"Teściowa ochłodziła moje dzieci w fontannie! Czy ona nie wie, czym to grozi?!..."

*Publikujemy list naszej czytelniczki.

Ufałam mojej teściowej. Do czasu, aż się okazało, że nie ma pojęcia, czym grozi kąpiel w fontannie

Do tej pory miałam zaufanie do mojej teściowej, dlatego też co jakiś czas, gdy tylko miała ochotę, zabierała moje dzieci do siebie albo na spacer do pobliskiego parku.

Bardzo ceniliśmy sobie tę pomoc, ale po ostatnich rewelacjach jestem na nią wściekła za to, co zafundowała moim dzieciom na wakacje. Wydawało mi się, że to naprawdę rozsądna kobieta, która wie, co można, a czego nie można robić.

Co roku tyle się trąbi o tym, żeby pod żadnym pozorem nie chłodzić się w miejskich fontannach i źródełkach, bo w Polsce tej wody nikt nie bada...

Poza tym w naszym kraju wszystkie tego typu przybytki mają obieg zamknięty, co oznacza, że krąży tam stale ta sama woda, pełna niebezpiecznych drobnoustrojów i Bóg wie, czego jeszcze. To nie Amsterdam ani Rzym, gdzie w fontannach jest woda pitna w normalnym obiegu otwartym...

W naszych fontannach regularnie kąpią się gołębie (a przecież ptaki nie mają zwieraczy...) i wpadają psy spuszczone ze smyczy. Przy takich upałach różne formy życia mnożą się na potęgę.

Park obok domu naszych teściów nie stanowi wyjątku. Skoro na ławeczkach czasem śpią bezdomni, to niby gdzie oni się myją? Raczej nie w łazience... Odpowiedź nasuwa się sama.

Zresztą, sama byłam kiedyś świadkiem, jak właśnie w tym miejscu młodzież wracająca z imprezy zwracała zawartość żołądka wprost do wody. Mandat to akurat najmniejszy problem...

Dlatego kąpiel w fontannie... nigdy w życiu! Nawet nie przyszłoby mi do głowy, że dorosły człowiek może takich rzeczy nie wiedzieć!

Canva

Teściowa zabrała dzieci do parku i wykąpała je w fontannie. Teraz wzbrania się przed konsekwencjami

Niestety, okazało się, że matka mojego męża nie wiedziała... Albo po prostu upał uderzył jej do głowy, a teraz wypiera się, że to nie jej wina...

Tydzień temu mój czteroletni synek i sześcioletnia córka spędzali dzień u swojej babci, a mojej teściowej. Nie miałam nic przeciwko, żeby babcia zabrała ich na lody obok parku, i to mieliśmy ustalone.

Jednak wieczorem po pracy przyjechaliśmy z mężem po dzieci, a one jakieś takie zmęczone były... Ale babcia nabrała wody w usta i nic nie powiedziała.

Następnego dnia synek i córka dostali jakiejś dziwnej wysypki, a jednocześnie zaczęły się problemy żołądkowe. Nie wiedziałam, z czym to łączyć, więc czym prędzej zadzwoniłam do teściowej, żeby wypytać o dokładny przebieg dnia... i się wydało!

Babcia zafundowała wnukom kąpiel w fontannie w parku... TEJ fontannie! Masakra. Powiedziała, że lodów nie kupili, więc chciała ich ochłodzić w upalny dzień... No i ochłodziła. Tyle że gronkowcem.

Niestety, po paru dniach zwykłe, niby niewinne pluskanie w tej zanieczyszczonej wodzie skończyło się dla nas, łagodnie mówiąc, niemiłymi konsekwencjami.

Od dwóch dni jestem z dziećmi w szpitalu, dostają antybiotyk i leżą pod kroplówką. Babcia umywa ręce — uznała, że to nie jej wina... Obraziła się na mnie, że śmiałam jej to wygarnąć.

Piszę ten list ku przestrodze — uważajcie, do jakiej wody wchodzicie i czy osoba, której dajecie dzieci pod opiekę, na pewno wie, co robi...

Mama dwójki