Kurzajewska wspomina urodzenie martwych bliźniaków: "Z łaski ktoś ci coś odburknie, więc błagasz: BYLE NIE DO ŚMIETNIKA"

Kurzajewska wspomina urodzenie martwych bliźniaków: "Z łaski ktoś ci coś odburknie, więc błagasz: BYLE NIE DO ŚMIETNIKA"

Paulina Smaszcz-Kurzajewska wspomina martwą ciążę. Kilka lat temu, będąc w szóstym miesiącu ciąży, prezenterka urodziła dwóch martwych chłopców. Nie dość, że nie mogła znaleźć szpitala, w którym szybko przyjęto by poród martwych bliźniaków, to jeszcze musiała zmierzyć się z porażającą znieczulicą na porodówce. "

Reklama

Paulina Smaszcz-Kurzajewska dziś jest szczęśliwą mamą 21-letniego Franka i 12-letniego Juliana. Jednak zanim przyszedł na świat jej drugi syn, dziennikarka straciła bliźniaki. U progu szóstego miesiąca urodziła dwóch martwych chłopców. Kilka lat temu opowiedziała o swojej traumie na łamach książki "Lekcja miłości" Magdaleny Łyczko.

Przez cały czas byłam pod opieką lekarza, regularnie wykonywałam badania. Źle znosiłam ciążę, ale serce i instynkt macierzyński wiedzą, że warto. Wymiotowałam długo, gubiłam kilogramy, więc ciągle byłam na kroplówkach. Badanie kontrolne, standard, i nagle okazało się, że nie słychać żadnego serca! Ginekolog mówi: "Podłączmy KTG", a później wyrok: obaj nie żyją.

Ze świadomością, że mam w brzuchu dwójkę martwych dzieci, musiałam szukać szpitala, w którym mogłabym je urodzić - natychmiast, bo to sytuacja zagrażająca życiu. Nigdzie nie chcieli mnie przyjąć. Kobieta, która ma urodzić dwójkę martwych dzieci, jest jak "śmierdzące jajo". Gdzie ją położyć? Osobnych sal nie ma. Żeby załatwić prywatny pokój, trzeba czekać. Nie ma czasu, urodzenie martwych dzieci musi odbyć się natychmiast. W końcu się udało - wrzynała w książce prezenterka.

Po stracie bliźniaków Smaszcz-Kurzajewska wpadła w depresję, którą wywołały ciężkie przeżycia w szpitalu. Po latach wróciła do tych traumatycznych wydarzeń w rozmowie z "Vivą". Prezenterka opowiedziała m.in. o tym, z jaką bezdusznością są traktowane w polskich szpitalach kobiety, które straciły ciążę.

Prawdopodobnie dzisiaj można by ich było uratować, wtedy się nie udało. Nikt nie umiał rozmawiać z matką, która musiała urodzić dwójkę martwych chłopców, która wciąż ma wielkie piersi pełne mleka i totalną depresję. Na pytanie "Co z nimi zrobicie" z łaski ktoś ci coś odburknie, więc błagasz: "Byle nie do śmietnika" - wspomina w wywiadzie prezenterka.

Nie możesz rozpaczać, bo leżysz z kobietami w ciąży: "Proszę nie ryczeć, proszę nie histeryzować! Pani stresuje matki, które zaraz będą rodzić - opowiada.

Najtrudniejszy jednak okazał się powrót do domu.

Wszystkie mamy wychodzą z maluchami w kołyskach i fotelikach, a Maciek mnie zabiera w całkowitej rozpaczy z wiszącym pustym brzuchem i piersiami, z których cieknie mleko. W domu cisza... Nikt z tobą nie potrafi rozmawiać, nawet matka. Ale najbardziej wkurzający są znajomi, którzy mówią: 'Ale już się tak nie przejmuj, przecież będzie następne' No ożeż...k...! Wracasz do pracy, ludzie cię unikają - wspomina.

Aby nie popaść w jeszcze gorszą depresję, dziennikarka szybko wróciła do pracy. Niestety tutaj czeka ją kolejny cios. Szef odsunął ją od wszystkich projektów, ponieważ uznał, że nie poradzi sobie psychicznie.

Chora kobieta to dla nich problem. Stajemy się dla pracodawcy bezużyteczne - podsumowała gorzko.

Ubiegły rok był wyjątkowo nieszczęśliwy dla Pauliny Smaszcz-Kurzajewskiej. Dziennikarka pożegnała ojca i przyjaciółkę z dzieciństwa oraz musiała poddać się operacji.

Reklama
Reklama