• DobraC odsłony: 1540

    Po trupach do celu...

    Wcale nie mam wyrzutow sumienia ze uderzam do Forumi w chwilach trudnych. I nawet nie bede za to przepraszac... za to ze pewnie nic nie zrozumiecie, za to ze chaotycznie skladam mysli.
    Bo z jednej strony chce sie wygadac, z drugiej - wiem ze nie jest najlepszym wyjsciem "spowiadanie" sie w sieci bo swiat jest maly...

    ale -mowia ze kto nie ryzykuje ten nic nie ma.

    ja nie mam przyjaciela ktoremu moglabym sie zwierzyc. K. jest daleko.
    trafiam wiec do Was...

    Wlasnie wrocilam z rozmowy rocznej z Szefem. Wlasciwie z drugiej jej czesci. Pierwsza - ktora odbyla sie miesiac temu byla tylko od strony szefa. Generalnie - jest pod wrazeniem mojej pracy, zdumiony szybkoscia nauki, odpowiedzialnoscia za prace i obowiazkowoscia.
    nic zatem dziwnego ze dazylam do kontynuacji spotkania - tym razem prowadzonego przeze mnie.

    zalezalo mi na zmianie nazwy stanowiska. na calej reszcie wlasciwie mniej bo ani kasa ani inne profity nie byly dla mnie tak wazne jak to zeby potwierdzac krok po kroku rozwoj.
    i co?
    i dupa.

    wrocilam z niczym.

    a co jest dla mnie najgorsze?

    ze szef doskonale wie dlaczego nie i co gorsza - wie ze ja sie z tym zgadzam....

    mam do niego zaufanie. wiem ze budujemy relacje partnerskie, a nawet przyjacielskie. jest genialnym menadzerem, bardzo umiejetnie prowadzacym ludzi. bardzo go cenie i szanuje.
    pewnie dlatego teraz troche boli

    bo wiem ze ma racje...

    zmiana nazwy stanowiska nie jest w koncu tylko zmiana na wizytowce (choc czesto tak wlasnie to wyglada, nawet w innych dzialach mojej firmy).
    to z jednej strony fachowosc - wiedza, doswiadczenie, kompetencje a z drugiej... mentalnosc.

    wlasnie w to uderzyl.
    radzenie sobie ze stresem, inteligencja emocjonalna, dojrzalosc.
    czyli - wszystko czego mi brakuje a co cechuje dobrego menadzera.
    i nie pociesza mnie fakt ze jak juz po trzech latach dojde do poziomu ktory okreslil i bede menadzerem - to bede menadzerem pierwszej wody.

    skubaniec dobrze wybral to w czym czuje sie najslabsza. w czym jestem najslabsza.

    wyszlam wiec z niczym

    nie jestem zadowolona ani z siebie ani z rozmowy ani z decyzji.
    nie bedzie mi teraz lekko

    to tak jak z marchewka - ustawiona zbyt wysoko, ponad mozliwosci siegniecia jej - przestaje byc marchewka, przestaje motywowac.

    a z drugiej strony wracaja mysli o wlasnej wartosci i pewnosci siebie. nigdy sie tego nie naucze.

    zaluje czasem ze nie jestem zimnym skurwysynem po trupach idacym do celu.
    ze wrazliwosc nie pozwala mi na wyrachowanie i oklamywanie. ze jestem gotowa. choc wcale nie jestem.

    wygryzanie nie jest moim drugim imieniem. nie umiem sie lansowac. dopatruje sie wiecej niz rzeczywiscie ktos ma na mysli. nie umiem walczyc o swoje. nie umiem jasno formulowac oczekiwan i mam problem z tym zeby powiedziec ze jestem dobra.

    wiem ze wiele jeszcze nauki przede mna, odkrywam sie za bardzo bo.... bo jestem naiwna i dziecieca mam jeszcze wiare w to ze swiat generalnie jest dobry...

    ech

    przepraszam ze dlugo.
    glupio sie tak rozklejac przed komputerem....

    Odpowiedzi (4)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-01-03, 22:13:29
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
DobraC 2009-01-03 o godz. 22:13
0

[quote="K2] oczywiscie, tak jest trudniej osiagnac szybki sukces, ale jest to mzoliwe.



no wlasnie....

pytanie - czy wolalabym "byle jak" a szybko, czy wolno ale z certyfikatem jakosci.... ;)

teraz powiem ze szybko. bo jestem rozzalona.

ale.....

:)
dzieki

Odpowiedz
DobraC 2009-01-03 o godz. 22:06
0

K2 -nic dodac nic ujac.
Masz racje.

Dlatego tez mi dzis nie wyszlo. Bo sama nie bylam przekonana ze "to juz" :)
Z tym ze jak sie rozejrze dookola (a daleko patrzec nie musze...) i widze tych "pozal sie boze managerow" to mnie czasem szlag trafia.
bo fajnie ze trafilam na szefa-profesjonaliste, mentora, ktory uczy jakim sie powinno byc, prowadzi i daje czas. ale z drugiej strony w innych warunkach bylabym moze tym "pozal sie boze" ale jednak managerem....

i stad taka troche z jednej strony zlosc, z drugiej rozzalenie...

nic to.

poprosilam o jasne wytyczenie obszarow ktore musze poznac wraz z deadlinami.
to od strony merytorycznej

od tej mentalnej..... tia....
szkolenia. to bede miala

reszta w moich rekach....

dziekuje K2, troche postawilas mnie do pionu.

Odpowiedz
Gość 2009-01-03 o godz. 21:52
0

DobraC napisał(a):a z drugiej strony wracaja mysli o wlasnej wartosci i pewnosci siebie. nigdy sie tego nie naucze.

zaluje czasem ze nie jestem zimnym skurwysynem po trupach idacym do celu.
ze wrazliwosc nie pozwala mi na wyrachowanie i oklamywanie. ze jestem gotowa. choc wcale nie jestem.

wygryzanie nie jest moim drugim imieniem. nie umiem sie lansowac. dopatruje sie wiecej niz rzeczywiscie ktos ma na mysli. nie umiem walczyc o swoje.
przepraszam bardzo, ale glupoty zes tu napisala. po pierwsze - jezeli chcesz byc menadzerem, to musisz owa pewnosc siebie projektowac na innych - szczgolnie, jesli ta pewnosc siebie nie jest porzadnie ugruntowana w Tobie. tak tez jesli chcesz byc manadzerem pierwszej wody - to sie tego nauczyc musisz. teraz musisz mi uwierzyc na slowo - da sie tego nauczyc, nawet da sie byc osoba niesmiala poza robota, a w robocie byc super specem zawsze wiedzacym co mowi ;) po drugie - owo lazenie po trupach, wygryzanie, wyrachowanie, o klamaniu nie wspominjac - jest Ci i kazdemu porzadnemu manadzeromi zupelnie niepotrzebne. oczywiscie, tak jest trudniej osiagnac szybki sukces, ale jest to mzoliwe.

za to nad tym
DobraC napisał(a):nie umiem jasno formulowac oczekiwan i mam problem z tym zeby powiedziec ze jestem dobra. polecalaby,m zebys popracowala jak najszybciej. jezeli by Ci to pomoglo, pomysl o sobie w trzeciej osobie i mow, jakbys mowila o kolezance.

btw - co do rozmow dityczacych rozwoju w firmie i awansu z szefami. na przyszlosc zrob sobie liste - po 5 punktow dlaczego nalezy Ci sie, to o co prosic, nastepnie napisz wiecej niz 5 punktow, dlaczego szef nie powinien Ci tego dac. i na koniec - oczywiscie musisz znalezc argumenty zbijajce jego sprzeciw. ponownie musisz mi uwierzyc - to dziala

Odpowiedz
Gość 2009-01-03 o godz. 20:41
0

Dobra rozumiem Cię dobrze. Ja często zarzucam sobie, że mimo całej swojej asertywności nie ma czasem we mnie krzty agresywności ;) . Akurat właśnie jestem w takiej sytuacji kiedy miałam powiedzieć NIE ale żal mi się zrobiło jednego pacjenta. Więc jest TAK.
Myślę, że w pewnych sytuacjach warto zagryźć wargę i zacinąć pięść i iść dalej. Kiedyś wróci to na czym Ci zależy i zapewne będzie po Twojej myśli :) A że jesteś Dobra to o tym świadczy już Twój nick ;)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie