• Gość odsłony: 12572

    Ucieczka z wielkiego miasta do dużego miasteczka - pomóżcie

    Rozważamy powrót w rodzinne strony - tak na serio, tak na zawsze. Chcielibyśmy tam wybudować dom i tam żyć długo i szczęśliwie ;)

    Tylko jest małe ale... Nasze miasto jest niewielkie i powiedziałabym, że robi się coraz mniejsze. Poza radościa, że w końcu byłabym bliżej najbliższych i wizja własnego domu z pięknym widokiem miota się we mnie myśl, ze będę się tam dusić :( Wprawdzie nie prowadzę szalonego trybu życia, raz na jakiś czas gdzieś wyjdziemy. Wyprowadzka oznacza przede wszytskim pozostawienie tutaj przyjaciół, pracy...

    Ale przechodząc do sedna. Czy któraś z Was wyprowadziła sie z dużego miasta na rzecz dużego miasteczka? Wróciła w rodzinne strony po ładnych kilku latach nieobecnosci? Szybko się zaaklimatyzowałyście? a może żałowałyście swojej decyzji?

    Jak widać targają mną wątpliwości :( i choć wiem, że każdy może odbierać to inaczej (i każda sytuacja jest inna) to chyba potrzebuję świeżego spojrzenia na tą sprawę, doświadczeń innych osób.

    Odpowiedzi (61)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-11-04, 08:28:14
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2010-11-04 o godz. 08:28
0

ignarancja napisał(a):Blutka, widzisz my myślimy o przeprowadzce do miasta, ale okolica gdzie ma stanąć nasz wymarzony dom wygląda raczej jak wieś ;) Te widoki, własny ogródek i niedaleko lasek eh, rozmarzyłam się lol

ja jestem w trakcie przenosin :) z Warszawy do małego miasteczka (20 tys mieszkańców)
ma być bajkowo - dom na obrzeżach, pod lasem, do dużego miasta 40 km, więc w razie wystąpienia "wielkomiejskich" potrzeb nie będzie daleko aby je zaspokoić;
za taką decyzja było wiele argumentów:

- w Warszawie głównie zajmowaliśmy się pracą; jak jedziesz na 9 rano to kończysz o 17.00 jak dodasz po 1h transportu w każdą stronę to do domu(wersja optymistyczna, bez korków) to wraca się min o 18/18.30 i już cały dzień minął;

- rozrywki może i są w dużym mieście, ale jak sie pracuje to ciężko się z nich korzysta, brak czasu to stała choroba

- znajomi...tak, kiedyś byli - teraz albo się ma znajomych z pracy, z którymi można porozmawiać o pracy - więc człowiek się raczej nie spotyka bo dość na co dzień i tych ludzi i tych tematów; koleżanki które mają dzieci - tez już się nie spotykam i powód jest prosty - czas; one mają czas do południa - ja pracuje; ja mam czas ok 20.00 one kładą dzieci spać;
w weekendy:
- soboty polegają na załatwianiu/kupowaniu tego co czekało cały tydzień aż sie człowiek za to zabierze
- niedziela to leżenie o odpoczywanie od tłumu ludzi i wreszcie kilka chwil upragnionego spokoju

-nie bez znaczenia jest kwota za która można zbudować dom na "prowincji" i w Warszawie, jak i rodzice, którzy nie stają się coraz młodsi i którymi kiedyś trzeba będzie sie zaopiekować;

- kolejny minus dużego miasta - w Warszawie nie ma gdzie wybyć na łono natury, aby pobyć tylko z natura; wszędzie tłumy ludzi - nigdzie człowiek nie może być sam;

owszem sa plusy aglomeracji, których w małym miasteczku będzie mi brakowało - najbardziej chyba zakupów spożywczych przez internet 8)

Odpowiedz
karola78 2010-11-03 o godz. 05:03
0

Ja całe życie mieszkałam w W-wie, mąż pochodzi ze wsi w okolicach 30tys miasteczka. Nie wyobrażam sobie życia, ani na wsi ani w tym misteczku. Zwłaszcza zimą. Dodam, że jest to misteczko turystyczne, więc kawiarni nie brakuje, ale jak się pojedzie w sezonie to korki większe niż w W-wie.
Jeśli chodzi o dostępność niektórych usług to masakra, niby są 3 sklepy z art. dla dzieci, ale zaopatrzone bardzo marnie, lekarzy specjalistów jak na lekarstwo, kino zburzone kilka lat temu. Ale fakt, że życie płynie jakoś wolniej, ludzie przyjaźnie nastawieni.
Cieszę się, że na stałe mieszkam w W-wie, a na weekend lub wakacje mogę wyjechać. Taki układ pasuje mi najbardziej.

Odpowiedz
agie 2010-11-02 o godz. 09:10
0

Ja po studiach i kilku latach pracy w duzym miescie, wrocilam na rodzinna prowincje. Nic lepszego nie moglam zrobic. Przekonalam sie ostatecznie, ze nie jestem miejskim stworzeniem. Dla mnie gory, jezioro i pare znosnych knajpek to wystarczy. W duzym miescie sie dusilam a z jego dobrodziejstw nie korzystalam zbyt czesto. Ale to ja. Wszystko zalezy od usposobienia i charakteru.

Odpowiedz
Wiolonczela 2010-11-02 o godz. 08:54
0

gonick napisał(a):urodzona i wychowana 30km pod warszawa w miasteczku sypialni.
jak adriana napisala, mysle ze miasteczko w okolicy wielkiego miasta to zupelnie inna sprawa. mozesz zawsze dojechac i do pracy, i na koncert jazzowy :) a ze wszyscy pewnie dojezdzaja do duzego, mentalnosc ludzi tez jest raczej wielkomiejska.

Odpowiedz
Gość 2010-11-02 o godz. 07:38
0

Ja powiem z drugiej strony:

urodzona i wychowana 30km pod warszawa w miasteczku sypialni.

Studia i praca w Warszawie, mąż także.

Były próby osiedlenia się w stolicy, jedna nawet roczna, ale zmarnieliśmy oboje.
Chociaż jest kawałek, a rano w korkach masakryczny kawałek to czas jakby inaczej płynie i powietrze inaczej pachnie.

Własne mieszkanie zdecydowalismy sie kupić własnie u nas i dojeżdzać codziennie do pracy.

Nie wiem jak to działa odwrotnie.
Pewnie tak samo, że "za nic w swiecie" ;)

Odpowiedz
Reklama
sofia 2010-11-02 o godz. 07:29
0

Wiolonczela napisał(a):sofia napisał(a):silenca napisał(a):
a Wiolonczela to chyba w przenośni tak napisała, ja tak to zrozumiałam :)
bardzo możliwe. Ja po prostu zbyt często słyszę takie argumenty od moich zmanierowanych znajomych, którzy po miesiącu pobytu w większych miastach (zagranicą of kors) na swoje rodzinne "zadupie" wręcz patrzeć nie mogą
ja nie moge patrzec na moje zadupie. no i co z tego? pisze o wlasnych, subiektywnych odczuciach a nie argumentach majacych odkryc jakas prawde, wiec nie rozumiem skad Twoje oburzenie.

jesli przenosnia, to miala wyrazic fakt ze w takim miasteczku jak moje byle miasteczko jest bardzo ograniczony wybor miejsc do ktorych mozna wyjsc wieczorem i sie zrelaksowac albo zobaczyc cos ciekawego. glowna rozrywka ludzi jest telewizor albo odwiedziny u znajomych. zapewne brakuje masy krytycznej, zeby na przyklad regularne seanse kinowe sie oplacaly albo przynajmniej zwracaly koszty i nie jest to dziwne skoro tylu ludzi z tego miasteczka wyjechalo i wyjezdza.
Masz rację. Pozostaje tylko pytanie, czy po wyjeździe z takiej mieściny ci ludzie rzucają sie w wir wielkiego miasta i czy robią dokładnie to samo co do tej pory czyli telewizor i ciepłe kapcie, tylko nazwa miasta jakby fajniejsza ;)

Ale jeśli Ty potrafisz czerpać całymi garściami z życia w dużym mieście i jesteś z tego zadowolona, no to super. :D

Odpowiedz
Wiolonczela 2010-11-02 o godz. 06:45
0

sofia napisał(a):silenca napisał(a):
a Wiolonczela to chyba w przenośni tak napisała, ja tak to zrozumiałam :)
bardzo możliwe. Ja po prostu zbyt często słyszę takie argumenty od moich zmanierowanych znajomych, którzy po miesiącu pobytu w większych miastach (zagranicą of kors) na swoje rodzinne "zadupie" wręcz patrzeć nie mogą
ja nie moge patrzec na moje zadupie. no i co z tego? pisze o wlasnych, subiektywnych odczuciach a nie argumentach majacych odkryc jakas prawde, wiec nie rozumiem skad Twoje oburzenie.

jesli przenosnia, to miala wyrazic fakt ze w takim miasteczku jak moje byle miasteczko jest bardzo ograniczony wybor miejsc do ktorych mozna wyjsc wieczorem i sie zrelaksowac albo zobaczyc cos ciekawego. glowna rozrywka ludzi jest telewizor albo odwiedziny u znajomych. zapewne brakuje masy krytycznej, zeby na przyklad regularne seanse kinowe sie oplacaly albo przynajmniej zwracaly koszty i nie jest to dziwne skoro tylu ludzi z tego miasteczka wyjechalo i wyjezdza.

Odpowiedz
sofia 2010-11-02 o godz. 04:59
0

silenca napisał(a):
a Wiolonczela to chyba w przenośni tak napisała, ja tak to zrozumiałam :)
bardzo możliwe. Ja po prostu zbyt często słyszę takie argumenty od moich zmanierowanych znajomych, którzy po miesiącu pobytu w większych miastach (zagranicą of kors) na swoje rodzinne "zadupie" wręcz patrzeć nie mogą

a klimatu Tobie zazdroszczę jak diabli

Odpowiedz
Gość 2010-11-02 o godz. 04:52
0

no widzisz to moje "miasto" to ma 40 tysięcy niby ... ale mentalność wsi z jednym sklepem ;) ... a popatrz Twój minus jest u mnie plusem, mieszkam w centrum przy porcie, na drugą stronę miasta na plażę idę 15 minut, w drugą stronę do najdalej oddalonego sklepu z wannami i grzejnikami koło 20 minut, czyli jakieś 40 w jedną a wzdłuż nabrzeża niewiele dłużej ... mówię Ci, samo zdrowie i można czekoladę bez stresu zjeść lol

a Wiolonczela to chyba w przenośni tak napisała, ja tak to zrozumiałam :)

Odpowiedz
sofia 2010-11-02 o godz. 04:45
0

silenca napisał(a):sofia czyżbyś mieszkała od zawsze w takim miasteczku? ;)

To masz syndrom małomiasteczkowy :P

Z minusów jeszcze:
-żadnych lekarzy specjalistów na miejscu, zachorowałam i co 5 tygodni jedziemy całą rodziną z małą córeczką 120km w jedną stronę do specjalisty, jak mała potrzebowała pomocy dermatologa to samo ... pomijam brak kina, kfc czy innych rozrywek typu zakupy w centrum handlowym ;)
-przychodnia to jak w czasach mojego dzieciństwa, zero zapisów na godziny, ale mają ponoć najlepszych pediatrów (z czego jeden już tak przegiął, że mi tylko jeden został i nic więcej dalej) ... internisty nigdy nie widziałam, bo staruszki siedzą od 6 rano i czatują w kolejce jak przyjdziesz koło 8 wejdziesz za kilka godzin, jak nie masz z kim zostawić dziecka to siedzisz z nim a staruchy kaszlą i inne takie
... jak znów się wścieknę ew. złapię doła nad losem swoim dopiszę ;)

Ale z plusów - od wiosny do jesieni pięknie tutaj, jest gdzie spacerować z maluchem, całe miasteczko można na piechotę zejść, nie to co spacer na betonie na rodzinnym osiedlu ;) ... tu mamy świeże powietrze ... morze i najpiękniejsza plaża
Bardzo możliwe, że taki syndrom we mnie tkwi lol lol chociaż znam życie zarówno w dużym mieście jak i małym miasteczku i mam porównanie (choć chyba nie aż tak małym, żeby był problem z lekarzem specjalistą, przychodnią zdrowia czy wspomnianą przez Wiolonczelę kawiarnią )

chodzi o to, że Twoje argumenty Silenca mają sens i trzeba się z nimi liczyć przeprowadzając się na przykład na wieś.

Ale argument o braku kawiarni mnie powalił. Bo tak naprawdę, jeśli ktoś ma ochotę iść do fajnej restauracji, teatru, opery czy cholera wie dokąd jeszcze, to nie ma znaczenia gdzie mieszka. pakuje tyłek w samochód i jedzie, gdzie chce. To akurat zależy od fantazji człowieka, a nie miejsca zamieszkania. Oki, nie drążę już tematu 8)

A z wielkich minusów małych miast to dorzucę fatalną komunikację. Jeśli się nie ma samochodu, to czekając na miejską komunikację może człowieka szlag trafić (oddałam autko do przeglądu, więc mam świeże doświadczenia :x :x :x )

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-11-02 o godz. 00:07
0

Wiolonczela napisał(a):sofia napisał(a):ignarancja napisał(a):sofia, spokojnie, po to jest ten wątek, żeby popatrzeć na różne aspekty mieszaknia w małej miejscowości ;)
a bo się zdenerwowałam ;)
polecam herbate z melisa, pomaga.
w miejscowej kawiarni 8) 8)

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 22:06
0

Przez dużą część życia mieszkałam w małym mieście i szczerze mówiąc mnie duże miasta męczą. Duże = Warszawa, bo Poznań jest jeszcze w sam raz. Tak naprawdę moim marzeniem jest mieszkać w małym mieście, gdzie kilka minut drogi od domu sa pola, ale przy okazji są też udogodnienia miejskie. Idealne byłyby Szamotuły pod Poznaniem. :) Tylko że praca jest tutaj, co więcej tylko w Warszawie jest miejsce, w którym zawsze chciałam i w którym pracuję.

5 lat w Warszawie sprawiło, że polubiłam to miasto, choć wiem jedno - NIGDY nie nazwę się Warszawianką. Może moje dzieci będą się umiały utożsamić z tym miejscem - ja zawsze będę powtarzać żem Pyra na wygnaniu.

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 17:25
0

Bo to jeszcze zależy jak daleko 'małe miasteczko' leży od 'dużego miasta'.

Ja mieszkam na wsi, ale do Gdańska mam 40km i bardzo dobre połączenie. Mąż w Gdańsku pracuje i codziennie dojeżdża - nie jest to problemem. Pojechanie tam w jakiejkolwiek sprawie też nie stanowi problemu i w zasadzie jeździmy dość często.

A tu gdzie mieszkam mam ciszę i spokój :) I nawet nie wiem czy mnie ktoś obgaduje czy nie, bo sie w dyskusję nie wdaję ;) No i mało mnie to obchodzi.

Czasami mam ochotę sie przeprowadzić, ale tylko czasami. Mąż za bardzo ochoty nie ma choć z Gdańska pochodzi.

No ale mieszkać ponad 100km od większego miasta to bym raczej nie chciała.

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 17:04
0

sofia czyżbyś mieszkała od zawsze w takim miasteczku? ;)

To masz syndrom małomiasteczkowy :P

A tak na serio, wyjechałam do "małego" miasteczka z Wrocławia, pierwszy rok totalna depresja, za oknem sami starzy ludzie, zero znajomych tylko praca, trzy razy w tygodniu pisałam wypowiedzenie, że wracam ... pojechaliśmy zawodowo, tylko mąż, ja i nowa praca, drugi rok niewiele lepszy ... w miasteczku zero kina, rozrywek (miejscowość nastawiona na rozrywki dla kuracjuszy, czyli dancing z disco-polo) ... decyzja o mieszkaniu, dziecku ... cóż ... osłodziło to nasze życie, ale nadal nie kocham tego miasta, nie mogę iść na spacer anonimowo, nie mogę mieć złego humoru czy krzywej miny, bo zanim mąż do domu dojedzie już mu ktoś powiedział "a żona to dziś nie w sosie" ... ratunku!!! weźcie mnie od tych ludzi, pozornie uprzejmych, ale tak na prawdę obrabiających nam d ... za naszymi plecami, często wymyślając niestworzone rzeczy, plotkarzy ... brrr ... więc rozumiem Wilonczelę, bawią mnie fochy mieszkańców gdy ktoś im mówi, jak ja Wam tu szczerze piszę, nigdy im w oczy tego nie powiem, bo mnie nie zrozumieją, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Z minusów jeszcze:
-żadnych lekarzy specjalistów na miejscu, zachorowałam i co 5 tygodni jedziemy całą rodziną z małą córeczką 120km w jedną stronę do specjalisty, jak mała potrzebowała pomocy dermatologa to samo ... pomijam brak kina, kfc czy innych rozrywek typu zakupy w centrum handlowym ;)
-przychodnia to jak w czasach mojego dzieciństwa, zero zapisów na godziny, ale mają ponoć najlepszych pediatrów (z czego jeden już tak przegiął, że mi tylko jeden został i nic więcej dalej) ... internisty nigdy nie widziałam, bo staruszki siedzą od 6 rano i czatują w kolejce jak przyjdziesz koło 8 wejdziesz za kilka godzin, jak nie masz z kim zostawić dziecka to siedzisz z nim a staruchy kaszlą i inne takie
... jak znów się wścieknę ew. złapię doła nad losem swoim dopiszę ;)

Ale z plusów - od wiosny do jesieni pięknie tutaj, jest gdzie spacerować z maluchem, całe miasteczko można na piechotę zejść, nie to co spacer na betonie na rodzinnym osiedlu ;) ... tu mamy świeże powietrze ... morze i najpiękniejsza plaża

Odpowiedz
Netula 2010-11-01 o godz. 16:53
0

moim zdaniem to wszystko zalezy od tego co sie lubi. My z mezem zadecydowalismy mieszkac w 9tys miasteczku.Ja mieszkalam 10 lat w blokowisku w duzym miescie a i podczas studiow troche pomieszkiwalamw Katowicach. I zawsze wracalam z radoscia do mojej miesciny. Malzonek miszka u mnie juz 8 mies i nie ciagnie go do jego rodzinnego miasta a nawet sie odzwyczail i denerwuje go wchodzenie na 3 pietro do rodzicow czy wolna jazda w aucie w korach. Do wiekszego miasta mamy 20-50km i zawsze jak mamy ochote poznac nowa knajpke mozna wsiasc w autko i pojechac...

Odpowiedz
sofia 2010-11-01 o godz. 15:14
0

Wiolonczela napisał(a):sofia napisał(a):ignarancja napisał(a):sofia, spokojnie, po to jest ten wątek, żeby popatrzeć na różne aspekty mieszaknia w małej miejscowości ;)
a bo się zdenerwowałam ;)
polecam herbate z melisa, pomaga.
w tym przypadku pomogłoby coś innego

Odpowiedz
Wiolonczela 2010-11-01 o godz. 14:45
0

sofia napisał(a):ignarancja napisał(a):sofia, spokojnie, po to jest ten wątek, żeby popatrzeć na różne aspekty mieszaknia w małej miejscowości ;)
a bo się zdenerwowałam ;)
polecam herbate z melisa, pomaga.

Odpowiedz
sofia 2010-11-01 o godz. 14:41
0

ignarancja napisał(a):sofia, spokojnie, po to jest ten wątek, żeby popatrzeć na różne aspekty mieszaknia w małej miejscowości ;)
a bo się zdenerwowałam ;)

Odpowiedz
Manifik 2010-11-01 o godz. 14:35
0

My mieszkamy w Wawie od dwóch lat, wcześniej 12 lat spędziłam w Krakowie i za nic nie wyobrażałam sobie przenosin do Wawy, a teraz tu jestem i lubie to miasto :) dało mi taką szansę jak żadne inne, jednak mojego Męża bardzo męczą korki i tryb jego pracy. Dlatego tak jak Ty myślimy, a głównie mój Mąż o powrocie w rodzinne strony do niewielkiego miasta na południu Polski, gdyby nie specyficzny zawód Męża - ma pracę blisko związaną z telewizją, pewnie nie zadłużylibysmy się na miliony i nie kupowali mieszkania w Wawie, tylko już wracali... Życzę Ci żeby Twój wybór przyniósł Ci radość. A tak szczerze to myślimy o powrocie też ze względy na Rodziców, coraz młodsi to się Oni nie robia...

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 14:27
0

sofia, spokojnie, po to jest ten wątek, żeby popatrzeć na różne aspekty mieszaknia w małej miejscowości ;)

Odpowiedz
sofia 2010-11-01 o godz. 14:15
0

Wiolonczela napisał(a):[. Nie moge zniesc faktu ze na ulicy kazdy mnie zna i zaczepia, ze nie ma szans na odkrycie nowej restauracji albo kawiarni, ze kilka lat temu zamknieto jedyne w calym miasteczku kino. Ludzie spotykaja sie wylacnie odwiedzajac sie w domach. A najgorsza jest stagnacja - nic sie dzieje, nic sie nie zmienia, mlodzi wyjezdzaja a ci co zostaja portafia jedynie narzekac.
Nie cierpię takiego podejścia do sprawy. Oki, nie masz ochoty mieszkać w małej dziurze, to nie mieszkaj. Ale nie przytaczaj tak głupich argumentów jak brak szans na odkrywanie nowej kawiarni. No proszę.

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 13:34
0

Carrie napisał(a):Madeleine napisał(a):Carrie napisał(a):Gdybym miała się przeprowadzać do zupełnie innego mniejszego miasteczka, to tylko pod warunkiem, że miałabym zagwarantowaną pracę. Nie wiem dlaczego, ale tkwi we mnie przekonanie, że jednak w dużych miastach o bezrobocie trudniej ;)
Sęk w tym, że nawet, jak masz zagwarantowaną pracę, to za kilka lat możesz chciec ją zmienic i na miejscu może nie byc ciekawych propozycji (przetestowała to znajoma). A wtedy, jak się ma już dzieci, dom etc., może nie byc tak łatwo znowu się przeprowadzic.
Za parę lat to ja nie będę musiała pracować :lizak: 8)
mówisz, ze na Ciebie będą pracować 8) 8)

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 13:26
0

Madeleine napisał(a):Carrie napisał(a):Gdybym miała się przeprowadzać do zupełnie innego mniejszego miasteczka, to tylko pod warunkiem, że miałabym zagwarantowaną pracę. Nie wiem dlaczego, ale tkwi we mnie przekonanie, że jednak w dużych miastach o bezrobocie trudniej ;)
Sęk w tym, że nawet, jak masz zagwarantowaną pracę, to za kilka lat możesz chciec ją zmienic i na miejscu może nie byc ciekawych propozycji (przetestowała to znajoma). A wtedy, jak się ma już dzieci, dom etc., może nie byc tak łatwo znowu się przeprowadzic.
Za parę lat to ja nie będę musiała pracować :lizak: 8)

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 13:24
0

MarMaja napisał(a):Nela5 napisał(a): MarMAja a aj odnosze wrazenie ze o taki syndrom mają ludzie spoza wawy i nazwałabym go "syndrom nie warszafki" ;) 8) 8) 8) 8) 8)
a jak "ten" rodzaj się objawia, bo nie bardzo rozumiem
Ja i tak kocham wyłącznie Wrocław i Trójmiasto 8)
no nic nie dodam bo Skrzacić ujęła to idealnie :lizak: :lizak:

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 12:49
0

widzę, że zrobił się wątek o warszafce ;)

Wonderka napisał(a):Wg mnie ten strach to bardziej przed zmianą - raczej nie stracisz - nie ma się do bać - ułoży się na pewno
Ooo, to na pewno racja - zmiany to niestety nie jest to co najbardziej lubie ;) taka dziwna jestem i już. Dlatego - o ja naiwna chce wierzyc, ze bedzie to zmiana na lepsze ;)

Carrie napisał(a):Gdybym miała się przeprowadzać do zupełnie innego mniejszego miasteczka, to tylko pod warunkiem, że miałabym zagwarantowaną pracę. Nie wiem dlaczego, ale tkwi we mnie przekonanie, że jednak w dużych miastach o bezrobocie trudniej
Jeśli chodzi o pracę to myślę, że jakoś sobie dam radę. Zdążyłam się już przekonać, że nawet w wielkiej stolicy można jej szukać i szukać :( Zawsze istnieje ewentualność rozpoczęcia własnej działalności, gdy już wybudujemy dom.
natalia25 napisał(a):nie wiem co zrobimy, idealnie byłoby mieszkać od kwietnia do października w sopocie, a reszte czasu w Warszawie, ale tak to tylko w Erze lol lol lol
Ja wymyśliłam, że idealnie by było gdyby tak Warszawę przenieść jakieś trzysta kilometrów na południe ;) wtedy miałabym i rodzinę blizej i przyjaciół - i mój dylemat byłby o niebo mniejszy!

Persy napisał(a):Mysle, ze wszystko zalezy od tego na jakim etapie zycia jestes.Właśnie, dzieci nie mam ale planuję je mieć i nie wyobrażam sobie spędzania takiej ilości czasu w pracy i dojazach jak obecnie. A mieszakając w Warszawie jest to nieodzowne. Pominę fakt, że ceny mieszkań w stolicy są tak paskudne, ze zapewne skonczyłoby sie kupnem lokum w jakiejś podwarszawskiej miejscowosci. Przyznam szczerze - czas dojazdów i przebywania poza domem by mnie wykończył. Dlatego jednak skłaniam się ku wyjazdowi i osiedleniu sie tam, gdzie będziemy mogli w troche spokojniejszym trybie dzieci wychować.

Tak czy owak, dzieki za odzew :) lepiej mi, jak sobie z kimś pogadam o moich wątpilwościach

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 11:44
0

ulla napisał(a):Skrzacik napisał(a):Shiadhal napisał(a):Skrzacik, po ilu latach można już delikatnie narzekać? ;)
lol
Narzekać zawsze można, ale BEZ PRZESADY. lol 8) Nie znacie takich przyjezdnych warszawiaków, którzy tylko psy wieszają na Warszawie?

Może to i w dobrym tonie? :P 8) lol
ja znam takich Krakusów, albo i przyjezdnych Krakusów, którzy - kiedy się dowiadują, że ja Warszawianka ;) - od razu zaczynają litanię: A bo w Warszawie brudno, głośno, chamsko, korki, wszyscy pędzą, zero zieleni i w ogóle masakra, i jeszcze Starówka to taka makieta tylko i oczywiście Kraków najpiękniejszy i Wawa się nie umywa... A w Warszawie raz byli. Z wycieczką szkolną 15 lat temu.
Właściwie teraz, to można by to samo powiedzieć o każdym mieście w Polsce. Za wyjątkim Rynku/ Starego Miasta/ Promenady/ Centrum, jakkolwiek by tego nie nazwać, reszta wygląda tak samo: korki, pośpiech, hałas. Norma. W mniejszych miastach jest inaczej - ale czy lepiej?

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 11:31
0

Skrzacik napisał(a):Shiadhal napisał(a):Skrzacik, po ilu latach można już delikatnie narzekać? ;)
lol
Narzekać zawsze można, ale BEZ PRZESADY. lol 8) Nie znacie takich przyjezdnych warszawiaków, którzy tylko psy wieszają na Warszawie?

Może to i w dobrym tonie? :P 8) lol
ja znam takich Krakusów, albo i przyjezdnych Krakusów, którzy - kiedy się dowiadują, że ja Warszawianka ;) - od razu zaczynają litanię: A bo w Warszawie brudno, głośno, chamsko, korki, wszyscy pędzą, zero zieleni i w ogóle masakra, i jeszcze Starówka to taka makieta tylko i oczywiście Kraków najpiękniejszy i Wawa się nie umywa... A w Warszawie raz byli. Z wycieczką szkolną 15 lat temu.

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 11:08
0

Oleta napisał(a):Skrzacik napisał(a):
Jest jeszcze drugi rodzaj, którego pasjami nie trawię Ci, którzy do Warszawy przyjechali na studia czy do pracy i non stop na nią psioczą, że "okropna, brzydka, bez atmosfery, brudna...." Jak się nie podoba, to fora ze dwora

Niestety czasem jest kłopot ze znalezieniem pracy w innym miejscu, więc z tym "fora ze dwora" to nie tak prosto bywa...
No to może być choć wdzięcznym, że ma się zatrudnienie. I nie ziać na każdym kroku nienawiścią do miasta, które dało Ci szansę na godne życie.

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 11:05
0

Shiadhal napisał(a):Skrzacik, po ilu latach można już delikatnie narzekać? ;)
lol
Narzekać zawsze można, ale BEZ PRZESADY. lol 8) Nie znacie takich przyjezdnych warszawiaków, którzy tylko psy wieszają na Warszawie?

Może to i w dobrym tonie? :P 8) lol

Odpowiedz
Persy 2010-11-01 o godz. 09:16
0

Mieszkalam w Warszawie dobrych 15 lat swego doroslego juz wlasciwie zycia - i mialam swego czasu ostra faze na NIE jsli chodzi o to miasto... bo brudne, bo korki, bo amonimowosc bo to bo tamto...

Oczywiscie docenialam fajne miejsca w Warszawie, zabytki, parki etc. - no ale prawda jest taka, ze przecietny zapracowany czlowiek ile czasu spedza w tychze parkach czy muzeach... ? Malo - za to w korkach na Pulawskiej czy Marszalkowskiej czy Modlinskiej - kawal zycia.

Teraz mieszkam w duzo mniejszym miescie (niby 'wypasionym' kulturowo ale jednak mniejszym), a rok temu mieszkalam w hiperprowincjonalnym miasteczku i musze stwierdzic, ze zaczelam doceniac plusy duzego miasta(pomijajac juz nawet aspekt roznic pomiedzy Polska a UK). W duzym miescie generalnie o wszystko latwiej. Komunikacja, rozrywka, zaopatrzenie, zatrudnienie - mozna wybierac, przebierac... Mniejsze miasto=mniej mozliwosci. Ale tez spokoj, cisza, zielen. Mysle, ze wszystko zalezy od tego na jakim etapie zycia jestes. Jesli pracujesz, jestes aktywna zawodowo, towarzysko etc. ale nie masz rodziny, malego dziecka - duze miasto chyba jednak wygrywa. Ja teraz baaardzo tesknie za Warszawa, draznia mnie pewne braki mjej 'miesciny' (chodzi o podstawowe rzeczy typu - komunikacja) ale jednoczesnie doceniam to, ze mam za oknem zielen, blisko do fajnych terenow spacerowych, ze moje dziecko nie wdycha hektolitrow spalin etc., i ze dotarcie na drugi koniec miasta nawet przy korkach zajmie mi max. godzine. W tym kontekscie malo wazne staje sie np. to ze w Cambridge sa tylko 3 male centra handlowe - a nie 10 wielkich, jak w Wawie ;) :P

Jednak idealnym dla mnie rozwiazaniem byloby mieszkanie pod duzym miastem, w jakms niewielkim sympatycznym, zielonym (!) i dobrze skomunikowanym miasteczku, i praca tamze - tak aby moc korzystac z dobrodziejstw obu, ale nie byc zmuszona do codziennego dojezdzania do pracy.

Odpowiedz
Leteecia 2010-11-01 o godz. 07:31
0

Wszystko ma swoje plusy i minusy, Całe życie mieszkałam w miastach ok. 200tyś - więc całkiem sporych, ale marzyłam o ...wsi. I tak kiedyś, w czasie wakacji, na prawie 3 miesiące zamieszkałam na wsi. Owszem - cudne widoki, rzeka za oknem, las w zasięgu wzroku itp. z tym, że do ewentualnej pracy minimum 3 dni wołami, aby przymierzyć więcej niż dwie pary butów - 4 dni bo w pobliskim miasteczku całe 2 sklepy obuwnicze... Mogłabym zamieszkać pod warunkiem wygranej w totka - czyli opcji pt. nie pracuję 8)

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 07:11
0

Skrzacik napisał(a):
Jest jeszcze drugi rodzaj, którego pasjami nie trawię Ci, którzy do Warszawy przyjechali na studia czy do pracy i non stop na nią psioczą, że "okropna, brzydka, bez atmosfery, brudna...." Jak się nie podoba, to fora ze dwora

Niestety czasem jest kłopot ze znalezieniem pracy w innym miejscu, więc z tym "fora ze dwora" to nie tak prosto bywa...

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 06:13
0

Skrzacik napisał(a):To tacy, którzy rozumisz, już "trzy miechy" w Warszawie mieszkają i są "wypasioną warszafką klubową". A wszystkie inne miasta to "wiocha i badziewie" :P I w ogóle oni warszawiacy z dziada pradziada, bo z Ciechanowa są, a to przecież niemal w Warszawie ;)
I to Ci robią najwięcej "obciachu" i psują opinię Warszawie. ;)

Jest jeszcze drugi rodzaj, którego pasjami nie trawię Ci, którzy do Warszawy przyjechali na studia czy do pracy i non stop na nią psioczą, że "okropna, brzydka, bez atmosfery, brudna...." Jak się nie podoba, to fora ze dwora

No właśnie o to mi chodziło pisząc o "syndromie Warszawki" tylko ja nie rozbierałam na poszczególne typy :D
Odnośnie drugiego spotrzeżenia, to akurat z tym spotykałam się mniej ale znam taki egzemplarz co za każdym razem stęka ile wlezie, ale dupska nie ruszy, bo .... mu dobrze

Odpowiedz
szpilunia 2010-11-01 o godz. 06:07
0

Skrzacik napisał(a):
Jest jeszcze drugi rodzaj, którego pasjami nie trawię Ci, którzy do Warszawy przyjechali na studia czy do pracy i non stop na nią psioczą, że "okropna, brzydka, bez atmosfery, brudna...." Jak się nie podoba, to fora ze dwora
Eeeee no podoba sie mnie 8) 8)

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 06:03
0

Shiadhal napisał(a):Skrzacik, po ilu latach można już delikatnie narzekać? ;)
Kwestia definicji - co nazywasz narzekaniem a co brutalną prawdą - no i forma w jakiej to robisz lol

Ja też mam dylemat przeprowadzkowy. Nie chcę, ale chyba wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, ze przeniosę się pod Warszawkę i będę dojezdzać do pracy - co jest moim największym bólem. :|
Niby ludzie dojezdzają i zyją, ale...

Do małego miasta bym się nie przeprowadziła - własnie ze względu na pracę. To o czym pisze Madeline.
No chyba ze byłaby to jakaś własne działalnośc gospodarcza i to taka, by zycia nie zatruł jakiś człek u władzy, któremu z nami nie po drodze, a który w uwagi na stanowisko dużo może.

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 05:54
0

Skrzacik, po ilu latach można już delikatnie narzekać? ;)

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 05:35
0

Carrie napisał(a):Gdybym miała się przeprowadzać do zupełnie innego mniejszego miasteczka, to tylko pod warunkiem, że miałabym zagwarantowaną pracę. Nie wiem dlaczego, ale tkwi we mnie przekonanie, że jednak w dużych miastach o bezrobocie trudniej ;)
Sęk w tym, że nawet, jak masz zagwarantowaną pracę, to za kilka lat możesz chciec ją zmienic i na miejscu może nie byc ciekawych propozycji (przetestowała to znajoma). A wtedy, jak się ma już dzieci, dom etc., może nie byc tak łatwo znowu się przeprowadzic.

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 03:51
0

Skrzacik napisał(a):Jest jeszcze drugi rodzaj, którego pasjami nie trawię Ci, którzy do Warszawy przyjechali na studia czy do pracy i non stop na nią psioczą, że "okropna, brzydka, bez atmosfery, brudna...." Jak się nie podoba, to fora ze dwora
:lizak: :lizak: :lizak:
przeprszam, ale nie mogłam się powstrzymać

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 02:20
0

To tacy, którzy rozumisz, już "trzy miechy" w Warszawie mieszkają i są "wypasioną warszafką klubową". A wszystkie inne miasta to "wiocha i badziewie" :P I w ogóle oni warszawiacy z dziada pradziada, bo z Ciechanowa są, a to przecież niemal w Warszawie ;)
I to Ci robią najwięcej "obciachu" i psują opinię Warszawie. ;)

Jest jeszcze drugi rodzaj, którego pasjami nie trawię Ci, którzy do Warszawy przyjechali na studia czy do pracy i non stop na nią psioczą, że "okropna, brzydka, bez atmosfery, brudna...." Jak się nie podoba, to fora ze dwora

Co do meritum, to mieliśmy pomysły, żeby przeprowadzić się do innego miasta w Polsce (siłą rzeczy mniejszego), ale zawsze były to typy raczej wielkomiejskie - Wrocław i Sopot (ten akurat jest niby mały, ale do Gdańska czy Gdyni rzut beretem). Jednak się nie zdecydowaliśmy, bo cała nasza rodzina mieszka w Warszawie i nie mamy nikogo w żadnym innym mieście. Choć Wrocław mnie nadal kusi, nie powiem. Uważam, że to najpiękniejsze miasto w Polsce, choć kurde Sopot też jest... :love:

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 02:03
0

Nela5 napisał(a): MarMAja a aj odnosze wrazenie ze o taki syndrom mają ludzie spoza wawy i nazwałabym go "syndrom nie warszafki" ;) 8) 8) 8) 8) 8)
a jak "ten" rodzaj się objawia, bo nie bardzo rozumiem
Ja i tak kocham wyłącznie Wrocław i Trójmiasto 8)

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 00:55
0

Do rodzinnego miasta bym nie chciała. Z wielu względów.

Natomiast przeprowadziliśmy się z dużego miasta do o wiele mniejszej wsi ;) (no ale na obrzeżach tegoż) I ja jestem z takiego obrotu sprawy zadowolona.

Gdybym miała się przeprowadzać do zupełnie innego mniejszego miasteczka, to tylko pod warunkiem, że miałabym zagwarantowaną pracę. Nie wiem dlaczego, ale tkwi we mnie przekonanie, że jednak w dużych miastach o bezrobocie trudniej ;)

Odpowiedz
magdusia8 2010-11-01 o godz. 00:47
0

My jesteśmy na etapie powrotu.
Przed podjęciem decyzji też mieliśmy ogromne wątpliwości, ale jakoś wszytko się powoli układa.
Przekonało nas to, że w końcu będziemy mieli własny kąt za całkiem normalne pieniądze, blisko rodzina. Spokój, cisza i bez nerwów i tego co mnie najbardziej tu denerwuje - strata czasu na dojazdy. Już nie mogę się doczekać kiedy się stąd wyprowadzę. :)

Odpowiedz
kudłat@ 2010-11-01 o godz. 00:15
0

ignarancja napisał(a):Rozważamy powrót w rodzinne strony - tak na serio, tak na zawsze. Chcielibyśmy tam wybudować dom i tam żyć długo i szczęśliwie ;)

Tylko jest małe ale... Nasze miasto jest niewielkie i powiedziałabym, że robi się coraz mniejsze. Poza radościa, że w końcu byłabym bliżej najbliższych i wizja własnego domu z pięknym widokiem miota się we mnie myśl, ze będę się tam dusić :( Wprawdzie nie prowadzę szalonego trybu życia, raz na jakiś czas gdzieś wyjdziemy. Wyprowadzka oznacza przede wszytskim pozostawienie tutaj przyjaciół, pracy...

Ale przechodząc do sedna. Czy któraś z Was wyprowadziła sie z dużego miasta na rzecz dużego miasteczka? Wróciła w rodzinne strony po ładnych kilku latach nieobecnosci? Szybko się zaaklimatyzowałyście? a może żałowałyście swojej decyzji?

Jak widać targają mną wątpliwości :( i choć wiem, że każdy może odbierać to inaczej (i każda sytuacja jest inna) to chyba potrzebuję świeżego spojrzenia na tą sprawę, doświadczeń innych osób.
Ja przeprowadziłam się po kilku latach mieszkania we Wrocławiu do rodzinnego 60-tys. miasteczka. Miałam ogromne wątpliwości. Zdecydowałam się na przeprowadzkę właśnie ze względu lubego, rodzinę, niskie (jeszcze wtedy) ceny mieszkań. I NIE ZAŁUJĘ!! W końcu czuję się jak u siebie, mam swój własny kąt i świadomość, żę są tu bliscy na których zwsze mogę liczyć. Teraz żyje mi się duuużo lepiej, spokojniej. Gdybym miała jeszcze raz podejmować taką decyzję nie zawahałabym się. :)

Odpowiedz
Alix 2010-11-01 o godz. 00:06
0

Nela5 napisał(a):Alix napisał(a):co to jet syndrom Warszawianki :rolleyes:
warszafki... ato zalezy kto go używa czy "warszafiak" czy "warszawiak" 8) 8)

a tak na serio to nie wiem lol lol
a tak... warszawki nie warszawianki :mur:
wtorny analfabetyzm sie klania... :rolleyes:

Odpowiedz
Gość 2010-11-01 o godz. 00:00
0

natalia25 napisał(a):n
nie wiem co zrobimy, idealnie byłoby mieszkać od kwietnia do października w sopocie, a reszte czasu w Warszawie, ale tak to tylko w Erze lol lol lol
lol lol lol

MarMAja a aj odnosze wrazenie ze o taki syndrom mają ludzie spoza wawy i nazwałabym go "syndrom nie warszafki" ;) 8) 8) 8) 8) 8)

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 16:11
0

MarMaja napisał(a):
Hmmm...chyba dawno nie byłaś we Wrocławiu... albo dopadł Cię "syndrom Warszawki" ;)

MarMaja, niekoniecznie :) Pochodze z Dolnego Slaska, mieszkałam tam około 20 lat :) Pozniej wyjechalam na studia do stolicy, potem zaczelam tu prace i jakos mi tu dobrze jest. We Wrocławiu jestem stosunkowo często i wiem, jak się zmienia. Tylko ze do Wawki mam jakis sentyment... Tutaj tak naprawde dorosłam :) Luby jednak na Dolnym Śląsku został, stąd moje plany przeprowadzkowe... i takie tam :)

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 13:53
0

"Syndrom Warszawki" lub Warszafki, jak kto woli ;) to takie występujące czasami u ludzi przekonanie, że "po Warszawie" wszystkie inne miejsca to wyłącznie prowincja.

Odpowiedz
Wonderka 2010-10-31 o godz. 13:03
0

Wg mnie ten strach to bardziej przed zmianą - raczej nie stracisz - nie ma się do bać - ułoży się na pewno :D Wszyztko ma plusy dodatnie i ujemne.

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 11:57
0

Alix napisał(a):co to jet syndrom Warszawianki :rolleyes:
warszafki... ato zalezy kto go używa czy "warszafiak" czy "warszawiak" 8) 8)

a tak na serio to nie wiem lol lol

Odpowiedz
Alix 2010-10-31 o godz. 11:24
0

co to jet syndrom Warszawianki :rolleyes:

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 11:14
0

Princesska napisał(a):Ignarancja, moge tylko powiedziec, ze troche Ciebie rozumiem. Ja rozwazam przeprowadzke z Wawy do Wroclawia. Wroclaw nie jest moze malym miasteczkiem, ale dla mnie tak innym od Wawy...

Hmmm...chyba dawno nie byłaś we Wrocławiu... albo dopadł Cię "syndrom Warszawki" ;)

W ostatnich 3 latach kilkakrotnie również rozważałam możliwość wyprowadzenia się do mniejszego miasta (Kalisz) i pomimo wielu materialnych udogodnień (np. ceny mieszkań 50% niższe) nie mogłam odżałować rozstania z moim ukochanym, urokliwym Wrocławiem. Nie biegam co tydzien po knajpach, wręcz przeciwnie ale tutaj mam znajomych, swoje kąty, miejsca i po prostu bardzo lubię tutaj mieszkać. Może kiedyś znudzi mi się wrocławski gwar, uliczny tłumek, korki i zmienię miejsce zamieszkania na bardziej spokojne, ale raczej nie w najbliższych latach.
Taka decyzja o przeprowadzce to bardzo trudna decyzja, rozum podpowiadał "przeprowadź się" ale serce zupełnie co innego 8)

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 10:33
0

Wroclaw moim skromnym zdaniem jest akurat ladniejszy od stolicy ;) lol ze tylko na korzysc 8)

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 10:13
0

Ignarancja, moge tylko powiedziec, ze troche Ciebie rozumiem. Ja rozwazam przeprowadzke z Wawy do Wroclawia. Wroclaw nie jest moze malym miasteczkiem, ale dla mnie tak innym od Wawy...

Poza tym, jak nie sprobujesz, to sie nie przekonasz i za kilka lat, po pozostaniu w duzym miescie, mozesz miec do siebie pretensje, ze jednak sie nie przeprowadzilas... Tak mysle, ale ja sie tam nie znam.

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 09:35
0

Blutka, widzisz my myślimy o przeprowadzce do miasta, ale okolica gdzie ma stanąć nasz wymarzony dom wygląda raczej jak wieś ;) Te widoki, własny ogródek i niedaleko lasek eh, rozmarzyłam się lol

No ale życie nie składa sie tylko z picia kawy we własnym ogródku ;) Tymczasowo myślę, że to wielka szkoda lol

Odpowiedz
Alix 2010-10-31 o godz. 09:32
0

Ja bym bardzo chciala wrocic. Mysle o tym odkad sie wyprowadzilam... W ogole mnie nie przeraza brak knajp, kin, to, ze wszyscy sie znaja... jedynym problemem jest odleglosc, bo dojazdy do Warszawy stamtad są dosc meczace...

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 09:23
0

Ja mam tak, że nie byłabym w stanie mieszkać w małym mieście. Albo duże miasto, albo wiocha zabita dechami wchodzą w grę. ;)

Po prostu mieszkałam już i na wsi i w miasteczku i w dużym mieście. Miasteczko do tej pory mnie dołuje. Jak odwiedzam tam kogoś, to mi gorzej po kilku godzinach. Na wsi tego nie mam. Ludzie tam owszem, znają się i plotkują ;), ale nie czuję się tam jak w klatce, bo mogę pójść do lasu, połazić po wiejskich drogach, posiedzieć na podwórku. Zawsze mam co robić. W dużym mieście to samo - tylko zajęcia inne. W małym miasteczku, szczególnie w bloku, jest dramat - ani nie ma gdzie na "łono natury" pójść, bo tego łona albo nie ma, albo zniszczone, o rozrywkach "kulturalnych" nie wspominając.

Ale wiadomo - wszystko kwestia priorytetów i trybu życia. Obecnie i tak skłaniamy się ku wyprowadzce na wieś. Małe miasto nie wchodzi w grę.

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 09:17
0

Ania, naturella - jak widzę, że nie jestem sama to mi jakos lżej na duszy, ale nie ułatwia to podjęcia decyzji (a szkoda) ;)

Kurcze, i chciałabym i boję się lol

Wiolonczela napisał(a):za zadne skarby swiata nie wroce do domu rodzinnego. Podobnie myślałam jeszcze rok temu. Że nie wyobrazam sobie życia w mieście, które można przemierzyć z buta w ciągu półtorej godziny (jak na moje możliwości hehe). Nie wiem jak to możliwe, ale zaczęło mi się odmieniać. Przeraża mnie w tym wszytskim to, że ja właściwie już nikogo nie znam w mojej mieścinie :( poza rodziną i jedną bardzo dobrą koleżanką. Jasne, że są starzy znajomi, ale w ciągu tych lat tak wiele się pozmieniało, że nie widzę jakoś zacieśniania więzów.
Wiolonczela napisał(a): A najgorsza jest stagnacja - nic sie dzieje, nic sie nie zmienia, mlodzi wyjezdzaja a ci co zostaja portafia jedynie narzekac.
To też mnie trochę przeraża. Ale liczę na to, ze jednak znajdą się i tacy, którzy się temu oprą.

Odpowiedz
Wiolonczela 2010-10-31 o godz. 08:45
0

ignarancja napisał(a):Rozważamy powrót w rodzinne strony - tak na serio, tak na zawsze.
wow. pochodze z (raczej malego) miasteczka, przez ostatnie 12 lat mieszkalam w roznych wielkich miastach i za zadne skarby swiata nie wroce do domu rodzinnego. kiedy odwiedzam rodzicow, po 3 dniach odliczam godziny do wyjazdu. Nie moge zniesc faktu ze na ulicy kazdy mnie zna i zaczepia, ze nie ma szans na odkrycie nowej restauracji albo kawiarni, ze kilka lat temu zamknieto jedyne w calym miasteczku kino. Ludzie spotykaja sie wylacnie odwiedzajac sie w domach. A najgorsza jest stagnacja - nic sie dzieje, nic sie nie zmienia, mlodzi wyjezdzaja a ci co zostaja portafia jedynie narzekac.

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 07:10
0

Ignarancja, jesteśmy chyba w tym samym momencie życiowym:) Tyle, że ja nie rozważam powrotu do rodzinnego Poznania, ale przenosiny do mniejszego, 100-tysięcznego miasta. Wszystko się okaże na dniach.

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 07:08
0

Ignarancja, niech Cię przytulę :usciski:
My też rozważamy powrót w rodzinne strony, ale w tej chwili korzystam z mądrości Scarlett: "Pomyślę o tym jutro". Ale gdzieś z tyłu głowy wciąż kołacze się ta myśl. I powody są podobne do Twoich.
Trzymam kciuki za dobre decyzje :)

Odpowiedz
Gość 2010-10-31 o godz. 06:05
0

Hmm... Napisze Ci moze tak .Ja mieszkalam kilka ladnych lat za granica,w duzym miescie i powrocilam stamtad do malego miasteczka,do Polski.Ale mialam wyznaczony cel,i to co zamierzylam realizuje obecnie przez co nie zaluje tej zmiany.Przyjaciol szkoda -faktycznie,ale mamy super kontakt (gg,skype,odwiedzamy sie)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie