"Jestem księdzem, ale nie radzę sobie z pokusą. Dłużej tego nie zniosę"

"Jestem księdzem, ale nie radzę sobie z pokusą. Dłużej tego nie zniosę"

"Jestem księdzem, ale nie radzę sobie z pokusą. Dłużej tego nie zniosę"

canva.com

"Sam wybrałem tę drogę i to nawet wbrew woli moich rodziców. Mama dość szybko się z tym pogodziła, ale mój tata do dziś ma o to do mnie żal. Jestem jednak przekonany, że gdybym miał zrezygnować z tej drogi, to i on by tego nie zrozumiał. W końcu przez wszystkie te lata opowiadałem mu o tym, jak bardzo jestem szczęśliwy. Bo byłem. Naprawdę byłem. Radziłem sobie ze wszystkim, nawet z myślami, których nie powinno być w mojej głowie. Wszystko jednak zmieniło się kilka miesięcy temu. Teraz nie radzę sobie z pokusą i czuję, że dłużej tego nie zniosę".

Reklama

*publikujemy list czytelnika

Zawsze chciałem być księdzem

Nie potrafię cofnąć się pamięcią do czasu, gdy miałem 3-4 lata, ale moja mama często wspomina mi o tym, że już wtedy budowałem sobie z kartonów ambonę i bawiłem się w księdza, odgrywając wszystko po kolei.

Podobno uwielbiałem jeździć do kościoła i gdy inne dzieci krzyczały i biegały pomiędzy ławkami, ja siedziałem grzecznie i modliłem się.

Mama śmiała się, że to chyba przeznaczenie, a jego raczej nie da się oszukać.

I ja w to przeznaczenie uwierzyłem, poszedłem drogą, które mi wskazywało i czułem się z tym wspaniale. Choć mama kręciła na początku trochę nosem, za to ojciec po dziś dzień nie do końca pogodził się z moją decyzją.

Ja jednak działałem zgodnie z własnym sumieniem. Ale ostatnio tracę pewność, czy faktycznie idę dobrą drogą.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu

Przydzielono mi moją własną parafię. Bardzo chciałem, żeby parafianie mnie polubili, a oni chcieli mnie poznać. Zapraszali mnie do swoich domów na niedzielne obiady i wręcz musiałem wpisywać sobie je w mój kalendarz, który był wypełniony na 4 miesiące naprzód.

Sam również chętnie gościłem parafian na plebanii. Piekłem nawet domowe ciasteczka - uwielbiam to robić. Odpręża mnie to.

W kościele mógł służyć każdy. Niezależnie od tego, czy był płci męskiej, czy żeńskiej.

Pewnego dnia przyszła do mnie ona. Piękna, blond włosa dziewczyna o anielskim głosie. Chciała mi pomagać i służyć w trakcie mszy. Zgodziłem się i od tamtego czasu spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę.

Razem planowaliśmy rekolekcje dla dzieci, piekliśmy ciastka, jeździliśmy nawet na okoliczne wycieczki.

Szybko stała mi się bliska i niestety czasami myślałem o niej dość grzesznie, choć próbowałem tego nie robić.

ksiądz na ambonie canva.com

Kiedyś przyszła się wyspowiadać

To właśnie wtedy po raz pierwszy wyznała mi, że mnie kocha. Ale nie jak brata, czy po prostu kapłana. Jak mężczyznę.

Kompletnie nie wiedziałem co z tym zrobić, ale potraktowałem ją jak każdego innego parafianina podczas spowiedzi.

Dostała rozgrzeszenie i pokutę i odeszła od konfesjonału. A ja od tamtej pory naprawdę nie mogę oprzeć się pokusie. Moje myśli są jeszcze bardziej intensywne i wiem, że to nie tylko zwykłe zauroczenie. Ja naprawdę kocham tę dziewczynę.

Wiele razy pomyślałem już o tym, żeby rzucić to, co rzekomo mi przeznaczone. Bo może prawdziwe przeznaczenie odkryłem dopiero teraz? Ludzie przecież się mylą, gdy szukają swojej drogi.

Tylko jakby to miało wyglądać? Musiałbym chyba wyjechać z nią gdzieś daleko. Tam, gdzie nikt nie zna naszej historii i nie będzie nas oceniał.

Musiałbym też spojrzeć w oczy moim rodzicom. Ale przecież jestem tylko człowiekiem. W dodatku słabym. Czy oni wezmą to pod uwagę i mi wybaczą?

ks. Krzysztof

Wizyta proboszcza jako zwyczaj do Polski trafiła prawdopodobnie około XIII wieku.
Źródło: domena publiczna
Reklama
Reklama