"Miała takie piękne, pełne dobroci oczy. Niebieskie, pamiętam je do dziś. Poza tym jak się uśmiechnęła, to cały świat przestawał istnieć. Byłem i jestem w niej zakochany. Od początku to wiedziałem i powinienem był coś z tym zrobić. To dobra dziewczyna, byłbym z nią szczęśliwy, wiem to na pewno. Strach jednak był straszniejszy i osąd rodziny. Żałuję tego każdego dnia. Czasem łapię się na tym, że prowadząc mszę, szukam jej wśród wiernych z nadzieją, że ją zobaczę. Mimo że wiem, że to niemożliwe".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: historie@styl.fm. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mogłem mieć piękne życie
Sam nie wiem, po co piszę ten list. Może by wreszcie się pogodzić z tym, co mnie ominęło i to z własnej winy? Księdzem zechciałem zostać w drugiej klasie liceum i tak już zostało, więc wstąpiłem do seminarium, nie do końca wiedząc na co się piszę. Zresztą, który młody chłopak wie?
Przez lata seminarium przeszedłem w miarę gładko, później pierwsza parafia. Pełna stresu, bo wszystko jest nowe i muszę dać radę bez większej pomocy czy wsparcia. No ale dałem, przełożeni byli ze mnie zadowoleni i po trzech latach dostałem inną parafię. To właśnie na niej popełniłem największy błąd w życiu.
Byłem odpowiedzialny za część prac rady parafialnej, a w sekcji dekoracyjnej spotkałem jedną z młodych kobiet, która pracowała właśnie tam. Miała na imię Marlena i od razu przykuła moją uwagę. Wiecznie uśmiechnięta, pomocna, uczynna i miła. Taka z natury dobra, nie wywyższająca się i z talentem do kwiatów i dekoracji. Zakochałem się w niej wtedy.
Ze strachu zrezygnowałem z miłości
To był silny pociąg i uczucie, oczywiście ona nic nie zrobiła w moim kierunku niestosownego, a ja nie byłem pewny jej uczuć i reakcji. Tak wiec przez dwa lata współpracowaliśmy razem i poznałem ją lepiej. Nie miała partnera, mieszkała z rodzicami i pracowała w biurze prywatnej firmy.
Z każdym miesiącem było ze mną coraz gorzej. Wiedziałem, że jestem w niej mocno zadurzony, ale bałem się z nią o tym porozmawiać. Nie wiedziałem, jak zareaguje, a kłopotów też wolałem sobie nie przysparzać. Tak więc ze strachu nie zrobiłem z tym nic. Mimo że nie raz sobie wyobrażałem nasze wspólne szczęśliwe życie.
Później mnie przeniesiono na inną parafię, sporo oddaloną od poprzedniej i kontakt nam się urwał bezpowrotnie. Minęło sporo lat od tego, a ja wciąż mam do siebie pretensje. Gdybym miał więcej odwagi, to moje życie byłoby szczęśliwsze.
Bartek
Przeczytaj także
"Przeglądam wiadomości syna dla jego dobra. Inne matki mówią, że to przesada"
"Mój syn nigdy nie dzwoni na Dzień Matki. Mam wrażenie, że robi to celowo. Nie tak go wychowałam"
"Kuzynka wprasza się do nowego, ale małego domu. Nie chcę jej zapraszać, bo ona mieszka w luksusach"