Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Buzia 1 2010-11-29 o godz. 22:58
0

ZalEwka byłam wlasnie dzisiaj na aerobiku i przed chwila wróciłam. Na chwile zapomniałam, ale terza znowu dobija nie przygnębienie. Chyba zaraz sie połoze, bo ledwo zyje. Jestem taka wyekspaatowana psychicznie no i fizycznie po tym aerobiku :D , ze szok. Mas zracje musze przeczekac az on sie pierwszy odezwie. I nie dlatego, zeby wtedy juz byc happy bo sie odezwał, tylko zeby jeszcze raz mu wyklarowac o co mi chodziło. No chyba ze nie wytrzymam i pierwsza wybuchne.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-29 o godz. 22:29
0

Buzia to wyjdź sobie z koleżankami na ciacho, czy do kina. Siedzenie i czekanie nic nie da, jeśli on dojrzeje to sam powinien zabiegać o rozmowę. A w ten sposób to sama siebie zadręczasz i nikomu nie pomagasz.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-29 o godz. 22:21
0

majek6 chyba moj maz ma wielu zaginionych braci, bo jak sie okazuje tyle dziewczyn musi "znoscic" bycie z maminsynkiem. Sęk w tym, ze mój maż ma do tego wszystkiego cholernie uparty charakter i tak jak mowisz zawsze to ja sie czepiam i to mi wiecznie cos nie pasuje. Jego ulubionym tekstem jest "no znowu jestem taki zły". Ja nie wiem jak tak mozna zyc. Ja jesli sie z kims pokłoce czy w jakis sposób zranie to jest mi z tego powodu bardzo przykro i za wszelką cenę chce sprawe prawie że natychmiast wyjasniac. Natomias moj mąż - mówie tu w tym momencie o tej zaistniałej sytuacji- złapał focha, aktualnie lezy na kanapie w sasiednim pokoju i mam mnie w dupie. Zero checi porozmawiania, wyjasnienia sprawy. Mam do niego tak cholerny żal, ze wyszłabym sobie z tego mieszkania i juz tu nigdy nie wrociła. Chyba dopada mnie jakaś depresja :chlip:

Odpowiedz
majek6 2010-11-29 o godz. 21:40
0

Bzusia - czy twój mąż nie ma zaginionego starszego brata?
Akcje przeżywałam bardzo podobne do Twoich.
Tłumaczone mi potem było, że to JA się czepiam, że jestem okropna, że nie można ze mną wytrzymać, że muszę się zmienić, bo inaczej on nie wie, jak dalej będziemy żyć. Ja też nie wiedziałam. Zaliczałam mega doły, początki depresji, dochodziło do ataków płaczu itp "przyjemności" na tle nerwowym.
Miałam wrażenie, że żyjemy w wielokącie - ja, on , jego matka i rodzeństwo. Każda nasza decyzja była dyskutowana na forum jego rodzinki. Oczywiście zawsze mieli lepszy pomysł na nasze życie. Początkowo zaciskałam zęby, próbowałam rozmawiać, tłumaczyć i pokazywać rzeczy z mojego punktu widzenia. Bez efektu.
W końcu po kilku latach powiedziałam DOSYĆ!
Żyjesz ze mną, czy ze swoją rodziną? Jeżeli ze mną, to rodzina "poszła won" do siebie i koniec z wciskaniem gęby w nasze sprawy.
Zostali odseparowani. Kochana mamunia została poinformowana, że od dziś nie będzie rodzinnych obiadków, świąt i tego typu imprez.
Z perspektywy czasu widzę, że straciłam lata, kiedy chciałam być grzeczna, kulturalna i dobra dla wszystkich. Nie opłacało się to absolutnie.
Ja jestem najważniejsza, moje decyzje są najlepsze, moje samopoczucie jest ważne i tak ma być do końca życia.
Bzusia, u mnie terapia szokowa pomogła.
Nie mogę radzić Ci tego samego, musisz sama do tego dojść i zdecydować, bo ty najlepiej znasz swojego ślubnego.
Życzę Ci powodzenia i pamiętaj - trochę zdrowego egoizmu jest zawsze wskazane!
Trzymaj się.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-29 o godz. 17:47
0

Kiniak napisała
proponuje umówić się do notariusza i spisać rozdzielnośc majątkową, łącznie z zaznaczeniem Twojego odrębnego majątku, jakim była część mieszkania wykupiona przez Ciebie przed zawarciem związku małż. Powiedz, że mu nie ufasz i już i musisz się zabezpieczyć, bo nie będziesz potem jego długów i kredytów spłacać.
Popieram, ja do dziś się szarpię o równowartość połowy wspólnego mieszkania. I gad od lipca myśli i odwleka spłatę. Mało tego wymyślił swego czasu żebym mu się do czynszu dokładała bo to wspólny rachunek za wspólne mieszkanie - dureń. Pół raty kredytowej niestety jeszcze płacę bo dla banku jestem współdłóżniczką. Mam nadzieję że jutro to się skończy.

Straszne jest to co się dzieje z ludźmi jak zaczyna się walka o kasę.

Z obecnym połówkiem mamy już ustalone ze rozdzielność będziemy podpisywać, trochę z innych powodów ale ja jestem za.

Odpowiedz
Reklama
Buzia 1 2010-11-29 o godz. 17:47
0

ZalEwka bardzo dobrze, ze się rozgadałaś i z całego serca życzę Ci zeby Twoje szczęscie trwało wiecznie i gratuluje, ze Ci się udało. Jak słucham Twojej historii to gdzies tam wraca mi wiara w ludzi, w normalny świat, normalną rodzinę, którą zawsze chciałam mieć, dom, męża, dzieci ....

Odpowiedz
Gość 2010-11-29 o godz. 17:33
0

Buzia 1 napisał(a): Mam męza,ale tylko na papierku
proponuje umówić się do notariusza i spisać rozdzielnośc majątkową, łącznie z zaznaczeniem Twojego odrębnego majątku, jakim była część mieszkania wykupiona przez Ciebie przed zawarciem związku małż. Powiedz, że mu nie ufasz i już i musisz się zabezpieczyć, bo nie będziesz potem jego długów i kredytów spłacać.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-29 o godz. 17:08
0

Buzia 1 trzym się jakoś to będzie.
Uwierz mi jeszcze w lipcu 2007 byłam załamaną, sfrustrowaną 30-letnią babą której zawalił się cały świat. Mój były mąż może nie był maminsynkiem w taki sposób jak Twój, ale sam nie potrafił podjąć decyzji. Mało tego akurat w teściowej miałam wielkie wsparcie i pewnie gdybym częściej się do niej zwróciła o poradę jak postępować z gadem to może by wszystko było ok. Ale swoje sprawy chciałam załatwiać sama, żeby pokazać byłemu że ja umiem podejmować sama decyzje i nie boję się ich. On bał się samodzielnego zycia w trochę bardziej zakamuflowany sposób, ale bolało mnie jak przychodził z jakimś rewelacyjnym pomysłem a potem się okazywało ze ja to w sumie się dowiedziałam ostatnia. Aczkolwiek przymykałam oczy bo sama uważałam ze nie ma się co czepiać o pierdoły, bo szkoda czasu na kłótnie tym bardziej że pomysły były rozsądne. Scysje też mieliśmy jak w każdym małżeństwie. Jego brak samodzielności odzwierciedlał się nawet w tym że zaraz po studiach to Jego mama zorganizowała i załatwiła mu pracę, na którą narzekał ale jej nigdy nie zmienił. Mi też pierwsze dwa miejsca pracy załatwili teściowie - takie były czasy że pracy nie było to ją przyjęłam i podziekowałam, ale ja się potrafiłam z tego wyzwolić, dobrze wykorzystać i w końcu sama stanęłam na nogi i zaczęłam więcej zarabiać od niego. On wg mnie nie wierzył zupełnie w to ze bez rodziców może się cokolwiek udać, natomiast ja ciągle coś próbowałam robić sama. Nie wytrzymał tego pomimo że wiele razy mu powtarzałam, że razem dużo możemy i nie potrzebujemy żeby ktoś nam się wtrącał do każdej podejmowanej decyzji. Jak mieliśmy problem i wiedziałam że teściowie mogą nam coś doradzic sama proponowałam pójście do nich po poradę, ale wtedy kiedy my tego naprawdę potrzebowaliśmy.
Z kolei on mnie zawsze punktował i oceniał za niezrobione zakupy, zadługie rozmowy z koleżanką bo on np. głodny jest i trzeba mu obiad odgrzać. I na koniec wyszło ze on miał mi ciągle coś do zarzucenia a ja jemu nie. Bo nie czepiałam się o te przysłowiowe pierdoły. Wymyślił sobie ze on to jest pewnie ideałem itp. a ja jestem ta zła.
Przyzwyczaił się do nadskakiwania mu bo w domu miał mamę i babcię ktore obchodziły się z nim jak z jajkiem, w mieszkaniu zawsze nieskazitelny porządek, obiad podsunięty pod nos, kanapki zrobione - nawet zmywaniem się nie skalał. Kurcze nawet po pizze nie chciało mu się dzwonić.
Teraz jestem naprawdę szczęścliwa, dużo czasu nie upłynęło, ale mam super faceta, spodziewamy się dzidziolka, niedługo przeprowadzamy sie do własnego mieszkanka. Rozumiemy się na wylot. We własnej rodzinie nie czuję się jak na cenzurowanym. To tak się rozgadłam Upssss. :)

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-29 o godz. 16:34
0

Dziękuję Esterka :usciski:
Być moze wzięłam ślub z klonem Twojego męża :o Ale zauważyłam,ze nie jestem osamotniona w moim problemie i takich małżeństw jak moje są tysiące. Ja nie wiem co się dzieje w dzisiejszych czasach z tymi facetami. Tak bardzo Ci zazdroszcze (oczywiście pozytywnie) tego, ze wreszcie czujesz się najważniejsza kobietą :) I życze Ci z całego serca i Tobie ZalEwko, zeby tak było zawsze :) Przynajmniej Wam się udało, ze mną nie wiadomo jak będzie ...

Odpowiedz
Gość 2010-11-29 o godz. 16:32
0

Buzia 1 jak ja cię znakomicie rozumiem, i czytam jakbym siebie czytała. 5 lat po ślubie i nadal mamcia męża na czele. A jak coś złego o niej powiem to broni jej jak lew. Więc staram się nie rozmawiać na jej temat.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-11-29 o godz. 16:08
0

Buzia, brałaś ślub z moim byłym mężem? ;)
A tak serio, nie wiem co doradzić. Sama miałam męża maminsynka więc to co piszesz jakoś specjalnie mnie nie szokuje dlatego, że sama to przeżyłam.
U mnie nic nie poskutkowało, ani spokojne rozmowy (reakcja dokładnie taka sama jak u Twojego męża, a w zasadzie jej brak i siadanie do kompa), ani awantury (po każdej jechał do mamusi), postawienie sprawy na ostrzu noża (powiedziałam, że jeżeli tego nie zmieni, to ja nie wyobrażam sobie funkcjonowania w takim związku) skończyło sie tym, że sie wyprowadził (do mamusi oczywiście). I na tym skończyło sie moje małżeństwo. Od maja 2006 nie jesteśmy razem, w międzyczasie był rozwód. Teraz on nadal mieszka z matka i z nikim sie nie spotyka, ja jestem od prawie roku w związku, w którym czuje się najważniejsza kobietą.

Buzia, nie pisze tego broń Boże po to, żebyś od razu rozwód z nim brała. Walcz o swoje miejsce bo w trójkącie z teściowa żyć się nie da.
Dużo siły życzę :usciski:

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-29 o godz. 14:12
0

No mieszkanie tak jak pisałam wczesniej przed ślubem wynajmowałam ja i ja je wykończyłam (bo to był stan surowy) teraz jest na nas z racji tego kredytu, bo nie mamy rozdzielnosci majątkowej, no i z racji takiej ze uwazałam ze tak bedzie dobrze.
Jesli chodzi o wsparcie ze strony mojej rodziny to powiem Wam, ze gdyby nie oni to już chyba dawno byłabym w wariatkowie. Zawsze mam w nich oparcie i zawsze mnie rozumieją. A gdybym tylko wspomniala, ze chce sie na chwile wynieśc z domu to byliby pierwsi którzy by mnie przyjeli. Mam super relacje z bratem, z jego żoną, wiem ze im na mnie zalezy pomimo tego ze mają swoje problemy. Ale nasze relacje są "zdrowe" normalne, nigdy nie było sytuacji, ze moja mama powiedziała zróbcie tak czy tak, zawsze mówi "to wasze zycie, tak róbcie zeby wam było wygodnie, ja moge wam tylko doradzic". Zresztą moja mama ma inny charakter niż tesciowa i co najlepsze moj brat nie jest maminsynkiem. Ale czasami widzę ze sa tez już u skraju cierpliowsci jak widzą jak jestem traktowana ze czasami przyjeżdzam smutna lub przygaszona i nawet nie pytają co tam sie stało tylko mówią - mąż albo tesciowa?? Pewnie nie raz chcieliby wyrazic przy moim męzu swoje zdanie, ale się powtrzymują bo nie chcą się wtracac.

Odpowiedz
Gość 2010-11-29 o godz. 14:04
0

Wyrzucając go z domu będziesz "tą złą", więc wróci sobie skrzywdzony chłopczyk do mamusi, da się utulić i pocieszyć i dalej sobie będzie żył pod rodzicielskimi skrzydłami, tak jak to było przed ślubem :( .

Wynosząc się sama na trochę z domu pokażesz, że jego zachowanie odbierasz jako niedopuszczalne, ale też pozostawisz mu furtkę, na którą w pierwszym rozwiązaniu niemal nie ma miejsca. Furtka pt. " przemyśl, z kim chcesz żyć w przyszłości. Jeśli zależy ci na związku, to musimy pewne sprawy mocno przeprogramować".

Niedobrze jest podejmować wiążące decyzje w złości. To, co zrobiłabyś najchętniej (eksmisja męża do mamusi) jest rzeczą najłatwiejszą teraz, ale raczej rozwiązaniem, które zapewne na zimno i logicznie raczej byś sobie podarowała, jeśli dopuszczasz walkę o ten związek. A myślę sobie cichutku, że powalczyć warto (...nawet po to, że gdyby się nie udalo, żebyś miała pewność, że próbowałaś i po prostu nie mogło się udać...a w sumie może się udać jeszcze przecież...)

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-29 o godz. 13:53
0

Hm.... kuszące ale chyba nie do końca dobre, wróci sobie do tego co miał, bez trucia i marudzenia. Wiem to jest wygodniejsze bo to Jego zmuszasz do ruszenia dupy, ale właśnie...... czyje jest to mieszkanie co w iem mieszkacie ?? Twoje, Jego czy Wasze, jeśli tylko Twoje to ja bym go wyeksmitowała ?? Z drugiej strony , no nie wiem jak Twoje stosunki z rodzicami własnymi, ale przydałoby Ci się wsparcie kogoś bliskiego na ten czas. Wiem można ratować się forum sama tak robiłam, ale wsparcie fizyczne osoby bardzo bliskiej jest jednak najważniejsze.

Odpowiedz
Gość 2010-11-29 o godz. 13:52
0

Buzia, spokojnie.
Teraz (ze sie tak wyraze) Ty rozdajesz karty. Nie ma co dac sie poniesc emocjom, lepiej bedzie jak wezmiesz to na chlodno.

Chcesz ratowac swoj zwiazek, chcesz walczyc o Was.
Zawalcz jego metodami. Pokaz mu jak to boli. Po prostu.

Jezeli nie mozesz nocowac po za domem.
To nie wracaj dzis za wczenie.
Idz do kina, do kosmetyczki, gdziekolwiek.
Zrob sobie dobrze, nie odbieraj od niego telefonow.
Strzel eleganckiego damskiego focha!
On chce grac jak maly chlopczyk, pokaz mu, ze tez tak potrafisz.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-29 o godz. 13:47
0

ZalEwka wiesz co bym zrobiła najchętniej? Spakowała jego manatki i fru do mamuni. Skoro ona jest taka wspaniała i jest jego "zoną" bo tak to chyba trzeba bezczelnie nazwac to niech mu gotuje, pierze, najlepiej wszystko niech z sobą robią!!!

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-29 o godz. 13:07
0

Przykro mi bardzo :usciski:
Ten Twój problem jest mi b. bliski i doskonale wiem co czujesz. Wiedząc to co teraz wiem chyba bym się spakowała i to natychmiast. Skoro on Cię w ten sposób odtrąca, to Ty zrób mu tak samo, niech poczuje jak to jest przyjemnie i miło.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-29 o godz. 13:02
0

Słuchajcie jest mi tak bardzo przykro, ze szok.... Bo nie zrobiłam nic czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Dorosły facet, zeby tak sie zachowywał to jest nie do pomyślenia. Byłam przed chwila w sklepie i ajakże pod jego pracą stoi mamuni auto, więc i z pracy z maunią raezm wróci. Czuję się taka odtrącona przez niego i samotna w tym związku, ze szok. Mam męza,ale tylko na papierku. Strasznie to boli.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-29 o godz. 12:56
0

Abo fakt wyprowadź się na parę dni, Ty ochłoniesz, uspokoisz się. A on będzie miał czas na myślenie. Może wówczas do niego dotrze że coś jest nie tak. To też metoda :)

Odpowiedz
Gość 2010-11-29 o godz. 12:50
0

Buzia 1 napisał(a):Idąc za Waszą radą wczoraj jak wrócił (pomimo) ze miałam się pierwsza nie odezwać , podjęłam rozmowę. Z tym, ze to raczej był monolog, a nie rozmowa, ale nie ważne po raz kolejny powiedziałam co mnie zabolało. Mówiłam spokojnie tak jak mi radziłyscie to wszystko o czym pisałyśmy wczoraj. Słuchał, bo tym razem siedział, wiec nie miał możliwosci mi trzmychnąć i nic, KOMPLETNIE nic, nie odezwal sie nawet słowem do mnie. Ja na koniec zapytałam czy masz mi coś do powiedzenia na ten temat, bo ja swoje racje, uczucia wyraziłam, a on, ze nie - oczywiscie z obrażoną miną, pytam - i przeprosicic tez uwazasz ze nie masz mnie za co, zgadnijcie co odburknął? - nie mam - z wielkim fochem. I zaczął sobie grac w jakąs grę komputerową. Totalna olewka.
:(
Mój tez tak miał na początku. Ja mówiłam spokojnie i klarowałam logicznie, on siedział i patrzył się na mnie brzydko, nic nie mówił, ja się nakręcałam coraz bardziej i powtarzałam mu jak krowie na miedzy to samo, tylko innymi słowami, on dalej nic nie mówił i koniec był taki jak u Ciebie. Postanawiałam, że luzuję i więcej się do drania na ten temat nie odezwę na ten temat, a on zabierał się za grę lub książkę. A-ha, moja obietnica nie rozmawiania z betonem działała tylko do nastepnego razu, gdy byłam znowu poruszona i znowu usiłowałam jasno i wyraźnie wyjaśnić co mnie gryzie. I znowu byl monolog.
Teraz rozumiem, że on się po prostu wyłączał. Jak PONOWNIE zaczynałam mowić o tym samym, to włączała mu się blokada.

Klara napisał(a):Jak ja bym miała taką sytuację,to przeprowadziłabym się na jakiś czas do rodziców może rozłąka dałaby mu do myślenia.Jesli dotrze do niego,że może cię stracić może zmieni swoje postępowanie. Jedno co wiem to Napewno nie możesz się załamywać,głowa do góry :goodman:
Przyznam sie, że to była moja metoda na obniżenie swojego poziomu wkurzenia, wyprowadzałam się na kilka dni do koleżanki. Nie wracałam, dopóki nie zadzwonił "wrócisz już do domu?". Mało przyjemna akcja (dla osoby wyprowadzajacej sie) i średnio polecam, ale ... skuteczna.
Poza tym chłopa siekierą nie zabijesz w takiej sytuacji, bo go pod ręką nie ma ;)
Poza tym CIEBIE z nim nie ma, a to dowód dla niego, że coś jest nie tak - i jasny przekaz, który daje do myślenia. Że sytuacja, która dla niego jest ok, dla Ciebie jest nie do przyjęcia.

Buzia 1 napisał(a):
Mało tego dzisiaj oczywiscie wstał naburmuszony, po raz kolejny poczułam sie jak kolezanka albo ktos obcy, bo zawsze na 8 do pracy jechalismy naszym wspolnym autem,bo pracujemy bardzo blisko siebie, ale on wstał wczesniej i wyszedł o 7.30 oczywiscie poszedł do mamy wziął JEJ auto, JA zawiózł do pracy i sam pojechał na 8 do swojej pracy, a wiec chyba pod swoja pracą czekał pol godziny az otworza. Mój maz prowadzi zycie ze swoją mama nie ze mną. Mówie Wam istny koszmar. Cóż wiecej jeszcze pisac ......Ryczeć mi sie che z bezsilnosci i tyle :( :(
A po czymś takim to na pewno by mnie w domu nie zastał
W końcu jestes jego żoną i partnerką, a nie jakąś dziewczynką, którą można karać (i to w taki debilny sposób ), za to, że była "be". Gówniarz jeden

Siły Ci dużo życzę! Trzymaj się cieplutko (i nie poddawaj się jeszcze, może byc tak, że za miesiąc będziecie w zupełnie innej sytuacji...mam nadzieję, że to będzie lepsza sytuacja...). Pamiętaj, że teraz obojgiem Was rządzą emocje i nie zachowujecie się tak, jakbyście się zachowywali wobec siebie w stanie spokoju...Co oczywiście nie zmienia faktu, że dzisiejsze zachowanie Twojego męża to kuriozum

Odpowiedz
Gość 2010-11-29 o godz. 12:31
0

o zesz, Buzia, az mna trzeplo.
Wiesz tak sobie pomyslalam, ze jak mu sie na amory zbierze to odeslij go do mamusi. Niech tam sobie radzi!
Madrze pisze ZalEwka...

Odpowiedz
przytul.anka 2010-11-29 o godz. 12:30
0

Trzymaj się ciepło i się nie poddawaj :usciski:

Spróbuj poszukać poradni małżeńskiej albo centrum mediacji rodzinnych, może obce osoby, bezstronne pomogą wam rozwiązać konflikt.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-29 o godz. 12:19
0

K...a sorki ale musiałam. To nie jest normalne. Ja nie jestem zwolennikiem jakichś drastycznych rozwiązań, ale tutaj bez awantury się nie obejdzie. No może daj mu teraz parę dni niech przemyśli i wróć do rozmowy jeszcze raz na spokojnie. Ale jak on dalej bedzie obstawał przy swoim to chyba niestety trzeba albo wywołać trzesienie ziemi, albo wytoczyć poważne argumenty w postaci - jak dalej ma to wyglądać i czy warto ?? No bo z tego co piszesz to gad poprostu Cię ignoruje i się z Tobą nie liczy. Tylko najpierw weź może sobie kartkę papieru spisz plusy i minusy w związku i wydaje mi się ze musisz się z najgorszym też liczyć. Bo postawienie sprawy na ostrzu noża też nie gwarantuje pozytywnego zakończenia niestety. Ale w tej sytuacji jak spokojna rzeczowa rozmowa nie pomaga........ Jeśli dalej tak będziecie brnąć to Ty będziesz nieszczęśliwa. A nie o to chodzi w związku. Niemniej życze Ci żebyś dała radę i żeby ten Twój ślubny w końcu otrząsnął się z tego pseudo funkcjonowania z pempowinką.

Odpowiedz
Gość 2010-11-29 o godz. 12:17
0

Jak ja bym miała taką sytuację,to przeprowadziłabym się na jakiś czas do rodziców może rozłąka dałaby mu do myślenia.Jesli dotrze do niego,że może cię stracić może zmieni swoje postępowanie. Jedno co wiem to Napewno nie możesz się załamywać,głowa do góry :goodman:

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-29 o godz. 12:03
0

ZalEwka masz rację z tym dzieckiem, to niestety przykre, ale prawdziwe, ale właśnie tak by było. Dlatego niestety jeszcze świadomie nie decyduje sie na dziecko. Wiem, ze muszę walczyć, chcę walczyć, chce po raz setny na kazdym kroku rozmawiac, ale czasami, a w zasadzie zawsze mam wrazenie ze to ja nie mam racji, a zreszta co ja piszę wrażenie, nie wrazenie tylko mój mąż sam mi to mówi, ze ja nie mam racji, ze sie czepiam, co ja chce od jego mamy ciągle itd. Idąc za Waszą radą wczoraj jak wrócił (pomimo) ze miałam się pierwsza nie odezwać , podjęłam rozmowę. Z tym, ze to raczej był monolog, a nie rozmowa, ale nie ważne po raz kolejny powiedziałam co mnie zabolało. Mówiłam spokojnie tak jak mi radziłyscie to wszystko o czym pisałyśmy wczoraj. Słuchał, bo tym razem siedział, wiec nie miał możliwosci mi trzmychnąć i nic, KOMPLETNIE nic, nie odezwal sie nawet słowem do mnie. Ja na koniec zapytałam czy masz mi coś do powiedzenia na ten temat, bo ja swoje racje, uczucia wyraziłam, a on, ze nie - oczywiscie z obrażoną miną, pytam - i przeprosicic tez uwazasz ze nie masz mnie za co, zgadnijcie co odburknął? - nie mam - z wielkim fochem. I zaczął sobie grac w jakąs grę komputerową. Totalna olewka. Wiem, ze zyczycie mi jak najlepiej i jestem Wam ogromnie wdzięczna, bo dzieki Waszym radom - uwierzcie - jest mi lżej i nie czuje się sama, ale ja już wiecej podejmowac tematu z nim nie bede. No chyba ze jakims cudem on zacznie i wtedy ewentualnie moge powtórzyc jeszcze raz swoje racje. Mało tego dzisiaj oczywiscie wstał naburmuszony, po raz kolejny poczułam sie jak kolezanka albo ktos obcy, bo zawsze na 8 do pracy jechalismy naszym wspolnym autem,bo pracujemy bardzo blisko siebie, ale on wstał wczesniej i wyszedł o 7.30 oczywiscie poszedł do mamy wziął JEJ auto, JA zawiózł do pracy i sam pojechał na 8 do swojej pracy, a wiec chyba pod swoja pracą czekał pol godziny az otworza. Mój maz prowadzi zycie ze swoją mama nie ze mną. Mówie Wam istny koszmar. Cóż wiecej jeszcze pisac ......Ryczeć mi sie che z bezsilnosci i tyle :( :(

Odpowiedz
Gość 2010-11-29 o godz. 00:37
0

ZalEwka napisał(a):Może na którymś etapie będziesz mu musiała powiedzieć wprost że masz wątpliwości co do ciągnięcia tego małżeństwa. To boli, ale też stanowi pewien wstrząs.
Też tak uważam.Jeżeli nic nie będzie skutkowało to postaw sprawę na ostrzu noża może wtedy się twój mąż ocknie.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-29 o godz. 00:09
0

Buzia 1 kiepska sprawa, ale walcz na tyle żebyś kiedyś nie mogła sobie zarzucić że coś zaniedbałaś. Pobraliście się bo się pokochaliście i to chyba była decyzja Wasza a nie mamy, więc nadzieja jest. Dziecko w tej sytuacji, uwierz mi tylko pogorszy sprawę. Najpierw musicie załatwić i dogadać się między sobą. Jak tego nie osiągniecie a zdecydujecie się jednak na dziecko to potem będzie gorzej. Więcej obowiązków, będziesz zmęczona, sfrustrowana i do tego będzie Wam do wychowania wtrącała się ukochana mamusia, a tego obawiam się że nie zniesiesz. Bo skoro wtrąca się wam do drobiazgów to napewno będzie się wtrącać do wszystkiego związanego z dzieckiem, bo w jej pojęciu to napewno sobie z tym sami nie poradzicie. Ideałem byłoby ugadać chłopa a potem razem we dwójkę przeprowadzić rozmowę z teściową, ale to Wy we dwoje nie możecie dać się złamać. Teściowa pewnie się obrazi, podąsa, ale jak dotrze do niej że to koniec i więcej wpływu mieć nie będzie no to pewnie też zluzuje. Wbrew pozorom to ona jest w tej gorszej sytuacji bo jak się obrazi (to smutne) to nie zostanie jej nikt. Jest tylko człowiekiem w końcu. Ale do tego musi stabilnie stanąć na nogi Twój mąż. Albo chociaż zrozumieć że źle postępuje. Bez ciągłego gadania i miliona rozmów się nie obędzie. Ale jeśli Ty go kochasz i on Ciebie to jest to do zrobienia. Może na którymś etapie będziesz mu musiała powiedzieć wprost że masz wątpliwości co do ciągnięcia tego małżeństwa. To boli, ale też stanowi pewien wstrząs. Nie chcę Ci mówić że to nie ma sensu, ale ja trochę spaczona jestem bo po 10-letnim związku (6 latach małżeństwa) w końcu on postanowił że to koniec i nie chce już mu się starać. Ja dalej miałam jeszcze siłę walczyć i wierzyłam ze się uda. Tylko on już nie chciał. Ja zrobilam wszystko żeby było ok i mogę sobie spojrzeć w twarz. A teraz jestem szczęśliwa bardzo. Nie wiedziałam wcześniej że można w związku żyć na luzie, że nie musze się sama o wszystko martwić, że mam w kimś oparcie.
Trzymam kciuki za Ciebie i Twoje małżeństwo, bo nie sztuka jest olać wszystko i zacząć od nowa. Jak uda Ci się stworzyć związek z Twoim mężem satysfakcję będziesz miała podwójną, ale najważniejsze jest to zebyś była szczęśliwa i nie zatraciła się.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 23:24
0

Właśnie siedze sama w domu, bo meza nie ma i wiecie co sobie wymysliłam - ze on mnie po prostu juz chyba nie kocha... :( Niestety. Ja wiem, ze maminsynek, wiem ze nie odciął pępowiny, wiem ze z takimi ludźmi bardzo ciezko sie zyje i cięzko przestawic ich myślenie na wlasciwe tory, i ze ja moze czasami odpuszczałam, choc zebym az tak bardzo odpuszczała to też nie, bo odkąd sie pobralismy to jedynym powodem przez który sie kłócimy to jest jego mama w sensie wlasne ingerowania i tak jak juz któras z Was napisała trakowania nas nie jak syna, który "poszedł w świat" układac sobie zycie z żona, tylko jak swoje dzieci , on jest nadal jej synem a ja córką. Zrezstą tesciowa kiedys powiedziala ze nie wyobraza sobie , zebysmy mieszkali w innym miescie a najlepiej zebysmy mieszkali z nią. Jak pyta (bo kiedys w zamiarze mielismy budowanie domu) to pyta nie kiedy zamierzacie sie budować, czy tam jakie macie plany, tylko kiedy "zamierzamy" sie budowac , czyli ona, on i ja. Takich przykladów mogłabym tutaj mnozyc i brakłoby wieczora zeby je wszytskie wypisać. Ja wiem ze to jest matka mojego meza i musze okazac jej szacunek ale takie zachowanie niestety wegług mnie kwalifikuje sie do jakiegos psychoanalityka. Odnosze wrazenie ze moj maz jest tak silnie zwiazany z matka, a na dodatek ona go psychicznie od siebie uzalezniła juz jako dorosłego syna ze chyba predzej ja sie wykoncze niz cos wskóram, bo nic na siłe. Tak napewno bede próbowac raz spokojnie, raz złoscia bo jestem tez tylko człowiekiem i czasami nerwy mnie poniosa ale nie wiem ile jeszcze tak wytrzymam , bo to jest ciagła walka o swoje i niepewnosc. Walka o swoje, o to zeby jakos to malżenstwo utrzymac ale jesli tylko ja bede walczyc, a moj maz nie bedzie widział problemu w swoim zachowaniu pomimo moich setnych z nim rozmów na ten temat to sama niestety nie dam rady. Chcę Wam powiedziec jeszcze ze nie mamy dzieci, a jakbysmy mieli to juz nie wiem co by było. A ja chce w najblizszej przyszłosci dziecko, ale w tej sytuacji .... Jakie to cieżkie i smutne.

Odpowiedz
Szynia 2010-11-28 o godz. 22:59
0

Buzia, nie nakręcaj się tylko.
Twój mąż napewno chciał dobrze, tylko... nie pomyślał.
Postaraj się po prostu reagować na KAŻDĄ taką akcję, nawet najmniejszego kalibru i może za jakiś czas, przy następnej okazji, w głowie Twojego męża zapali się czerwona lampka.

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 22:37
0

Buzia nie myśl, że stoisz na straconej pozycji, bo to nieprawda. Myślę, że może warto spróbować, za każdym razem, gdy wydarzy się podobna sytuacja, mówić mężowi, że Tobie to nie odpowiada. Za każdym. Nie ważne jakiego kalibru jest sprawa. Czy chodzi o niedzielny obiad czy o ważne decyzje.

Wydaje mi się, że dlatego, że wcześniej odpuszczałaś, mąż teraz, nie bardzo rozumie o co Tobie chodzi. Poza tym, w końcu zrobił (według jego i mamy opinii) dobrze.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 22:29
0

Nawet nie wiecie ile znaczy dla mnie to co piszecie i ciepłe słowa :usciski: Strasznie Wam dziekuje, ze choc nie jestescie na moim miejscu potraficie fajnie doradzic i przede wszystkim mnie rozumiecie. Wiem, ze jesli bede chciala wytrwac w tym małzenstwie to czeka mnie ciezka walka, ale z drugiej strony gdzies tam czuje, ze stoje i tak na przegranej pozycji.

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 21:51
0

Burza ja przeszłam przez podobne aczkolwiek nieco łagodniejsze "akcje" .
ja mojemu mężowi na przykładzie pokazałam jak ja sie czulam gdy zamiast mnie prosić o rade czy ze mna podejmować decyzje wszystko załatwiał z mamusią - poprostu zaczęłam się zachowywać tak jak on. do tego miałam z nim niejedną długą rozmowę nt tego czym jest małżeństwo.
i pomogło - nie od razu ale z czasem.

powodzenia - czeka Ciebie ciężka walka ale można ją wygrać :usciski:

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 18:21
0

Buzia, coś podejrzewam, że Twoja teściowa traktuje Cię podobnie jak męża - czyli jak kolejne dziecko, którym należy się opiekować. Małżeństwo nie odcięło łączącej ich pępowiny, zmieniło nieco status jej syna z "syn", na "dzieci". A mąż, który nie miał innych wzorców, nawet nie wpadnie na pomysł, że może być inaczej :(

Buzia 1 napisał(a):
Ja wiem,ze mogłam sama sie tym zając sama zainteresowac i jak piszecie z góry wyprzedzac fakty ale po prostu zaufałam swojemu męzowi i tyle.
Tu chyba nie ma co ufać, tylko przyjąć, że on to za bardzo samodzielny jednak nie jest :(

Teściowa Cię nie traktuje jak dorosła osobę. Swojego syna też nie.
A jej syn, widząc w sobie nie męża, a cały czas "synka mamusi"... no cóż ... Sam się nie zmieni. Niestety większość ciężkiej pracy, przestawienia w głowie jemu i teściowej, należy do Ciebie...

Głupio radzić (bo łatwo się radzi nie bądąc na czyimś miejscu...), ale ... emocje i poczucie krzywdy w kieszeń, zacisnąć zęby i wyklarować mężowi, że decyzje tego kalibru od dzisiaj podejmujecie wspólnie, bo załatwianie takich spraw poza Twoimi plecami jest wyrazem lekceważenia i nielojalności, a lojalność to jeden z elementów niezbędnych do bycia razem ... Powodzenia, dużo siły i - przede wszystkim - cierpliwości życzę!

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 18:07
0

No wlaśnie kochane o to chodzi, ze my chyba nie tworzymy jednego frontu. I nie rozumiem dwulicowości teściowej no i męża. Bo jak już się okazało, ze jest decyzja (na razie tylko na papierku ale jest) ze dostaniemy te pieniądze, to tesciowa byla cała szczęśliwa i oznajmiła "no tak super zaraz jak tylko przyjdą te pieniądze to się wpłaci na mieszkanie", nie wazne ze powiedziala wpaci bo to chyba my powinniśmy to zrobic ale tak powiedziala. Wiem, bo powiedziala to do mnie. I tu nagle pomysl z tą lokatą. Ale nawet tak jak piszecie niechby i bardziej opłacalne było faktycznie trzemanie na razie tych pieniędzy na lokacie a nie wplacanie na mieszkanie to ta decyzja powinna byc równiez skonsultowana ze mną a moze przede wszystkim. I nie wazne czy najpierw wypłynęła od jego mamy czy od męza. jesli od mamy to on wtedy powinien powiedziec ok przyjdziemy jutro do banku albo do domu z zoną i pogadamy mzoe nam doradzisz co w tej sytuacji zrobic i czy lokata jest korzystna. A jesli ta decyzja wypłynęła tylko od męża, to ja na takie zachowanie nie mam wytłumaczenia. Tak czy siak jesli ja nie wiem ze pieniądze juz są na koncie to tez nie miałam mozliwosci jakos nawet na sile brac w tym udzial. Po prostu wszystko zadziało sie za moimi plecami i tyle. Po za tym nawet jesli juz tak zrobili to jestem jej synowa a jego zoną czy nawet zeby zobaczyc papiery z tej lokaty nie mam prawa???? Ja wiem,ze mogłam sama sie tym zając sama zainteresowac i jak piszecie z góry wyprzedzac fakty ale po prostu zaufałam swojemu męzowi i tyle. Pytałam z 1,5 tygodnia temu czy juz pieniądze wpłynęły na konto powiedział ze nie.

Odpowiedz
przytul.anka 2010-11-28 o godz. 17:49
0

Zmora napisał(a):
Też miałam pierwszą myśl, żeby poprosić go o przeniesienie całego waszego konta, ale obawiam się, że do końca życia będziecie mieć trucie nad głową, że nie umiecie wykorzystać tego, co macie (tzn. osoby, która zna swój bank i może wam wspaniale doradzić)
lepsze trucie niż małżeństwo we trójkę, jak się oboje uprą to teściowa może sobie truć do upojenia i tak nic nie zdziała, ale jak nie tworzą jednego frontu...

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 17:47
0

No właśnie, czy opcja, że teściowa jest specjalistą od spraw finansowych i rzeczywiscie wybrała wariant, który jest korzystny dla Was i Waszych pieniędzy, jest możliwa? (abstrahuję tutaj od sposobu załatwienia sprawy poza Twoimi plecami - bezdyskusyjnie przykrego i takiego, jaki w ogóle nie powinien mieć miejsca!)

Czy może też tak być, że mąż z przyzwyczajenia i wygody zgadzał się na wszystkie propozycje mamusi? Bo dbała o niego, lepiej się na sprawach znała itd, itp?
I po raz kolejny postąpił w dobrze znany sobie sposób? Mama zaproponowała, żeby zrobił coś (=włożył pieniądze na lokatę), bo to będzie korzystne (=odsetki itd), a on niewiele się zastanawiając powiedział "dobrze mamusiu"?

I jak się go spytałaś, dlaczego tak postąpił, że Cię olał i pominął w całym procesie decyzyjnym, to zrobił wielkie oczy, zdziwił się a potem ... obraził?

Najpierw zrobił wielkie oczy, bo mu przez myśł nie przeszło, że podejmuje jakiś ważny proces decyzyjny - po prostu jak zwykle zgodził się na sugestie mamy, która "wie lepiej i chce dobrze". Potem się zdziwił, dlaczego Ty jesteś zła, przecież on nie pomyślał, żeby robić Ci przykrość, tylko postąpił...no właśnie, tak jak zwykle. A potem się obraził, bo nie chciał zrobić nic złego no i znowu - zrobił to co zwykle, co do tej pory było ok, a Ty nagle na niego wsiadasz. Więc się wziął i naburmuszył, tym bardziej, ze pewnie poczuł się głupio, jak zrozumiał, że rzeczywiście podjął decyzję poza Tobą.

Namieszałam chyba. Buzia, nie wiem, co Ci poradzić. Typ, który całe życie był kierowany przez mamusię, raczej samodzielnym indywidualistą nigdy się nie stanie...I do układu partnerskiego pt. jest sprawa, siadamy, rozważamy WE DWÓJKĘ za i przeciw, ew. radzimy się rodziny i wspólnie podejmujemy decyzję to raczej nie dorósł i jeszcze długo (o ile w ogóle) nie dorośnie...

Już bardziej możliwy jest chyba wariant, że przejmiesz rolę mamusi, jasno i jej i mężowi przekażesz, że teraz Wy jesteście jedno - i gospodarstwo domowe, w którym funkcjonujecie, jest WASZE a nie jej, jesteście dorosłymi ludźmi i będziecie sobie samodzielnie radzić (oczywiście wszelkie rady są mile widziane,ale będą traktowane jako TYLKO rady, a nie wykładnie, co macie robić...)

I będziesz przewidywać sprawy, które są i które mogą się pojawić i omawiać ze swoim mężem zanim sprawa trafi na wokandę rodziny. Tak, by mąż, rozpoczynając rozmowę z mamusią przygotowującą się do mówienia, co dla Was będzie najlepsze, znał już Waszą wspólną wersję, która spełnia i jego i Twoje potrzeby...

Znam jedno takie małżeństwo. Dziewczyna jest organizatorem życia rodziny, ustalają wszystko wspólnie z jej inicjatywy dużo wcześniej przed przedstawieniem planów rodzicom męża. Którzy z zalożenia te plany krytykują podnosząc lament, że dzieci samodzielnie myśląc krzywdę sobie zrobią.

Dziewczyna jest twarda, jasno (i w dosyć ostry sposób) postawiła granicę mówiącą "to teraz mój mąż i nasze sprawy załatwiamy wspólnie, a nie oddajemy w wasze ręce". Mąż - spolegliwy charakter (w końcu zawsze ktoś decydował za niego), gdy żona mu przedstawiła swoje racje i zakomunikowała przyszłe postępowanie wobec teściów jako ich decyzję, potem powiedziała to samo teściom, właściwie jest happy. Żona mu powiedziała, co jest dla nich dobre, jest zadowolona, jemu jest dobrze, im jest dobrze...Tylko ta dziewczyna musiała też mocno ograniczyć ich kontakty z teściami (co jest przecież trudne) i tylko ona wie, ile ją kosztuje wyprostowanie rozumowania męża po każdej wizycie u mamusi (który wracając od swoich rodziców powtarza ich argumenty jakby to był jego sposób myślenia, zupełnie nie zauwazając, że przed wyjazdem do rodziców mówił zupełnie co innego). A, no i jeszcze jedno - ona do nich w ogóle nie jeździ...

A to ciężko tak żyć...Ale jakieś status quo zachowują i w sumie taki układ się sprawdza od dobrych kilku lat...Powodzenia Buzia.

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 17:35
0

Buzia 1, ponieważ nie chcę i nie umiem Ci niczego doradzić odnośnie Waszego związku, to mogę napisać od strony praktycznej, jak to widzę. Czy twoja teściowa przekalkulowała, co Wam się bardziej oplaca (w tej sytuacji, jakby ona nie kombinowala, to "wam"="jej synowi", bo kredyt macie wspolny i juz z tego sie nie wycofa)? Odsetki kredytowe są porażające, ale też nie we wszystkich umowach jest możliwość szybszej spłaty. Lokata, zasadniczo nie jest złą rzeczą, uważam, że całkiem dobrze jest naddatki w ten sposób mrozić (i pomnażać). Oczywiście, beznadziejne jest, że nie mogłaś współuczestniczyć w decydowaniu o tych pieniądzach, ale może rzeczywiście twój mąż podjął decyzję, dzięki której wyjdziecie na większy plus? A jeśli nie, to warto mu uświadomić, że porady mamy nie są profesjonalne. Nie wiem, na ile biegła jesteś w papierkologii, czy umiesz to sama wyliczyc? Na pewno nie idz sama do nikogo z tym problemem, bo bedziecie w kolko sobie zarzucac nielojalnosc. Aha, te pieniadze zostaly mu przydzielone na konkretny cel, wiec czy nie bedzie musial sie rozliczyc ze swoim miejscem pracy, ze faktycznie wlacil 10000 na mieszkanie?

Też miałam pierwszą myśl, żeby poprosić go o przeniesienie całego waszego konta, ale obawiam się, że do końca życia będziecie mieć trucie nad głową, że nie umiecie wykorzystać tego, co macie (tzn. osoby, która zna swój bank i może wam wspaniale doradzić)

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-28 o godz. 17:22
0

Hm może właśnie to źle że do tej pory przymykałaś oko na drobiazgi. On się przyzwyczaił że i tak w końcu on zrobił swoje, Ty mu pogadałaś, potem odpuściłaś i efekt masz. To się tak łatwo zaczyna, potem będzie mu się wydawło że w ważniejszych sprawach też odpuścisz bo do tej pory jakoś zawsze się tu udawało. Nie odpuszczaj tym razem, może jak zauważy że stoisz twardo przy swoim zdaniu to się zastanowi nad swoim postępowaniem ??

Ja bym chyba odradzała rozmowę z teściową, choć ...nie znam jej trudno powiedzieć. Ale z tego co piszesz to jest dość apodyktyczna osobą i w nosie ma to ze synuś nie konsultuję z Tobą Waszych spraw, tylko z nią. Wręcz mam wrażenie że nobilituje Ją to bardzo ze dalej ona jest ważniejsza. Dlatego chyba bym zrezygnowała, pozatym wytrąciłabyś zsobie argument z rąk przed mężem że z problemem idziesz do mamy. Skoro nie podoba Ci się że on tak robi.
Choć w ostateczności - wszystkie chwyty są dozwolone - pamiętaj :)

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 16:55
0

Naprawdę nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć bo nie jest to łatwa sprawa Faceci chyba już tak mają,że kiedy zrobią coś złego co nas zaboli i powie się im o tym to obrażają się i wychodzi na to,że to oni są pokrzywdzeni Napewno nie odpuszczaj!Niech wie,że zranił cię tym co zrobił i to on powinien cię przeprosić i zrozumieć,że źle postąpił.Może spróbuj jeszcze porozmawiać z teściową(nie wiem czy to dobry pomysł),zobaczysz co ona powie.Już sama nie wiem

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 16:30
0

No wlasnie Klara ja sobie nie umiem tego wytłumaczyć jak to mozliwe ze az do tego stopnia tak się zachował. Ja rozumiem, ze nikt z nas nie jest bez wad,ale zeby do tego stopnia mieć za nic swoją zonę. To po co brał slub? Równie dobrze mógł nadal mieszkać z mamą, ale przynajmniej by mnie nie krzywdził. Po prostu zaufałam mu w tej sprawie i liczyłam,ze tak samo jak ja cieszy sie z tych pieniędzy i ze będę pierwszą osobą której o tym powie i ze to ze mną bedzie chciał nimi zadysponować.
Bo teraz tak mi przyszlo do głowy, ze my tu dzisiaj zastanawiamy sie dlaczego tak postąpił akurat w tej sprawie, ale skoro własnie tak postąpił to jaką ja mam pewność, ze jutro, pojutrze nie zrobi podobnie ale zupełnie w innej sprawie i ja albo dowiem się ostatnia albo kiedyś od kogoś przez przypadek. Przeciez w tej sytaucji to w każdej chwili moze zechcieć wiele rzeczy zrobić bez mojej wiedzy. Zresztą już wiele było takich sytuacji ze ja dowiadywałam sie ostatnia np. od jego mamy podczas gdy ona i on już o czymś wiedzieli lub zrobili, i za każdym razem tłumaczyłam jak się w tej sytuacji czuję itd. Tylko wiecie to były mniej ważne sprawy, jakieś drobiazgi dnia codziennego, które tez owszem mnie bolały, ale na które po rozmowie z nim przymykałam oko pomimo ze on mowili za każdym razem ze nie mam racji. Zaba bardzo fajnie doradziła mi co mam mu powiedzieć i zeby to wziac na spokojnie. Ale ja już mu to wszystko powiedziałam (o dziwno na spokojnie) zaraz po tym jak mi powiedział o tej lokacie. Ale on zrobił tylko głupią minę i wyszedł. I teraz chyba chce mnie ukarac, bo się do mnie nie odzywa. A ja już nawet nie mam siły na kolejną taką samą rozmowę. Ryczeć mi się chce i tyle. Bo jak już tu wielokrotnie Wam pisałam wcale mi nie chodzi o te pieniądze tylko o zwykłą małżeńską lojalność. Bardzo to boli. :(

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 16:02
0

Naprawdę nie rozumiem jak twój mąż z mamą mogli za twoimi plecami wpłacić pieniądze na lokatę skoro wcześniej postanowiliście wpłacić pieniądze na mieszkanie I na twoim miejscu też bym się wkurzyła Wiadomo,że mama może doradzić tym bardziej,że pracuje w banku ale nie powinna się godzić i tym bardziej namawiać na coś bez przedsyskutowania jakiejś sprawy bez wiedzy drugiej osoby. Napewno trudno ci będzie przeforsować swoje racje tym bardziej,że twój mąż to maminsynek(jak sama pisałaś)
Ale życzę ci dużo siły i wytrwałości i żeby udało ci się sprowadzić męża na dobrą drogę(czyli najważniejsza jesteś Ty i wasze wspólne życie a nie co powie mama)!

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 15:59
0

Jesteście Wszystkie takie kochane :D I każdą z Waszych rad biorę sobie do serca. I bardzo Wam dziękuję za wszyskie pomysły, rady :usciski: Pomimo, ze jest mi koszmarnie cięzko na duszy i sama jeszcze nie wiem co zrobię, jak się zachowam to jest mi lzej, że życzycie mi jak najlepiej i przede wszystkim rozumiecie.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-28 o godz. 15:40
0

Ja najzwyczajniej w swiecie nie wiem co Ci radzić.
Albo tak jak mówi przytul.anka zrobić burzę z piorunami i trżęsieniem. Taka terapia wstrząsowa może dużo dobrego zrobić (je tego nigdy nie zrobiłam i własnie żałuję).
Albo próbować sukcesywnie na spokojnie gadzinie tłumaczyć.
Wybór należy do Ciebie bo to Ty go znasz i wierzę ze wybierzesz najlepiej.
Ale walcz dziewczyno i nie poddawaj się bo wtedy napewno przegrasz i nie bedziesz szczęśliwa.

Odpowiedz
madzia 2010-11-28 o godz. 15:25
0

Buzia, ja bym to wziela na spokojnie ( tzn jak juz bym sie przestala wkurzac nieziemsko ;) ).
Nie gadalabym z tesciowa bo z nia interesow nie mam i slubu nie bralam.
Meza posadzic na kanapie ( czy co tam masz) i na spokojnie ( slowo klucz), bez pretensji, ale uparcie nie dajac sie zbocznikowac wyjasnic mu swoje racje.
tzn np: Kochanie, nie podoba mi sie jak podejmujesz wazne decyzje (np zalozenie lokaty, ale tez bla bla bla) bez konsultacji ze mna PRZED podjeciem tej decyzji. Po pierwsze dlatego, ze to NASZE zycie i ja tez mam prawo brac w tym udzial , po drugie, dlatego, ze co dwie glowy to nie jedna a po trzecie jest mi przykro, jak tak postepujesz bo to tak jakbys sie ze mna nie liczyl ( wiem oczywiscie, ze tak nie jest i po prostu nie pomyslales, ze to moze mnie zranic, ale nie zmienia to faktu, ze jest mi przykro bla bla bla).
I potem w zaleznosci od reakcji ( ale przygotuj sie , ze na poczatku moze zaprzeczac w gescie obrony i uznawac,ze sie czepiasz, ale z reguly jak sobie przemysli to cos tam w glowie zostanie, niestety nie ma gwarancji, ze na zawsze wiec cala zabawe trzeba powtarzac, chociaz z reguly coraz rzadziej;))

bla bla- oznacza wlasne, rzoniaste argumenty ;)

Odpowiedz
przytul.anka 2010-11-28 o godz. 15:19
0

wwiola napisał(a):przytul.anka napisał(a):
Czeka cię ciężka rozmowa z mężem kto teraz powinien być dla niego najważniejszy- oby zrozumiał.

Ja bym tak kategorycznie nie stawiała sprawy. Takie bezwzględne wybory nie muszą koniecznie prowadzić do czegoś dobrego. Co nie zmienia faktu, że alternatywy nie mam :(
Niestety z tego co Buzia 1 napisała i dalej opisuje to na ciężkiej rozmowie może się nie skończyć, może być konieczna awantura z trzęsieniem ziemi, chociaż i to nie musi pomóc :(

Jeśli nic się zmieni to najpierw zniknie zaufanie, potem szacunek, a na koniec miłość. Widziałam jak to się dzieje... przez lata.

Buzia 1 z całego serca życzę, żeby twój mąż się wreszcie ocknął.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-28 o godz. 15:15
0

Ja byłam z tych super ugodowych niestety, konto też mieliśmy wspólne itp. Ale to było tak że zwykle bardzo ciężko było go do czegokolwiek przekonać, jak obrał jakieś stanowisko to koniec, nie było gadanie, wówczas tylko pod wpływem rodziców czasem zmieniał zdanie. No i bywało ze dla świętego spokoju zgadzałam się. Na koniec gad mi zarzucił że zbyt ugodowa jestem i nie mam swojego zdania. W sumie nie wiem czego on ode mnie oczekiwał ?? Także nie daj sie i walcz, bo jak sie poddasz to do niczego dobrego nie doprowadzi.

A propos nowego konta, przecież nie wierz że ten bank ma najlepszą ofertę ROR, i to dla Twojego męża i teściowej wydaje mi się rozsądnym argumentem, ze znalazłaś sobie dużo lepszą ofertę w innym banku i tyle. A w końcu to Twoje prywatne konto i masz prawo robić z nim co zechcesz tym bardziej że Twój mąż dysponuje poza Twoimi plecami wspólną kasą.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 15:00
0

ZalEwka jesteśmy 2,5 roku po ślubie. I cały paradoks tkwi w tym, ze ja też swoje konto mam w banku teściowej, bo to konto mam już z 7 lat i wtedy jeszcze nie znałam mojego meza, więc tam miałam. Ale macie racje i ja na to tez wpadłam - tzn. postanowiłam ze zlikwiduje tam konto i załoze w innym banku. Wiem, ze to nie obędzie się bez komentarza ze strony męza i teściowej, ale w koncu mam do tego prawo. Z tym, ze te pieniążki z tej racji ze wpłynęły z pracy mojego męza wpłynęły na jego konto, do którego ja też byłam dopisana czyli tego wspólnego.
Isia moja teściowa tez jest przyzwyczajona do roli przywódcy i ja czasami też tak jak ty nauczona doświadczeniem, wczesniej jak ja to nazywam "kładłam do głowy" męzowi swoje racje lub zdanie, zeby zanim pogada z mamusią już znał moje. Ale zycie jest tylko zyciem i nie mogę ciągle koczować, zebym to ja pierwsza na jakis temat pogadała z nim niż mamusia, bo bym zwariowała. Jestem chyba bardzo naiwna, ale gdzieś tam wierzę w tą przysięgę małżenską i chciałabym czuć przy facecie poczucie bezpieczeństwa nie tylko to fizyczne ale takze psychiczne i ze to ze mną będzie swoje, a w tym wypadku nasze problemy, sprawy w pierwszej kolejności rozwiązywał. Chyba jestem tylko marzycielką, czas zejsc na ziemię. A najgorsze jest to, ze mottem na naszych zaproszeniach slubnych był tekst:
On: Którą teraz pójdziemy drogą? Twoją czy moją?
Ona: Naszą

Ironia losu czy jak?

Eh, samo życie :(

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 14:20
0

Ja niestety jestem z tych osób co na złość mamie odmrożą sobie uszy.
Absolutnie nie polecam tego co zrobiłabym w tej sytuacji ja, ale pozwolę sobie napisać, że założyłabym sobie własne konto w innym banku. (Tak też mam). Ale ja wogóle jestem totalnie niepraktyczną żoną, która nie umie zaakceptować faktu, ze rodzina mojego męża to nie są obcy ludzie. No niestety tak już mam. Moja teściowa przyzwyczajona jest do roli przywódcy, ale mimo, że zawsze miałam problemy z asertywnością nauczyłam się twardo stawiać na swoim. W przypadku mojego męża często działa zasada, kto pierwszy ten lepszy. Nauczona doświadczeniem staram się odpowiednio wcześneij zaplanować pewne zdarzenia tak, aby mój mąż znał moje zdanie i argumenty zanim zostanie nakręcony przez mamusię. Choć jasnowidzem niestety nie jestem...
Niektórzy męzowie już tak mają, że w życiu nie przyznadzą się do tego, że dostali dobra radę od mamy tylko nagle ni z gruszki ni z pietruszki interesują się żywieniem dziecka albo wysyłają cię do logopedy. Bardzo chętnie przyjmuję takie rady pod warunkiem, że to mąż szykuje wymyslne kanapeczki albo idzie z dzieckiem do lekarza, ale wtedy ten świetny pomysł umiera naogół śmiercią naturalną.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-28 o godz. 13:55
0

Buzia 1 a ile jesteście po ślubie ???
Może sobie załóż swoje własne konto w innym banku, gdzie jest powiedziane że wszystko wspólne. Przynajmniej na Twoje pieniążki teściowa nie będzie miała wglądu.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 13:14
0

Oczywiscie, ze mozna się wynieśc z rachunkiem bieżącym do innego banku, juz nawet kiedyś (na początku małżeństwa) zaproponowałam to mojemu meżowi, ale on się obraził i stwierdził ze jak by to tak wyglądało jego mama pracuje w tym i my gdzie indziej??? I oczywiscie mogłabym postawic na swoim i robic wszystko zeby sie przenieść gdzie inadziej ale otarło by sie to na pewno o ogromne kłotnie a nie wiem czy nie rozwód. Proszę zrozumcie z człowiekiem który totalnie jest uzależniony od matki (z całym szacunkiem dla niej bo to jednak mama mojego męża) to z takim człowiekiem naprostsze wydawałoby się sprawy zalatwia sie koszmarnie trudno. A juz nie mowie o reakcji jego mamy, na pewno śmiertelnie by sie obraziła i czuła totalnie urażona. Uwierzcie mi na slowo - wiem co mowie.
Wwiola a co do prioryteteów odnosnie mieszkania to już były ustalone oboje stwierdzilsmy, ze wykupujemy mieszkanie (nawet tesciowa była za - bo jakze też zdanie musiała swoje wypowiedziec wiec jak moj maz usłyszał ze jego mama jest za to on tez był i ustalilismy ze bedziemy sie starali oczywiscie w miare mozleiwsci finansowych jak najszybciej spłacić kredyt. Dlatego też wlasnie starał sie o te pieniązki z pracy. I dlatego też dziwi mnie jego decyzja z tą lokatą. Ale wiecie co - tak naprawde nie chodzi mi o te pieniądze (choc nie ukrywam ze to przeciez wazny aspekt zycia) ale o to ze tak postąpił, nielojalnie, za moimi plecami zarządzając czymś co stanowiło takze moją wlasnosc i ja tez miałam prawo o tym wiedziec. Tak uwazami i fatalnie sie czuje. I jeszcze gdyby przyszedł juz po fakcie ale jakos normalnie to powiedział chcąc jakos mnie udobruchać pokazałby mi papiery od tej lokaty powiedziałby gniewaj sie lub nie ja sam zadecydowałem najwyzej teraz wspolnie stwierdzimy kiedy te pieniądze z tej lokaty wyjąć czy coś takiego, a on na zimno prawie wychodząc z domu podczas ubierania kurtki rzucił mi tekst ze wlożył pieniądze na lokate a w zasadzie nie on tylko mama - bo przecież mama wie najlepiej.
Autor Wiadomość
ZalEwka moze i uda sie takiego faceta jakos urobic ale chyba ja powoli trace cierpliwość, bo po prostu nic na siłe.

Odpowiedz
ZalEwka 2010-11-28 o godz. 12:45
0

Buzia 1 - współczuję szczerze i wiem co czujesz. Z moim byłym już mężem też miałam czasem podobne przeboje. Bał się sprzeciwić mamie, ojcu i babci też. Fakt zdobywał się czasem na to że "przedyskutuje" to ze mną ale nie zawsze. I często uważał że to ja nie mam racji tylko oni.
A jeszcze zdarzały sie takie przypadki że potrafił mi przy babci lub rodzicach swoich coś przykrego powiedzieć - wówczas to jemu obrywało się wręcz od rodziców żeby dał mi spokój i się nie unosił. Długo tłumaczyłam mu że jest mi przykro jak tak robi, że jak ma mi coś do zarzucenia to niech powie ale bez świadków i spokojnie a nie podniesionym tonem. Była czas ze to działało i stosował się ale potem mu przeszło. I małżeństwo się rozpadło na jego własne życzenie.
Z tym ze jak tak z perspektywy czasu do tego podchodzę to rzczej mam wrażenie że on miał poprostu słaby charakter a Jego rodzina to dość silne i apodyktyczne jednostki. I on sam bał się "urwać" im bo jak twierdził ile razy coś sam wymyślił to i tak wychodziło na koniec że tata ma zawsze racje. Ten związke długi bo 10-letni zmęczył mnie bardzo i wypalił do cna. Teraz sie zbieram do kupy, mam normalnego samodzielnego połówka i jest ok.
Nie chcę Ci przez to powiedzieć kopnij drania i rozwiedź, bo to nie zawse jest dobra droga. Napewno i takiego chłopa da się jakoś urobić. Ja nie umiałam. Tobie życzę żeby się udało.

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 12:38
0

przytul.anka napisał(a):
Czeka cię ciężka rozmowa z mężem kto teraz powinien być dla niego najważniejszy- oby zrozumiał.

Ja bym tak kategorycznie nie stawiała sprawy. Takie bezwzględne wybory nie muszą koniecznie prowadzić do czegoś dobrego. Co nie zmienia faktu, że alternatywy nie mam :(

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 12:36
0

Buzia 1 po pierwsze ustal z mężem priorytety - czy chcecie jak najszybciej wykupic mieszkanie czy też chcecie poczekać na to co zarobicie na owej lokacie. Jezeli stwierdzisz, że mieszkanie jest wazniejsze (a chyba tak jest z tego co wywnioskowalam) to postaw sprawę jasno - chcesz wykupić mieszkanie równiez za te pieniadze, którymi Twój mąż "rozporządził". Nie wydaje mi sie, że nie jest problemem rozwiązanie lokaty, zwłaszcza, że teściowa pracuje w banku.

A co do maminsunków - trudno mi się wypowiadać, ale takie zachowanie jakie opisałaś by mnie doprowadziło do szału.

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 12:25
0

no momento, a wynieść się z tego banku nie możecie? przynajmniej z rachunkiem bieżącym, na który faktycznei będą wpływać Wasze pieniądze?

bo to, co opisujesz (jeśli faktycznie tak wyglądało), to graniczy z naruszeniem tajemnicy bankowej - i ja bym nie odpuszczała, brrr.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 12:16
0

Szynia obawiam się, ze nie będzie w stanie tego ze mną realizować. Przykre i bolesne. Wiem już z pewnego doświadczenia, bo wiele razy już zdarzały się podobne sytuacje gdzie byłam zawsze tą trzecią, która dowiadywała sie o wszystkim po czasie. Mój mąż - tak ja myśle - panicznie boi się sprzeciwić mamie i jestem pewna ze i w tym przypadku tak było. Skoro jego mama pracuje w banku ma wgląd w nasze konto, więc jak zobaczyła ze te pieniądze już tam wpłynęły to na pewno doradziła mu zeby te pieniądze włożyć na lokatę , a mój maz na pewno powiedział - to włoż. Jasne, ze on też ma prawo do decydowania co z nimi zrobić,ale chociaz mógł jej powiedziewć - poczekaj mamo ja musze przeciez skonsultować z zoną co dalej z nim, moze i bedzie faktycznie tak ze włożymy na lokate ale jutro dam ci opdowiedz bo musze przedyskuotwac to z zoną. nie uwazacie ze taki scenariusz powinien miec miejsce? A co by było gdybym poszła do banku i mimochodem zapytała pani w banku ile mamy na koncie a ona powiedziałaby ze nic, bo np. 10 tysięcy jest na lokacie. Jak ja bym wygladała wobec tej kobiety? Wiem, ze mogłabym np. teraz zadzwonic do teściowej (bo z mezem jak już wam pisałam rozmawiałam i powiedziałam mu to wszystko co mi doradzacie, oczywiscie nie nerwami starałam sie spokojnie porozmawiac choc czułam sie podle, ale z nim nie ma szans na normalną rozmowę, on uważa ze to ja nie mam racji, na dodatek sie na mnie obraził i teraz sie nie odzywa, a więc moglabym zadzwonic lub pojsc do tesciwowej i delikatnie zasugerowac ze ja nic o tej lokacie nie wiem zapytac gdzie są jakies od niej kwity przecież do jasnej cholery musi być chyba jakis doument o tej lokacie, ja zadnego na oczy nie widziałam na ile ta lokata na jaki procent) ale wiecie co mi powie ze jakim prawem ja sie denerwuje skoro "oni" czyli ona i mój mąż chcieli przecież dobrze. Ah juz nie mam sił :(

Odpowiedz
Szynia 2010-11-28 o godz. 12:04
0

Buzia, moim zdaniem zachowanie Twojego męża było nielojalne :| Stało się, powiedz mu, że nie zgadzasz się na żadne działania za Twoimi plecami i postaraj się, żeby konsekwencją tego zdarzenia była Wasza wspólna umowa, że wszelkie poważniejsze decyzje podejmujecie razem, a konsultacje z teściową (na każdy poważniejszy temat) są podejmowane dopiewro po konsultacjach z Tobą. Najlepiej przygotuj sobie obszerną listę przykładów np. decyzje co zrobić z nadwyżką środków finansowych, gdzie jechać na wakacje, jak urządzić mieszkanie itd.

Czy Twój mąż będzie to wstanie przyjąć i realizować?

Odpowiedz
przytul.anka 2010-11-28 o godz. 11:37
0

szczerze współczuje :usciski:
Niestety widziałam na własne oczy jak wyglądało małżeństwo z maminsynkiem i jak się skończyło- rozwód.

Czeka cię ciężka rozmowa z mężem kto teraz powinien być dla niego najważniejszy- oby zrozumiał.

Fakt, że twój mąż jest silnie związany z matką nie tłumaczy, że nie skonsultował z tobą swoich pomysłów.

Odpowiedz
Buzia 1 2010-11-28 o godz. 11:15
0

Oj kochane już sama nie wiem co mam o tym myśleć. Moze to w moim przypadku nie o lojalność chodzi? Napisze o co mi chodzi :) Otóż wspólnie z mężem postanowiliśmy wykupić mieszkania oczywiscie na własność, które kiedyś ja zanim poznałam meża wynajmowałam. Wpłaciłam wtedy pewną ilość pieniędzy na to mieszkanie, rodzice zafundowali tzn. pomogli mi je wykończyć ponieważ mieszkanie było w stanie surowym, kupili mi potrzebny sprzęt jednym słowem mieszkanie nadawało sie do mieszkania. Przy wykupie okazało się ze te pieniądze które wplaciłam nie były wystaczające zeby pokryć cały koszt wykupu mieszkania. Wzięliśmy więc kredyt tym razem już jako małżeństwo i mieszkania też zostały już wykupione na nas - na męża i na mnie. Okazało sie, ze mój mąż moze dostać ze swojej pracy dofinansowanie na zakup tegoż mieszkania. Pomyślałam - super, przecież 10 tysięcy drogą nie chodzi (bo to o takich pieniądzach mówimy) zawsze będzie mniejszy kredyt do spłacenia no i co miesiąc automatycznie mniejsze raty. I co się okazało mój mąż dostał te pieniądze (oczywiście w ilości jaką dostał byłam uwzgęldnona też ja - czyli na mnie i na siebie), i bez mojej wiedzy nie UZGADNIAJAC tego ze mną włożył te pieniadze na lokatę. Mało tego jego mam pracuje w banku wiec to pewnie z nia przedyskutował na jaką lokatę, na jaki czas itp. Mi powiedział dopiero po fakcie, ze cos takiego zrobił a jak zapytałam na kogo ta lokata ze ja chyba mam prawo wiedzieć wiecej szczegółow to powiedział ze nie wie. A jak zapytałam jaka ta lokata przecież to ważne na ile, na jaki czas to powiedział ze mama bedzie wiedziała jak najlepiej zrobić. Mama? Fajnie mozna i z mama pewne rzeczy przedyskutowac lub zwyczajnie sie poradzic skoro pracuje w banku ale czy nie uważacie ze w tak ważnych kwestach życiowych - typu nasza przyszłość, wspolny cel jakim wydawało mi się szybkie spłacenie mieszkania - to mąż powinien takie rzeczy raczej z żoną uzgodnić? nie wiem moze ja jestem jakas nienormalna,ale po prostu dostała takiego kopa ze sama juz nie wiem co mam myśleć. Zapytacie napewno czemu z nim nie rozmawiałam albo czemu ja sie tym nie interesowałam otóż tydzień wczesniej przed tym zdarzeniem zapytałam go co robimy z tymi pieniązkami czy wpłacamy je na mieszkania, on wtedy stwierdził ze pogadamy w domu. No i pogadaliśmy. :( Aha i jeszcze dodam ze moj maz jest typowym maminsynkiem wychowywanym tylko przez mame, który jeszcze nie odciął pępowiny. Tym sobie tłumacze to zachowanie, bo innego narazie nie umiem sobie znależć. Zresztą już nie raz wypowiadałam się na tym forum własnie na ten temat.

Sorry za dłużyzny. Musiałam sie wygadać.

Odpowiedz
Szynia 2010-11-28 o godz. 11:04
0

Co mi pierwsze do głowy przychodzi to: nieomawianie problemów w związku z osobami trzecimi, nieumawianie się z osobami trzecimi bez wiedzy współmałżonka, nieośmieszanie współmałżonka w towarzystwie, wsparcie w trudnych sytuacjach.

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 10:32
0

Na mój nos, to trochę zależy od ludzi i ustaleń między nimi. W samej definicji lojalności małżeńskiej umieściłabym podstawowe zasady przyjacielskiego współżycia: szczerość, nieobgadywanie na prawo i lewo, bezwzględne wsparcie w chwilach trudnych. Ale np. potakiwanie, gdy w towarzystwie mąż głosi poglądy sprzeczne z naszymi, jest już sprawą indywidualną. Dopiero gdy ktoś ostro nie zgadza się z Twoim mężem i, zamiast rozmawiać z nim, uderza do Ciebie z pretensjami, w imię lojalności, nie mówisz, że ty też uważasz, że on gada głupoty.

Buzia 1, nie wiem, na jakim tle się ścieracie. Rozumiem, że skoro jesteście po ślubie, to wydawało wam się, że jedno będzie lojalne wobec drugiego, ale może się jeszcze nie dogadaliście, gdzie stawiacie granice? Ja bym się nie zapędzała w szukanie spisu cech lojalnego małżonka, tylko zaczęła od początku. Czy oboje byliście, tak po ludzku, uczciwi, czy w swoich działaniach pozwoliliście sobie na brak szacunku do drugiej osoby, które z was potrzebuje przeprosin czy jakiegoś zadośćuczynienia? Mam nadzieję, że rozwiążecie wasz problem :goodman:

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 09:56
0

Dżej napisał(a):Żona zawsze murem za mężęm, mąż zawsze murem za żoną?
tyle, tylko z dwoma zastrzezeniami:

(1) obowiazuje w stosunkach ze swiatem zewnetrznym - miedzy soba dowolne rzeczy mozna dyskutowac.

(2) jesli druga strona robi cos ewidentnie zlego, szkodliwego czy cos - stanie murem oznacza nieosmieszanie, nie pastwienie sie nad ew. porazka - a nie milczaca zgode na niesluszne dzialania.

Odpowiedz
Gość 2010-11-28 o godz. 02:09
0

Błagam Was napiszcie co rozumiecie przez pojecie "lojalności małżeńskiej"?
Żona zawsze murem za mężęm, mąż zawsze murem za żoną?

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie