"Syn przyjechał po 10 latach tylko po to. Ale ja byłam przygotowana i go wykiwałam"

"Syn przyjechał po 10 latach tylko po to. Ale ja byłam przygotowana i go wykiwałam"

"Syn przyjechał po 10 latach tylko po to. Ale ja byłam przygotowana i go wykiwałam"

canva.com

"Mój syn nie odwiedza mnie od ponad 10 lat. Wiedziałam, że tak będzie jak wyjedzie za granicę. Choć on obiecywał, że będzie przyjeżdżał przynajmniej na takie okazje jak święta, czy rocznica śmierci jego ojca. A jednak gdyby nie sąsiedzi, to wszystkie święta spędziłabym samotnie. Śmieję się, że mam przyszywanego syna, który mieszka piętro niżej, bo to on jest u mnie pierwszy, gdy potrzebuję jakiejś pomocy i zagląda codziennie, żeby sprawdzić, czy wszystko u mnie w porządku. Rodzony syn przyjechał do mnie po raz pierwszy po 10 latach i tylko po tę jedną rzez. Ale ja byłam na to przygotowana i go wykiwałam. Nie żałuję".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Przez wiele lat byłam samotna

Ostatnie lata były dla mnie trudne. Kiedy zmarł mój mąż, syn wyjechał za granicę w poszukiwaniu lepszego życia. Choć tu mu nic nie brakowało. Mógł dalej ze mną mieszkać, bo mieszkanie jest duże i nawet gdyby pojawiły się dzieci, to wszyscy byśmy się pomieścili.

On jednak, nie myśląc o mnie kompletnie, po prostu pojechał. A ja zostałam sama i po raz pierwszy w życiu czułam się aż tak bardzo samotna.

Próbowałam się do tego przyzwyczaić, ale to było trudne.

Syn obiecywał, że będzie wracał na wszystkie ważne okazje, ale przez 10 lat nie było go wcale. A ja szukałam kontaktu z ludźmi, żeby mieć do kogo się odezwać.

Poznawałam sąsiadów

Przed wyjazdem syna i śmiercią męża byliśmy na tyle samowystarczalni, że nie potrzebowaliśmy do szczęścia innych ludzi. Ale później każdy kontakt z człowiekiem był dla mnie na wagę złota.

Schodziłam sobie na dół, by posiedzieć na ławeczce i zawsze jakiś sąsiad się zatrzymał. Pewnego razu, gdy wracałam z zakupów, mężczyzna w wieku mojego syna zaproponował mi pomoc. Wniósł mi te zakupy do domu i jakoś tak później zaczął mi pomagać regularnie.

Odwiedzał mnie codziennie, pyta, jak się czuję, czy czegoś nie potrzebuję. Witał mnie z uśmiechem z daleka, gdy mnie gdzieś zobaczył.

Mogę powiedzieć świadoma tych słów, że stał się dla mnie jak syn. A właściwie był lepszy od syna.

szczęśliwi rodzice z dwójką dzieci canva.com

Zaczęłam niedomagać

W pewnym momencie zaczęło mi być coraz trudniej wdrapywać się na to pierwsze piętro. I nie ukrywałam tego. Wyżaliłam się kiedyś synowi, gdy do niego zadzwoniłam. Akurat miał urodziny, a ja zawsze pamiętałam.

Po jakimś czasie napisał, że wybiera się do Polski. Połączyłam sobie kropki i uznałam, że pewnie chodzi mu o mieszkanie. Mnie najłatwiej byłoby oddać do domu opieki, sprzedać mieszkanie i znów wyjechać.

Nie myliłam się! Otwarcie mi o tym powiedział, gdy przyjechał i cała moja radość z zobaczenia go mi minęła.

Ale ja byłam sprytniejsza. Zdążyłam zamienić się mieszkaniem z moim przyszywanym synem i na dniach mam się przeprowadzić.

On mieszka na parterze, a ma żonę i dzieci. Ciasno im, bo to kawalerka. Moje mieszkanie było duże i spokojnie wystarczy na 4 osoby. Niech mają! Zwłaszcza że on przez ostatnie lata był dla mnie największym wsparcie.

A ja na ten parter bez problemu się jeszcze wdrapię.

Syn oczywiście śmiertelnie się na mnie obraził, ale nie było go przez 10 lat, a ten mężczyzna był zawsze, gdy go potrzebowałam. I nie prosił o mieszkanie, to był mój pomysł. Załatwiliśmy wszystko z notariuszem i ja jestem zadowolona. A co myśli syn, to już jego sprawa. Ja czuję się tak, jak bym go straciła, ale nie dziś, a już tych 10 lat temu.

Brygida

Starszy pan poszedł lulu pierwszego dnia pracy. Wideo jest hitem sieci! Są i memy! Zobacz galerię!
Źródło: Instagram.com/michalmarszal
Reklama
Reklama