"Nie wierzę w siebie nawet odrobinę. To wina mojej matki. Teraz już to wiem"

"Nie wierzę w siebie nawet odrobinę. To wina mojej matki. Teraz już to wiem"

"Nie wierzę w siebie nawet odrobinę. To wina mojej matki. Teraz już to wiem"

canva.com

"Zawsze czułam się gorsza od innych. Nie wiedziałam, dlaczego tak jest, bo w domu niczego nigdy nie brakowało, ale najwyraźniej nie chodziło mi wcale o te kwestie materialne. Byłam niewystarczająca, nie podobałam się sobie. Krytykowałam swój wygląd, swój głos. Nie lubiłam nawet tego, jak chodzę. Nie znosiłam siebie dosłownie za wszystko. Przez to wszyscy uznawali mnie za nieśmiałą osobę, bo zawsze byłam z boku. Choć czasem krzyczałam wręcz w środku i miałam ochotę wybuchnąć. Ale tego nie robiłam. Dopiero po latach zdałam sobie sprawę, że ta moja niska samoocena jest wynikiem nieprzepracowanych problemów emocjonalnych z dzieciństwa, a jest im winna moja matka. Nie wiem, czy jestem jeszcze w stanie coś z tym zrobić".

Reklama

*publikujemy list czytelniczki

Wychowywałam się sama

Mam na imię Lucyna. TAK! Dobrze czytacie. Już samo to imię wywołuje ciarki na moim ciele i wcale nie dlatego, że tak mi się podoba. Nienawidziłam go od zawsze. Wyróżniało mnie mocno i denerwowało mnie, jak wszyscy wołali na mnie "Lusia".

Dorastałam w bogatym domu. Wychowywałam się wprawdzie sama, bo nie mam rodzeństwa, a moi rodzice wciąż pracowali, albo wyjeżdżali w delegacje.

Ale ja nawet wolałam, jak nie było ich w domu. Miałam opiekunkę, która też zajmowała się domem i to ona była dla mnie jak prawdziwa mama.

Bo ta moja wciąż miała do mnie jakieś ALE.

Gdy byłam młodsza, bardzo potrzebowałam czułości od niej, ale nigdy jej nie otrzymywałam.

Pamiętam, jak wołałam po kilka razy: "Dobranoc, kocham Cię", nigdy jednak nie dostałam odpowiedzi, albo mówiła po prostu: "No dobra, idź już."

Czułam się niepotrzebna

Czasem myślałam, że pojawiłam się z przypadku i pewnie tak właśnie było.

Cieszyłam się z dobrych ocen w szkole, ale gdy chwaliłam się nimi mamie, ona zawsze pytała o oceny kolegów i dodawała, że mogłam to zrobić lepiej.

Gdy dorastałam, podobało mi się moje ciało, ale mama skwitowała moją figurę kilka razy w taki sposób, że przestała mi się podobać. Zaczęłam nosić za duże, workowate ubrania, żeby tylko ukryć pod nimi swoje krągłości.

Tak naprawdę coraz bardziej nie lubiłam siebie. Za wszystko! Za to, jak wyglądam, jak chodzę, jak mam głos. Wciąż czułam się niewystarczająca.

Od matki odsunęłam się mocno podczas okresu dojrzewania. Przestałam prosić o miłość czy czułość. Rozumiałam już, że i tak tego nie dostanę.

zasmucona dziewczyna canva.com

 A później przyszła depresja

Gdy już sobie z nią nie radziłam, postanowiłam szukać pomocy u specjalisty. Dostałam leki, po jakimś czasie poczułam się lepiej, ale wciąż nie lubiłam siebie. Wtedy zdecydowałam się na psychoterapię.

To właśnie moja terapeutka wskazała mi błędy, jakie popełniała moja matka. Cofnęłam się pamięcią do moich najmłodszych lat i odkryłam, że to ona zbudowała to moje poczucie własnej wartości, a raczej jego brak.

Terapeutka twierdzi, że wszystko da się wypracować, ale ja nie jestem pewna. Wiem jedno! Chyba nigdy nie wybaczę mojej mamie tego, jak teraz wygląda moje życie.

Nie ma we mnie radości. Wiary w siebie. Naprawdę trudno tak żyć.

Nie mogę znaleźć sobie partnera, bo jestem zamknięta, a każdy facet oczekuje czułości. Nie potrafię mówić "kocham", nawet jeśli to czuję.

Czy uda się mnie jeszcze naprawić? Mam taką nadzieję. Wierzę też w to, że kiedyś sama zostanę mamą i jestem pewna, że nigdy nie potraktuję tak mojego dziecka.

Lucyna

Zobacz, jak zmieniła się Zosia z "Rodziny Zastępczej"!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama