• Zedka odsłony: 9662

    Wspomnienia z dzieciństwa

    Czy macie jakies fajne i zabawne wspomnienia z dzieciństwa?Czy zdazało Wam się "wykręcić"jakiś numer który teraz wspominacie z uśmiechem i łezką w oku?

    Ja pamiętam jak pociełam mamie nowiutkie firanki które dostała w prezencie od jakiejs znajomej z pracy..Miałam wtedy chyba z 7 lat a były to wtedy czasy w których papier toaletowy jak rzucili to było święto..:)Pocięlam bo potrzebowalam na sukienke dla lalki...Rzecz jasna nie przyznałam się w ogóle do tego i dopiero jak mama powiesiła firaneczki to niestety...dostałam nie złe lanie..:)

    Odpowiedzi (41)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-01-31, 18:25:03
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Coccolino1 2009-01-31 o godz. 18:25
0

Mam 14 lat młodszego brata i któregoś pięknego dnia (gdy miał około 1.5 roczku) powiedziałam mu, wskazując na grupę stojących pod trzepakiem chłopaków: "Zobacz tam jest tata! Biegnij do niego!" No i mój brat pobiegł krzycząc: "Tata, tata"... A oni patrzyli jeden na drugiego: "Przyznajcie się... Czyje to???"
Miałam kiedyś koleżankę Karolinę, która uwielbiała robić kolegom pewien kawał... Gdy jakiś chłopak przechodził obok nas, ona mówiła :"Ale ja się Ciebie wstydzę" i zakładała sobie na głowę rąbek sukienki, odsłaniając w całej okazałości majteczki... Chłopcy zawsze robili się czerwoni

Odpowiedz
migotka76 2009-01-31 o godz. 02:35
0

Do tej pory rodzice wspominają jak jako kilkuletnie dziecko bawiłam się w "mięsko" (podobno tak nazwałam tą czynność) i chciałam pokroić ususzoną cytrynę. Skończyło się zszywaniem palca.
Kilka lat później chciałam odkroić chomikowi piętkę suszonej bułki. Efekt podobny, ale obyło się bez szpitala.
Pamiętam jak babcię zatrudniła jako swoją pacjentkę. Bawiłam się w stomatologa. Skończyło się tym, że babci porobiły się zajady.
A brat był moim klientem w "zakładzie fryzjerskim"... Bylam drrastyczna. Podrapałam mu głowę grzebieniem.

Jakieś krawe zabawy miałam... :(

Odpowiedz
Gość 2009-01-31 o godz. 01:59
0

Tak na szybko to przypomina mi się:

idąc do chrztu miałam 13 miesięcy (w rodzinie sami pływający i nie mozna bylo skompletowac rodziny lol ), wiec już mówiłam i chodziłam -ponoć calą mszę krzyczałam do księdza "dziadzia"

mając 7-8 lat bawiłam sie z kolega (znajomi mamy przyszli na kawę z synkiem) i wylałam mu na głowe prawie calą butlę płynu do naczyń "Ludwik", wrzask kolegi był niesamowity jak sie płyn dostala do oczu, a znajoma potem opowiadała ze nie mogła go spłukac bo sie tylko pienił i pienił...

majac lat okolo 4 wysypałam na śpiących rodziców kilogram mąki-rano nie mogli otworzyc oczu i ust po mieli na twarzach mąkę

w wieku około 8 lat pojechalam z kolezanką na dach 10-piętrowego wieżowca celem podziwiania panoramy Szczecina.Mama długo mnie szukala po podwórku bo akurat miałyśmy gdzies razem jechać-az jej inne dzieci powiedziały gdzie jestem...a ja tak sobie siedziałam na metalowym daszku a nóżki mi dyndaly w dole (kiedys nie było zadnych barierek!) ...rany ale wtedy dostalam w tyłek na pierwszym piętrze... lol

Odpowiedz
naitre 2009-01-31 o godz. 01:37
0

Coccolino1 napisał(a):Lianka napisał(a):Coccolino przypomnialas mi jak z moja siostro "rozmawialyslmy z siadem dwa pietra nizej mieszkajacym. balkony byly od frontu bloku a my spuszczalysmy Piotrkowi grypsy w.. nocniku na sznurku. Niezly widok sasiedzi mieli :)
A Ty Lianka przypomniałaś mi, jak z koleżanką z bloku obok- pociągnełyśmy sobie z okna do okna sznurek, zaczepiony na dwóch bloczkach- przyczepiałyśmy tam karteczki z informacjami i przeciągałyśmy jedna do drugiej... Zabawa nie trwała długo, bo koledzy z osiedla, byli bardzo ciekawi co tam wypisujemy na tych karteczkach... Na szczęście informacje były zaszyfrowane...
Z kolei z koleżanką mieszkającą nade mną miałyśmy system stukania w rury, który zawsze coś oznaczał... np. wyjżyj przez okno lub wyjdziesz na dwór?? Niestety sąsiadom mieszkającym na innych kondygnacjach w tym samym pionie nie podobało się nasze stukanie w rury...
My z koleżanką też tak przeciągałyśmy karteczki. Ona mieszkała w bloku na przeciwko, jakieś 200m ode mnie na 6 piętrze, ja na 3. Ale rodzice kazali nam śiągnąć w obawie, że jak zerwie się nitka, to komuś głowę odetnie :|

W kościele gdy wszyscy klęczeli, mi się nudziło, wiec wchodziłam pod ławkę i ściągałam paniom buty i robiłam im "gili gili" to znaczy, łaskotałam lol Nikt nic nie powiedział lol

Kiedyś mama zrobiła zupę jagodową (moją ulubioną) i poszła do sklepu bo akurat "mamówy" (parówki) rzucili. Siostra poszła jeść do pokoju obok, ja sobie myślę, co to gorsza jestem? też mogę. Wzięłam ten tależ zupy i niestety wylądował na ścianie na przedpokoju. Plama była tak na wysokośc 1,5m. A my z siostrą zeby nie było widać postawiłyśmy na tej ścianie mały pluszowy foteli, wysokości 50 cm lol
Efekt był taki, ze mamusia się zorientowa 8)

Odpowiedz
CHATOR 2009-01-30 o godz. 13:24
0

ja pamietam co takiego:

- bawiłyśmy sie z kuzynką wózkami , takimi naszymi z których juz wyrosłyśmy i woziłyśmy się w nich, no i jak ja wiozłam moja kuzynkę w tym wózku to "niechcący " spuściłam ją ze schodów do piwnicy.......

- wracając do uśmiercania zwierzat i nauki latania , ja uczyłam latać kota z balkonu...niestey skonczyło sie to tragicznie dla kota....nie chciał sie nauczyć

- będąc kiedyś z babcią w kościele podczas komunii wypaliłam na cały kosciół do babci " a co to ksiadz tam daje ludziom...ogórka?"......

Odpowiedz
Reklama
Coccolino1 2009-01-30 o godz. 08:03
0

Lianka napisał(a):Coccolino przypomnialas mi jak z moja siostro "rozmawialyslmy z siadem dwa pietra nizej mieszkajacym. balkony byly od frontu bloku a my spuszczalysmy Piotrkowi grypsy w.. nocniku na sznurku. Niezly widok sasiedzi mieli :)
A Ty Lianka przypomniałaś mi, jak z koleżanką z bloku obok- pociągnełyśmy sobie z okna do okna sznurek, zaczepiony na dwóch bloczkach- przyczepiałyśmy tam karteczki z informacjami i przeciągałyśmy jedna do drugiej... Zabawa nie trwała długo, bo koledzy z osiedla, byli bardzo ciekawi co tam wypisujemy na tych karteczkach... Na szczęście informacje były zaszyfrowane...
Z kolei z koleżanką mieszkającą nade mną miałyśmy system stukania w rury, który zawsze coś oznaczał... np. wyjżyj przez okno lub wyjdziesz na dwór?? Niestety sąsiadom mieszkającym na innych kondygnacjach w tym samym pionie nie podobało się nasze stukanie w rury...

Odpowiedz
Gość 2009-01-23 o godz. 16:06
0

Ze swoich wybryków nie pamiętam wiele,
mama za to do dzisiaj pamięta jak 2 letnia Aga wypsikała mamie cały duży dezodorant "Rexony", towar zdobyczny "z Zachodu" :)

mąż opowiadał jak jego mama pracowała na nocki a w dzień była w domu nieprzytomna, położyła się na chwilę, i słyszy: "mamo, mogę?" - "tak dziecko możesz" -> gdy wstała okazało się że pozwoliła synkowi obciąć sobie samemu grzywkę, była krzywa aż miło i krótka że strach lol

Odpowiedz
szpilunia 2009-01-23 o godz. 15:03
0

Oj i u mnie w domu sie działo:
- jak chodziłam do zerówki - odbierala mnie Babcia (nienawidzilam tych kilku godzin, bo "opiekowala sie" nami pani Marysia, ktora wyladowywala na nas wszelkie frustracje) - dorgą kompromisu spedzalam w tej zerowce 4 godziny i zaraz po obiedzie odbierala mnie Babcia - ktoregos dnia musiala cos zalatwic na miescie i spoznila sie...w tym czasie moj brat chodzil do 2 klasy podstawowki (ten sam budynek) i jakos wlasnie wtedy wrocil pierwszy raz sam do domu i rodzice nie mogli sie go nachwalic - wiec postanowilam zrobic to samo..poszlam do pani Marysi powiedzialam ze ide do ubikacji, ta zezwolila, wiec biegiem do szatni - tam powiedzialam ze Babcia czeka przed szkola - pani szatniarka nawet pomogla mi sie ubrac - i pojechalam do domu autobusem...dziadkowi (gluchemu) powiedzialam ze juz jestem a babcia bedzie pozniej...pani Marysia jak ie zorientowala ze mnie nie ma to od razu przyleciala do nas do domu i na sile chciala mnie zabrac do szkoly - ja wlazlam na szafe a dziadek nie wiedzac o co chodzi ani kim ta pani jest - wywalil ja z domu...w tym czasie Babcia dotarla do szkoly i prawie miala zawal...efekt byl taki ze niezle manto zebralam i odtad w zeroce do kibelka chodzilam w obstawie co najmniej dwoch kolezanek lub pani...
- jak mialam 8 lat to moj brat i kuzyn postanowili przetestowac na mnie czy czlowiek - tak jak na filmach - rzeczywiscie jak sie go przytopi - to wyplywa za chwile na powierzchnie i juz umie plywac - EFEKT: do dzis boje sie wiejsc do wody i plywac nie umiem...
- moja siostra jak byla mala - namietnie przycinala wasy wszlekim kotom i psom...pozniej zaczela je przypalac.... :o

Odpowiedz
Lianka 2009-01-23 o godz. 14:43
0

Coccolino przypomnialas mi jak z moja siostro "rozmawialyslmy z siadem dwa pietra nizej mieszkajacym. balkony byly od frontu bloku a my spuszczalysmy Piotrkowi grypsy w.. nocniku na sznurku. Niezly widok sasiedzi mieli :)

Odpowiedz
saskia 2009-01-23 o godz. 07:06
0

ja mam kilka takich wybrykow, ktore wraz z rodzicami wspominamy ze smiechem do dzis. chociaz przypuszczam, ze wtedy sie nie smiali az tak :)

mialam ok. 5 lat, gdy mama wyslala mnie do kwiaciarni obok (jakies 20 m), zebym sprawdzila, czy jest czynna. jako ze byla zamknieta, saskia - rezolutny dzieciak - wybrala sie do kwiaciarni oddalonej calkiem sporo (drugi koniec ogromnego osiedla), zeby powiedziec mamusi, gdzie moze kupic kwiatki :) rodzice szukali mnie, przerazeni wizja porwania/wypadku, az w koncu wpadli na ten sam pomysl, co ja. spotkalismy sie na baaardzo ruchliwym skrzyzowaniu. konsekwencji nie pamietam :)

mialam moze 2 latka, gdy popisalam cala sciane w pokoju kredkami swiecowymi. na pytanie, dlaczego to zrobilam, odpowiedzialam, ze wolno, bo tatus tez rysuje po scianie. owszem - zaznaczal kreseczkami na scianie, jak rosne :)

i ostatnie, takie najsmieszniejsze w sumie. mama zrobila kiedys koktajl truskawkowy (ach... nie bylo jogurtow wtedy jeszcze, taki koktajl to swieto bylo :) ). mialam za zadanie posprzatac po jego wypiciu - tzn. zebrac szklanki i wlozyc do zlewu. tato delektowal sie przysmakiem nieco dluzej niz reszta rodziny, wiec moze 4 letnia wtedy saskia, stanela w drzwiach pokoju i podpierajac sie pod boki ofuknela go, ze "czlowiek stoi caly dzien przy garach, a Ty sie tak wleczesz z tym koktajlem". rodzice pospadali z krzesel :D

Odpowiedz
Reklama
Coccolino1 2009-01-23 o godz. 06:05
0

Minima- dobre z tą kupą pod choinką :)) i sikaniem na środku sali tanecznej :))) Goście musieli mieć ubaw...
Przypomniało mi się, że jako 10-latkowie chodziliśmy do sklepu zapytać: "Czy jest Fawkulce??" (Fa w kulce) Sprzedawcy nigdy nie wiedzieli o co nam chodzi... Ależ mieliśmy ubaw.
Kiedyś zrobiłam sobie świetną zabawę w trakcie rozmowy z kolegami "przez okno"- tzn. ja w oknie, oni na dole i zaczęłam im wyrzucać koraliki-po jednym(a śliczne miałam :( ) A oni rzucali się -kto pierwszy złapie, potem drobne pieniążki... A potem mamy klipsy...bransoletki... I wtedy niezauważyłam mamy wracającej z pracy... Za to ona zauważyła co robie...!!!
Innego dnia- byłam ciekawa jak działa strzykawka( bez igły)- zostałam sama w domu i postanowiłam rozprowadzić strzykawką herbatę po suficie... Zrobiłam śliczne, nierównomierne kropeczki, taka abstrakcja i nie rozumiałam czemu rodzicom się nie podoba...

Odpowiedz
Gość 2009-01-23 o godz. 05:08
0

Jakoże byłam chyba grzecznym dzieckiem wybryki aż tak spektakularne mi się nie przydarzały. Jednak juz od małego nauczona byłam "samodzielnego załatiwania się". Jako niespełna roczne dziecko nie chciałm sikac do pieluchy co szczególnie przeszkadzało rodzicom jak gdzieś jechali autobusem, bo trzeba było prosić kierowcę coby się zatrzymał bo dziecko woła siku, a lac w pieluche nie chce
Podobnie rodzinka wspomina chrzciny mego rok młodszego kuzyna, kiedy to mama z ciocią zagadane nie zuważył jak wołam że chce kupe....poszłam i sama zrobiłam....pod choinką. Podobna histria miała miejsce potem, jak jako kilkuletnie dziecko na wesleu kogoś, wołałam, ze chce siku a mam nie słyszała....załatiwłam się na środku sali do tańczenia.. ;) A jako kilkulatek już nie wołałam mamy co i jak chce tylko sama wsio zalatiałam, ale potem już kulturlaniej pod drzewm lub gdzieś w krzakach lol

Odpowiedz
Gość 2009-01-23 o godz. 04:24
0

Przypomnialy mi sie jeszcze dwa wybryki z bardzo wczesnego dziecinstwa.

Jak mialam 10 miesiecy to zaczelam samodzielnie wychodzic z lozeczka, ktore stalo obok tapczanu. Górą.

Ksiedza na oltarzu tez sie uparlam odwiedzic. Na mszy z okazji roczku. Udalo mi sie dojsc do celu bo nikt nie mial odwagi mnie zatrzymac :)

Odpowiedz
Gość 2009-01-23 o godz. 01:19
0

Ech uśmiaąłm sieczytając Wasze wypowiedzi - tym bardziej, że mam na sowim koncie podobne wyczyny :)

1. uczyłam latać kurczęta babci...oj niewiele z nich przeżyło
2. też u babci, w swięta, wzięłąm pogrzebacz od pieca kaflowego i starałam się tym trafić w każdą bombkę na choince :) oberwało mi się za to, bo większość ozdób była w rodzinie od pokoleń :(
3. wyszłam z wózka - miałam 8 mcy, od miesiąca chodziłam, bardzo wczesnie zaczęłam - babcia wzięła mnie na spacer do sąsiadki, sąsiadka przy drodze mieszkała, wesele jechało no i babcia wraz z sąsiadką patrzyły na samochody, ludzi itd. w pewnym momecnie babcia patrzy do wózka, well Karolinka stoi obok i jedną łapką macha do gości weselnych :)
4. obcinałam lalkom brwi i włosy - a takie piękne lalki miałam :(
5. ognisko rozpaliłam w kuchni u babci, na szczęście w pore mnie znaleziono.
oj sporo by jeszcze pisać o takich przypadkach :)

Odpowiedz
Gość 2009-01-22 o godz. 22:32
0

Ja miałam pewny bardzo pamiętny pomysł ;) bawiąc się w dom. Poustawiałam krzesła, przykryłam kocem-dachem i postanowiłam, że będę prasować. Włączyłam oczywiście żelazko do prądu i na środku naszej wykładziny w pokoju rodziców powstał stopiony ślad po żelazku. Oj, ale mi się wtedy oberwało. Na szczęście wykładzina była w kilku kawałkach, więc Tata poprzekładał je tak, żeby ślad był mniej widoczny, bo przecież wtedy o nowej wykładzinie można było tylko pomarzyć...

Odpowiedz
Gość 2009-01-22 o godz. 20:11
0

Liberales napisał(a):Wsadziłam sobie ziarno kawy do nosa inie mogli je wyciągnąć..już mnie ciągneli do laryngologa ale jakoś wykichałam je.
Ty tez lol . Ja wsadzilam sobie groszka mlecznego (swoja droga pyszne one byly). Na szczescie tez obylo sie bez wizyty u lekarza.

Poza tym , tak samo jak Willow, mam zycie na sumieniu. Tylko ze ja zaglaskalam na smierc jedna z kaczek francuskich hodowanych przez moja babcie. Potem, zeby nikt sie nie kapnal, zakopalam ja w ogrodku 8) .

siuda_baba napisał(a):zabawa z telefonem: przeszukiwanie książki tel. w poszukiwaniu śmiesznych w naszym przekonaniu nazwisk, no a potem rozmowy typu: "-Dzień dobry, czy tu pan Chlebek? -Tak. -A czy mogę rozmawiać z panią Bułeczką?". Co dowpcipniejsi kontynuowali dialog...
Ja tak meczylam Pania z kiosku. Byly pytania w stylu: "Czy jest Karuzela?- Tak - To poprosze dwa bilety na lancuchowa". I tak przez godzine , az Pani nie poszla na skarge do mamy.

A z innych moich pomyslow:

W pierwszej klasie podstawowki odkrylam magiczna szuflade, w ktorej moja mama trzymala swoje paski i bizuterie. Zawowcowalo to tym., ze do szkoly chodzilam obwieszona jak sroka. Na fartuszek zasze zakladalam pasek, korale, przypinalam broszki. W uszach mialam obowiazkowe klipsy. Najchetniej takie sylwestrowe, dlugie, blyszczace :lizak:. Oczywiscie mama o niczym nie wiedziala... az do pierwszego zebrania z rodzicami. Poza tym nagmninne chodzilam w mamy lakierkach na obcasie (oczywiscie za duzych), ale to juz tylko po osiedlu.

Notorycznie ignorowalam mame, jak wolala mnie ze mam isc juz do domu. Zawsze kalkulowalam czy oplaca mi sie konczyc taka super zabawe, czy lepiej pojsc jak mi sie podoba i dostac lanie 8) . Ktoregos razu, na drugi dzien po poznym przyjsciu do domu, chcialam isc na poranek. Mama za kare mnie nie puscila. A poniewaz zaraz potem poszla sie kapac, no to ja zwinelam jej portfel i w nogi, do kina. Dopodala mnie w polowie drogi... w szlafroku, z mokra glowa.

Mama tez opowiadala mi, jak poszla ze mna do Kosciola i bardzo podobal mi sie oltarz. Caly czas wyrywalam sie Jej, by pojsc w wiadomym kierunku. Przy tym oczywiscie krzyczalam w nieboglosy. Ksiadz musial czytac przeze mnie dwa razy ogloszenia duszpastreskie, bo Go zagluszylam za pierwszym razem. Przy czym to jakos skomentowal z mownicy. Mama podobno spalila sie ze wstydu.

W sumie moglabym tak pisac i pisac, bo generalnie bylam dosc nieznosnym dzieckiem, ale przynajmniej sie rodzice nie mogli ze mna nudzic

Odpowiedz
Gość 2009-01-22 o godz. 13:12
0

Do tej pory wspomina się, jak postanowiłam w domu rozpalić ognisko z ruszających się klepek w parkiecie. A żeby nikt tego nie zobaczył.. postanowiłam zrobić to za zasłoną... na szczęście szybko mnie nakryli :)

Odpowiedz
Gość 2009-01-22 o godz. 09:34
0

Kilka bardzo typowych dziecięcych sposobów na zabicie nudy:
1. Moja siostra wykręcała jakiś numer telefonu (mam wrażenie, że jeden z tych alarmowych), po czym wmawiała mi, że tam zgłosi się św. Mikołaj i mogę mu powiedzieć, jakie prezenty chciałabym dostać. Do dziś pamiętam głos faceta po drugiej stronie słuchawki - zdecydowanie BYŁ poirytowany
2. Kolejna zabawa z telefonem: przeszukiwanie książki tel. w poszukiwaniu śmiesznych w naszym przekonaniu nazwisk, no a potem rozmowy typu: "-Dzień dobry, czy tu pan Chlebek? -Tak. -A czy mogę rozmawiać z panią Bułeczką?". Co dowpcipniejsi kontynuowali dialog...
3. Zabawa wakacyjna, czyli pukanie do wybranych losowo drzwi w domu wczasowym, potem oczywiście ucieczka...
4. Skakanie z kolejnych stopni schodów - kto pobije rekord, ten wygrywa. Doszliśmy w ten sposób do szóstego albo ósmego stopnia (już nie pamiętam), nie było złamań ani wstrząśnień mózgu.
5. Ukochany nawyk mojej siostry: wsypywanie gościom do butów/kieszeni/torebek piasku, kaszy, ryżu, koralików a nawet klocków. Im bardziej nieoczekiwane przedmioty, tym lepiej.
Ech! To były czasy :D

Odpowiedz
Zedka 2009-01-22 o godz. 02:51
0

:D Czytając tak opowiadanie Coccolino1 o tych kanapkach,mnie sie przpomnialo jak wrzucalam systematycznie przy każdej kolacji i sniadaniu skórki chleba za kuchenkę gazową..Do dziś nie znalazłam odpowiedzi czemu tak nie cierpiałam skórek od chleba..ale pamiętam że specjalnie się ociągałam z jedzeniem żeby zostać w kuchni przy stole sama..żeby mama na chwile gdzies poszła...i tak uzbierało się prawie po brzegi..Nie wpadłam na myśl że mozę kiedyś mama będzie chciała posprzątać za kuchenką raz na pół roku..I przyszedł na to w końcu czas....Jak mama zobaczyła tą ilość tych skorek to myślała ze dostanie zawału:) Dostałam wtedy,pamiętam porządny ochrzan od rodziców i od tamtej pory zawsze byłam pilnowana w kuchni...:)

Odpowiedz
Coccolino1 2009-01-21 o godz. 22:37
0

Tyle było tych przygód...
Oto kilka z nich:
W wieku lat 3, znalazłam taty zestaw do golenia- wtedy były popularne maszynki metalowe z żyletką w środku. Weszłam z tym zestawem pod stół i cichutko próbowałam się ogolić. Oczywiście jako niedoświadczona dziewczynka zamiast ostrze prowadzić pod kątem 90 stopni, prowadziłam je pod kątem 0... Rodzice dopiero po kilkunastu minutach zaczęli się zastanawiać czemu jestem tak cicho. Jak mnie znaleźli to miałam pociętą całą twarz, w te pędy biegli ze mną do łazienki (a wynajmowaliśmy pokój), po drodze spotkaliśmy córkę właścicieli... Nie mogłam się nie pochwalić: Beatka zobacz, a ja się pociełam!!!! Na szczęście nie zostala mi żadna blizna.
Miałam pewnie 4 latka- tata wszedł do sklepu, ja z rowerkiem czekałam przed sklepem... Miałam na sobie śliczną sukienkę i buciki pod kolor- mi osobiście najbardziej z całego stroju podobał się ślad na podeszwach... A że trochę się pobrudził od chodzenia to postanowiłam go wyczyścić....sukienką. Na ziemię sprowadzila mnie jakaś pani: Dziewczynko co Ty robisz?? Myjesz buciki sukienką??
Gdy miałam 7 lat- poszłam pewnego pięknego dnia do szkoły i gdy rozbierałam się w szatni zorientowałam się, że ubrałam tylko rajstopki bez spódniczki... No ale to była era fartuszków, więc założylam fartuszek i poszłam tak na zajęcia...
A teraz jedna z lepszych: Byłam niejadkiem i często nie zjadałam kanapek w szkole, w domu ciężko się było przyznać, więc chowałam skrupulatnie do szuflady w biurku... Po paru miesiącach tata szukając gumki czy kleju, zajżał do mojej szuflady.... Widząc Jego minę wykrzyknęłam: "Ale ja je wszystkie zjem!!!!"

Odpowiedz
Lianka 2009-01-21 o godz. 17:22
0

A teraz moj hicior z serii pzrekrecania slow.
Wychowalam sie na bajkach z adapteru i do dzis umiem cytowac z pamieci ich spore fragmenty.
W Kopciuszku bylo takie zdanie "... jam panowie sierota, gdziez mi do pantofelka ze złota.'"
Cala moja rodzinka pokladala sie ze smiechu jak recytowalam "... jak panowie sie rodza!..."

Moja siostra bardzo lubila sie bawic z babcia w odwiedzanie sie i ploteczki. Kiedys siedziala z babcia przy stole, popijaly herbatke z lalkowego serwisu , gdy K nagle wstala i wypalila: "przepraszam pania, ale musze wracac do domu, bo mi sie tam dzieci rodza"

Odpowiedz
Lianka 2009-01-21 o godz. 17:13
0

To akurat nie o mnie , ale wsrod znajomych moich rodzicow do dzis sie to opowiada w tematyce "jakie to dzieci pomyslowe bywaja". Teraz to wszystkich smieszy ale to raczej malo zabawna historia borac pod uwage jakie mogly byc jej skutki.
A bylo tak:
Para znajomych moich rodzicow pracowala w ambasadzie czy jakims konsulacie i z tej racji bywali czasem na roznych imprezach i balach. Mieli rowniez synka(ok 4 lat mial wtedy), ktory bardzo lubil bawic sie w chowanego.
Pewnego wieczoru wybierali sie wlasnie na taki bal, ubrali sie elegancko, zamowili taksowke, przyszla opiekunka do dziecka i.... dziecka nie ma...
Chodzili po domu, wolali , zagladali do szaf , pod lozka i gdzie sie dalo i nic. zaczeli latac po sasiadach i pytac... nic. Zrezygnowali z balu. Wyszli szukac na dwor, choc to bylo raczej malo parwdopodobne zeby wyszedl, bo drzwi byly zamkniete na zamek, duzo za wysoko dla niego. Po jakichs dwoch godzinach poszukiwan postanowili zadzwonic na milicje (bo wtedy jeszcze milicja byla). Znajomy straszliwie zdenerwowany poszedl do kuchni napic sie czegos zimnego, otworzyl lodowke a tutaj niespodzianka!
Maly calutki czas siedzial cichutko w lodowce i bawil sie w chowanego z rodzicami. Byl ciezko wychlodzony ale na szczescie nic mu sie nie stalo.
Strach pomyslec, co byloby gdyby nikt nie zajrzal do lodowki jeszcze przez kilka godzin.

Odpowiedz
ampa 2009-01-20 o godz. 14:55
0

fartuch do szkoły postanowiłam sobie wyprasować
i dowiedziałam się że żelazko ma różne temparatury...
miałam wytopioną dziurę na pół rękawa
mama mi naszyła łatę i tak musiałam-bez dyskusji-chodzić do szkoły-wstyd mi było...

Odpowiedz
Gość 2009-01-20 o godz. 14:51
0

A i jeszcze jedno. Najgorsze wspomnienie mojego taty z mojego dziecinstwa.
Otoz zabral mnie w zimie na spacer do lasu, na sankach. 9 miesiecy wtedy mialam. No i w pewnym momencie spadlam mu z tych sanek a tatus zorientowal sie dopiero po jakims czasie.
Ja zgubieniem taty zupelnie sie nie przejelam, nawet nie zaczelam plakac. Gdy mnie w koncu znalazl siedzialam sobie na sniegu i wpatrywalam z osniezone drzewa.

Odpowiedz
Gość 2009-01-20 o godz. 14:32
0

Jak mialam 3 lata, to poszlam odwiedzic kolezanke z piaskownicy, ktora mieszkala pietro nizej. Siostra miala szczescie, ze mnie znalazla zanim rodzice wrocili bo niezle by oberwala :)

Jak mialam 5 lub 6 lat to zgubilam kartki na mieso. Na poczatku miesiaca. Uratowala nas rodzina i sasiadki :)

Jako 8 latka koniecznie musialam sprawdzic co sie stanie jak dotkne jezykiem zamarznietej klamki.

Odpowiedz
Rosalinda 2009-01-20 o godz. 14:01
0

hehe
kiedys przyszli do nas goście i oczywiscie zdjęli buty... to byly takie wieeelkie zimowe kozaki ... ja nawkładałam w międzyczasie do srodka takich gumowych piszczących zabawek potem nie mogli ubrac butów i się zorientowali że jest w środku niespodzianka
przygody z uciekaniem ze sklepu tez zaliczyłam, nawet sztuk 2
jako bobasek pojechalam w wózku na spacer , odpięłam szelki którymi byłam przymocowana do wózka i wyjrzalam z wózka... mało berakowalo a bym wyleciała
kiedyś znalazłam na podlodze cukierka więc go zjadłam (cukierek okazał się tabletką na przeczyszczenie o nazwie Alax)
nie podobaly mi się zdjęcia czarno- biale więc psotanowiłam je pokolorowac flamastram... zanim mi zabrali, zdążyłam już kilka troche zodobić i np jedna pani ma fioletową twarz, inna brązową itp
malowałam po ścianach, chodziłąm tez po meblach
jak sobie przypomne to dopisze

Odpowiedz
Gufeer 2009-01-20 o godz. 12:27
0

natalia25 napisał(a):Strasznie kopie przez sen, spadam z łóżka i te klimaty
ja mam to do dzisiaj Noc bez spadniecia z lozka jest noca stracona ;) Nie budze sie kiedy spadam a robie to elegancko z koldra i poduszka...

natalia25 napisał(a):Miałam kołdrę w poszewce z takim wyciętym rombem na środku. Nie wiem jak to się stało, ale w nocy wlazłam przez ten romb do środka, pod poszewke, w taki sposób, że znalazłam się między kołdrą a poszewką.
jak mialam 5-7 lat to zawsze tak spalam oczywiscie nie wiem jak wchodzilam tam przez sen

Oprocz tego lubilam malowac fugi (tzn. te przestrzenie miedzy plytkami bo kiedys fug nie bylo) czarna kredka do oczu Szlam w zaparte ze to nie ja a doczyscic sie tego nie dalo

Majac 6 lat ucieklam w Bieszczedach w las ledwo mnie znalezli.

Odpowiedz
Gość 2009-01-20 o godz. 10:19
0

natalia25 napisał(a):Zaczęłam uderzac kolenam o ścianę, otworzyłam oczy i wszędzie było biało, no i wpadłam w panike. Zaczęłam drzeć się na cały dom, że mnie zamurowali!
natalia25 popłakałam się ze śmiechu :)

Willow napisał(a):Miałam ukochaną książeczkę, nie wiem, czy jej tytuł brzmiał "kurczę blade", ale na pewno ta fraza pojawiała się w treści. Książeczkę znałam na pamięć w wieku niecałych trzech lat, wiedziałam, jaki fragment tekstu znajduje się na każdej stronie przy każdym obrazku - i szokowałam ludziw tramwajach, przekładając strony i głośno "czytając"... Rodzice pękali ze śmiechu
Toż to moja ulubiona bajka i dokładnie taki sam numer robiłam z tym czytaniem :) Do tej pory mam tą książkę ,choć co prawda trochę już zmasakrowaną ;) (i dalej pamiętam cały tekst ;) )

A co ciekawe mój brat jak miął chyba 4 latka to wyciął taki sam numer z kurczakami u babci:
Willow napisał(a):koniecznie chciałam wykąpać kurczęta, które babcia hodowała, oraz nauczyc je pływać... Utopiłam chyba trzy, zanim ktoś zobaczył, czym się zajmuję...
Pytaliśmy co robi (bo baaardzo cichutko się na tym dworze bawił) a on na to, że 'nico' ;) Tylko on chcąc ukryć swoje poczynania rzucał te biedne utopione kurczęta psu :o

A ze swoich numerów jakoś nic nie pamiętam :| Chyba mnie za bardzo pilnowali ;)

Odpowiedz
Liberales 2009-01-20 o godz. 09:37
0

Ja też dobrałam się do firanek babci. Znalazłam je swieżo wyprane na kanapie w drugim pokoju....bardzo chciałam mieć taką spódniczkę jaką mają baletnice i se wycięłam kółko lol

Kiedyś wysypałam z szafek kuchennych wszystkie kasze, mąki, grochy i fasole z i na środku kuchni zrobiłam sobie piaskownicę. Potem wszystkie szafki były zamykane na gwóźdź lol

Wsadziłam sobie ziarno kawy do nosa inie mogli je wyciągnąć..już mnie ciągneli do laryngologa ale jakoś wykichałam je.

Przed imieninami mamy babcia upiekła szarlotkę i postawiła w drugim pokoju żeby ostygła. Postanowiłam ze tez mamie zrobie ciasto. Poszłam do tego pokoju i zaczęłam ugniatać gotową szarlotkę tak jak zagniata się ciasto lol Nie muszę pisać jaką mamałyge zrobiłam 8)

I jak jesteśmy przy ciastach to pamietam ż emam kiedyś kreciła coś mikserem i wymyśliłam sobie, że tam gdzie jest ten otwór na drugim końcu miksera do którego wkreca się ostrze do miksowania na pewno robi się taka mała trąba powietrzna i wsadziłam palucha Dobrze że mi go nie urwało.

Odpowiedz
Zedka 2009-01-20 o godz. 09:01
0

Kurcze...być dzieckiem jest takie fajne... :D

Odpowiedz
Gość 2009-01-20 o godz. 07:39
0

Latem, kiedy cieplo, wiadomo, znalezc nie moglam odpowiedniej koszulki, a polecenie takowe otrzymalam. Przerobilam wiec dlugi rekaw na krotki.
Spodobaly mi sie kartki na mieso, a ze mialam w reku nozyczki, to sie pobawilam w sklep lol

Odpowiedz
ampa 2009-01-20 o godz. 07:38
0

ja malowałam
wszędzie i wszystko lol
ulubiona była ubikacja bo wygodnie-miałam rewizję kredkową przed wejściem do toalety
w końcu wymysliłam że pod dywanami nikt nie zauważy-kilka miesięcy sie udawało aż do trzepania dywanów
mielismy ciemne meble-malowałam sobie po nich mydłem-łatwo schodziło ;)
niestety na tapicerce drzwi się nie udało nawchodziło w rowki i kicha była
kara zawsze była jedna-ma to zniknąc=pół dzieciństwa spedziłam ze szmatka, szczotką i taką różową pastą której nazwy nie pamiętam i szorowałam swoją twórczośc...

Odpowiedz
Gość 2009-01-20 o godz. 07:29
0

Ja też odwalałam mnóstwo numerów:
- jak miałam 8 lat, to poszłam po lekcjach do koleżanki i siedziałam u niej kilka godzin - moi rodzice wtedy wychodzili z siebie z nerwów, a ja nie rozumiałam o co im chodzi, kiedy wróciłam i mieli do mnie pretensje

- miałam kilka lat i lubiłam się bawić starymi gazetami - wycinałam z nich różne rzeczy i wyklejałam na kartonie różne pierdółki; kiedyś tak pocięłam mamie cenne niemieckie "Burdy" z wykrojami

- pobrudziłam farbami pościel - nie pamiętam jak to zrobiłam, ale były ogromne, kolorowe plamy, które nie chciały się sprać, a mama była bardzo zła, bo to był jakiś dobry komplet pościeli

- któregoś dnia wydawało mi się fascynujące zrzucanie różnych rzeczy z balkonu (6 piętro) 8) - i w ten sposób wyrzuciłam opakowanie bierek (po jednej sztuce lol ), jakieś klocki, puzzle i drobniejsze zabawki - lubiłam patrzeć jak spadają ;) - rodzice mi wtedy powiedzieli, że nic mi już więcej nie kupią, skoro wyrzucam

i tak dalej... ;)

Odpowiedz
Moniqueee 2009-01-20 o godz. 07:07
0

ja kiedyś też wyciełam niezły numer
Miałam wtedy 6-7 latek. Któregoś dnia posżłyśmy z mamą do piekarni (ktora była oddalona o jakieś 1,5 przystanku od domu), ja chciałam poczekać przed sklepem, mama weszła do środka, nikogo opócz niej i sprzedawcy nie było w środku. Mimo to, że kolejki nie było, mi ten czas jakoś się dłużył, zajrzałam do środka i nie zobaczyłam mamy w środku, więc... sobie poszłam do domu Mama wychodzi, a mnie nie ma! Zrozpaczona, zaczęła szukać, krzyczeć, pytac ludzi, czy nie widzieli takiej dziewczynki, która była ubrana tak i tak... Już najczerniejsze myśli przychodziły jej do głowy. Po dość długim czasie wróciła do domu... a tam już byłam ja Nikt nie ma pojęcia jak ja to zrobiłam, że wróciłam Gdyby, nie brat i tata to mama chyba by mnie rozszarpała z tych emocji

A jeśli chodzi o temat firankowy... No to mi się kiedyś spodobały zasłonki w sypialni rodziców i stwiwerdziłam, ze ich kawałek będzie idealnym ubrankiem dla lalki Uciełam sobie troszkę i oczywiście, zapierałam się, że to nie ja 8)

Odpowiedz
Gość 2009-01-20 o godz. 07:04
0

Willow napisał(a):
Miałam ukochaną książeczkę, nie wiem, czy jej tytuł brzmiał "kurczę blade", ale na pewno ta fraza pojawiała się w treści. Książeczkę znałam na pamięć w wieku niecałych trzech lat, wiedziałam, jaki fragment tekstu znajduje się na każdej stronie przy każdym obrazku - i szokowałam ludziw tramwajach, przekładając strony i głośno "czytając"... Rodzice pękali ze śmiechu :D
" o kotku, który szukał swojej mamusi" z serii poczytaj mi mamo, rodzice mieli ubaw na imprezie rodzinnej jak ich córeczka "czytała". Najmniej do śmiechu było wujkowi który miał córkę w moim wieku- od tej pory rozpoczął dziwną rywalizację między nami (najciekawsze że on dalej ma jakieś problemy z tą rywalizacją).

W wieku dwóch lat wyrzuciłam z balkonu (4 piętro) kilka rolek tapety zakupionej w peweksie, kiedy rodzice się zorientowali było już za późno. Tapety zdematerializowały się...

A parę lat później jak opanowałam trudną sztukę trzymania mazaczków wymalowałam na całej ścianie prześliczną wioskę smerfów. Nikt nie docenił dzieła, a było przepiękne ;).

Odpowiedz
agga73 2009-01-20 o godz. 06:51
0

ło matko, Lianka miałam podobne przeżycie, dość traumatyczne...
też w pierwszej klasie byłam, a to był akurat stan wojenny, na religię poszłam do takiej salki na sąsiednie osiedle, mama mi sto razy powtarzała, że zaraz po religii prosto do domu.
wracałam z koleżanką, która zaprosiła mnie na "Michałki" w tv (leciały o 17-ej, pamiętacie?), i do domu nie doszłam... oprzytomniałam gdzieś koło 20, galopem do domu. w domu zdenerwowany ojciec, mama stała w kolejce za czymś. wyczułam, że chyba oberwę, odwaliłam mycie, paciorek, gimnastykę korekcyjną i co tam jeszcze...
w końcu wpadła mama kompletnie oszalała z nerwów, wtedy pierwszy i ostatni raz chciała mnie zbić na kwaśne jabłko i gdyby nie ojciec, to chyba by mnie ostro poturbowała. a tak dostał ojciec ;)
nigdy tego nie zapomnę :)

Odpowiedz
Lianka 2009-01-20 o godz. 06:26
0

Najwiekszy numer jaki wycielam rodzicom, to bylo jak mialam lat 6 i w pierwszej kalsie po lekcjach poszlam do kolezanki na seans filmowy. Kolezanka byla z tych bogatych i miala bajki Dysneya na video co w tamych czasach wogole bylo nie do pomyslenia w naszym pieknym kraju. Szukalo mnie pol osiedla i juz prawie co wzywano policje :)
Ja wcale nie uwazalam z tego za cos zlego w koncu kolezanka pol klasy zaprosila to niby czemu ja mailabym nie isc? :) Niestety po drodzenie bylo telefonu, zby rodzicow zawiadomic.

Odpowiedz
karola78 2009-01-20 o godz. 06:19
0

Miałam 3 lata i chorowałam, przyszła do mnie koleżanka w odwiedziny. Bawiłysmy się w fryzjera, efekt.....koleżanka musiała następnego dnia z rana jechać do fryzjera. Efet był taki, że całe lato chodziła w chustce, bo fryzjer musiał ją obciąć na zero. Do tej pory mi to wypomina

Odpowiedz
agga73 2009-01-20 o godz. 05:41
0

a' propos wycinania, to kiedyś mama kupiła mi nowe rajstopki, dodam, że w owych czasach zdobycie rajstopek graniczyło z cudem, i dała mi żebym wycięła metkę. wycięłam, ale z duuuużym marginesem, robiąc koncertową dziurę na środku...
myślałam, że metka jest ważniejsza niż rajstopki ;)

Odpowiedz
Gość 2009-01-20 o godz. 05:38
0

Cała masa tego była... Niektóre z tych historii są bardzo długie, większość do dziś krąży w rodzinie, o niektórych moja mama dowiedziała sie dopiero niedawno, tak skrzętnie je przed nią ukrywano... lol

Kiedyś, z jakiegoś niewątpliwie racjonalnego powodu, wzięłam do ręki młotek i uderzyłam nim trzykrtonie w ekran telewizora... Do dziś pamiętam trzy gwiazdki w prawym, górnym rogu... Zdaje się, że chciałam zabić muchę...

Spędzając wakacje u babci na wsi, koniecznie chciałam wykąpać kurczęta, które babcia hodowała, oraz nauczyc je pływać... Utopiłam chyba trzy, zanim ktoś zobaczył, czym się zajmuję...

Miałam ukochaną książeczkę, nie wiem, czy jej tytuł brzmiał "kurczę blade", ale na pewno ta fraza pojawiała się w treści. Książeczkę znałam na pamięć w wieku niecałych trzech lat, wiedziałam, jaki fragment tekstu znajduje się na każdej stronie przy każdym obrazku - i szokowałam ludziw tramwajach, przekładając strony i głośno "czytając"... Rodzice pękali ze śmiechu :D

Odpowiedz
dodek 2009-01-20 o godz. 05:31
0

a propo pociętych firanek to ja w "tych czasach" miałam około 5 lat jak wyciełam dziurę w wiszących firankach w oknie bo wczesniej pomazałam je długopisem..... :o myslałam że dziury nikt nie zauważy.... :D mój tata wspomina to do dziś......... ;)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie