• Gość odsłony: 9176

    Pomoc...Strony, artykuly, fora...

    Linki - pomocne miejsca w sieci

    Fora dyskusyjne
    Forum "Poronienie" - na forum Gazety Wyborczej (skrót forum.gazeta.pl/poronienie)
    Forum dot. poronień na stronie http://www.nasz-bocian.pl
    Forum dot. poronień na stronie http://www.dziecko-info.com
    Forum "Chore dziecko, strata dziecka" - na stronie Gazety Wyborczej (skrót forum.gazeta.pl/strata)
    Pomagają nam
    http://www.dlaczego.org.pl - strona dla rodziców po stracie dziecka oraz dzieci chorych
    http://www.choredziecko-stratadziecka.org/
    http://www.rodzicpoludzku.pl - Fundacja Rodzić po Ludzku, wpłynęła na zmiany jakie mają miejsce w opiece okołoporodowej w Polsce
    http://www.psychodrabina.pl - Ośrodek Psychoterapii i Psychoedukacji DRABINA (ul. Puławska 11/67, tel (022) 646 48 38, Warszawa) prowadzący w całej Polsce trapię dla rodziców po poronieniu oraz w żałobie (terapia indywidualna i grupy wsparcia dla rodzicówy przeżywających żałobę lub inną trudną sytuację), pod podanym adresem sprawdź, gdzie możesz uzyskać pomoc

    Psychoterapia

    Strata dziecka

    strony polskojęzyczne:

    Śmierć dziecka jako doświadczenie straty - artykuł ze strony fundacji Rodzić po ludzku
    http://www.poronienia.org - strona z badaniem nad radzeniem sobie kobiet po poronieniu autorstwa pani psycholog Izy Barton-Smoczyńskiej
    http://www.psychodrabina.pl - Ośrodek Psychoterapii i Psychoedukacji DRABINA (ul. Puławska 11/67, tel (022) 646 48 38, Warszawa)
    Artykuł p. Witolda Simona dot. zespołu utraty ciąży, głównie skupia się na syndromie postaborcyjnym, ale w rozdziale dot. terapii można znaleźć rady dla kobiet także po poronieniu; znajduje się tu też lista psychologów pracujących wg programu "Żywa Nadzieja"
    Imię dla nienarodzonego - artykul z http://www.kobiety.com, Magdalena Malinowska-Orfinger

    strony angielskojęzyczne:

    Miscarriage: Saying Goodbay before Saying Hello - artukuł napisany przez Michael Condon
    Serwis poświęcony poronieniom z bellaonline - dużo wartych przeczytania tekstów
    Empty Cradles
    Dotyk Anioła
    Przedwczesne narodziny, poronienie, śmierć dziecka

    strony niemieckojęzyczne:

    Forum "Zappybaby Community: Fehlgeburt oder wenn das Baby stirbt" - poronienie, albo kiedy umiera dziecko
    Seiten für Eltern, die ihr Baby durch Fehlgeburt, Totgeburt, Frühgeburt, medizinisch indizierten Schwangerschaftsabbruch oder im ersten Lebensjahr nach der Geburt verloren haben - strony dla rodzicow ktorzy stacili swoje dziecko przez poronienie,martwe narodziny, przedwczesne narodziny, przerwanie ciąży z powodów zdrowotnych i śmierć w pierwszym roku życia

    Gdy szpital był traumąZespół stresu pourazowego - ze strony zdrowie.org.pl
    Leczenie objawów zespołu stresu pourazowego - http://www.ctpb.net.biuletyn
    Przewodnik dla pacjentów i rodziny - nt. zespołu stresu pourazowego

    Medycyna

    Polskie Towarzystwo Ginekologiczne
    WektoryGinekologii
    "Ginekologia Polska"
    "Gazeta Lekarska" - pismo Izb Lekarskich
    "CML - Ginekologia & Położnictwo"
    "Wiadomości Położniczo - Ginekologiczne"
    Wydawnictwo Lekarskie PZWL
    Medycyna Ogólna

    Portale medyczne:

    Kurier elektroniczny "Medycyna Praktyczna"
    Serwis Internetowy dla Ochrony Zdrowia
    Clinika.pl
    Project Provideo
    Lekarze.com
    http://www.pulsmedycyny.com.pl
    Apteki
    Informator Medyczny
    Poradnik Medyczny
    Eskulap
    ResMedica
    Ogólnopolska baza usług medycznych

    Odpowiedzi (18)
    Ostatnia odpowiedź: 2011-07-19, 20:23:53
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2011-07-19 o godz. 20:23
0

c.d.

Jak wygląda sprawa pochowania dziecka poronionego z punktu widzenia tzw. kosztów?

Dowiedzieliśmy się, że mamy prawo do zasiłku pogrzebowego i skorzystaliśmy z niego, bo jak przy każdym innym pogrzebie, tak i w tym wypadku zawsze są jakieś wydatki. Dodatkową motywacją do wykorzystania pieniędzy z ZUS-u była sprawa badań, które nas czekały, a za które trzeba płacić. Mam na myśli badania stwierdzające przyczynę poronienia oraz dalszą opiekę medyczną nade mną ze strony dobrego lekarza ginekologa.

Czy wiadomo, ile osób, ile rodzin rocznie przeżywa samoistne poronienie poczętego dziecka?

Według mojej wiedzy – około czterdziestu tysięcy rocznie. Opieram się na informacjach podanych na stronie internetowej http://www.poronienie.pl, ale skąd twórcy tejże strony mają te dane, nie wiem.

Powtórzmy zatem raz jeszcze, jakie prawa mają rodzice, którzy doświadczą poronienia swojego maleństwa?

Małżeństwa takie mają identyczne prawa jak rodzice, którzy stracą dziecko starsze, czyli urodzone w późniejszych miesiącach ciąży albo późniejszych latach życia. Szpital ma obowiązek wysłać do USC pisemne zgłoszenie urodzenia dziecka martwego w trzy dni po zabiegu. Nie wiem, jakie się obowiązki szpitala w sytuacji poronienia niezakończonego zabiegiem. Ciągle jednak trzeba nad tym czuwać, aby formalność ta została dopełniona. Na trudności można się natknąć w kwestii odbioru ciała ze szpitala oraz w spotkaniu z konkretnym zakładem pogrzebowym. Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie wolno zrezygnować ze swoich praw albo dać się naciągnąć na nieuzasadnione koszty.

Czy, według Pani, każda matka ma obowiązek odebrać ciało poronionego dziecka i zorganizować mu godny pochówek?

Myślę, że mogą się znaleźć takie osoby, które nie będą do tego zdolne. Po prostu nie będą na tyle silne psychicznie, aby się tym zająć. I wówczas powinny mieć prawo pozostawienia ciała dziecka w szpitalu, wiedząc, że to właśnie ta instytucja zadba o godny pogrzeb. Na dzień dzisiejszy rzeczywistość w wielu szpitalach jest… lepiej o to nie dopytywać. Na szczęście są już placówki medyczne, gdzie jest to czynione w sposób bardzo piękny i przemyślany. Dla przykładu – w warszawskim Szpitalu Świętej Rodziny, gdzie nawiasem mówiąc, w głównym holu zauważyłam obraz św. Joanny Beretty Molli, gromadzi się zwłoki przedwcześnie umarłych dzieci i odbywa się ich wspólny pogrzeb. W obrzędach uczestniczy dyrekcja. Na cmentarzu jest specjalne miejsce dla tych dzieci i symboliczny pomnik. A zatem jak ktoś sam nie był w stanie pochować swojego potomstwa, to przynajmniej wie, że wszystko zostało uczynione po ludzku, czyli z godnością. Rodzice mają gdzie przyjść i pomodlić się.

Na ile narzeczeni powinni być informowani o tym wszystkim przed zawarciem sakramentu małżeństwa?

Jeśli chodzi o tzw. kursy przedmałżeńskie, to mogę szczerze wyznać, że tam takiej informacji nie otrzymałam. Natomiast najbardziej pomogła mi formacja religijna wyniesiona z domu i młodzieżowych wspólnot kościelnych, do których należałam. Generalnie jednak o tym się nie mówi.

A czy Wam samym zdarzyło się jeszcze przed ślubem rozmawiać na tematy związane z poronieniem samoistnym?

Raczej nie. Zakłada się bowiem, że wszystko będzie dobrze. Byliśmy zdrowi. W najbliższej rodzinie nie było takich sytuacji, więc dlaczego miałyby być u nas.

Z jakimi postawami spotyka się Pani, gdy sama teraz otwarcie mówi o tym doświadczeniu?

Ponieważ jest to temat tabu, więc rozmowa nawiązuje się dopiero, gdy ja sama przyznaję, że poroniłam swoje dziecko. Wtedy słyszę od innej kobiety: ja też. Prawdopodobnie ów wstyd nie wynika z samego faktu poronienia, tylko z tego, iż nie doszło do pochowania tego dziecka. A skoro ktoś nie wie, co się stało z jego dzieckiem, to o kim ma mówić? Z drugiej strony próba zapomnienia o tym wydarzeniu to nieporozumienie.

Widząc, że cieszą się Państwo obecnie oczekiwaniem na trzecie dziecko, chciałbym zapytać, czy…

…oczywiście, że będziemy mu mówić, że ma starsze rodzeństwo. Dlatego również cieszymy się, że jest grób, który o tym zaświadczy. Na pewno będziemy mu mówić...
Koniec.

Odpowiedz
Gość 2011-07-19 o godz. 20:23
0

LINK: http://wiadomosci.onet.pl/1477692,240,1,0,1,kioskart.html


Józio i Franuś
Doświadczenie dwukrotnego poronienia miała św. Joanna Beretta Molla
Z Panią Katarzyną – mamą, która też to przeżyła – rozmawia ks. Piotr Gąsior

Ks. Piotr Gąsior: Ewangelia mówi: Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Jednak gdy urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat (por. J 16). Tak jest, kiedy dziecko rodzi się żywe, a gdy martwe…

Pani Katarzyna: W moim przypadku za każdym razem było inaczej. Poroniłam dwukrotnie. Zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim dziecku stwierdzono brak akcji serca. Kiedy przebywałam w szpitalu z pierwszym dzieckiem i zapytałam, co się z nim teraz stanie, odpowiedziano mi, że zostanie spalone wraz z innymi szczątkami, jakie pozostają po operacjach. Nie poinformowano mnie, że mam w ogóle jakieś inne prawa. I tak to przyjęłam. Nawet nie przyszło mi na myśl, że może być inaczej. Zostawiliśmy więc ciało dziecka do dyspozycji szpitala, by wykonano badanie histopatologiczne. Wyniki nam przekazano. A kiedy wróciliśmy do domu – pamiętam dobrze, jak się czułam – właściwie nie wiedziałam, czy byłam w tej ciąży, czy nie byłam. Z najbliższymi trudno było o tym rozmawiać, albowiem gdy ktoś umiera, to wszyscy o tym wiedzą. Jest grób. A w tym przypadku nie było nic.

Sami lekarze też różnie do nas o naszym dziecku mówili. Niektórzy pocieszali: To się zdarza. To pierwsza ciąża. To tylko płód. To by i tak pewnie umarło. I tak dalej. Słowo "dziecko" padało wręcz sporadycznie. W takiej atmosferze ja sama nie wiedziałam, jak mam o tym wydarzeniu myśleć. Nie mogłam o tym spokojnie mówić. Nie było żałoby, albo mówiąc dokładniej – żałoba nie została przeżyta.

Doświadczenie dwukrotnego poronienia miała także św. Joanna Beretta Molla. Nie mam dokładnej wiedzy, jak ona sobie z tym poradziła. Jednakże z jej dalszego zachowania i otwarcia na nowe życie wnioskujemy, że przeżyła to bardzo dojrzale. A jak Pani dała sobie radę w tych trudnych chwilach?

Chyba mogę uznać, że nie byłam w jakiejś głębszej depresji. Owszem, czułam się przygnębiona. Od czasu do czasu płakałam na samą myśl o tym wydarzeniu. Ale generalnie zmobilizowałam się do życia. Bardzo szybko chciałam znów począć dziecko. Chciałam po prostu jak najszybciej zapomnieć o tym, co się stało, poprzez oczekiwanie na kolejne dziecko. Okazało się jednak, przynajmniej w moim przypadku, że to nie była najlepsza decyzja. W przypadku poczęcia nowego życia nic nie da się zrobić "na skróty". Potrzebne jest zarówno zdrowie biologiczne, jak i dobre nastawienie psychiczne. Szczerze wyznam, że miałam wtedy bardzo dużo pretensji do Pana Boga.

Za każdym razem nasze dziecko było oczekiwane i kochane. W przypadku pierwszego poronienia nie dano mi możliwości pełnego przeżycia tego wydarzenia. Za drugim razem wszystko przeżyłam bardziej świadomie. Stało się tak dzięki pewnemu lekarzowi, który stanął przy moim szpitalnym łóżku i powiedział, żebym się zorientowała, czy mam prawo pochować swoje dziecko. Dodał tylko: Proszę nie mówić, że to ja pani zasugerowałem. To był dla mnie taki lekarz-anioł, który przyszedł z wiadomością i zaraz potem zniknął. Dzięki niemu rzeczywiście zaczęłam o to pytać.

Jednemu i drugiemu dziecku nadaliśmy z mężem imię. Pierwsze dziecko nie ma żadnego dokumentu z USC, że żyło, ale imię ma zapisane przez nas w niebie. Kiedy się więc teraz modlimy, wymieniamy je po imieniu – Józio i Franuś. Wprawdzie nie mamy stuprocentowej pewności co do płci naszych dzieci, ale tak się do nich zwracamy. Jest to dla nas bardzo ważne. Pomyłka co do imienia nie ma aż takiego znaczenia.

Domyślam się, że mąż był dla Pani wielką pomocą…

Tak, generalnie mam bardzo duże wsparcie od męża. Po tych wszystkich doświadczeniach jesteśmy ze sobą jakby jeszcze bliżej. Bardzo ważne było dla mnie nawet to, że on nie wstydził się łez i pokazywał mi, jak on to przeżywa. Mąż zawsze był przy mnie. Zawsze służył wsparciem. I zawsze zabierał głos, gdy trzeba było coś mocniej powiedzieć. Bez niego byłoby mi na pewno jeszcze ciężej.

A jaką postawę przyjęła najbliższa rodzina?

Oni po prostu byli przy mnie. Można było o tym z nimi porozmawiać. Przyszli też na pogrzeb naszego drugiego dziecka.

Wspomniała Pani o lekarzu, który poinformował Państwa o prawie do pogrzebu. Czy jego zachowanie nie wydawało się Wam jednak dziwne?

No właśnie. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że z mojego doświadczenia najgorzej w kwestii podejścia do poronionych dzieci i ich rodziców wypada jak na razie samo środowisko medyczne. W świetle istniejącego prawa za jednym i drugim razem miałam prawo do pogrzebu swojego dziecka. Do dziś nie rozumiem tak okrutnego zachowania niższego personelu medycznego, na który natrafiłam. Nie wiem, z czego to wynikało. Może warto, aby tenże personel był lepiej szkolony, jak należy się zachowywać w takich sytuacjach. Również od strony etycznej. Albo po prostu co jakiś czas wymieniany, żeby nie dochodziło do znieczulicy na drugiego człowieka. Może dla niektórych osób jest to praca zbyt trudna. Ja tego nie wiem. Mam tylko takie przypuszczenia.

Z kolei jeśli chodzi o urzędników, to miałam szczęście trafić na ludzi bardzo uprzejmych i cierpliwych. Udzielono mi wszelkiej porady. Ponieważ nasze dziecko, które miało orzeczone ustanie akcji serca w 13. tygodniu, prawdopodobnie umarło już w 11. tygodniu, więc nie mieliśmy ustalonej płci. I wtedy pani urzędniczka spokojnie poradziła, żeby lekarz wpisał w dokumenty, które trzeba wypełnić, po prostu taką płeć, o jakiej myśleliśmy. W jej postawie nie było żadnego zbędnego w tej sytuacji formalizmu.

Ksiądz w parafii, zobaczywszy dokument z USC, czyli akt urodzenia z adnotacją: "martwe urodzenie", też nie robił żadnych problemów.
c.d.n.

Odpowiedz
birma 2010-09-25 o godz. 22:50
0

Czytam i płaczę.
W czwartek mineło trzy tygodnie od poronienia. Ciężko

Odpowiedz
Gość 2010-09-23 o godz. 14:55
0

Patrycja Grzybowska z Zarzecza koło Niska widziała swego synka Andrzejka tylko przez trzy dni. Urodził się w szpitalu specjalistycznym w Rzeszowie 30 listopada zeszłego roku o siódmej rano. Ważył 650 gramów, mierzył 31 cm. To dużo jak na 24. tydzień. – Nic mi nie powiedzieli przez pół dnia – opowiada. – Dopiero kiedy mąż przyjechał i poszedł na OIOM, zobaczył, że nasz synek żyje. Ordynator stwierdził, że stan jest ciężki, ale stabilny, skrajne wcześniactwo, trzeba mieć nadzieję. Gdyby to była dziewczynka, gdyby miał silniejszy organizm... Nie reagował na leki. W pierwszej dobie miał wylew. W trzeciej, o pierwszej czterdzieści, zmarł. Cały czas wydawało mi się, że będzie dobrze, chociaż nie mogłam w to uwierzyć, jak patrzałam na inne, duże dzieci, leżące obok pod respiratorami. Patrycja nie mogła dotknąć synka. Ona, kosmetyczka, która na co dzień dotyka skóry obcych ludzi. Był tak delikatny, że na ciele robiły mu się zmiany rumieniowe. Po myciu jego klatka piersiowa wyglądała jak poparzona. – Usta miał podobne do męża, włoski do mnie, bo ciemne. Oczki zamknięte – tak pamięta Andrzejka. – To był cud, że mieliśmy szansę być z nim trzy dni – powtarza. Rodzice i mąż prosili, żeby nie brała udziału w pogrzebie. Ksiądz odprawił nabożeństwo, a potem pojechał pomodlić się na cmentarz. – Jesteśmy mu wdzięczni – mówi Patrycja. – Na Boże Narodzenie Andrzejek miał już pomniczek, tam możemy palić mu światełko, rozmawiać z nim. Na początku trudno jej było mówić o odejściu synka. Była zła na siebie i wszystkich. Teraz stara się wspominać go bez emocji. Ale bliscy nie bardzo chcą jej słuchać. – Wydaje im się, że to, co było, minęło, że żałoba trwa tylko chwilę – mówi. – A ja chciałabym chodzić codziennie na cmentarz. Jest tydzień, że ze wszystkim się godzi. Potem nagromadzone emocje wybuchają. – Widzę, jak dusi to w sobie mąż. A ja płakałam, nie potrafiłam z nikim rozmawiać – wspomina. – Codziennie się modlę, myślę, że Bóg Andrzejka tam potrzebował. Że zrobił to, co dla niego najlepsze. Że synek stamtąd się nami opiekuje. Tak mi się cały czas wydaje, że wychodzę z żałoby...

Moja mała sąsiadka

Małgosię i jej mamę poznałam w zeszłym roku na oddziale kardiologicznym wad wrodzonych noworodka. Nie rozstawały się podczas zabiegów, posiłków i wizyt lekarskich. Mała dziewczynka o zarumienionych ze szpitalnych emocji policzkach i poważnych oczach mocno wtulona w ramiona mamy. Urodziła się ze złożoną wadą serca. Ale nie było tego po niej widać. Szybko rosła, miała apetyt na wszystko. Kiedy mama przynosiła zakupy, próbowała nawet surowych ziemniaków. Jeszcze przed odejściem w szpitalu jadła ze smakiem paróweczki z chlebem. Wciąż coś mówiła – znała dużo wierszyków, jakby się chciała nagadać za całe życie. Wszyscy dawali jej o rok więcej. Była, jak na swój wiek, wysoka – miała 95 cm. Tylko mama widziała, że czasem sinieją jej usta i paluszki. – Przez jej pierwszy rok, dzień za dniem, wciąż się myślało, że trzeba będzie trumienkę kupować – opowiada Halina Kozioł. – Potem jakoś się zapomniało, bo dobrze się czuła. Nagle jeden za drugim przyszły pobyty w szpitalu. Dziewczynka zaczęła w domu mdleć. Mama zrezygnowała z pracy. – Nie chciałam, żeby dziecko umarło gdzieś, gdzie mnie nie będzie. Wieczorem przed śmiercią bała się usnąć, żeby się ze mną nie rozstawać. I wciąż powtarzała: "Kocham cię". Żeby mama nie miała żadnych wątpliwości. Dziś Halina mówi jej to codziennie. Najpierw postanowiła, że do końca życia będzie nosić czarne sukienki. Ale po rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym w Gliwicach zmieniła je na kolorowe. Powierzyła swoje macierzyństwo Jezusowi. – Człowiek nie podniesie się bez Niego – mówi. Poczuła, że Małgosia jest i ma się dobrze. Kiedyś w niedzielę na obiedzie u teściowej wydawało jej się, że córeczka bawi się w sąsiednim pokoju. Następnego dnia rano otworzyła Pismo Święte na słowach Pieśni nad Pieśniami: "Ja śpię, lecz serce moje czuwa". Ma 8-letnią córeczkę Agatkę i męża Zbigniewa. – Kiedy Agatka idzie na rozpoczęcie roku szkolnego czy na bal, to myślę, że Małgosia też wybrałaby się z nami. Zawsze trzeba nosić drugą twarz. Kiedy coś się robi w domu, wydaje się, że wszystko jest po staremu. Potem przychodzi myśl, że brakuje jednej osoby. Wolę nie płakać przy bliskich, ale iść na cmentarz. W Dzień Matki Agatka przyjdzie mi złożyć życzenia i będę dla niej uśmiechnięta. Ale wciąż widzę to drugie dziecko, które już do mnie nie przyjdzie...

Po śmierci Małgosi, która była moją sąsiadką w szpitalu, napisałam wiersz:

wyliczanka

Małgosia ma mamę

i siostrzyczkę Agatkę

i tatę który zrezygnował

ze spacerów

żeby nie wyprowadzać cienia

malutkiego jak kot czy pies

wszystkie cienie na ścianach

bloku

biegną wieczorami do nieba

najpierw zapalają niepokój

a potem wieczny odpoczynek

Małgosia nauczyła się liczyć

do dwóch lat i kilku miesięcy

nauczyła się milczeć teraz

i na wieki wieków

w kwadratach kredy gry w klasy

jej nóżki w białych rajstopkach

płoszą niesforny puch

z pierzyn rozerwanych

nad tamtym snem
Koniec.

Odpowiedz
Gość 2010-09-23 o godz. 14:54
0

Wrzucam link do tematu, w którym zacytowany jest artykuł z "Przekroju" o poronieniach i dyskusja do niego: http://forum.styl.fm/s2/viewtopic.php?t=52577

Tutaj - link do nowego artykułu w "Gościu Niedzielnym": http://wiadomosci.onet.pl/1415224,2677,kioskart.html

Martwe maleństwa
Wciąż widzę to drugie dziecko, które już do mnie nie przyjdzie...
Halina Kozioł chodzi codziennie na cmentarz w Knurowie. Poznała już inne mamy odwiedzające tu groby swoich dzieci. Najmłodsze przeżyło jeden dzień. Jej Małgosia 2 latka i 8 miesięcy. Jest w tym gronie najstarsza. Już umiała rysować mamie kwiaty na Dzień Matki.
Kiedy matki, którym zmarły kilkudniowe dzieci, współczują jej, że córeczka była już taka odchowana, odpowiada spokojnie: "Chciałam dobrze ją poznać. Dostałam na to czas". Kiedy znajomi pocieszają: "Dobrze, że była taka mała, szybko zapomnisz", myśli: "Nikt nie zastąpi dziecka, które odeszło. Zawsze będę o niej pamiętać". Takich matek nieobecnych dzieci jest wiele. Przechowują ich śpioszki, rajtuzki, sukienki i koszulki jak relikwie na dnie szaf. Codziennie zwracają się do nich po imieniu. Trwają w dobrze skrywanej żałobie, bo trzeba żyć dla tych, co zostali. Co roku 40 tysięcy kobiet traci dzieci na skutek poronienia. Dwóm tysiącom rodzą się martwe maleństwa. Prawie 5 tysięcy dzieci nie dożywa 18. urodzin. Tym mamom, na laurkach wręczanych z okazji Dnia Matki przez pozostałe dzieci, zawsze kwitną kwiaty narysowane niewidzialną rączką ich zmarłych braci i sióstr.

"Bonus biega po podwórku. Jest śliczna pogoda (...) Gdy wracałam z cmentarza i stałam na światłach, nad kościołem św. Teresy unosiły się ptaki... Wyobraziłam sobie, że siedzisz na jednym z nich i głośno się śmiejesz, gdy cię unosi na grzebiecie (...) Z dumą myślę, że jestem mamą i mam córeczkę – aniołka (...)". codziennie pisze do swojej córki Emilki. Jej listy czytają inne matki na forum internetowym http://www.dlaczego.org.pl. I to pomaga im żyć. Na Dzień Matki kupi sobie kwiatki. Te, których nie może dać jej Emilka. "Jesteś taka delikatna, Twoje imię jest szeptem" – ten fragment piosenki Sinead O’Connor John I Love You kazała wyryć na płycie nagrobnej córki. Chociaż właściwie to grób jej mamy w Łodzi. Zmarła na nowotwór, kiedy Kasia miała 14 lat. Dlatego dopisała: "Emilko, Bóg chciał, że zostałaś aniołkiem, mamusiu opiekuj się naszą córeczką". Ciała Emilki, urodzonej 5 września zeszłego roku w 20. tygodniu ciąży, najpierw jej nie pokazali, a potem nie wydali.

Dziewczynka miała szereg wad rozwojowych. Rodzicom zostały nagrania z USG z pierwszych kontroli u ginekologa. I trójwymiarowe zdjęcie maleństwa zrobione podczas kolorowego USG. To wtedy Katarzyna usłyszała diagnozę, brzmiącą jak wyrok śmierci dla jej dziecka. Lekarz nie chciał dokonać filmowej rejestracji ruchów płodu, bo dziecko było widocznie chore. Dziś Katarzyna płacze i patrzy na ten kolorowy kawałek papieru, na którym widać kontury jej maleństwa. – Śliczna główka i wielki balon na brzuszku – mówi. – Pielęgniarki powiedziały mi, że miała piękną twarzyczkę. Przyszła na świat naga, mokra, martwa, ważyła tylko 150 gramów. Przyjaciółka, która przeprowadziła się do Belgradu, napisała jej: "Kasiu, jako dziewczynka straciłaś mamę, a jako kobieta – córkę". Katarzyna nie umiała dać sobie z tym rady. Budowali z mężem dom, ale przez dwa miesiące po śmierci córki nie zamawiała firanek do okien. Jakby chciała, żeby wszyscy widzieli jej smutek i przeżywali go z nią. A oni, jakby na przekór, nie chcieli mówić o jej żałobie. Dla wielu to była tylko stracona ciąża. Nie robiła sobie zdjęć. Jak mówi – była wtedy obcą osobą. Kiedyś w nocy nie mogła spać. – Poszłam po dwie lampki wina, a że rzadko piję, otworzyłam się, zaczęłam z mężem rozmawiać o Emilce, dotąd to był temat tabu.

Mąż przyznał, że nie ma dnia, żeby o niej nie myślał. Wreszcie przyśnił jej się wymarzony sen. Zobaczyła Emilkę w niebie. "Miała tłuściutkie nóżki w różowych rajtuzkach i różowe buciczki, i sukienusię w kwiatki. Było bardzo kolorowo, cudnie, pachnąco, optymistycznie. Wszędzie latały ptaszki i wielkie motyle. Emilka biegała wśród nich, śmiejąc się do rozpuku, a z nią moja Mama, prababcia Sabinka i Cecylia, Hania i Teodozja, i wszyscy pradziadkowie, wujo Stefan, ciocia Natalka, (...) mój chrzestny wujo Adam, wujo Józek i Franek. I wszyscy bliscy, którzy odeszli. Wujo Stefan gilgotał Emilkę, tak jak mnie, jak byłam mała…" – zapisała. Od tego czasu uspokoiła się. Ubranka, które kupiła dla Emilki, czekają na ich nowe maleństwo. – Wtedy czułam, że to będzie dziewczynka, kupiłam różowy dresik i taką karuzelę świecącą... Mam nadzieję, że wkrótce komuś będą potrzebne... My sami z mężem tacy jesteśmy ubodzy – ja, mąż i pies... To nie wystarczy...

c. d. n....

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-03-21 o godz. 09:42
0

Szykują się zmiany w prawie dot. dzieci urodzonych przed 22 tc.
http://media.wp.pl/kat,38202,wid,8606079,wiadomosc.html

Gość Niedzielny, 17 listopada 2006

Mam prawo do żałoby

Ministerstwo Zdrowia pracuje nad prawem jasno regulującym sytuację dzieci zmarłych przed urodzeniem i ich rodziców. Dla dobra matek, które przedwcześnie urodziły – twierdzą urzędnicy. To nie jest dobra propozycja – odpowiadają kobiety, które poroniły.

Dotąd rozporządzenie Ministra Zdrowia z 2004 r. gwarantowało wydawanie ciała dziecka niezależnie od tygodnia ciąży, w którym zostało urodzone. Szpitale były obowiązane wydawać jego akt zgonu oraz zaświadczenie, na którego podstawie rodzice mogli zgłosić dziecko do Urzędu Stanu Cywilnego. Niestety, w praktyce wszystkie te „przywileje” dotyczyły tylko dzieci urodzonych po 22. tygodniu ciąży (wtedy dziecko traktuje się jako „martwo urodzone”, a urodzone wcześniej jako nie wiadomo co.) Personel szpitali zwykle nie przestrzegał prawa w przypadku dzieci urodzonych przed 22. tygodniem. A matki będące w szoku po stracie dziecka nie potrafiły domagać się respektowania tego, co im się należy. Bo za rejestracją dziecka idzie pełnopłatny 8-tygodniowy urlop macierzyński i zwrot kosztów pogrzebu z ZUS. Ministerstwo chce dokonać zmian w przepisach, mając, jak twierdzi, na względzie dobro matek, które przedwcześnie urodziły. Jednak w tych zmianach kryje się pewien „haczyk”. W Urzędzie Stanu Cywilnego mają być rejestrowane dzieci urodzone po 22. tygodniu i tylko ich matkom ma przysługiwać urlop na czas żałoby. – Trzeba przeżyć żałobę po stracie przedwcześnie urodzonego dziecka – mówi Beata z Gdańska, która w zeszłym roku straciła 22-tygodniowego, ważącego 460 gramów Adasia, a w tym 24-tygodniową, 750-gramową Zosię. Na to potrzebny jest urlop macierzyński, który daje czas na opłakanie zmarłego dziecka.

Odpowiedz
Gość 2010-03-13 o godz. 13:21
0

http://www.republikadzieci.org/problemyiniepokoje/strata/pamiec.htm - na tej stronie są linki do wirtualnych "światełek" konkretnych zmarłych dzieci. Lektura bardzo trudna. Można też "zapalić" własne światełko.

http://www.republikadzieci.org/problemyiniepokoje/strata/anioly.htm

Odpowiedz
Karjanna 2010-02-21 o godz. 22:36
0

Izabela Barton-Smoczyńska napisała książkę( poradnik-podręcznik):" O dziecku, które odwróciło się na pięcie."
Ma być w Empiku-jeszcze nie widziałam, narazie można zamówić na : http://www.poronienia.naf.pl

Odpowiedz
Gość 2010-02-15 o godz. 14:51
0

Jak radzić sobie ze smutkiem po poronieniu:
http://poradnia-dla-matek.republika.pl/art-sz-01.html
http://kiosk.onet.pl/charaktery/1203112,1250,artykul.html
http://rozmowy.onet.pl/2,artykul.html?ITEM=1221859&OS=75955

Ronić po ludzku:
http://kobieta.gazeta.pl/rodzicpoludzku/1,70807,3683281.html
http://qbeczki.blox.pl/2006/10/ronic-po-ludzku.html

Jest też książka "JAK PRZEŻYĆ STRATĘ DZIECKA. Powrót nadziei" autorstwa Sanders Catherine M., przekład: Elżbieta Knoll, ISBN 83-87957-57-7, format A5, 216 stron, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Opis:
Śmierć dziecka to straszne nieszczęście. W kulturze, w której młodość ceni się ponad wszystko, zdarzenie takie uważa się za jedną z największych tragedii. Osieroconym rodzicom kontynuowanie własnego życia w tej sytuacji wydaje się wręcz niemożliwe, a obsesyjne pytanie "dlaczego?" nie opuszcza ich ani na chwilę.
Książka ta przyczynia się do głębszego zrozumienia procesu przeżywania głębokiego smutku, proponuje nowe sposoby odzyskiwania zdrowia, osobom osieroconym przywraca wiarę, że przetrzymają swój straszny ból, powrócą do życia, a za jakiś czas będą znów mogły odczuwać radość i spokój.

Odpowiedz
Gość 2010-02-15 o godz. 14:44
0

Dzieci zmarłe przed narodzeniem w religii katolickiej:
http://tygodnik.onet.pl/1546,1197177,dzial.html
http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jacek_salij/praca_nad_wiara/34.php
http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr369/17.htm
http://www.mateusz.pl/pow/011129.htm
http://tygodnik.onet.pl/1546,1197178,1,dzial.html
http://tygodnik.onet.pl/1546,1194178,dzial.html

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-02-15 o godz. 14:37
0

O poronieniach w portalu medycznym MediWeb:
http://www.mediweb.pl/html/644wyswietl.php

Jak zachować się wobec żyjących dzieci w przypadku poronienia:
http://samozdrowie.interia.pl/kobiece/abc_kobiecosci/news?inf=100043875

Odpowiedz
Gość 2010-02-11 o godz. 08:14
0

http://kobieta.gazeta.pl/edziecko/1,72075,3191400.html
Artykuł z Gazety Wyborczej lekarza med. Agnieszki Kurczuk-Powolny:

Poronienie. Co dalej?

Co szósta ciąża kończy się poronieniem. Czasem dochodzi do niego tak wcześnie, że kobieta bierze pojawiające się krwawienie za spóźnioną miesiączkę.

"Po lekkim szoku, jakim często jest wiadomość o ciąży, na myśl o małym człowieczku pojawia się takie miłe ciepło koło serca, którego nie są w stanie zagłuszyć nawet poranne mdłości. Zaczyna się zaglądanie w cudze wózki, długie dyskusje na temat imienia, planowanie dziecinnego pokoju, gratulacje rodziny... I nagle krew na bieliźnie, silny ból w dole brzucha, lekarz, szpital, pokój zabiegowy, dalej nic nie pamiętasz, następnego dnia do domu, wszystko tak szybko, mówią Ci, że nic takiego, tylko poronienie, wszystko dobrze, jeszcze będziesz miała wiele dzieci. A ty masz w sercu żałobę po tym nienarodzonym, o którym mówią, że wcale go nie było".

Poronieniem nazywamy zakończenie ciąży przed końcem 22. tygodnia (licząc od pierwszego dnia ostatniej miesiączki). Medycyna jest wobec tej groźby niemal bezradna. Lekarze ani nie są w stanie go przewidzieć, ani nie potrafią zatrzymać, jeśli się rozpocznie.

Poronienia następują zwykle w pierwszych trzech miesiącach. W drugim trymestrze zdarza się tylko w jednej na 50 ciąż.

Przyczyną poronień są na ogół błędy samej natury. Dzieci, które się nie urodziły, najczęściej nie mogły się urodzić. Ich rozwój albo został bardzo szybko zahamowany, albo poszedł w złym kierunku i doprowadził do powstania poważnych wad, uniemożliwiających przeżycie.

Konkretne przyczyny trudno określić nawet za pomocą szczegółowych badań genetycznych. Mogą to być zaburzenia podziału chromosomów przy tworzeniu komórki jajowej i plemnika, przemieszczenia chromosomów, mutacje pojedynczych genów lub nieprawidłowe połączenie się gamet rodziców.

Poronienie może być spowodowane także przez:
-zakażenie pasożytnicze (toksoplazmoza);
-zakażenie wirusowe (różyczka, grypa);
-inne choroby zakaźne, zwłaszcza przebiegające z wysoką gorączką;
-nieprawidłową budowę narządów rodnych matki;
-poważną chorobę matki (cukrzyca, nadciśnienie, choroby tarczycy, niewydolność nerek).

Oznaką zagrażającego poronienia jest niewielkie krwawienie z dróg rodnych lub ból w dole brzucha. Kilka dni wcześniej mogą nagle ustąpić dokuczliwe mdłości i bolesność piersi. Wiele kobiet mówi, że po prostu przestały czuć, że są w ciąży. W razie wystąpienia któregokolwiek z tych objawów należy jak najszybciej zgłosić się do lekarza. Badanie USG wykaże, czy ciąża rozwija się prawidłowo.

Nawet jeśli lekarz po badaniu stwierdzi, że wszystko jest w porządku, na wszelki wypadek trzeba zacząć leczenie zapobiegawcze. Polega ono przede wszystkim na leżeniu, powstrzymaniu się od stosunków seksualnych i zażywaniu środków rozkurczowych. Stosuje się również leki hormonalne, najczęściej pochodne progesteronu.

Jeśli mimo leżenia i przyjmowania leków krwawienia i bóle nie ustępują, lecz się nasilają, mamy do czynienia z rozpoczynającym się poronieniem. Trzeba wtedy natychmiast jechać do szpitala.

Bardzo wczesne poronienia (do siódmego tygodnia ciąży) często bywają całkowite, to znaczy, że tkanki jaja płodowego zostają w całości wydalone z macicy i nie ma konieczności jej oczyszczania.

Poronienia nieco późniejsze zazwyczaj są niecałkowite - część tkanek pozostaje wewnątrz macicy i konieczne jest jej wyłyżeczkowanie. Inaczej mogłoby dojść do niezwykle groźnego (nawet zagrażającego życiu) krwotoku lub zakażenia wewnątrzmacicznego.

Poronienia późne, do których dochodzi w drugim trymestrze, mają zazwyczaj inne podłoże i charakter. Płód jest wtedy już całkowicie uformowany i najczęściej prawidłowo zbudowany. Do poronienia dochodzi zwykle z powodu niewydolności szyjki macicy, wad budowy macicy, infekcji wewnątrzmacicznej i pęknięcia błon płodowych lub konfliktu serologicznego.

W przypadku obumarcia płodu w tym okresie trzeba wywoływać poród za pomocą kroplówki z oksytocyny.

W razie wystąpienia objawów zagrażającego poronienia, konieczne jest badanie USG. Czasem bowiem się okazuje, że wewnątrz pęcherzyka płodowego nie widać żywego zarodka (nie rozwinął się prawidłowo lub doszło do jego obumarcia) i ciąża jest skazana na niepowodzenie. Tylko organizm kobiety nie zareagował na te zmiany i nie doszło jeszcze do poronienia.

W tej sytuacji lepiej nie czekać na samoistne krwawienie i opróżnić macicę za pomocą zabiegu zwanego wyłyżeczkowaniem. Polega on na delikatnym i starannym oczyszczeniu jamy macicy specjalną łyżką lub ssakiem, co zapobiega krwotokom i zakażeniom. Zazwyczaj taki zabieg robi się w szpitalu, w znieczuleniu ogólnym. Niekiedy pacjentce podaje się potem na wszelki wypadek antybiotyki.

Możliwe jest także farmakologiczne opróżnianie jamy macicy za pomocą prostaglandyn - leków obkurczających macicę i rozwierających jej szyjkę. Ich stosowanie nie jest jednak jeszcze zbyt rozpowszechnione, nie zawsze też są one skuteczne.

Jeśli zauważysz krwawienie lub poczujesz bóle w dole brzucha, zgłoś się natychmiast do lekarza.
Gdy bóle są silne lub krwawienie obfite, jedź prosto do najbliższego szpitala (jeśli masz wynik badania grupy krwi, weź go ze sobą).
Jeżeli doszło do wydalenia jakichkolwiek tkanek, weź je ze sobą i przekaż lekarzowi, konieczne jest bowiem ich zbadanie.
Nie obwiniaj się. Prawdopodobnie nic z tego, co zrobiłaś lub czego nie zrobiłaś, nie miało wpływu na to, co się wydarzyło. Spowodować poronienie tak naprawdę można jedynie poddając się zabiegowi usunięcia ciąży.

Po poronieniu mija kilka tygodni, zanim organizm wróci całkowicie do formy. Krwawienie może trwać tydzień lub dwa. Należy powstrzymać się od wysiłków fizycznych, gorących kąpieli i współżycia seksualnego. Z medycznego punktu widzenia lepiej poczekać z kolejną ciążą co najmniej pół roku. Miesiączka występuje zazwyczaj po 4-6 tygodniach, ale dobrze jest pamiętać, że owulacja ją poprzedza.

Po jednym poronieniu kobieta ma niemal takie same szanse na urodzenie zdrowego dziecka jak ta, która nie roniła. Po dwóch kolejnych poronieniach te szanse wciąż wynoszą 70 proc. Dopiero po trzech spadają do 50 proc.

Emocjonalne skutki poronienia mogą trwać bardzo długo. Trudno się uporać z poczuciem żalu, pustki, czasem złości i gniewu. Powracają pytania o przyczynę nieszczęścia, obwinianie się: "Gdybym tylko zrobiła to lub nie zrobiła tego...". Wiele kobiet boi się, że już nie będzie mogło mieć dzieci.

Często dochodzi do nieporozumień między małżonkami, dla których ta sytuacja jest pierwszym poważnym problemem, jakiemu muszą stawić czoło we dwoje, a także sprawdzianem wzajemnych uczuć.

Mężczyźnie trudno jest odnaleźć się w takiej sytuacji. Może opłakiwać wraz z żoną nienarodzone dziecko, ale raczej zamknie się w sobie i będzie starał się jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Jeśli w domu są już starsze dzieci, ich także dotyka panujący w nim nastrój, tym bardziej że niewiele z tego wszystkiego rozumieją i za smutek mamy mogą obwiniać siebie...

To bardzo ciężki okres dla całej rodziny. Czas jednak leczy rany. I dzieje się to tym szybciej, im bardziej otwarci i serdeczni są dla siebie wszyscy, których dotknęła strata.

Odpowiedz
Gość 2010-02-06 o godz. 17:34
0

Cytat za gazetą "La Vanguardia" i ONETem: http://wiadomosci.onet.pl/1365115,240,kioskart.html
Czy Benedykt XVI zlikwiduje "zatoki dzieci"?

Pora zamknąć dziecięcy czyściec

Dlaczego dusze niewinnych dzieci obciążone jedynie grzechem pierworodnym miałyby czekać na niebo? – zastanawiają się od stuleci katoliccy duchowni. Sprawa jest tym bardziej aktualna, że osób nieochrzczonych przybywa. Obecny papież może raz na zawsze rozstrzygnąć ów teologiczny spór.

Dusze dzieci, które zmarły, zanim zostały ochrzczone, zgodnie z obowiązującą jeszcze doktryną katolicką trafiają do miejsca zwanego otchłanią, limbusem albo „zatoką dzieci”. Tam, nie cierpiąc mąk piekielnych, ale też nie doświadczając łaski Bożej, mają oczekiwać na dzień Sądu Ostatecznego. Już wkrótce ich sytuacja może ulec poprawie. Wszystko zależy od tego, czy Benedykt XVI zaakceptuje zmianę zaproponowaną niedawno przez Międzynarodową Komisję Teologiczną obradującą w Watykanie na specjalne polecenie papieża.

Trzydziestu teologów z różnych krajów, wśród nich także osoby świeckie i kobiety, przeanalizowało zagadnienie „zatoki dzieci”, polecone ich rozważaniom już dwa lata temu przez Jana Pawła II. Rozwiązanie tego dylematu przypadnie jego następcy. Uczeni doszli do wniosku, że „nie trzeba koniecznie upierać się przy koncepcji otchłani i można jej spokojnie zaniechać bez szkody dla naszej wiary”. Dokument końcowy, który pozwoli zamknąć dyskusję na temat tego „nieziemskiego zagadnienia”, ukaże się pod koniec 2007 roku. Istnienie otchłani nigdy nie było dogmatem wiary i już teraz, zgodnie z nauką Katechizmu Kościoła Katolickiego z 1992 roku, opublikowanego przez papieża Polaka, zmarłe nieochrzczone dzieci są przedmiotem „Bożego miłosierdzia”.

Choć omawiany problem ma posmak teologicznej dysputy z czasów średniowiecza, jego szybkie rozwiązanie ma duże znaczenie dla współczesnych katolików. Przewodniczący pracom komisji prefekt Kongregacji Nauki Wiary, amerykański arcybiskup William J. Levada, podał, że „liczba nieochrzczonych dzieci w społeczeństwach zachodnich systematycznie rośnie, co ma związek z relatywizmem kulturowym i pluralizmem religijnym”. W wypadku śmierci dusze tych maluchów trafiają do otchłani . Ten sam los spotyka dzieci zmarłe podczas porodu albo wkrótce po narodzinach, a także płody, na których dokonano aborcji, oraz ofiary poronień, embriony i zapłodnione komórki jajowe, uważane przez Kościół katolicki za istoty ludzkie posiadające duszę. Tak ma być aż do czasu wprowadzenia nowo ustalonej doktryny.

„»Zatoka dzieci« nie była nigdy dogmatem naszej wiary. Powiedziałbym nawet, że jest to raczej, i zawsze była, teologiczna hipoteza” – przyznał w 1984 roku Joseph Ratzinger, wówczas prefekt Kongregacji Nauki Wiary, w wywiadzie-rzece udzielonym włoskiemu dziennikarzowi Vittorio Messoriemu. Pojęcie otchłani to owoc wątpliwości Kościoła katolickiego. Od dawna, rozważając tajemnicę ludzkiego zbawienia, duchowni zastanawiali się, co dzieje się z dziećmi zmarłymi, zanim zostały ochrzczone. Dlaczego te niewinne istoty, które swoimi czynami nie zdążyły zasłużyć sobie na potępienie, ale naznaczone grzechem pierworodnym odziedziczonym po pierwszych rodzicach i zmywalnym przez chrzest, nie mogłyby pójść do nieba?

Debatę na ten temat otworzył święty Augustyn i przed długie stulecia prowadzili ją uczeni teologowie. Słowo „limbus” pojawiło się dopiero w XII wieku, w dziele uczonego Pietro Lombardo. Obok „zatoki dzieci” pojawił się jeszcze drugi termin:„łono Abrahama”. Miały tam wędrować dusze uczciwych kobiet i mężczyzn zmarłych przed narodzinami Jezusa Chrystusa. Oni także, choć z zupełnie innych powodów, nie zostali przecież nigdy ochrzczeni. W zakątku tym miałyby znaleźć się dusze proroków, patriarchów Izraela, a także mędrców starożytnej Grecji i Rzymu.

Taki obraz życia po śmierci zainspirował wielu poetów. W XIV wieku Dante Alighieri umieścił w otchłani niektóre epizody swojego słynnego dzieła. Bohater „Boskiej Komedii” zstępuje do piekła, gdzie jego przewodnikiem jest poeta Wergiliusz. Następnie opowiada, jak poczuł w sercu wielki żal, gdyż ujrzał tam „wielu ludzi wielkiej dobroci, których dusze trwały w zawieszeniu”.

Na przestrzeni wieków strach ludzi wierzących przed otchłanią sprawiał, że sakramentu chrztu udzielano w wielkim pośpiechu. Zdarzało się nawet, że lekarze dokonywali cesarskiego cięcia, byle tylko wyjąć płody z łona zmarłych matek i w ten sposób oszczędzić im męki oczekiwania. „Wiemy, że przez długie stulecia sądzono, iż te dzieci wędrują do otchłani, w której cieszą się naturalnym szczęściem, lecz nie mogą oglądać Boga – tłumaczył w wywiadzie dla Radia Watykańskiego jezuita Luis Ladaria, sekretarz generalny Międzynarodowej Komisji Teologicznej. – Wskutek rozwoju dyskusji teologicznej to przekonanie przeżywa dzisiaj poważny kryzys”.

Z czasem „hipoteza teologiczna”, o której wspominał Joseph Ratzinger, stała się trwałym elementem katolickiej tradycji i nabrała takiego znaczenia, że umieszczono ją nawet w Katechizmie Piusa X opublikowanym w 1904 roku: „Dzieci nieochrzczone wędrują do otchłani, gdzie nie mogą radować się z bliskości Boga, ale też nie cierpią, ponieważ naznaczone grzechem pierworodnym nie zasługują ani na niebo, ani na czyściec, ani na piekło”. Katolicy powoływali się na ten zapis niemal przez cały wiek XX.

Współczesnych teologów martwi, że nieochrzczone dzieci muszą poczekać na niebo, ale zarówno grzech pierworodny, jak i chrzest nie są dla nich błahymi sprawami. Mówiąc o losie niewinnych duszyczek, inny członek obradującej w Watykanie komisji, biskup Bruno Forte oświadczył: „Wydaje się, że zbawcza moc Chrystusa powinna przezwyciężyć moc grzechu pierworodnego”. (...)

Odpowiedz
Gość 2010-01-28 o godz. 19:02
0

I ciąg dalszy o KK i dzieciach nieochrzczonych: http://wiadomosci.o2.pl/?s=258&t=279515

Watykan: Nieochrzczone dzieci na razie jeszcze na skraju piekła

Papież Benedykt XVI wstrzymał na razie ogłoszenie dokumentu teologicznego, po którym spodziewano się, że anuluje pojęcie "otchłani" jako miejsca wieczystego pobytu dusz dzieci nieochrzczonych - podał w piątek Reuters, powołując się na przedstawicieli Watykanu.

Nad dokumentem pracuje od blisko roku 30-osobowa Międzynarodowa Komisja Teologiczna. W piątek rano papież celebrował wraz z jej członkami mszę świętą, ale w swej homilii w ogóle nie poruszył tematu otchłani.

- Papież nie wspominał o tym dzisiaj w swej homilii. Nadal pracujemy nad dokumentem. Nad niczym nie głosowano. Sądzę, że nic nie będzie gotowe do przekazania mu do roku 2007 - powiedział w rozmowie telefonicznej z Reuterem włoski arcybiskup Bruno Forte.

Pojęcie otchłani, dla której używa się też pochodzącego z wczesnośredniowiecznej łaciny słowa limbus (dosłownie granica lub skraj), funkcjonowało w katolickich katechizmach przez wiele stuleci. Rozumiano pod tym skraj piekła - miejsce pobytu dusz dzieci, które nigdy świadomie nie zgrzeszyły, ale nie zostały przez chrzest oczyszczone z grzechu pierworodnego. Według tradycyjnej teologii grzech pierworodny pozbawia je możliwości oglądania Boga, lecz w przeciwieństwie do potępionych grzeszników nie cierpią męki wiekuistego piekła.

Jak pisze Reuters, w kręgach kościelnych powszechnie wiadomo, że dni limbusu są policzone. Przed wyborem na papieża kardynał Joseph Ratzinger w swych artykułach i wywiadach dawał jasno do zrozumienia, iż koncepcję otchłani powinno się odrzucić, gdyż jest tylko hipotezą teologiczną i nigdy nie stanowiła zdefiniowanego dogmatu wiary - wskazuje agencja.

Obowiązujący obecnie Katechizm Kościoła Katolickiego w ogóle nie wspomina o limbusie. Zaznacza natomiast, iż wielkie miłosierdzie Boga i miłość Jezusa do dzieci (...) pozwalają nam mieć nadzieję, że istnieje jakaś droga zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu.

Komisja teologiczna zajęła się kwestią otchłani z inicjatywy papieża Jana Pawła II, który poprosił ją obardziej spójne i oświecające opisanie losu dusz dzieci zmarłych bez chrztu.

Odpowiedz
Gość 2010-01-28 o godz. 09:38
0

Nieochrzczone dzieci idą prosto do nieba
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3665886.html

Najnowsze informacje o "statusie" dzieci nieochrzczonych w KK.

Przez całe wieki tradycja Kościoła dzieci zmarłe przed chrztem umieszczała w "otchłani". Komisja teologów w Watykanie uznała, że trzeba to zmienić, a papież dziś zatwierdzi jej opinię - twierdzi brytyjski "The Times".

O pośmiertnym losie nieochrzczonych noworodków - m.in. tych nienarodzonych - dyskutuje w Watykanie Międzynarodowa Komisja Teologiczna.

Zgodnie z wierzeniami Kościoła miałyby one trafiać po śmierci do limbus puerorum (tłumaczonego jako otchłań lub zatoka dzieci). Termin ukuto w średniowieczu dla określenia czwartego stanu poza niebem, czyśćcem i piekłem. Chociaż otchłań nie należy do doktryny Kościoła, surowa tradycja w nauczaniu wielu papieży i teologów przetrwała wieki.

Według dziennika "The Times", który powołuje się na źródła watykańskie, Komisja Teologiczna złożona z 30 wybitnych teologów z całego świata doszła do wniosku, że dzieci będą zbawione niezależnie od tego, czy zdążono je wcześniej ochrzcić. Wprawdzie są obciążone grzechem pierworodnym, ale teologowie uznali, że człowiek nie zna wszystkich sposobów, jakimi Bóg dociera do ludzkiej duszy.

- Oznacza to w efekcie, że wszystkie zmarłe przed chrztem dzieci idą do nieba - mówi anonimowy rozmówca "Timesa". Dzisiaj efekty kilkudniowych obrad Komisji ma ponoć formalnie zaakceptować papież. I znieść hipotezę otchłani.

Komisja - działająca w ramach Kongregacji Nauki Wiary - debatowała już o otchłani w grudniu ub.r. Sekretarz Komisji o. Luis Ladaria w rozmowie z katolicką agencją informacyjną ZENIT podkreślał wtedy, że problem będzie rozpatrzony na nowo "w świetle boskiego miłosierdzia".

W przeszłości bowiem Kościół nie obchodził się najlepiej z dziećmi zmarłymi przed chrztem. Nie mogły być chowane na cmentarzach katolickich, a w pogrzebie nie uczestniczył ksiądz. Obecnie grzebane są na cmentarzach, a katechizm pozwala "mieć nadzieję, że istnieje dla nich jakaś droga zbawienia".

Siedem miesięcy przed śmiercią Jan Paweł II zwrócił się do Komisji Teologicznej, prosząc, by wypracowała w tej sprawie "bardziej spójne i oświecone stanowisko". Wydaje się, że podobnie uważa Benedykt XVI.

- Otchłań nigdy nie została zdefiniowana jako prawda wiary. Osobiście, jako teolog chętnie zarzuciłbym teorię, która jest tylko teologiczną hipotezą - stwierdził jeszcze jako szef Kongregacji Nauki Wiary.

Według "Timesa" niezależnie od przekonań teologicznych papież chce w ten sposób pozyskać dla chrześcijaństwa ludność misyjnych krajów Afryki i Azji, gdzie śmiertelność noworodków jest wysoka. Zarzucenie hipotezy otchłani przez Kościół, może odwieść niektórych od zamiaru przyjęcia islamu, wedle którego dusze noworodków idą prosto do nieba.

Odpowiedz
Gość 2010-01-28 o godz. 09:36
0

Ponieważ artykuły po jakimś czasie znikają z serwisu GW, to poniżej cytuję artykuł, do którego link podałam wyżej:

Pogrzeb zamiast szpitalnej spalarni

Ciała dzieci urodzonych przed 22. tygodniem ciąży nie będą już spalane. Za miesiąc do wszystkich polskich szpitali trafi rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia nakazujące wydawanie martwych płodów rodzicom.
Basia z Wejherowa żyła tylko pół godziny. Jej matka chciała ją pochować, ale lekarze robili trudności, bo dziewczynka urodziła się w przed końcem 22. tygodnia ciąży i ważyła mniej niż 501 g. Według medycznych kryteriów była więc płodem, a nie dzieckiem. O sprawie Basi pisaliśmy prawie rok temu. Wtedy Ministerstwo Zdrowia zapewniało "Gazetę", że znowelizuje przepisy, bo do tej pory nie mówiły one w ogóle o dzieciach młodszych niż 22 tygodnie. Lekarze musieli określać zakończenie ciąży przed upłynięciem takiego czasu jako poronienie. A ciała dzieci trafiały do lodówek, potem były spalane razem z odpadami medycznymi.

- Przepisy, które obowiązywały w tych kwestiach, były niejasne, rodzice nie mieli szans na odebranie ciała dziecka. Zmieniamy to - mówi Bolesław Piecha, wiceminister zdrowia. - Kończymy poprawiać rozporządzenie dotyczące komórek rozrodczych i tkanek zarodkowych w ramach ustawy o zakładach opieki zdrowotnej.

Zmiana sprawi, że dzieci urodzone przed 22. tygodniem ciąży będą miały prawo do metryki i pochówku na cmentarzu.

- Pochówek zmarłych płodów to poważny problem społeczny, o którym dopiero zaczyna się głośno mówić - uważa Leszek Bonna, dyrektor szpitala w Chojnicach. - W moim szpitalu już się płodów nie pali.

Chojnice to pierwsze miasto w Polsce z cmentarzem dla dzieci, które urodziły się przedwcześnie i zmarły. Miesiąc temu odbył się pierwszy pogrzeb. - Sam przeżyłem taką tragedię - opowiada Sławomir Rząska, radny z Chojnic. - Nie udało mi się pochować dziecka i wiem, jak się żyje po takim wydarzeniu. Dlatego zaangażowałem się w projekt cmentarza.

Odpowiedz
Gość 2010-01-10 o godz. 17:45
0

Aktualne informacje o pogrzebach dzieci zmarłych przed 22 tc

http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34308,3503174.html

Odpowiedz
Gość 2009-05-19 o godz. 20:58
0

Temat: Poronienia nawykowe

http://www.libramed.com.pl/wpg/NumeryArchiwalne/02/07.html

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie