Mieliście kiedyś ochotę rzucić wszystko i zaszyć się tam, gdzie Was nikt nie znajdzie? Nauczycielka pedagogiki specjalnej, Miriam Lancewood to właśnie zrobiła. Zrezygnowała z pracy, w której musiała znosić stały stres, i zamieszkała w dżungli. Towarzyszy jej partner, Peter, starszy od niej od 34 lat.
Oboje uważają, że człowiek jest stworzony do życia w dziczy, wśród dzikiej przyrody, bez zdobyczy cywilizacji, które tylko z pozoru dają szczęście. Według Miriam do dżungli wystarczy wziąć niewiele:
Dwie pary szortów, trzy koszule, wełniany sweter, jedne długie spodnie, para leginsów i kilka par skarpetek. To wystarczy - powiedziała nauczycielka w podcaście opublikowanym na australijskim portalu mamamia.com.au.
Oczywiście do dżungli trzeba się przyzwyczaić. Zdobywanie żywności może z początku nastręczać problemów: Miriam wspomina, ile trudu kosztowało ją pierwsze polowanie. Ogłuszony przez nią opos patrzył na nią błagalnie wystraszonymi oczami...
Ale prawo dżungli mówi: "Zjedz albo sam zostaniesz zjedzony". Miriam poluje teraz z łuku, ubiera się w skóry, i jest szczęśliwą dziką kobietą, która za nic nie wróciłaby do cywilizacji. Tylko tej jednej rzeczy jej brakuje...
I nie jest nią wygodne łóżko, ani centralne odżywanie, lecz szampon!
Pierwszej zimy nabawiłam się łupieżu - opowiedziała Miriam w podcaście. - Wtedy Peter powiedział, że ponoć Eskimosi leczą łupież porannym moczem. Postanowiłam spróbować. Bo w sumie czemu nie?
Pozbyła się dolegliwości, ale tęsknota za szamponem została. No cóż, jakieś ofiary trzeba ponosić. Mielibyście ochotę na życie w dżungli?
Zobaczcie najpierw, jak ono wygląda na zdjęciach!