Stolica świata - NYC od podszewki

Stolica świata - NYC od podszewki

Kilka dni przed moim wyjazdem do Stanów, czytałem turystyczny przewodnik po USA (jak na godziwego turystę przystało), w którym poczciwy autor wymienił około 50 miejsc (tzw. must see), które w tym kraju - ponoć miodem i mlekiem płynacym -  trzeba odwiedzić, by z głową dumnie podniesioną do góry rzec: Zaliczyłem Amerykę!

Reklama

Czego tam tylko nie ma: kilkanaście parków narodowych, muzea, nowojorski byk spod Wall Street, kowbojskie miasteczka w Teksasie, kalifornijskie plaże, hollywoodzki deptak czy egzotyczne Hawaje i wiele wiele innych czasem ciekawych, a czasem nieznośnie nudnych miejsc.

Mój rachunek sumienia

Przed wyjazdem warto zrobić rachunek sumienia i odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie: Po kiego diabła tam jadę?

W Stanach żyje się na luzie, prosto i bez szpanów. Mówi się o tym, o czym się chce. Robi się to, co się chce. Jest dużo garniturkowych mądrali, staczających krwawą walkę polityków (Demokraci VS Republikanie), szukających szczęścia emigrantów (większość nie mówi nawet po angielsku) no i oczywiście jeszcze więcej wariatów.

Z tymi ostatnimi miałem do czynienia wszędzie. Czy to Nowy Jork czy L.A. Jest ich po prostu mnóstwo, a każdy jest pokręcony na swój sposób. Na Times Square spotkałem chłopaka przebranego za diabła, ulicę dalej - bezdomnego proroka ze słynną deską z napisem "The End is comming" (Koniec jest bliski) czy Supermana z Batmanem za rękę.

Jeśli zatem jedziecie do USA dla rozrywki, widowiska i wrażeń, podróż radzę zacząć od Nowego Jorku. I niech Was nie przeraża wielkość tej ośmiomilionowej metropolii. W przewodnikach znajdziecie wiele często niezgodnych z rzeczywistością wskazówek, że miasto bardzo drogie, metro niebezpieczne, a zwiedzanie całego NYC zajmuje całe 3 dni.

Zwiedziłem Manhattan w 8 godzin i równie tyle poświęciłem na Metropolitan Museum. Sprawdzone!

Od czego zacząć?

Oczywiście od kawy! Jesteśmy w mieście, skąd bierze się tradycja słynnych papierowych kubków "coffee to go" (będących  ponoć przedmiotem szpanu nad Wisłą). A zatem będąc jeszcze na polskim czasie, wstałem o 5 nad ranem wyspany i świeży. Po krótkim joggingu (oczywiście w Central Parku) z kubkiem pachnącej małej czarnej ze słynnej amerykańskiej sieciówki zacząłem zwiedzanie.

Kamienica Carrie Bradshaw i lesbijskie komuny weganek

Tak jak mój lokum znajdował się na Amsterdam Avenue (tzw. 10 Aleja), pierwsze miejsce dokąd się udałem był słynny Wall Street. I choć wieżowce z najbardziej kasiastej dzielnicy świata możemy zauważyć niemalże z każdego punktu obserwacyjnego w NYC, iść trzeba około 1,5 godziny (a z przerwą na lunch około 2,5).

Leniwcom radzę przejechać się metrem. A jeśli mówimy już o tym środku komunikacji, to właśnie tu poznajesz prawdziwą duszę Nowego Jorku - mieszkańców, którzy żyją w metropolii od lat, znają każdy skwer na Manhattnie i najlepsze knajpki w Chinatown.

Tylko tu, kilka(naście) metrów pod ziemią Nowy Jork pokazuje swoją prawdziwą nieskomercjalizowaną (na wymóg turystów) twarz. Badź czujny - harsują złodzieje! Bądź twardy - nowojorczycy lubią się kłócić! Bądź wytrwały - czasami niemiłosiernie śmierdzi! No i w końcu pamiętaj - Afroamerykanie z Nowego Jorku mówią w swoim "jungle bananas" slangu, który bez tłumacza-insidera często nie da się rozkminić.

W drodze na Wall Street radzę zaskoczyć do sklepu z żywnością lesbijskiej komuny weganek po kanapkę z pysznym humusem (ponoć najlepszy w całym NYC) i świeże owoce. W tejże okolicy fanki "Seksu w wielkim mieście" znajdą kamienicę Carrie Bradshaw i przytulne kawiarnie, gdzie na pogaduszkach zbierają się nowojorskie naśladowniczki serialu.

Kabarety na Broadwayu

Nie da się pominąć także Broadwayu (ulica ma 29 km), gdzie z pewnością serce każdego fana teatru zaczyna się bić szybciej. I nie ma tu nic dziwnego. Musicale, operetki, groteski, komedyjne stand upy czy nowoczesne performancy... Wszystko to wzdłuż tzw. Great White Way (między 42 a 53 ulicą na Manhattanie) - artystycznego dystryktu NYC.

Jeśli chodzi o bilety, to warto kupować je tylko w kasach teatrów i możliwie z jak największym wyprzedzeniem. Wejściówki, nabyte w przekupców z Times Square, mogą być nawet o 200 % droższe (no cóż, każdy musi jakoś zarabiać).

Maklerzy, szelki i pieniądze

W ekonomicznej dzielnicy Nowego Jorku (a nawet świata), słynnej Wall Street pachnie pieniądzem. Tam czas upływa szybciej, a ludzie żyją zgodnie z giełdową etykietą. Do porannej kawy w Starbucksie dodawany jest oczywiście "Wall Street Journal" - Biblia nowojorskich maklerów. Poranek zaczyna się wtedy, kiedy otwierają się giełdy - a więc wiele biznesmenów żyje według londyńskiego, a nawet tokijskiego czasu - interesy robią w nocy, a śpią w dzień.

Pamiętacie kultowy "Wall Street" w reżyserii Olivera Stone'a? Film, który tak naprawdę ukształtował specyficzny sposób ubierania się nowojorskich giełdowych rekinów. Na żywo wszystko jest jak na ekranie. Czerwone szelki, idealnie dopasowane do sylwetki garnitury (żadne tam kloszowate spodnie!), podwinięte rękawy... Śmiałkowie fashioniści, robiący interesy na giełdzie podwijają także spodnie, zakładają pomarańczowe skarpetki, a do pracy jadą na Vespie.

Każdy szanujący siebie podróżnik przybywa na Wall Street tak naprawdę w jednym celu - dotknąć za róg (a kto wie, moża za coś innego) wielkiego byka (tzw. Charging Bull). 3.200 kilogramowy pomnik jest symbolem finansowej agresji, panującej na nowojorskiej giełdzie.

Nie każdy wie, że Bowling Green Bull (jedna z potocznych nazw) wcale nie znajduje się na Wall Street. Historia głosi, że byka zaprojektował nowojorski artysta Di Modica, który w grudniu 1989 roku zainstalował skulpturę na przeciwko nowojorskiej giełdy (byk miał symbolizować ponoć siłę amerykańskiej nacji). Po starciach z nowojorską policją (artysta nie miał żadnego pozwolenia na instalację), monument został przeniesiony kilka bloków dalej - na Broadway.

Wolność ubiera się u Prady

Jeśli teraz Stany Zjednoczone zeszły na psy i są kojarzone głównie z Lady Gagą czy hot dogiem, to jeszcze kilkadziesiąt lat temu ten kraj był przylądkiem wolności. Każdy marzył Ameryką - czy to Francuz z bagietką za pachą czy Polak z PRL-u.

A jeśli mówimy już o wysokich wartościach, to wszystkie takowe symbolizuje Statua Wolności lub pełniejsza nazwa - Wolność Opromieniająca Świat. To właśnie ten monument, znajdujący się na wyspie wspomnianej już Wolności (trochę przesadzili z nazewnictwem) u ujścia Hudsonu był i pozostaje najbardziej rozpoznawalnym symbolem Stanów Zjednoczonych, Nowego Jorku, kapitalizmu oraz wszystkich zacnych praw, które amerykańska konstytucja gwarantuje.

Jeśli zależy Wam na zdjęciu z tą "panienką", to 20-minutowa wycieczka promem na wyspę i z powrotem to koszt rzędu 17 dolarów... stanie w kolejce - 1,5 h.

Zastanawiam się tylko nad outfitem pani Liberty. Czy konstruktor (swoją drogą Francuz) miał jakiekolwiek pojęcia o modzie i stylu, "ubierając" swoje dzieło w prześcieradło?

Tanie jadanie w Chinatown

Nowy Jork jest pełen paradoksów, a wszystkiemu temu winna jest mieszanka kultur. Emigranci przybywający ze swoich krajów wraz z ciuchami i innymi niezbędnymi do przetrwania rzeczami przywożą swoją kulturę, język no i oczywiście kuchnię.

Gdzie jest najlepszy doner kebab na świecie? Oczywiście, że w Berlinie (nie w Stambule, jak to myślą niektórzy). Gdzie jest najsmaczniejszy chińczyk? Oczywiście, że w Nowym Jorku. A właściwie w chińskim dystrykcie Chinatown.

Tu nudle smakują lepiej niż w Pekinie (sprawdzone przez moją chińską koleżankę), tymczasem ich cena pozostaje istnie chińska (3$ za ogromny talerz to na nowojorskie, ba więcej na warszawskie warunki jest relatywnie tanio). Polecać żadnych restauracji nie będę, ponieważ w Chinatown restauracje zachowały chińskie piśmiennictwo, które dla mnie jest niestety obce.

Jedna mała uwaga - tej części miasta warto poświęcić trochę więcej czasu, niż przerwa na krótki lunch. Radzę nie rzucać się na pierwszą lepszą restaurację obok wyjścia z metra, lecz pójść  dalej. W głębi Chinatown wszystko jest inaczej. Ulice przypominają zatłoczony Honkong w godzinach szczytu. Woń egzotycznych potraw, donosząca się niemalże z każdej restauracji wraz z rześkim zapachem opium palonego przez "tutejsze elity", działa na głowę - uważajcie!

Espresso w Little Italy

Letnie popołudnie warto spędzić na spacerach w Little Italy - włoskim dystrykcie w Nowym Jorku. Po hałaśliwym Chinatown, przytulne kręte uliczki Italians z małymi restauracjami zarządzanymi przez rodziny włoskich emigrantów potrafią wprowadzić Cię w romantyczną atmosferę. Jeśli podróżujesz z drugą połówką, to właśnie tu powinna odbyć się Wasza wieczorna randka.

Pokochasz te światła

Marzyłem o tym od dziecka. Pierwszy mój film o Nowym Jorku obejrzałem będąc 5-latkiem. Od tego czasu śniłem tym miastem. Wieżowcami, światłami, żółtymi taksówkami. Wszystko to wydawało się tak niedostępne, tak nierealne, tak dalekie.

Wiele osób na swój sposób opisuje pierwsze wrażenia z Times Square. Niektórzy odznaczają się na Facebooku. Inni nieustannie robią zdjęcia. Są i tacy, którzy drapią się na sam wierchołek Empire State Building. Jeśli chodzi o moje przeżycia, to orgazmu nie miałem. Było pięknie. Po prostu pięknie. Czyżby to mało?

Metropolitan Museum of Art

Tu pojawić się musi każdy. To jak Luwr w Paryżu czy Pergamon w Berlinie. I może tylko zagorzali fani zdolni poświęcić na zwiedzanie muzeum cały swój dzień (a uwierzcie, jest co oglądać), to jednak wystawę The Costume Institute obejrzeć musi każdy, kto modą choć w małym stopniu się interesuje. Najlepsze dzieła Lagerfelda, perły od McQueena czy rarytasy od YSL. Są tu najlepsze outfity wszech czasów. Nie przegapcie!

Shopping

Zakupy to nieodłączna część pobytu w Nowym Jorku. Jeśli byłeś w NYC i nie zahaczyłeś o Barneys (ubranie), Tiffany& Co (biżuteria) czy pryznajmniej jakiś butik na 5th Avenue - wiele osób może pomyśleć, że jesteś wariatem. No cóż.

Miłośnikom awangardy, do których grona dumnie się zaliczam, radzę poszperać w straganach na pchlim targu lub w nowojorskich vintage shopach. Te ostatnie to elitarne lumpeksy, gdzie ciuchy są traktowane z niezwykłą nabożnością.

Właściciele, prawdziwi koneserzy, doskonale znają wartość swojego towaru i umiejętnie go przechowują. To właśnie dlatego rzeczy rodem z poprzedniej epoki - sikienka w groszki z lat 40. czy futra z lat 60. - zostały zachowane w niemalże idealnym stanie. Panterkowy płaszcz (nota bene kopia tego, który widziałem na wybiegu w nowej kolekcji Dawida Wolińskiego) za 30 $... i jak tu nie kochać Nowego Jorku?

Czytaj także "Europejczyk na Manhattanie"

Eustachy Bielecki

Reklama
Reklama