowiedz
Gość 2010-03-07 o godz. 04:42
0

maggie.kotka napisał(a):Ostatnio rozmawiałam z mamą na ten temat i bardzo mnie zaskoczyła, jak się przyznała, że bicie nie jest metodą wychowawczą, niestety do mojego taty to nie dociera do dziś
to ja Ci moge tylko pozazdroscic, mimo, ze Twoj ojciec zdania nie zmienil. moja mam uwaza, ze "nie bylo tak zle".

Alma_ napisał(a):Ja nie rozumiem, jak w tej sytuacji można mówić o popełnianiu błędów. Jakoś nie przychodzi nam do głowy, żeby w złości przetłumaczyć coś "ręcznie" mężowi czy przyjaciółce, a dziecku - i owszem
"nam" moze i nie przychodzi, ale sporej czesci spoleczenstwa i owszem. jak juz ktos dzisiaj powiedzial, Foruma nie jest miarodajna probka spoleczenstwa. w odniesieniu do dziecka mamy "przyzwolenie spoleczne" chocby w formie "lepsze bite, niz zabite".

Odpowiedz
Gość 2010-03-07 o godz. 03:33
0

K2 napisał(a):ladybird7, nawet jak sie nalezalo, to chyba jednak bicie nie powinno miec miejsca. czego Cie lanie nauczylo? mnie - doskonalego klamania oraz strachu, ze sie wyda. faktycznie strach, ze sie wyda przeradzal sie w 99.9% na to, ze tych samych bledow nie popelnialam.
a u mnie rodziło agresję - i doskonale wiedziałam, że moi rodzice robią to z bezsilności. Najgorsze było, że oni byli przekonani o słuszności swego postępowania.

Ostatnio rozmawiałam z mamą na ten temat i bardzo mnie zaskoczyła, jak się przyznała, że bicie nie jest metodą wychowawczą, niestety do mojego taty to nie dociera do dziś :(

Mam nadzieję, że nie będę podnosiła ręki na swoje dzieci

Odpowiedz
becja 2010-03-07 o godz. 02:55
0

Alma... bo to jest po prostu przyjęte... że dziecko można klepnąć, rodzice traktują swoje dzieci jak własność, ciekawe czy pozwoliliby obcemu zrobić to samo? tzn. dawać klapsy wedle własnego widzimisię i kodeksu co też moze byc powodem do uderzenia.
gdy mówi się o biciu dzieci to samo słowo bicie nabiera jakby innego znaczenia, to już jest wkładanie ręką czegośtam do głowy, dosadne tłumaczenie itp...
dla mnie to jedynie wykorzystanie siły, uderzenie słabszego, nawet jeśli to ...słynny klaps niewinny

Odpowiedz
Alma_ 2010-03-07 o godz. 02:41
0

Kerala napisał(a):Alma napisał(a):
Dlaczego nietykalność cielesna dziecka nie jest skutecznie chroniona prawem?
jest chroniona prawem.

Że jest, to wiem. Nie jest skutecznie.

Ja nie rozumiem, jak w tej sytuacji można mówić o popełnianiu błędów. Jakoś nie przychodzi nam do głowy, żeby w złości przetłumaczyć coś "ręcznie" mężowi czy przyjaciółce, a dziecku - i owszem

Odpowiedz
Kerala 2010-03-06 o godz. 17:30
0

Alma napisał(a):
Dlaczego nietykalność cielesna dziecka nie jest skutecznie chroniona prawem?
jest chroniona prawem.
Mimo wszystkich akcji społecznych i nagłasniania problemu, które zrobiły naprawdę dużo w zakresie pogłębiania społecznej świadomości na temat tego, że dziecko jest małym człowiekiem, pozostał jeden problem, moim zdaniem bardzo istotny.
Chodzi o przepaść między biciem (pola semantyczne dla wiekszości odbiorców billboardów i reklam: tłuczenie, maltretowanie, przemoc, lanie kablem, wiązanie do kaloryfera) a zwykłym klapsem.
I powiem szczerze, że jesli miałoby mnie coś martwić to własnie to, bo o ile wysoce prawdopodobne jest, że żadna z Was/nas nigdy do etapu kaloryfera nie dotrze, to klaps szybko usprawiedliwi i zracjonalizuje.

Po prostu klaps został przez wielu ludzi oswojony jako "niebicie'. To takie nie-bicie, taka dobra metoda wychowawcza, takie "jestem troszeczkę w ciąży".
I o ile sporo osób postrzega billboardy z pobitym dzieckiem jako ekstremum i patologię, o tyle nie przeszkadza im to dawać klapsów osmiomiesięczniakowi na przykład. I kompletnie nie widzą, że sami też się łapią na trend "przemocy wobec dzieci".

tymczasem to jest jak ze zdradą: jeden skok w bok przekreśla wierność. I nie ma znaczenia, czy będzie to szybki epizod z panienką na imprezie czy nocna orgia ze wszystkimi dziwkami w burdelu.
Dając klapsy- bijesz. I nie ma, że się należało, że nie zaszkodzi, że sama dostawałam klapsy i wyrosłam na porządnego czlowieka.
Oczywiście wszyscy popełniamy błedy, ale rzecz w tym, aby to dostrzegać i zacząć nad sobą pracować.

kerala

Odpowiedz
Alma_ 2010-03-06 o godz. 16:34
0

Dżej napisał(a):ladybird7 napisał(a):Wiesz porownanie zony a dziecka to dwie rozne sprawy.
Wyjaśnisz czym (w przypadku bicia) różni się żona od dziecka?
Różni się. Żona może uciec, dziecko jest od rodzica całkowicie zależne.
Bicia dziecka nie usprawiedliwia nic.

Dżej napisał(a):ladybird7 napisał(a):Oj uwierz mi, nalezalo mi sie lol
A możesz podać jeden przykład zachowania, za które "należy się" dziecku przemoc fizyczna?
Jedyna sytuacja, w której zrozumiałabym przemoc wobec dziecka to taka, kiedy w danym momencie jest jedynym sposobem na uchronienie go przed zrobieniem sobie lub komuś większej krzywdy.
N przykład kiedy pcha łapki do ognia, to ja bym po tych łapkach trzepnęła, zanim zaczęłabym tłumaczyć, że nie wolno ;)
Ale trudno to traktować jako coś, co się "należy". Bicie jako metoda wychowawcza - nigdy.

Byłam bita, nie dotkliwie cieleśnie, ale w sposób upokarzający, często przy osobach postronnych, innych dzieciach. Do dziś pamiętam to uczucie poniżenia, upokorzenia. Za nic nie chciałabym fundować tego swoim dzieciom.
To chyba moja największa trauma z dzieciństwa, fundowana mi przez mamę z pełną premedytacją, przez wiele lat - takie były jej metody wychowawcze.

Dlaczego nietykalność cielesna dziecka nie jest skutecznie chroniona prawem?

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-03-06 o godz. 14:56
0

Madeleine napisał(a):żona może oddac

Zwłaszcza silniejszemu mężczyźnie.

Odpowiedz
Aliencia 2010-03-06 o godz. 14:54
0

Moje lęki "zafundowali" mi głównie Pewna Ciocia i Pewnien Wujek.
Wujek bo mnie kiedyś nastraszył, przy okazji jakiegoś wyjazdu, że jak nie zasnę, to szczypawki wyjdą z kanapy i mnie poszczypią. Całą noc przepłakałam skulona, opatulona w kołdrę i nie zmrużyłam oka.. czułam jak te szczypawki chodzą po mnie i mnie szczypią.
Do dziś boję się spać w obcych miejcsach.

Ciocia bo ze 2 godziny wmuszała we mnie knedle z truskawkami, których NIENAWIDZIŁAM..
Żeby mnie nie okrzyczała zaryczana przełykałam te knedle prawie w całości - popijając kakao - żeby tylko szybko zjeść.
Jak tylko ciocia zamkneła drzwi - zwymiotowałam wszystko.. :|
Do dziś mam uraz do wszelkich dań z owocami.

Z dzieciństwa wynika chyba też niska samoocena.
Moje kuzynki - niedościgniony ideał ;) - zawsze były ładniejsze, mądrzejsze, robiły wszystko lepiej, dawały radość, a ja byłam jednym wielkim zawodem.
Dziś czuję o to żal, czuję się niedowartościowana, przy okazji nie mam za grosz ambicji ( chyba poczucie gorszości skutecznie mnie z nich wyleczyły) i mam ostro podcięte skrzydła.
I to chyba bolało bardziej niż lanie, które dostałam raz.

Z krzywd większych gdy byłam mała, to obmacywał mnie jakiś facet i długo leczyłam się z przekonania, że każdy facet to świnia..

Odpowiedz
Gość 2010-03-06 o godz. 14:44
0

ladybird7 napisał(a):Jezeli chodzi o roznice miedzy dzieckiem a zona. Nie wiem za co mezczyzni bija swoje partnerki, nie wiem dlaczego tak sie dzieje. Na szczescie nie bylam i nie jestem w takiej sytuacji. Ja jako dziecko bylam uderzona tylko wtedy kiedy bylo to konieczne.
Mężowie pewnie też biją żony tylko wtedy, kiedy to jest konieczne..

OT: Mała, możesz wyjaśnić po co wkleiłaś do swojej wypowiedzi miarę krawiecką? :o

Odpowiedz
Mała 2010-03-06 o godz. 14:33
0

Mam madra mame, ktora nas nie straszyla.
Czasem oberwalam pasem ale czesciej tata stal nade mna lub nad siostra i tylko tym pasem potrzasal. Wystarczylo.
Wierze, ze mogly im puszczac nerwy. Nie usprawiedliwiam, tylko probuje zrozumiec.

Ani nie strasze. Jest odwazna. Potrafi pojsc do calkowicie ciemnego pomieszczenia bez strachu.
Maz czasami sie rozpedza i mowi, ze przyjdzie "pan".
Zwracam mu na to uwage.

Drosli czesto zapominaja, ze dziecko jest rowniez czlowiekiem, ktorego mozna zranic. Wydaje sie doroslym, ze maja wladze nad dziecmi. Bardzo zludne.

Wzrost nie moze byc miara ludzkiej wrazliwosci.

Odpowiedz
Kerala 2010-03-06 o godz. 13:56
0

ladybird7 napisał(a):
Oj uwierz mi, nalezalo mi sie lol
to smutne, że uważasz tak nadal będąc już osoba dorosłą. Ja też byłam w dzieciństwie bita, wówczas uwazałam że słusznie, teraz jednak sądzę, iż niewydolność wychowawcza moich rodziców czy ich krótkowzroczność były ich problemem, a nie moim.
A to za to najczęściej dostawałam, podobnie pewnie jak każdy z nas, kto był w dzieciństwie lany.

Pamiętam na przykład, jak dostałam w skórę za to, że przeszkadzałam siostrze na religii. Tyle że sorry gregory, ale jak tatuś miał kaprys zapisać czerolatkę na katechezy przy parafii, to było do przewidzenia, że dziecko nie usiedzi bitej godziny i zacznie się nudzić.
I baty należały się tatusiowi za głupotę.

Dostałam też raz za to, że nie dopilnowałam dziecka znajomych na wakacjach. I pamiętam, jaki czułam wtedy wstyd, że tak nawaliłam.
A teraz, kiedy już sama jestem matką, czuję wstyd za moich rodziców, że wpadło im do głowy coś tak kretyńskiego i kuriozalnego, jak scedowanie opieki nad czterolatkiem na dziesięciolatkę, której zresztą nikt się nie pytał o zdanie.
Czego nienawidzę u dorosłych to przekonania, ze dzieci wychowają im dzieci. Niestety- od wychowywania i odpowiedzialności są rodzice, a nie dzieci.

Ostatni raz dostałam w skórę jako szesnastolatka. Tatusiowi się nie spodobało, ze poszlam na koncert, na który zabronił mi iść. Przy kolejnym zamachnięciu oddałam tatusiowi i tak metoda wychowywania przez lańsko zakończyła się w naszym domu.
A teraz myślę se, że trzeba być wyjątkowo nieporadnym i pogubionym, aby w ogóle wpaśc na ożywczą mysl, aby rozumnemu czlowiekowi 'tłumaczyć' cokolwiek przemocą.

Podnoszenie ręki na drugiego czlowieka zawsze jest porażką wychowawczą, bo oznacza, ze albo sami dopuściliśmy do jakiejś sytuacji i teraz próbujemy zepchnąć odpowiedzialność (np. dziecko nam wyświnilo kanapy lakierem do paznokci, który zostawiliśmy w jego zasięgu) albo tez, w przypadku dzieci starszych, że nie potrafimy znaleźć z nimi cywilizowanej formy porozumienia poprzez dyskusję, negocjację lub wysłuchanie ich wersji.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-03-06 o godz. 13:56
0

żona może oddac

Bicie dziecka jest MALTRETOWANIEM go.

Odpowiedz
Gość 2010-03-06 o godz. 13:36
0

ladybird7 napisał(a):Oj uwierz mi, nalezalo mi sie lol
A możesz podać jeden przykład zachowania, za które "należy się" dziecku przemoc fizyczna?

ladybird7 napisał(a):Wiesz porownanie zony a dziecka to dwie rozne sprawy.
Wyjaśnisz czym (w przypadku bicia) różni się żona od dziecka?

Odpowiedz
ladybird7 2010-03-06 o godz. 13:34
0

K2 napisał(a):ladybird7, nawet jak sie nalezalo, to chyba jednak bicie nie powinno miec miejsca. czego Cie lanie nauczylo? mnie - doskonalego klamania oraz strachu, ze sie wyda. faktycznie strach, ze sie wyda przeradzal sie w 99.9% na to, ze tych samych bledow nie popelnialam.
Hmmm, czy ja wiem raczej zanim cos zrobilam to pomyslalam najpierw 2 razy nad tym. Z rodzicami mam swietny kontakt. Sa moimi najlepszymi przyjaciolmi i wiem ze zawsze moge na nich liczyc i przyjsc z kazdym problemem. Na mnie poprostu nie bylo innej rady albo dostalam i wtedy pojawiala sie refleksja, bo jak nieto pakowalam sie w gorsze bagno.

Odpowiedz
Gość 2010-03-06 o godz. 13:26
0

ladybird7, nawet jak sie nalezalo, to chyba jednak bicie nie powinno miec miejsca. czego Cie lanie nauczylo? mnie - doskonalego klamania oraz strachu, ze sie wyda. faktycznie strach, ze sie wyda przeradzal sie w 99.9% na to, ze tych samych bledow nie popelnialam.

Odpowiedz
ladybird7 2010-03-06 o godz. 13:23
0

Oleta napisał(a):ladybird7 napisał(a):Madeleine napisał(a):ladybird7 napisał(a):Straszyc mnie nie straszono, ale nie raz dostalam i powiem szczerze ze w 99% przypadkow mi sie nalezalo.
Nie ma czegoś takiego, że należało się.
Oj uwierz mi, nalezalo mi sie lol
Uwierz, że nie!
Co to znaczy "należało się"? Dziecku? Bicie? Według jakiej "taryfy należności"?

A żonie też się czasem należy lanie od męża...?
Wiesz porownanie zony a dziecka to dwie rozne sprawy. Jak dostalam to byla tego konkretna przyczyna z ktorej zdawalam sobie sprawe.

Odpowiedz
Gość 2010-03-06 o godz. 12:10
0

ladybird7 napisał(a):Madeleine napisał(a):ladybird7 napisał(a):Straszyc mnie nie straszono, ale nie raz dostalam i powiem szczerze ze w 99% przypadkow mi sie nalezalo.
Nie ma czegoś takiego, że należało się.
Oj uwierz mi, nalezalo mi sie lol
Uwierz, że nie!
Co to znaczy "należało się"? Dziecku? Bicie? Według jakiej "taryfy należności"?

A żonie też się czasem należy lanie od męża...?

Odpowiedz
ladybird7 2010-03-06 o godz. 06:34
0

Madeleine napisał(a):ladybird7 napisał(a):Straszyc mnie nie straszono, ale nie raz dostalam i powiem szczerze ze w 99% przypadkow mi sie nalezalo.
Nie ma czegoś takiego, że należało się.
Oj uwierz mi, nalezalo mi sie lol

Odpowiedz
Gość 2010-03-06 o godz. 04:03
0

ladybird7 napisał(a):Straszyc mnie nie straszono, ale nie raz dostalam i powiem szczerze ze w 99% przypadkow mi sie nalezalo.
Nie ma czegoś takiego, że należało się.

Odpowiedz
ladybird7 2010-03-05 o godz. 14:38
0

Straszyc mnie nie straszono, ale nie raz dostalam i powiem szczerze ze w 99% przypadkow mi sie nalezalo. Pyskata ze mnie bestia byla, ale rodzice tez potrafili stanac w mojej obronie i olac pewne kwestie.

Co do strachow, to sama jestem sobie winna. Wychowywalam sie w czasach Video, no i uparcie chcialam ogladac rozne filmy. Rodzice mowili nie a ja zawsze niby przypadkiem cod zobaczylam idac do WC . DO tej pory pamietam jak tate wolalam z mojego pokoju z zamknietymi oczami ze sie boje. I tak mam do teraz - ciemnosci sie strasznie boje i bardzo nie lubie byc sama w domu. Jak juz jestem to TV musi byc wlaczone caly czas, bez wzgledu na to czy jest to dzien czy noc.

Aaaaaa, i jeszcze pamietam jak 4 lata temu bylam z G. w kinie na jakiejs komedii, a przed filmem byla reklama najnowszej wersji "nocy zywych trupow" Do tej pory jestem przerazona tym fragmentem ktory zdazylam zobaczyc zanim zamknelam oczy i wtulilam sie w G. Ja sie chyba teraz wlasnej corki bac bede :o Tak wiec nie trzeba byc dzieckiem zeby sie nowych traum nabawic na reszte zycia

Odpowiedz
Gość 2010-03-05 o godz. 14:16
0

Rodzice mnie/nas nie straszyli. Siostry, a raczej starsza siostra, i owszem. W przypadku gdy zostawała z nami (ze mną i młodszą siostrą) sama w domu, padała "zemdlona" na podłogę. Ale że byłyśmy sprytne z młodszą siostrą, rozpoczynałyśmy testowanie - otwieranie jej oczu, gilgotanie itp. Nie powiem, twarda była ta prawie nieżywa siostra lol.
Ale został mi jeden niepokój z dzieciństwa. Motywowany poznawczo tato opowiadał mi swego czasu legendy o rusałkach. Muszę przyznać, że do teraz mój niepokój budzą głębie wszelakich akwenów.

Odpowiedz
gapa 2010-03-05 o godz. 13:44
0

nikt nigdy mnie nie uderzył, a bólu sie boje jak mało-czego brrrrrr

a między Bogiem a prawdą zasłużyłam i to nie raz :D ,
świetą cierpliwość miała moja mama a ojciec tylko się zaśmiewał do czasu gdy na jego oczach zjechałam z ogromnego świerka ( tak 4 pietra) łamiąc wszystkie gałęzie, drąc ubrania i zdzierając skórę i tak nie dostałam tylko się obraził, było to gorsze niż największe lanie...

Teraz wyznaję podobną zasadę "Kara nie musi byc bolesna i cielesna, ale musi być dotkliwa" Sama nie wiem jak to sie odbije na młodych charkterach, takie za kare ograniczanie czasu przy komputerze. :)

Odpowiedz
nilla 2010-03-05 o godz. 04:03
0

Jak byłam mała bałam się spać sama w pokoju. Może nie tyle w pokoju (siostra zajmowała łóżko obok), ale w jednym łóżku, sama. Więc codziennie w środku nocy szłam przez całe, ciemne mieszkanie do pokoju rodziców i zamieniałam się z tatą na łóżka.. Rzeczy jakie widziałam idąc przez ciemny przedpokój pamiętam do dzisiaj.. Raz gonił mnie wściekły dalmatyńczyk, kiedy indziej zły Święty Mikołaj.. Najbardziej jednak bałam się snów, kiedy szłam przez ciemną klatkę schodową i w momencie, kiedy na dole zatrzaskiwały się drzwi, ktoś mnie gonił i nie mogłam dobiec do swoich drzwi na 2 piętrze.. Dopiero od kilku lat udaje mi się tam dotrzeć i zamknąć drzwi na klucz:) Ale nadal często śpię z zapaloną lampką..

Odpowiedz
gapa 2010-03-03 o godz. 15:28
0

mnie babcia straszyła "dziadem w szafie" żebym z łóżka nie wychodziła i szybko zasypiała, do tej pory boję się ciemnych pokoi i otwartych w nich drzwi

ale z drugiej srtony ojciec nauczył mnie że mysz to miłe zwierzątko (hehehe ale mine mieli chłopaki gdy rzucili we mnie zdechła myszą a ja nic)
pozwolił też wychodować z jajka małego zaskrońca - Maciusia, miałam go kilka miesięcy :( do czasu gdy sąsiadka go nie zobaczyła i nie zgłosiła milicji ze trzymamy żmiję żeby ją zagryzła!!!!!!!

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 12:46
0

natalia25 napisał(a):Ostatnio droczyła się ze mną poł godziny, nie mogłam podać jej leków, a czas naglił. No i próbowałam jej wytłumaczyć, że bierzemy leki, żeby uniknąć szpitala.Może brzmi to jak straszenie, ale czasem nie ma innej metody. Nie mówi o jakiś głupich żartach, ale o próbie przekazania dziecku realnego zagrożenia.

Wiele mam pewnie mówi dzieciom, że trzeba uważać na ulicy , żeby nie wpaść pod samochód, że nie można głaskać obcych psów bomogą ugryżć itd. To też w jakiś sposób może wpłynąć na dziecko. Tylko kto ma czas i cieprpliwość, żeby za każdym razem tłumaczyć wszystko dziecku tak, żeby nie powodować strachu.Myślę, że tego nie da się uniknąć. Stres jest wpisany w nasze życie,, w życie dzieci tez.
Tylko że to można rozdzielić. Ty jako matka i dorosła osoba wiesz, że pewne zachowania niosą za sobą ryzyko. Tak jak w przykładzie z ulicą. Ania idzie blisko chodnika i chce schodzic na jezdnię. Mówisz jej, że jeśli będzie tak robić być może stanie się krzywda i potrąci ją auto. To jest wg. mnie o.k.
Natomiast nie jest o.k po pierwsze wymyślanie dziwnych stworów typu węże, hydraulicy czy też innych które mają dziecko "przywoływać do pionu". Nie jest fair przypisywanie różnym osobom bądź instytucjom o neutralnym charakterze negatywnego wydźwięku np. straszenie zastrzykiem itp.
Nie jest w porządku nadużywanie takich zwrotów - np. widzę, że dziecko reaguje na kogoś strachem więc potem mu mówię " bądź grzeczny bo jak nie to zostaniesz w domu z ciocią X "
Wiadomo że straszenie może zdarzyć się każdemu - wyrwie się hasełko w chwili kiedy człowiek ma na serio dość. Ale błędy zdarzają się każdemu - można wyjaśnić, przeprosić. Całkiem niezrozumiałe jest dla mnie "ciągłe " straszenie i traktowanie tego jak metodę wychowawczą. Prowadzi to wg mnie do wychowania dziecka lękliwego. Potem rośnie człowiek z poczuciem, że cały świat jest zagrażający, zły i czyha tylko na niego.

Odpowiedz
Kerala 2010-03-03 o godz. 11:49
0

Wrażenie, że ludzie stają się gorsi towarzyszy ludzkości od czasów Homera, więc to składałabym raczej na karb przepaści między idyllicznym "kiedyś" i twardym 'dziś", co każdy z nas w różnym stopniu ma w sobie zakorzenione.
Natomiast co do dewaluacji wartości- mnie się zdaje, ze to nie wartości się dewaluują, tylko pokusy sprzeniewierzania się wartościom wzrastają. Do tego nalezy dodac jeszcze dwie sprawy: rosnący indywidualizm i w ogóle nacisk na prawa i potrzeby jednostki oraz mało dotkliwe kary społeczne za łamanie wartości.
Ponieważ wątek jest o wychowywaniu dzieci to weźmy dla przykładu pojęcie szacunku.

Patrząc z boku na wychowywanie dzieci/młodziezy można odnieśc wrażenie, ze szacunek, jako wartość mocno się zdewaluował. I nie będzie to w zasadzie twierdzenie pozbawione podstaw, ale.
Ale obserwując swoje własne wysiłki wychowawcze (a mam dziecko starsze niż średnia forumowa) widzę, że np. ja wdrażam Młodemu dwutorowe rozumienie szacunku, co jest sprzeczne z trendem z początku dwudziestego wieku, o dziewiętnastym nie mówiąc.
Czyli różnica jest.
A teraz czego ona dotyczy: moim zdaniem, ktore przekazuję również swojemu dziecku, szacunek występuje w formie podstawowej należnej absolutnie każdemu człowiekowi, zwierzęciu czy pojeciu abstrakcyjnemu typu teoria kreacjonizmu.
Nalezy się po prostu z samego tylko faktu, ze ktoś jest czlowiekiem, że coś jest zwierzęciem, czy też że ktoś włożył pracę swojego zycia w stworzenie jakiejś teorii, wymyslenie maszyny, zbudowanie świątyni.

Druga forma szacunku to szacunek za coś. Np. za dobroć, za mądrość, za jakieś dokonanie, za bycie uczciwym, za bycie wiernym- wstawić cokolwiek.

Pierwsza forma od drugiej rózni się tym, że choć możemy szanowac dziadka, to nie oznacza to jednocześnie, że będziemy go podziwiać.
Tak samo sam fakt bycia dorosłym nie oznacza jeszcze automatycznie, że ma się autorytet czy jest się wzorem do nasladowania.
Mam nadzieję, że jasno pokazałam tę róznicę.

Wydaje mi się, że tak pojmowany szacunek zdecydowanie się rózni od rozumienia tego pojecia jeszcze sprzed stu lat, gdzie pierwszy i drugi rodzaj stanowiły całośc. Stąd mamy powiedzenia "dzieci i ryby glosu nie mają" i twórczość dydaktyczną Jachowicza wywodzącą się wprost z przekonania, iż dziecko to taki nie do końca człowiek, człowiek dopiero na początku drogi do stawania się człowiekiem.
Zmieniło sie zaś to, że choć i teraz uczy się malych ludzi szacunku do szacunku ;) to jednoczesnie przekazuje im się także konieczność przyjęcia postawy krytycznej.
Czyli np. nie przekazuje im się tego, że dorosłych nalezy szanowac, tylko dlatego bo są dorosli. Wszak wśród dorosłych zdarzają się również źli ludzie . I stąd już blisko do przekazu, że na ten głębszy szacunek się po prostu pracuje.
Sadze, że teza, iż dorosły (w tym rodzic) musi sobie zapracować na szacunek i podziw własnego dziecka, byłaby tezą dość wywrotową dla rodziców z początku wieku.
Teraz jest zaś chyba dość oczywista.

No a teraz o niebezpieczeństwach uczenia dziecka postawy krytycznej. Wiadomo, że niebezpieczeństwa są. Cierpi na tym np. kindersztuba w swoim klasycznym rozumieniu, której dziś się raczej nie uświadczy.
Na ogół pierwszym pytaniem, które stawia dorastający czlowiek slysząc od dorosłego (np. nauczyciela) żądanie szacunku dla siebie, jest "a dlaczego?".
To jednak nie oznacza, że szacunek się zdewaluował. Moim zdaniem przesunięto tylko granice tego pojęcia.
Odbyło się to z korzyścią dla samych dzieci. Wszak przyznanie dzieciom prawa do nielubienia czegoś/kogoś, wyrażania własnych emocji (głownie tych negatywnych) czy sprzeciwu to nie są wynalazki epoki wiktoriańskiej, a współczesnej pedagogiki i psychologii.
Kiedyś oczekiwano od dziecka głownie tego, że będzie grzeczne, co w praktyce oznaczało niesłyszalne i niewidzialne.

Wiadomo, że z dzieckiem krytycznym pracuje się trudniej niż z dzieckiem "grzecznym", no ale to nie jest argument przeciwko wychowywaniu dziecka na istotę samodzielnie myslącą, a przeciwko wygodzie rodziców.

Do straszenia i lęków ma się to tak, że przez długi czas uważano straszenie za skuteczną metodę represji i trzymania w karbach krnąbrnych dzieci. Bo skuteczne to oczywiście było, tyle że nikt się specjalnie nie interesowal skutkami dalekosiężnymi.
Wraz ze wzrostem postrzegania dzieci jako małych, ale jednak ludzi, wzrosła też świadomość odpowiedzialności rodzicielskiej, która stopniowo poczęła się rozszerzac z "nakarmic, ubrac, wykształcic i dopilnowac, aby po drodze się nie utopiło" do "wychować, ukierunkować, ukształtować, wziąć odpowiedzialność, a potem uwolnić od siebie i własnych oczekiwań".

kerala

Odpowiedz
madziula 22 2010-03-03 o godz. 11:37
0

Zawsze byłam straszona, że jak będę niegrzeczna, to przyjdą dziady i mnie zabiorą ,

Zawsze bałam sie ciemności i tak jest do tej pory ( jeśli mąż wraca z pracy późnym wieczorem lub nocą, zawsze mam zapaloną lampkę i włączony telewizor, żeby coś mi gadało i żebym nie słyszała tej ciszy- bo zaraz oprócz ciszy słysze różne szurania, pykania w rurach i to mnie przeraża ).

Straszono mnie też, że jak połknę gumę do żucia, to przyklei mi się do żołądka i natychmiast umrę...

Nie byłam nigdy bita, raz tylko, jako nastolatka, dostałam w twarz od mamy-zresztą, uważam dziś , że miała rację- mama do tej pory tego żałuje....
I apropo bicia- mój tata bił moich dwóch straszych braci, jak coś przeskrobali- ja wtedy albo wieszałam mu się na rękach, żeby przestał, albo sie gdzieś chowałam....I tego nigdy nie zapomnę, moich dzieci nie będę nigdy biła................

No i bałam się panicznie, że mój tata umrze po pijaku- kiedys spał pijany na krześle i chrapał przy tym, ja siedziałam pod stołem i go obserwowałam, i nagle przestał oddychać...Myślałam , że umarł, na szczęście, to był "tylko" pijacki bezdech
Kiedys też ojciec po pijaku przewrócił się i rozbił łuk brwiowy-strasznie krwawił, i pamietam, jak mama płacząc bandażowała mu ta głowę, a on ciągle zdzierał opatrunek i krwawił..... i coś mamrotał....Generalnie- bałam sie pijanego ojca, mimo, że nie zdarzało mu się to bardzo często, to ja żyłam w stresie....

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 09:49
0

mnie nikt dorosły nie straszył. rodzice nigdy nie wpadali na takie pomysły wychowawcze ;o)
ale doskonale pamiętam jedzenie na czas. nie jest to jakaś moja trauma, czy coś, ale wspomnienie. byłam okropnym niejadkiem. po 1-2h grzebania w talerzu mama ustawiała budzik na pól godziny. jak nie zjadłam, dostawałam drugie tyle. mnie to jednak nie ruszało. mogłam dzień cały przesiedzieć... a pewnego dnia jak ręka odjął. i do tej pory jem za dużo... ;o)

pamiętam za to, ze z dziećmi okolicznymi sie straszyliśmy na wzajem. a już opowieści o duchach w środku nocy na koloniach, czy szkolnych wycieczkach :lizak:
i jeszcze uwielbiałam oglądać horrory, choć doskonale wiedziałam, ze całą noc nie zmrużę oka...
a bardzo długo bałam sie ciemności. mam za bogatą wyobraźnię lol

a co do przedszkola: moja siostra bawiła sie w przedszkole tak: sadzała wszystkie lalki pod ścianą, przechadzała się z linijką i krzyczała...
mama sie śmieje, ze teraz to by chyba na przedszkolankę policję nasłała.

ja z sadyzmów przedszkolnych pamiętam tylko klęczenie na małych plastikowych klockach, no i na workach z fasolą (takich, których używaliśmy do ćwiczeń gimnastycznych).

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 07:22
0

ja się bałam diabła w piwnicy.... do tej pory jak wchodzę to szybko wybiegam...siostra na religii powiedziała, że mi diabeł kości porachuje, nei wiedziałam o co jej, chodzi ale wiedziałam,z e diabeł jest w mojej piwnicy...

a tak ogólnie mało strachliwym dzieckiem byłam
w moim domu funkcjonowały kary, ale nie straszenie chyba dlatego , że nie dawały rezultatów

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 05:42
0

natalia25 napisał(a):Tylko kto ma czas i cieprpliwość, żeby za każdym razem tłumaczyć wszystko dziecku tak, żeby nie powodować strachu.Myślę, że tego nie da się uniknąć. Stres jest wpisany w nasze życie,, w życie dzieci tez.

Kolejna sprawa to sprawa świadomości z jaką teraz wychowujemy dzieci.
mamy dostęp do masy książek, internetu, rózńych metod wychowawczych.
Nasi rodzice tego nie mieli, szli na żywioł i pewnie gdyby ich o top zapytać nie myśleli, że tekstami o burzy, złym wilku mogli wyrządzić nam szkodę.
dodaj do tego jak sama bylas wychowana + jak wychowani byli Twoi rowiesnicy + jak wychowuja inni rodzice + opinia osob, ktore darzysz szacunkiem + opinia osob, "ktore cos musza powiedziec".

latwiej jest oprzec sie na doswiadczeniu naszych rodzicow, bo jestesmy w stanie ocenic w jakim stopniu udalo im sie odniesc sukces wychowawczy. staramy sie nie popelniac bledow naszych rodzicow, ale tym samym wystawiami sie na popelnianie bledow zupelnie nowych. staramy sie promowac sukcesy ich sukcesy wychowawcze, ale nasze dzieci, to nie my. dodatkowo spoleczenstwo sie mocno zmienilo od czasu naszego dziecinstwa.

codziennie borykamy sie z natlokiem informacji i tak na dobra sprawe czytajac coraz to nowy "podrecznik bycia idealnym rodzicem" dostajemy czesto mieszane informacje i wskazowki.

swoja droga, ciekawe czy i jak bardzo zmienily sie metody wychowawcze? moze popelniamy caly czas te same bledy? i jeszcze mala dygresja, mam nieodparte wrazenie, ze czlowiek staje sie coraz gorszym, ze wartosci sie mocno dewaluuja. czy i w jakim stopniu sa za to odpowiedzialne nasze metody wychowawcze?

Odpowiedz
Gość 2010-03-03 o godz. 05:16
0

przytul.anka napisał(a):a tu coś na temat strachu u dzieci: http://www.edziecko.pl/rodzice/1,79361,4924794.html
Paciorkowiec i nerwica natręctw? :o ciekawe!

Mój mąż zawsze zwraca mi uwagę, żeby w przypadku gdy dziecko nie wie jak reagowac zawsze się do niego usmiechać. Mam za to znajomą, która w sytuacji gdy ktoś podchodzi do jej dziecka mów "nie bój się". Chce dobrze...

Odpowiedz
Kerala 2010-03-03 o godz. 04:06
0

no więc własnie.
Nawet najlepszemu pisarzowi może się zdarzyć fatalny byczun. Tak samo i ogólnie dobrzy rodzice popełniają błędy, wszak najgorsze, co może przydarzyć się dziecku, to rodzic idealny ;)
Różnica jest taka, że to co dla jednego jest błędem i chwilowym zejściem z kursu, dla innego jest całościową koncepcją wychowawczą, której ufa.
Nie ma mozliwości, aby w każdej chwili być przytomnym i świadomym, wychowywać dziecko w ciągłej przytomności i świadomości. Kazdy ma gorsze dni, czasem się spieszy, czasem nie ma cierpliwosci.
To sie miesci w normie, o ile sa to gorsze dni, a nie gorsze miesiące i lata.

Ostatnio brałam udział w dyskusji, gdzie jedna z matek poskarżyła się na przedszkolankę, która nieposłuszne dzieci straszyła jakimś panem Adrianem. Pan Adrian był groźbą niedookresloną, w sensie żadne z dzieci nie wiedziało, co dokładnie ten pan Adrian robi, ale każde było przekonane, że są to rzeczy straszne. W zalezności od dziecka pojawiały się przerózne interpretacje: zamknie w łazience, zbije, zabierze od rodziców i nie odda itd.
Sprawa została przez tę dziewczynę poruszona na zebraniu z intencją zaprzestania tego typu praktyk przez personel przedszkola.
Okazało się, że jest jedynym rodzicem, któremu to przeszkadza, ba, zostala nazwana matką przewrażliwioną i z ambicją trzymania dziecka pod kloszem.
Oczywiście argument "mnie tez straszyli (bili, pomiatali mna, lżyli) a wyrosłem na porządnego człowieka" jest wieczny i pojawił się również w tamtej dyskusji na zebraniu.

Ale do czego zmierzam: rodzice przedszkolaków nie mogli niestety załapać, że istnieje różnica między stresem i strachem wynikającym bezpośrednio z sytuacji zdarzających się codziennie i od nas niezależnych (burza, hałas, mrówki faraona ;), szczekające psy i tak dalej) a między świadomym stwarzaniem tych sytuacji przez rodzica lub opiekuna.
I że to pierwsze jest nieuniknione, natomiast to drugie jest jak najbardziej do uniknięcia. Oraz że wartość wychowawcza pana Adriana jest zerowa.

To dodaję a propos spostrzeżenia Natalii, że wiele się zmieniło, a my sami mamy wieksze szanse niż nasi rodzice na świadome wychowywanie z powodu łatwości uzyskania informacji (internet, literatura).
Teoretycznie jest to prawdą, ale dla jednak wąskiej grupy, której liczebność- mam wrażenie- nieszczególnie zmieniła się przez lata.
Do tej grupy zaliczają się rodzice, którym się chce i którzy mają potrzebe pracy nad sobą. A ci istnieli zawsze, tak jak zawsze istnieli ci, którzy niezależnie od wykształcenia, zarobkow i pochodzenia, potrzeby ani chęci nie mieli.
Oczywiście koncepcje pedagogiczne się zmieniały, to jasne, ale ja piszę o grupie tych, którzy jeszcze te koncepcje wdrożą w wychowanie, a nie tylko przyjmą do zrozumienia.

kerala

Odpowiedz
Wiol-ka 2010-03-02 o godz. 13:59
0

Przypomniało mi się dlaczego panicznie boję się dentysty...
We wczesnych latach szkoły podstawowej chodziliśmy na tzw. przegląd. I jak dziś pamiętam straszną dentystkę, która rękami próbowała rozszerzyć moje usta tak ze bolało i kometarz (do 8 -9 leniego dziecka): "Cooooo??? Taka stara krowa i zębów nie leczy?" :o

Odpowiedz
maskot 2010-03-02 o godz. 13:41
0

pamietam,jak moja mama zawsze powtarzała,że ma już nas tak dość,że nas zostawi i pójdzie do szpitala,to sobie odpocznie.mocno się zdziwiła kiedy miała iść do szpitala na wycięcie brodawki a ja zapytałam co złego zrobiłam,że naprawdę sobie idzie
były jeszcze teksty że odda nas do domu dziecka,ale to mnie nie ruszało-odpowiadałam,że przynajmniej będę miała się z kim bawić

Odpowiedz
wiśnia_wisienka 2010-03-02 o godz. 13:34
0

Nie pamiętam żeby ktoś mnie czymś specjalnie straszył.Czasem bardzo silnie przeżywałam bajki, po obejrzeniu Pinokia Disneya nie mogłam spać, dzieci którym wyrastają ośle uszy, chłopiec z drewna- brrr, mocno to podziałało na moją wyobraźnię i dotąd pamiętam koszmary jakie mi się wtedy śniły.

Przypomniała mi się jedna rzecz:straszenie przez rodziców że wyrzucą moje zabawki, wszystkie co do jednej.Miało to mnie nauczyć porządku.Nie podziałało, za to dotąd wspominam to z przykrością.

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 12:11
0

Nie mam żadnych strachów ale też wiem, że niczym mnie nie straszono. Bardzo jestem za to moim rodzicom wdzięczna. Za to mną strasza dzieci - nie raz się zdarzyło, że słyszałam jak matka mówi do dziecka " bądź grzeczny bo pani psycholog przyjdzie i cię zabierze ". Straszne.
Niestety o braku chwalenia mogę coś niecoś powiedzieć. Teraz na spokojnie nie potrafię przyjąć komplementu. Od razu mówię "że torebka stara " albo " to nic takiego ". Swoje dziecko chwalę, bardzo.

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 11:07
0

Rysiaczka, ja tez do dzis mam zal do taty, ze skutecznie wyleczyl mnie z poczucia wlasnej wartosci. Wg niego to byly tylko zarty, takie tam gadanie, a u dziecka, ktore szukalo akceptacji i potwierdzenia wlasnej wartosci spowodowalo taki skutek jaki spowodowalo Chwalil mnie, ale bardziej pamietam chwile kiedy zamiast pochwaly slyszalam "czworka ? czemu nie piatka?" itp.

Naczytalam sie o budowaniu poczucia wartosci u dziecka i czasem musze sie pilnowac gdy wylaza ze mnie wpojone odzywki, bo chce zeby moje dziecko mialo lzej z samym sobą.

Odpowiedz
Akna74 2010-03-02 o godz. 06:48
0

a ja sobie tak mysle ze teraz may wiecej swiadomosci i wiemy ile takie straszenie moze złego zrobic w pozniejszym dorosłym zyciu. Mnie raczej nie straszono, tylko babcia utrwaliła mnie w takim przekonaniu ze swiat jest zły a najlepeiej siedziec w domu i ze mama bezemnie sobie nie poradzi :o sama nie wiem czemu.... no i jestem uzalezniona...

Ja czasami łapie sie na tym ze mam ochote powiedziec mlodemu "badz grzeczny bo "cos tam""... ale gryze sie w jezyk... i przypomina mi sie ta "tabula rasa"..

Odpowiedz
przytul.anka 2010-03-02 o godz. 06:25
0

a tu coś na temat strachu u dzieci: http://www.edziecko.pl/rodzice/1,79361,4924794.html

Odpowiedz
DobraC 2010-03-02 o godz. 05:30
0

Rysiaczka napisał(a): Odkąd pamiętam zawsze mnie uciszała, krytykowała i nigdy nie chwaliła a za wzór stawiała dzieci swoich koleżanek


ech....
nie myslalam ze tak to wazyc bedzie w zyciu, gdzie poszukiwania akceptacji czasem prowadza do autodestrukcji...

no wesolo nie jest.
mam nadzieje ze nam sie uda uniknac wielu rzeczy, ze znajdziemy cierpliwosc, madrosc, zrozumienie...

oby :)

Odpowiedz
Rysiaczka 2010-03-02 o godz. 05:26
0

Rzeczywiście smutny ten wątek.

Całe szczęcie nikt mnie nie straszył duchami, baba jaga i itp.
Raz z bratem dostaliśmy pasem od ojca za to, że pojechaliśmy bez zgody wykapać się nad rzekę a że chyba to był jedyny jego pomysł na uzewnętrznienie złości i chcąc to trochę załagodzić spytał się ile chcemy batów Ja poprosiłam o jeden a brat zazyczył sobie dwa, dlaczego? do tej pory nie wiem.
Od mamy dostałam pare razy kuchenną ścierką straszyła też kopystką (drewniana łyżka)

Za to potwornie boję się wypowiadania przed większą ilością osób, boję się krytyki. A jak każdy po kolei się wypowiada i ja wiem, że jestem następna to serce mam w gardle Zupełnie nie mogę nad tym zapanować, nawet studia mnie od tego nie uwolniły :(
Doskonale wpoiła to we mnie moja mama. Odkąd pamiętam zawsze mnie uciszała, krytykowała i nigdy nie chwaliła a za wzór stawiała dzieci swoich koleżanek

Mój synek jest jeszcze mały i pewnie mało rozumie ale już na każdym kroku go chwalę, chcę aby był inny.

Z kłamstwem w zaparte to ja też szłam, a to dlatego, że moja mama zawsze miała jakies "ale" do tego co zrobiłam, nigdy nie usłyszałam, że nic sie nie stało. Efekt był taki, że przestałam się jej zwierzać i cokolwiek jej mówić.

Odpowiedz
wiewrióra 2010-03-02 o godz. 05:09
0

Wiol-ka - z tym kłamaniem to tak jak u mnie.

Co do strachów przedszkolnych to wielkim ogromnym strachem byla pani wychowawczyni. BYla wielka, gruba, miala wielkie wyłupiaste oczy i wielkie wole i ciągle krzyczała na nas. Miała chyba chorą tarczyce ale byla okropna. Zresztą wszystkie dzieci sie jej bały. Ale poniewaz bylam chorowitym dzieckiem to i tak w przedszkolu mało co siedzialam.

Przeważnei z babcią która była kochana, nie krzyczała i wszystko tłumaczyła co źle robię.

Bałam się stracha w piwnicy jeszcze (to chyba wymysł mojej siostry zebym nie biegała po całej piwnicy tylko sie trzymala jej). Ale to nie bylo straszne bardzo bo lubilam schodzic po bombki tylko nie chodzilam do tego korytarzyka gdzie byl strach.

Odpowiedz
Wiol-ka 2010-03-02 o godz. 04:56
0

Fobii nie mam (chyba) ale:
- nie przepadam za "szczypawkami" bo babcia mi mówiła że wejdą do ucha i ogłuchnę,
- boję się dużych samochodów (pamiętam scenę z dzieciństwa, kiedy zamknięta w "maluchu" czekałam dłuższą chwilę na dziadka - obok parkował samochód ciężarowy i byłam święcie przekonana że za chwilę mnie przejedzie),
- w dzieciństwie wolałam "pójść w zaparte" i kłamać niż przyznać się do czegoś złego - to przez metody wychowawcze mojej mamy.

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 04:55
0

patunieczka napisał(a):Ze straszenia to fatalny chwyt pedagogiczny mojej matki, cobym z obcymi nie rozmawiała i była świadoma zagrożeń - miałam oglądać magazyn 997 Rolling Eyes
o, mi mama z kolei nie pozwalała, a ja ten program bardzo lubiłam. Na czworaka skradałam się do przedpokoju i stamtąd go oglądałam.

Odpowiedz
patunieczka 2010-03-02 o godz. 04:32
0

Czytam i jest mi cholernie smutno... Dlaczego dorośli biją dzieci, opowiadają im takie dyrdymały, napawając się ich przerażeniem? Aż taką siłę daje to dorosłemu...? Tak pomaga na frustracje codzienności - poznęcać się fizycznie lub psychicznie nad dzieckiem? Nad kimś, kto jest tak zależny od niego, kto mu ufa.
K..., nie rozumiem.
Jeżeli miałabym coś takiego w życiu robić, to lepiej, żebym nie miała dziecka wcale.

Wiem, że za emocjonalnie do tego podchodzę, ale siedzi obok mnie taki robaczek i na razie w oczach ma ufność i radość, że mnie widzi.
W imię czego miałabym zamieniać to na strach i łzy? Bo szacunek i te sprawy?

Szanujecie dziś tych, którzy Was bili/straszyli? Bo jak nie...

A tak o sobie - lańsko w tyłek dostałam dwa razy - raz od dizadka za głupotę (i do dziś mam w sobie urazę o to), drugi raz od taty, który chyba uznał to za jedyny sposób reakcji na mój wyskok - miałam 5 lat o wyszłam z domu do koleżanki nie mówiąc, że gdzieś idę. A że niedaleko była melina, której mieszkańcy nie raz odgrażali się rodzicom, że córce krzywda się stanie, to rozumiem ich przerażenie...
Plus parę razy od mamy oberwałam ścierką kuchenną, nie pamiętam za co.

Ze straszenia to fatalny chwyt pedagogiczny mojej matki, cobym z obcymi nie rozmawiała i była świadoma zagrożeń - miałam oglądać magazyn 997
Aż mi trudno skomentować.

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 04:02
0

Smutny ten watek :(

Mnie nikt nie bił i nie straszył, ale to prawda, że wszystko się zapamietuje.
Mam obsesję na temat świeżości jedzenia, bo moja mama ma i od dziecka słyszałam "sprawdź czy to jeszcze dobre" lol

Za to znajoma rodziny straszyła swoje dzieci burzą. Nie muszę mówić co przezywały jak była burza

Ostatnio na jakims forum wyczytałam, że facet mówi dzieciom, które przeszły leczenie szpitalne, że jak nie będą piły jakiejs mikstury to pójdą do szpitala. Bez komentarza

Schiz i fobii mam tysiąc, ale chyba taki typ jestem... Ciemności bałam się całe życie. Zawsze spałam przy zapalonej lampce. Dopiero przy moim mężu mi przeszło :o

Odpowiedz
przytul.anka 2010-03-02 o godz. 03:48
0

Dzieciństwo generalnie kojarzy mi się ze strachem i brakiem poczucia bezpieczeństwa. Najlepiej się czułam jak byłam sama. Do tej pory zostały mi problemy z zasypianiem, jak męża nie ma obok słabo śpię.

mam nadzieje, że moje dzieci będą miały lepsze wspomnienia z dzieciństwa

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 03:34
0

Rodzicie mnie nie straszyli. Straszyła mnie starsza siostra. Nie pamiętam dokładnie czym, ale na skutek jej opowieści b. długo bałam się zostawać sama w domu. Wpadałam w histerię na myśl, ze będę sama w domu. A co robiła moja siostra jak ze mną zostawała? Chowała się tak, żebym jak najdłużej nie mogła jej znaleźć. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale sama w domu zaczęłam zostawać chyba w 4-5 klasie podstawówki. Za to teraz uwielbiam być sama w domu

A. I jeszcze coś. Zazwyczaj tuż przed snem moja siostra raczyła mnie opowieścią o tym, że jestem adoptowana. Ze prawdziwe dziecko mojej mamy umarło, a że moja prawdziwa matka była jakąś straszną pijaczką (nie miała zębów, no i w ogóle była straszna - taka baba jaga ;) ) no i "jej" mama się nade mną zlitowała i zabrała mnie do domu, ale tak naprawdę to nie jest moja rodzina. Nie ruszało mnie myśl, że mogę być adoptowana. Ja się bałam, że ta pijaczka kiedyś po mnie przyjdzie i mnie zabierze :/
Ona mi tę opowieść powtarzała przez kilka lat. A że jest ode mnie sporo starsza i zawsze była dla mnie autorytetem to ja biedna w to wszystko wierzyłam...

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 03:10
0

Pamiętacie program "Sonda"? Prowadzili go dwaj Andrzeje. Leciał jakoś w porze kolacji, nie pamiętam czy przed dobranocką czy po wiadomościach. Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałam właśnie z "Sondy" o AIDS, że jest to choroba, która bardzo szybko się rozszerza, że ludzie szybko na nią umierają, a najczęstsze objawy to krwawiące strupy. Jak ja się bałam tych strupów, szorowałam się gąbką podczas kąpieli, jak szalona.

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 02:49
0

fobie jak fobie. ale miala okres, kiedy sie pierunsko balam, ze Marszalkowka beda szly wojska. nieopatrzenie podlsuchalam w wiadomosciach, o jakims konflikcie zbrojnym, a ze dziadek opowiadal o partyzantce, no to bylam przekonana, ze Niemcy nas zaatakuja chwila moment. no i mama sie musiala ze mna mocno cackac przez rok chyba, bo nie moglam zasnac sama.

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 02:45
0

Wraz z moim rodzeństwem ciotecznym wakacje spędzałam u dizadków na wsi. Jak byliśmy mali to dziadkowie pracowali jeszcze w polu i często zostawaliśmy sami w domu. I wtedy byliśmy straszeni żeby nikomu nie otwierać drzwi bo po wsi chodzą Cyganie i okradną nam dom i nas mogą ukraść. Do tej pory jak widzę Cygankę to czuję, że serce zaczyna mi mocniej bić...
Aha, do lasu też sami nie mogliśmy chodzić (wcale się nie dziwię) ale powód był najlepszy - tam są dziady :o . Już nie pamiętam co to były te dziady ale sama do lasu w życiu nie wejdę.

Rodzice mojej przyjaciółki jak nie chciała jeść to ją straszyli, że wywiozą ją za karę na wieś :o a na wsi tak to niestety jest, że dzieci muszą jeść gile z nosa i ona też będzie musiała jeść swoje :o . Jak moja przyjaciółka jechała ze mną pierwszy raz w życiu na wieś to strasznie się bała tych "praktyk" i jadła wszystko co moja babcia podała .

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 02:33
0

Ja tez mialam nadzieje, ze niegdysiejsze praktyki stosowania watpliwych metod wychowawczych w przedszkolu to relikt zamierzchlych czasow. Ale niestety - to caly czas zalezy od wychowawcow...
Ja pamietam do dzis scene z przedszkola - 3 albo 4-latki - wracamy ze spaceru, jedna dziewczynka zrobila siku w majtki, pani to zauwazyla i tak jej przyrznela w tylek, ze ta az wjechala na pupie do sali...Ostatnio opowiada mi kolezanka jak to jej synek zmalowal cos w przedszkolu, az pani musiala mu dac klapsa :o

Odpowiedz
Alma_ 2010-03-02 o godz. 02:22
0

Pamiętam, że u mnie w przedszkolu też była taka "rozbierana" kara, ale chyba tylko za najcięższe przewinienia, bo pamietam, że głównie jeden chłopak, największ rozrabiaka, był karany w ten sposób.
Mam nadzieję, że w dzisiejszych przedszkolach takich praktyk już nie ma

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 02:20
0

Nie mam żadnych fobii z dzieciństwa. To dziwne chyba. ;) Nikt mnie nie bił i nie straszył. Mam klaustrofobię, ale nie wiem, czy mi się skądś wzięła, czy jakieś geny mam spaczone. lol Dzięki temu nie jeżdżę windami (chyba że z mężem), co jest moją udręką, bo z trudem chodzę po schodach (serce mam kiepawe ;)).

Ale chyba rodzice się postarali, żebym nie miała traumy. lol

Odpowiedz
kkarutek 2010-03-02 o godz. 02:18
0

nie mogę sobie teraz przypomnieć, czy mnie czymkolwiek straszono w dzieciństwie i czy gdzieś to pozostało w mojej podświadomości.
Natomiast w którejś z dzisiejszych gazet jakaś pani napisała, że jej synek boi się wieczorynki, bo wśród reklam poprzedzających bajkę jest reklama, gdzie biała zjawa czai się z nożem na przerażoną panią. Brawo dla tych, co ustalają czas emisji poszczególnych reklam

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 02:17
0

Ja się bałam pasa mojego ojca...
Pamiętam do dziś jak siedział w fotelu i sięgał po ten pas do szafy. Czarny, skórzany, z takimi metalowymi wykończeniami dziurek...
Parę lat temu podczas porządków znalazłam resztki tego pasa i wyrzuciłam, uff.
Pas był używany przeważnie wieczorami, kiedy wracałam późno od koleżanki mieszkającej w sąsiedniej klatce. Rodzice doskonale wiedzieli gdzie jestem, ale nie wracałam po prostu na czas...
I teraz pamiętam to w ten sposób, że każdy pobyt u koleżanki kończył się spotkaniem z tym pasem. No, chyba, że tata po mnie przychodził. Wtedy nie bił. Tylko wtedy dostawałam, jak przychodziła po mnie mama. A mama chodziła najczęściej...

I jeszcze jedno.
Może nie tyle się boję tego, ale na pewno jakoś to odbiło się na mojej dziecięcej psychice.
W przedszkolu (4-latki) panie wychowawczynie wymyśliły sobie karę. Jak ktoś był niegrzeczny to miał stać bez majtek przed całą grupą. Teraz to brzmi dla mnie jak z koszmaru, ale wtedy to było chyba normalne. Potem jak się bawiłam lalkami, to jedna zawsze była niegrzeczna i musiała stać bez majtek...

Odpowiedz
dr_chaos 2010-03-02 o godz. 02:17
0

Jak byłam w zerówce, albo w I klasie, przeszłam pod taką bramą na cmentarzu, przez którą przechodzi się z trumną jako symbol opuszczania przez duszę ziemi. Normalnie chodnik prowadził przez tą bramę w głównej alejce cmentarza, ale tez bokami. Jak tylko przez nią przebiegłam, to zaczepiła mnie jakaś baba i spytała czemu przechodzę przez bramę dla zmarłych :o , ona jeszcze coś gadała strasząc mnie, oniemiałam i uciekłam. Potem mama mi powiedziała, że jest taki zabobon, żeby nie przechodzić przez tą bramę, bo nią można przejść tylko raz i to nogami do przodu. No i przez trzy kolejne miesiące nie wychodziłam w nocy z łóżka nawet do ubikacji. Ile ja się wtedy nagimnastykowałam, żeby wyłączyć światło w pokoju najlepiej nie wychodząc z łóżka (w nim czułam się bezpieczna)
Do tej pory zawsze obserwuję na cmentarzu z ciekawości ile osób przechodzi pod bramą a ile bokiem ;) No i jakoś tak z automatu zawsze chodzę bokiem, chociaż w zabobony nie wierzę 8)

Odpowiedz
DobraC 2010-03-02 o godz. 02:12
0

ostatnio w rozmowie z K stwierdzilismy ze bedziemy dziecko uczyc otwartosci, przyjaznego stosunku. Wiadomo ze to ryzyko, ale zadbanie o bezpieczenstow dziecka to przeciez NASZE zadanie...

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 02:09
0

Probuje sobie przypomniec co bylo moim strachem z dziecinstwa - widac nic nie zapadlo mi az tak w pamiec , co nie znaczy, ze nic nie bylo, bo kilka traum mam do dzis i nie wiem z czym sa one zwiazane.

Pamietam takie glupie gadanie, ze ktos mnie zabierze, ze mi drzewo urosnie w brzuchu jak polknę pestkę itp. Nie potrafię totalnie zrozumiec po co dorosli wymyslaja takie rzeczy Tak jak pisze Rabbit - oba powody sa przerazajace. Jednak z tych dwoch bardziej poraza mnie kiedy ktos zdaje sobie doskonale sprawe z tego co robi i jaki to moze miec wplyw na dziecko, do tego zadaje sobie trud jak z tą czarownicą w lazience :o Moja kolezanka straszy dziecko roznymi pierdolami zeby ta czegos nie robila i nie trafiaja do niej argumenty, twierdzi, ze innego sposobu nie ma...Ale podobnie twierdzi z klapsami, z ktorymi sie wcale nie kryje. Babcia probowala mlodego straszyc, ze pies mu cos zrobi zeby psy omijal z daleka ona sie boi psow i uwaza, ze lepiej dziecko tego uczyc. Owszem musi byc ostrozny, ale nie chce zeby sie BAŁ

Odpowiedz
WhiteRabbit 2010-03-02 o godz. 01:54
0

DobraC napisał(a):Whiterabbit, niezla jestes z tymi drzewami... ale jak Ty sobie dajesz rade w parku, lesie? czy to tylko o takie "wolnostojace" chodzi?
Boję się wielkich choinek (traumę przeżywałam, jak w góry pojechaliśmy - serio! Ale przy R. tak się nie bałam i mogłam spuścić głowę na dół, nie patrząc).
Boję się też drzew takich z grubymi konarzyskami. Boję się roślin, które zazwyczaj nie są duże, a są wielkie (np. w życiu bym nie weszła na łąkę, gdzie rośnie 2,5metrowa trawa - na samą myśl drętwieję :o).
Nie boję się drzew przeciętnej wielkości, a takie są w parkach, lasach - oprócz gór ;).
Czasem gdzieś taka choinka rośnie u kogoś w ogródku - przechodzę na drugą stronę i odwracam wzrok, a i tak nogi i ręce mi cierpną lol

Jak mogę, to omijam choiny ;)
Najgorzej w górach było

Odpowiedz
Doosia 2010-03-02 o godz. 01:54
0

Jak byłam mała to straszono mnie, chyba w żartach, że szczypawka mi w nocy wejdzie do ucha i że mi cośtam przegryzie i że będę głucha (do tej pory śpię z poduszką na głowie). Nie wiem czego mnie takie gadanie miało nauczyć. Nauczyło jedynie lęku przed owadami.

Odpowiedz
ola78 2010-03-02 o godz. 01:52
0

ja też pasem czasem dostałam...
tata na siłę mnie prowadzał do szkoły muzycznej, a jak się nie uczyłam do obrywałam. moim największym strachem dzieciństa było pianino!! ojciec ganiał mnie po domu, by zapędzić do grania, a potem siedział przy mnie i pilnował, żebym nie uciekła.
rok temu pierwszy raz od lat 20 weszłam do TEJ szkoły muzycznej. Ale mnie zmroziło, zszokowana byłam swoją reakcją...

a jak już byłam starsza (koniec podstawówki, liceum) to ciągle słyszałam, że jestem głupia...

Odpowiedz
Samba 2010-03-02 o godz. 01:48
0

Ja jak byłam mała (ok 4 lat), to u babci uwielbiałam myć ręce. Stawałam sobie na stołku, rozkręcałam wodę (i ciepłą i zimną) i chlapałam sobie w umywalce.
Aż pewnego razu wchodzę do łazienki wieczorem (już było szarawo a ja nie zapaliłam światła) a tam jakaś baba-jaga za oknem :o
Z takim krzykiem wyleciałam z tej łazienki że hej.
Okazało się (dużo później), że Babcia się bała żebym się nie poparzyła od tej wody i umówiła się z sąsiadką na straszenie

Efekt był taki (oprócz kłótni z moją mamą) że nie tylko nie wchodziłam do łazienki ale panicznie zaczęłam się bać ciemności. I trwało to bardzo długo..

Odpowiedz
DobraC 2010-03-02 o godz. 01:47
0

Whiterabbit, niezla jestes z tymi drzewami... ale jak Ty sobie dajesz rade w parku, lesie? czy to tylko o takie "wolnostojace" chodzi?

Odpowiedz
WhiteRabbit 2010-03-02 o godz. 01:44
0

Justa :o :|

Mnie niczym nie straszono, ale to nie znaczy, że się niczego nie bałam.
Boję się niektórych rzeczy do teraz. Były to sprawy, na które moja mama nie miała żadnego wpływu.
Przykład najdobitniejszy: Boże Narodzenie, dziadek pojechał po choinkę. Ktoś puka do drzwi, otwieram, a tam wielkie drzewo. Każdy się ze mnie śmieje teraz, że się dużych drzew boję, ale ja się boję panicznie. To wręcz fobia - blednę, prawie mdleję.

Kar cielesnych nie stosowano.

A straszenie dzieci potępiam, bardzo potępiam!
I nieważne, czy bez przyczyny, czy przyczyną jest, by dziecko się uspokoiło (i jeden, i drugi powód mnie przeraża).
Filip na razie niczego się nie boi, ale bardzo się staram, by tak pozostało.

Odpowiedz
DobraC 2010-03-02 o godz. 01:42
0

Justa :o

choc ja tez pamietam kary cielesne pamietam ze najbardziej upokarzajace bylo dla mnie to ze kazano mi sie "przelozyc" samemu. zawsze wolalam jak sie ze mna szarpali...

jak juz bylam w liceum to rodzice mowili "ucz sie ucz bo jakby co to my nie mamy mozliwosci zeby Ci nawet prace w gieesie zalatwic" lol nie wiem skad im ten GS sie wzial, ale podzialalo. Nie mowiac o tym ze zaczelam prace w wieku lat 18 :)

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 01:36
0

Mnie co prawda niczym nie straszono żadnymi diabłami, szczurami złymi duchami ale za to pamiętam stanie lub klęczenie w kącie z rękami do góry, lanie pasem czy sznurem - czasem jak sobie przypomnę te scenki to mam łzy w oczach :(

A przypomniało mi się że straszenie jednak było - straszono mnie poprawczakiem :o
Straszne to było - coś tam zbroiłam i na drugi dzień jak wychodziłam do szkoły mama informowała mnie, że po południu odwiezie mnie do poprawczaka - cholera jak ja sie bałam wtedy do domu wrócić a jak już docierałam do domu to pierwsze co to zaglądałam do samochodu czy nie ma tam spakowanych moich rzeczy

Odpowiedz
Zła kobieta 2010-03-02 o godz. 01:33
0

Hm, siostra mnie straszyła, ale nie pamiętam czym. Znam to z opowiadań, miałam może 2 latka i histeryzowałam za każdym razem jak mama ruszała zasłoną. Co się okazało? Siostra brała zasłonę i szarpała nią wte i wewte, krzycząc bym się uspokoiła. Wtedy były jeszcze takie metalowe żabki pod karniszem i tego dźwięku się panicznie bałam. Jednak sama tego nie pamiętam, ani innych "strachów".

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie