„Grudzień = niekończące się wydatki. Tylko skąd wziąć na to wszystko pieniążki? To proste! Ze sprzedaży starych, niepotrzebnych rzeczy. Kiedy wystawiłam na aukcjach już wszystkie za ciasne ubrania, zabrałam się za przegląd piwnicy. Ku mojemu zadowoleniu znalazłam tam jakieś stare, drewniane sanki. Akurat spadł śnieg, więc kupiec znalazł się w ekspresowym tempie. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że mój mąż strzelił focha, bo je sprzedałam. Nie uwierzycie, co go tak zezłościło!”
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Grudzień jest jak skarbonka bez dna. Mam na to sposób!
Umówmy się, grudzień jest jak skarbonka bez dna. Prezenty, przygotowanie świątecznego jedzenia, horrendalne rachunki za ogrzewanie, a jeszcze człowiek by odrościk zrobił przed Bożym Narodzeniem, o świeżym manicure już nie wspominając... Tylko skąd wziąć na to wszystko pieniążki? Ja mam na to świetny sposób!
Sprzedaję stare, niepotrzebne rzeczy. Kiedy wystawiłam na aukcjach już wszystkie za ciasne ubrania i brzydkie sukienki, zabrałam się za przegląd piwnicy. Ku mojemu zadowoleniu znalazłam tam jakieś stare, drewniane sanki.
Akurat spadł śnieg, więc kupiec znalazł się w ekspresowym tempie. Kobieta z dwójką dzieciaków pod pachą była zadowolona, że w końcu się czymś zajmą, a ja ucieszyłam się, że tak szybko zasiliłam budżet domowy pod nieobecność męża.
Mąż się obraził, bo... sprzedałam jego stare sanki
Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że mój mąż strzelił focha, bo sprzedałam te cholerne sanki. Byłam pewna, że spłynie to po nim jak woda po kaczce i nawet nie zauważy ich braku, a tu rozpętała się afera rodem z jakiejś włoskiej telenoweli. W minioną sobotę zaczął ich nerwowe poszukiwania.
Monika, gdzie są moje sanki? Nigdzie nie mogę ich znaleźć! Widziałaś je może? Przekopałem całą piwnicę, a ich nie ma. Dałbym sobie rękę uciąć, że tutaj były!
Zgodnie z prawdą powiedziałam mu, że wystawiłam je za 30 zł na lokalnej grupie z ogłoszeniami, no i że szybko się sprzedały. Nie mogłam uwierzyć, w to, co usłyszałam po chwili.
Kobieto, jak mogłaś? W zeszłym roku byłem kontuzjowany, więc nie było mowy o białym szaleństwie, dwa lata temu praktycznie nie było śniegu, a w tym roku okazuje się, że sprzedałaś komuś moje sanki?
Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Już się wystraszyłam, że to jakaś bezcenna pamiątka rodzinna. Zaczęłam zastanawiać się, co robił z nimi trzy lata temu, kiedy jeszcze się ze sobą nie spotykaliśmy. Okazało się, że dorosły, ponad trzydziestoletni facet chciał sobie na nich pojeździć... Ciężko było nie parsknąć śmiechem, gdy to usłyszałam.
Monia