Coco była dziewczynką, jakich wiele (choć dla swojej mamy jedyną taką na świecie):
Uwielbiała się uczyć - naprawdę to uwielbiała - uwielbiała plażę, pływanie, czekoladę, słuchanie muzyki, a zwłaszcza Justina Biebera i Little Mix - opowiada jej mama, Rachel Braford.
Coco miała też autyzm, lecz mama nie chciała, by ta trudność definiowała jej córeczkę. Walczyła o to, by mała Coco miała normalne i szczęśliwe życie codziennie, przez sześć lat. I wyglądało na to, że plan się uda. Coco robiła postępy. Uczyła się mówić. Otwierała się na świat. Aż do dnia, gdy zachorowała.
Z początku wydawało się, że to zwykłe zatrucie. 22 lipca 2017 roku Coco poczuła się gorzej, pojawiły się u niej wymioty i biegunka. Ponieważ objawy nie ustępowały, 25 lipca rodzice wezwali karetkę. Małą zabrano do szpitala. I wtedy rozpoczął się łańcuszek zaniedbań, który ostatecznie doprowadził do śmierci dziecka. Poważnie odwodnionej dziewczynce w porę nie podano kroplówki, nie zmierzono jej ciśnienia i zwlekano z wprowadzeniem antybiotyków, choć u Coco były już widoczne objawy sepsy.
Sześciolatka umierała na oczach kochającej mamy. Personel broni się, że dziewczynka "z powodu autyzmu nie współpracowała".
Rachel Bradford nie może się pogodzić z tym, co się stało:
Przez ostatnie sześć lat niemal każdy dzień poświęcałam na kochanie jej, opiekowanie się nią, walkę o nią. Była i wciąż jest dla mnie całym światem - napisała.
Mama walczy o pociągnięcie winnych zaniedbań w szpitalu do odpowiedzialności. Ale nic nie wróci życia Coco. Zobaczcie, jaką była dzielną dziewczynką i jak przez sześć lat walczyła o to, by mieć życie, jak inne dzieci...