"Mam wrażenie, że teraz lekceważenie drugiej osoby stało się coraz bardziej powszechne. Zacznę może od tego, że wesele to jest naprawdę OGROMNY wydatek dla młodych, więc nawet jeden "niewykorzystany" talerzyk to strata. Dlatego właśnie prosiłam wielokrotnie gości, których zapraszałam z Kamilem o potwierdzenie obecności. Czy to takie trudne?"
Publikujemy list od czytelniczki.
Jest dla mnie jak rodzina
Natalię zaprosiłam na wesele jako jedną z pierwszych osób. Nie wyobrażałam sobie inaczej, znamy się od podstawówki, jest dla mnie jak rodzina. Moja przyjaciółka nigdy nie była w poważnym związku, zawsze ceniła sobie swoją wolność i każdą relację z facetem zamykała po kilku tygodniach. Dlatego byłam w mega szoku, że z Filipem spotykała się od kilku miesięcy i na niego jeszcze nie zdążyła narzekać. Myślałam, że w końcu poznała tego "jedynego" i cieszyłam się, że zabierze go na nasz ślub.
Zresztą, Nati sama podkreślała, że nie wyobraża bawić się na moim weselu bez osoby towarzyszącej. Miesiąc przed ślubem, zaznaczyła, że będzie z osobą towarzyszącą i już nie wnikałam z kim.
zdjęcie ilustrujące/canva
Jest dla mnie jak rodzina
Moja przyjaciółka do ostatniej chwili utrzymywała wersję, że przyjdzie z kimś, a ostatecznie pojawiła się na naszym ślubie sama. Pokłóciła się z Filipem i stwierdziła, że nie będzie brać kogoś, kto zepsuje całą zabawę. szkoda tylko, że nie poczuła się w obowiązku, żeby dorzucić nieco więcej do koperty! Przez jej fanaberię bez potrzeby opłaciliśmy z Kamilem talerzyk, przez co byliśmy stratni, bo przecież mogliśmy na to miejsce zaprosić inną osobę, która chętnie skorzystałaby z zaproszenia.
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że Natalia nawet nas nie przeprosiła. Ona zachowuje się, jakby nic się nie stało, a dobrze wie, ile wydaliśmy pieniędzy na organizację wesela. Powinna oddać za niewykorzystany talerzyk.
Aneta