"Uciekłam sprzed ołtarza, bo miałam wątpliwości, a po pięciu latach wzięliśmy jednak ślub!"

"Uciekłam sprzed ołtarza, bo miałam wątpliwości, a po pięciu latach wzięliśmy jednak ślub!"

"Uciekłam sprzed ołtarza, bo miałam wątpliwości, a po pięciu latach wzięliśmy jednak ślub!"

Canva

„Stojąc w kosmicznie niewygodnej białej sukni przed kościołem w szpilkach, w których totalnie nie potrafię się poruszać, z mnóstwem kujących wsuwek we włosach i wizją ogromnej biesiady do rytmów disco-polo, którego tak bardzo nienawidzę, postanowiłam nagle, że nie będę robić niczego wbrew sobie”.

Reklama

* Publikujemy list naszej czytelniczki.

Miłość mojego życia

Ta historia może wydać się zmyślona, ale przysięgam, że wydarzyła się naprawdę! Gdybym sama o tym usłyszała, stwierdziłabym, że ktoś streszcza mi fabułę komedii romantycznej. Jednak to, co Wam opiszę, naprawdę miało miejsce, choć niektórym może być ciężko w to uwierzyć. Wszystko przez to, że uciekłam sprzed ołtarza, bo miałam wątpliwości, a po pięciu latach wzięłam ślub z tym samym facetem!

Pan W. to miłość mojego życia. Poznaliśmy się na parkingu pod marketem, kiedy nieudolnie wyjeżdżając z mojego miejsca parkingowego, porysowałam jego furę, tzn. zabytkowego malucha, którego dostał od dziadka. Choć wtedy zastanawiałam się, kto normalny jeździ takimi antykami, sama pojechałam nim do ślubu! Ale o tym później...

Uczucie kwitło z dnia na dzień

Kiedy Pan W. zobaczył, że na jego bryce pojawiły się rysy, wyskoczył z auta jak poparzony, a ja zobaczyłam, że łzy napływają mu do oczu, jakbym co najmniej potrąciła jego psa. Zaczęłam go przepraszać, bo strasznie zrobiło mi się go żal. Jestem beznadziejnym kierowcą, ale musiałam zrobić duże zakupy i nie było opcji, żebym przytargała je na piechotę do domu przez pół miasta. Koniec końców rozpłakałam się (to chyba przez nadchodzący okres) i obydwoje ryczeliśmy jak bobry, patrząc na to, co przed momentem narobiłam.

Pan W. zaproponował, żebyśmy utopili te smutki we włoskiej pizzerii. Od razu poczułam motyle w brzuchu! Uczucie między nami kwitło z dnia na dzień, a tematy do rozmów praktycznie nam się nie kończyły. Po pewnym czasie Pan W. mi się oświadczył i zabraliśmy się za przygotowania do ślubu.

Kobieta w białej sukni biegnąca po moście na tle gór Canva

Poczułam, że to nie to

Stojąc w kosmicznie niewygodnej białej sukni przed kościołem w szpilkach, w których totalnie nie potrafię się poruszać, z mnóstwem kujących wsuwek we włosach i wizją ogromnej biesiady do rytmów disco-polo, którego tak bardzo nienawidzę, postanowiłam nagle, że nie będę robić niczego wbrew sobie. Strasznie to porywcze, ale co poradzę — taka jestem!

Kiedy organista zaczął grać Marsz Wagnera, po prostu poczułam, że to nie to. Nie chciałam brać w tym udziału, czułam się totalnie nieswojo. Podbiegłam do ołtarza, przy którym czekał na mnie ukochany i szepnęłam mu do ucha, że nie chcę tego robić w ten sposób. Pan W. w ogóle nie protestował, ani nie krył zdziwienia. Przekazał informację gościom, przepraszając ich i zapraszając na imprezę (nie)weselną, a my we dwoje pojechaliśmy za miasto, rozmawiając aż do wschodu słońca.

Nie żałuję ucieczki sprzed ołtarza

Przez niemal pięć lat żyliśmy, jakby nigdy nic się nie wydarzyło, a nawet wspominaliśmy to wydarzenie z głośnym śmiechem. Ostatnio jednak Pan W. powiedział, że nie wyobraża sobie nie mieć mnie za żonę.

Zrobiliśmy to! Po pięciu latach od kiedy uciekłam sprzed ołtarza, wzięliśmy ślub. Postawiliśmy na ceremonię humanistyczną. Zaprosiliśmy kilka najbliższych osób nad jezioro, gdzie ślubowaliśmy sobie miłość do grobowej deski. To była najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu zrobiłam! Absolutnie nie żałuję mojej ucieczki sprzed ołtarza.

Szczęśliwa żona

Minęło 10 lat od ślubu Lewandowskich, a oni wciąż wyglądają tak samo!
Źródło: EAST NEWS
Reklama
Reklama