Już pani, nie panna :)

Hej dziewczyny :)

Już wróciłam, chociaż tak się nie chciało ...
Zdjęć niestety nie mam chwilowo na komputerze, na którym siedzę, dodam kilka może jutro.

Było super :D
Ale po kolei:

W środę rano zrobiłam sobie pazurki i wsiadłam w samochód, wieczorem już byłam na miejscu. Okazało się, że Jeszcze Nie Teściowie dojechali przed nami, także wieczorkiem posiedzieliśmy sobie razem. W czwartek trochę załatwiania - spotkanie z muzykami, w restauracji, wizyta w kwiaciarni ...
Wszyscy się śmieją, że wesele właściwie zaczęło się w piątek :D Wtedy zjechała się większa część rodziny, odebraliśmy beczki piwa i tą wielką maszynerię do nalewania i chłodzenia ... no i trzeba było oczywiście wypróbować czy działa ;) Przy tym próbowaniu jedna beczka się skończyła lol ale za to rodziny nam się zintegrowały całkiem nieźle ;)

W sobotę rano czekała mnie średnio miła niespodzianka - nie dość, że humor miałam średnio ciekawy (wizyta u fryzjerki na 6.30 ) to jeszcze za oknem ulewny deszcz ... a ja oczywiście miałam cieniutkie bolerko, bo przecież "w połowie czerwca na pewno nie zmarznę" :|
Humor poprawił mi się trochę dopiero, kiedy wszyscy mi mówili jak ładnie wyglądam w mojej fryzurce ;)
Po powrocie na szybko wrzuciłam w siebie przygotowane przez mamę kanapki i z powrotem w samochód - pojechaliśmy ze świadkami do kościoła podpisać papiery. I tutaj pierwsza miła rzecz - po wyjściu z kancelarii okazało się, że już nie pada :D wszystko się powoli zaczęło układać :).

Chwilę po powrocie przyjechała moja rodzinna kosmetyczka i zaczęło się malowanie - prawie dwie godziny :o ale jak spojrzałam w lustro to stwierdziłam, że warto było. Zresztą S. też się spodobało (coś mnie już zaczął nocą poślubną straszyć lol lol lol ).

W pełnym makijażu od razu pobiegłam się ubrać, bo fotograf już czekał - kilka osób naraz przypinało mi pończochy do pasa lol (i tak co chwilę mi się odpinały, więc w końcu w trakcie wesela wzięłam igłę z nicią i je przyszyłam :D).

Wyjście nad jezioro, trochę zdjęć, bardzo mili mijani ludzie (jakaś starsza kobieta bardzo nalegała żebyśmy weszli do jej ogródka zrobić kilka zdjęć bo ma takie ładne kwiaty - faktycznie ładne były :)).

Powrót na podwórko, drobne poprawki i błogosławieństwo - udało mi się nie rozpłakać, ale było pięknie :). Zaraz potem wsiedliśmy w wybrany poprzedniego dnia samochód (na zasadzie chodzenia po podwórku i "ten mi się bardziej podoba" :D).

Nabożeństwo było piękne, muszę pochwalić naszych świadków, bo w trakcie mszy ksiądz ich zaskoczył proponując przeczytanie czytań - oboje się szybko zgodzili i było wspaniale :lizak: Zresztą i kazanie, i zapalenie świec przez nasze mamy, i przyniesienie darów przez rodziców - wszystko to złożyło się na wspaniałą liturgię. Pod koniec, kiedy S. trzymał mocno moją rękę, na palcu miałam już obrączkę, a cały kościół śpiewał "Ty pobłogosław im ..." - musiałam już się bardzo powstrzymać, żeby się nie rozpłakać. A szkoda byłoby makijażu ;)

Wszystkiego dopełnił fakt, że po wyjściu z kościoła okazało się, że wyszło słońce i już wszystko było idealnie :) Zostaliśmy obsypani ryżem, groszami i bańkami mydlanymi ;) Potem życzenia bliskich ... szczęśliwa byłam bardzo :taniec:

To na razie na tym skończę, może później albo jutro wrzucę zdjęcia, i opiszę resztę dnia, spędzonego już jako Pani Z. :)
Jedno co muszę zauważyć - wydawało mi się, że jak fryzurę mam robioną o 6.30, to będę miała tyle czasu dla siebie jeszcze ... a tu się okazało, że wszystko było na styk ... ale może to i lepiej ;) mniej było czasu na nerwy i wymyślanie problemów. :D