• katarinka7 odsłony: 3155

    Moja wyobraźnia, moje lęki

    Już od dawna zbiearm się do napisania tego postu, więc może wreszcie nadszedł na to czas.
    W sumie to chyba tylko chcę się wygadać ale może i pogadać - bo nigdy o tym nikomu nie mówiłam, nie pisałam, w ogóle nic - a więc po raz piewrszy te myśli "wyjdą" z mojej głowy.

    Wiecie......chyba mam problem ze sobą a raczej ze swoją wyobraźnią.
    Nie wiem, co się ze mną stało - kiedyś jakoś ufniej patrzyłam na życie - teraz wszystkiego się boję.

    Kiedyś byłam pasjonatką gór, przeszłam z mężem Tatry wiele razy, Orle Percie i inne takie - a teraz? na samą myśl brakuje mi tchu ze strachu.

    Mam prawo jazdy, ale co z tego, jak nie jeżdżę w ogóle. Robiłam do tego kilka podejść i nie mogę się przełamać. Jest to kłopotliwe, bo zaczynam zawodowo coraz częściej sama poruszać się w branży, a to wymaga wiele jeżdzenia - no i mam kierowcę męża - ale on też przecież ma swoje sprawy i czas.
    A ja nie mogę się przełamać - ciągle mam wizje wypadku, że kogoś potrące, że w kogoś uderzę itd. Czasami na samą taką myśl czuję ucisk w żoładku, brak tchu, skóra się jezy. Jak pomyślę, co mogłoby się stać......
    Niekiedy mąż zmusza mnie do jazdy. Owszem, jadę ale z nim u boku a po takiej eskapadzie wysiadam spocona i zestresowana maksymalnie

    Najgorsze jednak są czarne myśli z którymi nie potrafię sobie poradzić. Zaczynam we wszyskich planach przewidywac czarne scenariusze, mąż i mama sykają na mnie, że się źle nastawiam, że powinnam patrzeć pozytywnie. Na pewno mają rację, ale ja nie mogę przestać.
    Uświadomiłam sobie nie dawno, że ja właściwie no stop się martwię, juz nie potrafię beztrsoko żyć i czuć szczęście.

    Martwię się wszystkim - że nie zdaże z projektem, że inwestor zrobił krzywą minę, co będzie jak nie uda nam się zajść w ciąże, co zrobimy jesli mąż straci pracę (a na razie w ogóle się na to nie zanosi).
    Martwię sie sprawami, które w ogóle mogą się nie wydarzyć bo nic na to nie wskazuje, których nie ma.

    Najgorszą jednak rzeczą jest niemal bezustannie towarzysząca mi wizja jakiejś tragedii, wypadku, który się mógłby zdarzyć moejmu mężowi lub mnie (ale tak naprawdę ja to pal licho). Ciagle się o niego boję, dużo jeżdzi samochodem, niby dobrze, ale..............nie wiem, co byz zroiła gdyby jego zabrakło, na samą mysl prawie zaczynam płakać. Być może to jakieś uzależnienie, już sama nie wiem.

    W ogóle boję się opuszczenia przez bliskie osoby, boję się zostać sama.
    Widzicie rodzina zdrowa, ma się dobrze a ja tu takie scenariusze.....

    Czuję się okropnie zmęczona tymi myślami, mam już dość wsawania rano z nagłym napadem strachu i ściśniętym w związku z tym żołądkiem.

    Nie wiem........być może wszystko to spowodowane jest tym, że kilka lat temu mieliśmy masę kłopotów finansowych i tak naprawdę ogromne długi - a bylismy z tym cąłkiem sami, nikt o tym nie wiedział. Mogę w tym momencie powiedzieć że wyszliśmy z tego i poradziliśmy sobie z tym kapitalnie, ale to zamiast mnie wzmocnić i uodpornić chyba zostawiło jakiś ślad.............

    nie wiem - za duza wyobraźnia? za duża świadomość?

    Może powinnam pogadać z jakimś psychologiem albo iśc na jakieś warsztaty uodparniające bądż przywracające optymizm i wiarę w siebie?

    Ok, wygadałam się, sorry, że tak długo.

    Odpowiedzi (12)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-06-10, 05:41:09
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2009-06-10 o godz. 05:41
0

Poszukaj moze na stronie http://www.psychologia.edu.pl lub http://www.twoj-psycholog.pl

Odpowiedz
xandra 2009-06-10 o godz. 03:01
0

ja, gdzie tylko mozna i trzeba ;) polecam terapie, czasem potrzeba kogos z boku, kto inaczej ocenia sytuacje
ja tez jestem po i dzieki temu jest coraz lepiej
zacznij od telefonu zaufania, oni cie pokierują dalej, pozdrawiam i duzo sił zycze!

Odpowiedz
katarinka7 2009-06-10 o godz. 02:54
0

Ale jak znaleźć psychologa? jak sie za to zabrać? czy to wizyta prywatna sam na sam? czy jakas poradnia, jakies grupy wsparcia?

Odpowiedz
Gość 2009-06-10 o godz. 02:10
0

Mam tylko jedna rade: poszukaj dobrego psychologa/psychoterapeuty/psychiatry. Samemu bardzo trudno poradzic sobie z takim problemem, a nawet jesli pozornie sie udaje, to najczesciej potem wraca ze zdwojona sila (wiem, bo sama przez to przeszlam).

Odpowiedz
Gość 2009-06-10 o godz. 01:38
0

Może właśnie tak jest, że wtedy stanęłaś oko w oko z problemem, nie dopuszczałaś do siebie, że sie nie uda, byłaś sila - a teraz odreagowujesz to, twój organizm, twoja psychika i może jest w Tobie też lęk przed kolejnym takim starciem.
Ja czasami mam podobnie, ale nie na taką skalę i staram się, jak napisała kaja za dużo nie analizować, nie przemyślać i nie gdybać. jak złapie się na takich myślach - szybko szukam innego tematu. Każdy z nas ma jakieś lęki, przeżycia, które pod wpływem pewnych wydarzeń mogą się nasilać, uaktywniać. Może ciebie właśnie to dotknęło? Jeżeli czujesz, że pomimo pomocy najbliższych i swojej woli zmiany tego nie udaje ci sie - poszukaj specjalisty.
Powodzenia.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-06-09 o godz. 17:39
0

Ja myślę, że zdecydowanie sama sobie z tym nie poradzisz. To ewidentny problem i tak naprawdę nic się z nim nie może stać więcej oprócz tego, że jest bardzo uciążliwy i bedzie ci przeszkadzał w życiu.

Polecam znaleźc dobrego psychologa i jak najszybciej się umówić.
Powodzenia - moze być już tylko lepiej!!!

Odpowiedz
Gość 2009-06-09 o godz. 10:23
0

katarinko ja też radzę iść do specjalisty, on pomoże Ci "spuścić" to powietrze i blokada puści. To jest dość poważna sprawa i pewnie będzie się jeszcze poglębiać. Najważniejsze, że zdajesz sobie sprawę, ze cos jest nie tak. Powodzenia. I pamiętaj, masz nas :D

Odpowiedz
katarinka7 2009-06-09 o godz. 10:13
0

No wlaśnie ostryga - w moim przypadku też zaczęłam taka być od pewnego wydarzenia, które kolosalnie mną wstrząsnęło w sposób negatywny oczywiście.
I od tamtej pory zaczyna być coraz gorzej.
Albo inaczej - wtedy bieg wydarzeń przyjęłam dziwnie spokojnie i dopiero teraz jakby wszystko zaczyna się odbijać.

A jaki znalazłas sposób - prosze jeśli możesz to napisz.

Odpowiedz
katarinka7 2009-06-09 o godz. 10:10
0

Ostryga a co może stac za takim strachem?

No cóż w zasadzie ten stan już jest chroniczny bo właściwie uświadamiam sobie że jadę cały czas na półoddechu i ściśniętym żołądku a płaczem ryknąć mogę w każdej sekundzie nawet jeśli w tym momencie się śmieję.

Do tego wszystkiego dochodzi totalny okropny brak poczucia bezpieczeństwa którego w sobie po prostu kompletnie nie mam. Mąż daje mi poczucie bezpieczeństwa ale to nie to samo

Odpowiedz
ostryga 2009-06-09 o godz. 10:03
0

Katarinka7, zdecydowanie radzilabym Ci przejsc sie do psychologa lub psychoterapeuty. To co opisujesz wykracza poza normalne zamartwianie sie, spedza ci sen z powiek, sciska zoladek i nie pozwala na normalne "cieszenie sie zyciem". Niestety, istnieje ryzyko, ze ten strach stanie sie ciaglym towarzyszem Twojego zycia, jesli nie sprobujesz go zwalczyc, bo tego typu syndromy moga z czasem stac sie chroniczne. Co wiecej, za takim strachem z reguly stoi cos wiecej, z czego z reguly nie od razu zdajemy sobie sprawe.

Wiem, bo to, co piszesz brzmi niezwykle znajomo...i wierz mi - potrafi to bardzo uprzykrzac zycie, zwlaszcza w momentach gdy strach poteguje sie do tego stopnia, ze zaczyna objawiac sie cielesnie w malo przyjemnych formach - kolatanie serca, zawroty glowy...

W moim przypadku wszystko zaczelo sie od pewnego wydarzenia, ktore straszliwie mna wstrzasnelo - od tamtej pory tez zaczelam wszystko widziec negatywnie, nie umiec sie prawie niczym cieszyc, a przede wszystkim zaczelam sie doslownie o wszystko martwic.
Znalazlam pewne sposoby, zeby odlaczyc sie od tego strachu i zrelaksowac sie, ale terapia jest niezastapiona i naprawne potrzebna.

Jesli znasz dobrego terapeute, psychiatre, psychologa, nie czekaj zbyt dlugo - po prostu idz!

Ostryga

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-06-08 o godz. 10:18
0

Musze przyznać że trochę Cię rozumiem. Ja też się ostatnimi czasy zrobiłam strasznie bojaźliwa. Nie wiem dlaczego. Np. wpadam w panikę przed lotem samolotem, a kiedyś wogóle tego nie było. Boje się o męża non stop gdy tylko nie mam go w zasięgu wzroku. Martwię się czy dojedzie do celu, czy będzie zdrowy itp. Jak nie mogę się do niego dodzwonić już mam w głowie same czarne scenariusze. Oczyma wyobraźni widzę rozbity samochód... Odrazu wpadam w panikę i ryczę. I też nie wiem dla czego. Ten tydzien wogóle będzie trudny dla mnie bo on wylatuje jutro dość daleko i wraca za tydzień :(
Pozatym ilekroć się za coś zabieram to odrazu analizuję co ewentualnie może póść nie tak. No może nie zakładam że tak się stanie, ale mam pełny wachlarz hipotetycznie możliwych (złych oczywiście) scenariuszy.
Moim sposobem na to także jest wrzucenie się w wir pracy. To czasami pomaga. Wiem, że bardzo trudno się tak żyje, bo to naprawdę może człowieka wykończyć...

Odpowiedz
Gość 2009-06-08 o godz. 08:55
0

nie wiem - za duza wyobraźnia? za duża świadomość?
A może za dużo myślisz i analizujesz?
Zawsze można znaleźć dziurę w całym jak się chce. Ja to bardzo dobrze potrafię. Jak zaczynam analizować, myśleć to od razu wyszukuje same problemy. Dlatego znajduje sobie coś do roboty i nie mam czasu na szukanie problemów.

Jeśli chcesz iść do psychologa, to idź, nie zaszkodzi, a może pomoże.

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie