-
Gość odsłony: 2892
Ucieczka czy podboj swiata?
Chcialam zaproponowac lekture tego artykulu: http://wiadomosci.onet.pl/1360260,2678,kioskart.html
Generalnie moglabym sie pod nim podpisac. Moim zdaniem autor trafnie ujal rozterki emigracyjne.
A Wy co sadzicie? Ucieklyscie czy raczej podbijacie swiat? Co Wam dal wyjazd?
Yfi napisał(a):Czy ktores z Was mysla powaznie o powrocie?
Mój wyjazd z założenia był terminowy, z opcją, że jak się spodoba to może zostaniemy.
Nie zostaniemy. Na pewno nie tu. Teraz wisi nad nami wizja przeprowadzki do Niemiec i jak nam się tam spodoba to... ale wątpię.
Yfi napisał(a):Czy ktores z Was mysla powaznie o powrocie?
Ja mysle powaznie o powrocie do kraju. I choc przeraza mnie troche niewiadoma, albo fakt, ze zrobie krok do tylu - na pewno mnie to nie powstrzyma. Choc tak naprawde, na pytanie czy wracac czy nie musisz sama znalezc odpowiedz.
Ponieważ jestem na etapie wyjazdu i główną przesłanką jest właśnie chęc doskonalenia języka angielskiego. Wydawało mi się, że mój język nie jest najgorszy i że się dogadam ale czym bliżej wyjazdu tym niestety zmieniam zdanie i boję się jak nie wiem co ;/
Czy wracać... pytanie zupełnie nie do mnie bo ja jestem dopiero na początku tej "eskapady".
Pozdrawiam,
Kurcze to moze jednak trzeba wrocic????
Pytam Was bo sama zaczelam sobie zadawac to pyatnie.
Zal mi tylko pracy - mam tutaj dobrze platna prace , ktora daje mi satysfakcje i szanse rozwoju, ale .... przeciez w Polsce moze czekac na mnie cos podobnego? Maz ma watpliowsci a ja zaczelam wierzyc ze trzeba w koncu posluchac serducha. I chociaz mowie biegle po angielsku i mam tutaj przyjaciol czuje ze czas wracac do domu ;) Ja juz swoje zwiedzilam ;))))) :D
Decyzje o wyjeździe podjeliśmy razem z przyszłym mężem. Jesteśmy już tu 3 lata ale od samego początku chcemy wracać do kraju. Tam jest nasze miejsce.
Tęsknie, czuje się wyizolowana, nieprzystosowana. Może to dlatego że Polaów i Norwegów dzieli ogromna róźnica mentalna i finansowa (właściwie jedno z drugiego wynika).
Na początku ryczałam jak tylko usłyszałam głos mamy w słuchawce, teraz jestem już odporniejsza.
A w Polsce wszystko się zmienia a pieniądze zarobione zagranicą okazują się nie być aż tak duże jakby się wydawało... i trzeba wciąż pracować więcej i więcej na realizacje marzeń.
...jeszcze troche i moim jedynym marzeniem bedzie powrót do kraju...
co dał mi wyjazd... najbardziej spokój :) tzn,nie muszę się martwić za co wyżyję do kolejnej wypłaty,za co zapłacę rachunki,czy jutro nadal będę mieć pracę itp... :)
Odpowiedz
Ja tak jak madziula. Tesknie najbardziej, kiedy mama opowiada o czyms, przyjaciolka przysyla zdjecie swojego dziecka, a mnie to wszystko omija.
Ale, nie ma tego zlego... Jestem samodzielna, mam wlasny dom, ciekawa prace, mozliwosci przezycia wielu wspanialych rzeczy.
Nie ucieklam, ani nie podbijam swiata. Zyje, po prostu. :)
Gabingo napisał(a):stabilizacje finasnowa, poczucie bezpieczenstwa, ze mozemy przezyc z miesiaca na miesiac, ale tez zadne kokosy ;)
mozemy spokojnie pomyslec o urlopie, o urzadzaniu mieszkania, byc moze w przyszlosci o budowie domu, moge spokojnie pomyslec o macierzynstwie, jakos to bedzie.
wiele mi tez odebral, przyjaciol, bliski kontakt z rodzina, wlasna tozsamosc, czasem nie wiem kim jestem i co ja tu robie, odebral mi pewnosc siebie, satysfakcje zawodowa.
czuję tak samo-tęskonta wzmaga się, gdy mama opowiada mi jak wygląda i rozwija się mój bratanek, jak było na rodzinnym grillu...co mówiła kuzynka...ech...w takich chwilach po prostu chciałabym tam z nimi być...
ale tu jest praca( która mnie trzyma coraz bardziej), mój mąż nie chce wracać...a bez Niego nigdzie nie jadę ;)
W moim przypadku - ewidentnie podbój świata ;)
Nim się ustatkuję, osiądę, będę mieć dom i pomyślę o założeniu rodziny - chcę zobaczyć i przeżyć jak najwięcej, bo bez większych zobowiązań łatwiej. Co mi dał wyjazd? Wyleczył z kompleksów, pozwolił pokochać ojczysty kraj, poprawił sytuację finansową i dał możliwośc takiej pracy, na jaką nei ma szans w Polsce. Co zabrał? Mi stosunkowo niewiele, gorzej z moim mężem, bo jego oderwałam od biura i znajomych.
Ja jedna noga w obcym kraju - jade w ślad za milością, za męzem (przyszłym;)na lepsze jutro, doświadczenie, stabilizacje finansową... jadę bo kocham i gdzie ON tam i JA.
Zostawiam wiele i wielu - dzielę serce na pół
Jakoś przetrwam - to nie koniec świata - będziemy się odwiedzać. Jest jednak cięzko - na samą myśl o godzinie w której przekroczę linię na terminalu Okęcie
Absolutnie nie ucieklam, ja jak w berku - staralam sie dogonic (meza przyszlego ;) ). Nie czuje sie tez jak ktos kto podbija swiat, ja go zwiedzam :D i czerpie z tego najwiecej radosci. Nic i nikt nigdy mi nie odbierze tego, co zobaczylam, co przezylam, doswiadczylam, posmakowalam i poczulam. To, ze w miare rozsadnie zarabiam? To sie zmienic moze, chocby np. przez (tfu!) chorobe, czy inne przykre losu tory. To, ze mnie jako biala postrzegaja inaczej? Tez im przejdzie, jak w Singapurze zaczna krasc samochody ;) :P
To, ze sie rozwijam i daje sobie rade w obcym srodowisku? A, to juz jest cos, bo to mi daje jako-taka gwarancje, ze nie powinnam zginac przy pierwszych trudnosciach. I tej wersji milo mi sie trzymac :D 8)
Ani uciekalam, ani podbijalam nowa ziemie lol
wyjechalam gnana uczuciem ( tak na serio, probowalismy wymyslic opcje, ktora bylaby najbardziej rozwojowa dla nas dwoje)
mysle,ze gdyby nie moj maz, to bym pewnie zostala tam gdzie bylam
nie moge piac peanow na czesc nowego swiata, ale tez nie moge powiedziec, ze jest gorzej, zle..
jest po prostu inaczej
tak jak pisaly dziewczyny, brakuje bliskich i rodziny, a znalezienie 'nowych' bliskich wymaga duzo czasu, chyba juz wszystkie jestesmy na to za stare ;)
a czas, kiedy nawiazuja sie wielkie przyjaznie w ilosciach hurtowych mamy za soba ;)
Ja również podpisuję się pod tym co napisała Gabingo.
Żyję na obczyźnie już 3 lata i niestety cały czas nie czuję się tam jak u siebie i wiem że nigdy sie to nie zmieni. Owszem mam stabilizację finansową, na wiele mnie stać i łatwiej się nam żyje ale pieniądze to nie wszystko. Rozłąka z rodziną i przyjaciółmi coraz bardziej mi doskwiera, coraz częściej myślę o tym jak wiele tracę. Zostało mi jeszcze półtora roku takiego życia i wracam.
Podpisuje sie pod tym co napisała Gabingo.
Stabilizacja życiowa, finansowa, spokojne myslenie o przyszłosci, a jednoczesnie brak poczucia ze jestem u siebie. Gdybym mogła przenieść ten standard życia do Polski byłabym najszczęśliwsza :)
hmm, co mi dal wyjazd, przede wszystkim milosc, partnera i przyjaciela w jednym. poza tym stabilizacje finasnowa, poczucie bezpieczenstwa, ze mozemy przezyc z miesiaca na miesiac, ale tez zadne kokosy ;)
mozemy spokojnie pomyslec o urlopie, o urzadzaniu mieszkania, byc moze w przyszlosci o budowie domu, moge spokojnie pomyslec o macierzynstwie, jakos to bedzie.
wiele mi tez odebral, przyjaciol, bliski kontakt z rodzina, wlasna tozsamosc, czasem nie wiem kim jestem i co ja tu robie, odebral mi pewnosc siebie, satysfakcje zawodowa.
Podobne tematy