-
Nale odsłony: 3080
O tym, jak urodzili mi Marysię
CC miałam wyznaczone na środę, na 12.30. Kazali mi się zgłosić o 11, żeby przygotować do zabiegu. Wybraliśmy ostatecznie prywatny szpital Swissmed i w dodatku zabieg wykonywany przez moją panią doktor jako usługę extra (normalnie tam nie pracuje). Rano zadzwoniła jednak, że musi sie podmienić na swojego męża. Nie spięło mnie to, bo mam do niego takie zaufanie jak do niej.
Po wypełnieniu masy ankiet ( w których napisałam mnóstwo bzdur, np. zapomniałam o jednej ze swoich wczesniejszych operacji, anemii w ciąży a także pobycie na patologii ciąży w 5 miesiącu ) założyli mi cewnik i podpięli kroplówki. Cewnika trochę się bałam, myślałam, że robią to już po znieczuleniu. Nie bolało nic a nic, natomiast potem miałam ciągle uczucie parcia na mocz, które mnie wkurzało. Potem ktg, a potem okazało się, żeczekać musimy ciut dłużej, bo wypadło cięcie nieplanowane ratunkowe i kolejka nam się obsuwa. Poszłam więc zagospodarować się w swojej sali i w gruncie rzeczy było to bardzo OK. Potem miałam wszystko rozpakowane, pod ręką i we właściwych miejscach. Sala była jedynką z łazienką - rewelacja.
Podawania znieczulenia pop prawie nie poczułam - na pewno wkłucie jest mniej odczuwalne, niż np. wenflon. Niestety prawie natychmiast zaczęły wyć alarmy od aparatury monitorującej, bo bardzo spadło mi ciśnienie, a za to przyspieszyło serce. Wydawało mi się, że tracę przytomność, ale dzięki świetnej pani anestezjolog jednak zachowałam świadomość - nie pozwoliła mi zamknąć oczu i podała leki, które jakoś mnie przywróciły do "życia". Mimo to te durne alarmy ciągle się włączały i to mnie lekko stresowało. Dziecko wyjęli prawie zaraz. Czułam silny ucisk na brzuch i ogólne majstrowanie - mój mąż twierdzi, że to naprawdę robiło wrażenie, kiedy dwóch rosłych facetów rozrywało mi brzuch... Ale bólu oczywiście nic a nic. Wiedziałam, że dzieci "wychodzą" sine, ale nie że aż tak. Kiedy w momencie wyjmowania powiedzieli "ojej, dwa razy pępowiną okręcona" zamarłam ze strachu, że to dlatego taka sina, ale miała od razu 10 punktów. Dali mi ją do pocałowania i zabrali, mąz poszedł dziecka pilnować ;) Zszywanie i ogólnie dalszy ciąg operacji lekko mi się dłużył, męczył mnie ten nacisk, choć nie da się powiedzieć, żeby to faktycznie był jakiś wielki dyskomfort. Czułam się potwornie zmęczona i myślałam, że nie dam rady nie zasnąć, kiedy przewieźli mnie do mojej sali. Ale oczywiście kiedy po jakiś 5 czy 10 minutach pojawiła się Marysia, senność i oszołomienie natychmiast mi przeszły. Nie dałam rady nie podnosić głowy przez przepisowe 6 godzin - po prostu musiałam się przyglądać mojej dzidzi. Tak naprawdę nie wiadomo, czy leżenie płasko faktycznie zapobiega zespołowi popunkcyjnemu, ale mnie głowa boli koszmarnie do teraz - ostrzegam więc, że może warto się jednak zdyscyplinować (choć wydaje mi się to niewykonalne). Po niedługim czasie przyszli jedni i drudzy i dziadkowie. Było ciepło, rodzinnie i spokojnie - naprawdę ok.
Marysia urodziła się o 13.35, a ja poszłam pod prysznic następnego dnia o 5 rano. Wstać było bardzo ciężko, potem - już coraz lepiej. Pod prysznicem zostałam sama, bo czułam się na siłach. W nocy brałam trochę środków przeciwbólowych, ale podobno b. mało - poniżej "średniej". Nie czułam za bardzo rany, to co naprawdę mnie bolało to zwijająca sie macica. Przyznam, że tego się nie spodziewałam.
Kolejnego dnia byłam już w zasadzie całkiem sprawna, a w sobotę miałam wychodzić, ale znowu pojawiły się kłopoty z ciśnieniem i arytmią. Miałam wyjść w niedzielę, ale właśnie przechodziłam szczyt zespołu popunkcyjnego i rzygającej z bólu głowy też mnie nie puścili. Trochę żałuję, że się nie uparłam, bo w domu też łeb mnie potowrnie boli, a jednak nawet najbardziej luksusowy szpital jest od własnych pieleszy gorszy i mniej mobilizujący.
Bliznę mam śliczną, równą, małą i super płaską. Wczoraj - po tygodniu - poszłam kupować staniki do karmienia i było ok - mierzyłam je długo, jeszcze dłużej stałam w kolejce, a było duszno. Ogólnie jest bardzo ok, tylko głowa mnie rozwala i wieczorne spadki ciśnienia. Brzucha prawie nie mam. Dzisiaj zdejmowałam szwy - i lekarz, i położna byli zdumieni. Tak jak ludzie mi nie wierzyli, że jestem w 9 miesiącu ciąży i tak wyglądam, tak teraz nie wierrzą, że tydzień temu urodziłam dziecko ;)
Generalnie poród wspominam świetnie - jako cudowne przezycie. Jestem bardzo zadowolona, że zdecydowałam się na komfort swissmedu, który dał nam świetną atmosferę i maksimum spokoju. Wszystkim trójmieszczankom gorąco polecam.
A na koniec dodam, że już po cięci powiedzieli mi, że cc było robione w zasadzie w połowie porodu i już ze sporym rozwarciem. Byłam troszkę pośmiewiskiem szpitala jako niezwykła pacjentka, co by przegapiła poród, bo nie czułam żadnych skurczy lol
Ogromne gratulacje!!!!
Ja na początku porodu nic nie czułam więc zaczęłąm depilować brwi siedząc na piłce (mam nawet takie zdjęcie) więc na prawdę nie widzę nic dziwnego w posiadaniu błyszczyku lol
A takie ładne zdjęcia świeżo po porodzie nie często się ogląda!
Nale - opis bardzo sympatyczny, gratuluję i cieszę się, że w końcu się doczekałaś Maleństwa :) a gdzie zdjęcia Marysi?
Wyglądałaś olśniewająco "na porodzie", błyszczyk szczerze mnie ubawił ;)
Super, że tak szybko dochodzisz do siebie. I zdrówka!
Grzecznie nie podnosiłam głowy po cesarce przez 12 godzin, ale i tak siły nie miałam jej dźwigać i nie wymiotowałam, ani nie bolała. Czyli może jednak coś w tym jest.
aurelka napisał(a):Zdjęcia jak z sesji, a nie porodówki! :)
Błyszczyk rewelacja :)
Mam takie samo odczucie :D
Gratulacje.
Pani anestezjolog powiedziała, że to jest tylko podejrzenie, że podnoszenie głowy po znieczuleniu pop sprzyja wystąpieniu zespołu popunkcyjnego. A nawet jeśli jest prawdziwe (spore szanse), to sprzyja, a nie gwarantuje - czyli nie u każdego. Ja nadal rzygam z bólu głowy, szczególnie jak wstaję w nocy karmić i przewijać
Odpowiedz
Nale, fajnie zobaczyc jak wygladasz :D
A mi nic nie mówili o niepodnoszeniu głowy i podnosiłam normalnie
Wyglądałaś pięknie - i w czasie porodu, i zaraz po nim.
Ja wyglądałam tak, że w czasie porodu chyba nikt nie chciałby mnie oglądać - no, poza moim mężem. ;-)
lady_of_avalon napisał(a):GRATULACJE :D
Taka cesarke to ja bym mogła mieć co miesiąc ;) Po mojej jak dwa tygodnie później poszłam do Koscioła i musiałam stać całą mszę to myślałam, że zemdleję No ale moja była "ratunkowa"...
Ja jestem zdziwiona swoją kondycją, w zasadzie poza cholerną głową i uczuciem lekkiego wyczerpania jest super. Wieczorami dopiero czuję, że brak mi sił. Ale byłam dzisiaj na kontrolnej wizycie w szpitalu i kardiolog raczej mnie nastraszył, że nie jest dobrze, tylko ja się dobrze mobilizuję Mam nadzieję, że oni tak specjalnie straszą młode matki wiedząc, że nie mają czasu o siebie dbać i przesadzają. No i namawiają mnie na kolejne wkłucie, żeby zlikwidować ten zespół popunkcyjny, a ja się waham.
E tam, Nale, ja dwa razy w makijażu rodzilam i wedlug mnie to bardzo samopoczucie polepsza:)
Odpowiedz
Zdjęcia jak z sesji, a nie porodówki! :)
Błyszczyk rewelacja :)
GRATULACJE :D
Taka cesarke to ja bym mogła mieć co miesiąc ;) Po mojej jak dwa tygodnie później poszłam do Koscioła i musiałam stać całą mszę to myślałam, że zemdleję No ale moja była "ratunkowa"...
Nale, wygladasz/cie jak bys w filmie statystowala ;)
No i nie moge doczekac sie zdjec waszej corci !
panna_van_gogh napisał(a):Łał :o
a ja taka bez makijażu rodziłam
serio wolałabym tak wygladac niz taka spocona i wymemłana
zazdraszczam
na nastepne bejbi chyba sie do Trojmiasta przeniose
a mi jest serio aż głupio
byłam tego dnia bardzo spokojna i opanowana, ale jednak emocje musiały dojść do głosu skoro byłam na tyle nieprzytomna, żeby twierdzić, że od roku nie byłam w żadnym szpitalu (a byłam przecież z powodu ciąży!!!) albo na śmierć zapomnieć o makijażu
Łał :o
a ja taka bez makijażu rodziłam
serio wolałabym tak wygladac niz taka spocona i wymemłana
zazdraszczam
na nastepne bejbi chyba sie do Trojmiasta przeniose
A proszę bardzo:
To zdjęcie dla tych, co się boją operacji - tak można wyglądać na stole operacyjnym z rozkrojonym brzuchem i złymi parametrami życiowymi. Pełen relaks i komfort ;) . Mam pretensje do rodziny i pielęgniarek, że nie przypomnieli mi o starciu makijażu, bo to trochę skandal z tym błyszczykiem na salę operacyjną...
http://img222.imageshack.us/my.php?image=img7401tj9.jpg
A to my dwie jakąś godzinkę albo mniej po akcji. Też obie szczęśliwe i w dobrej formie.
http://img146.imageshack.us/my.php?image=img7451wj8.jpg
Zdjęcia samej Marysi w lepszej okazałości sa jeszcze nieściągnięte z karty, ale obiecuję wkleić niedługo.
Gratulacje serdeczne :)
i zazdroszcze komfortu swissmedu
Nale, gratuluję! :)
Z tym rozwarciem aż się wierzyć nie chce. Musisz być wyjątkowo odporna na ból.
Wspaniale, że tak szybko dochodzisz do siebie po operacji.
Jestem bardzo ciekawa, jak wygląda Marysia :)
Podobne tematy