-
Gość odsłony: 9741
Czemu nie lubicie kwiatów doniczkowych?
8)Jako, że okazało się, że nie jestem jedyna, która nie lubi i, co za tym idzie, nie ma w domu kwiatów doniczkowych, to zakładam taki króciutki (zapewne) wątek.Czemu nie lubicie takich kwiatów?Ja nie znoszę z kilku powodów:1. W moim rodzinnym domu kwiaty doniczkowe zajmowały każdą wolną powierzchnię i były OGROMNE (draceny, fikusy, ananasy, jakaś monstrulana paproć...), więc trochę mi się przejadło. W sumie dość szybko bo od kiedy skończyłam jakieś 10 lat mój pokój stał się azylem bezdoniczkowym ;) Tylko smętny kaktusik stał na parapecie.2. Po drugie uważam, że takie kwiaty muszą pasować do wnętrza, podobnie jak durnostojki. Do mojego (jak i do większości mieszkań szczerze mówiąc:P ) nie pasują.3. Po trzecie nie chce mi się nimi zajmować (teraz cierpię katusze, że muszę pielęgnować mój mikro ogródek).
ja jestem pośrodku. Nie lubię przeładowania kwiatkami ale jednak lubię jak są jakieś.
W jednym pokoju mam zamio. No i balkon - w lecie obsadzony. W lecie wynosze też na balkon kaktusy.
U nas jeden zamio-coś-tam, wiecznie żywy, gorzej niż Lenin...ten kwiatek przeżył podróż z Wawy do Krk przyciśnięty toną pudeł w moim mikro aucie; przeżył remont i zasypanie workiem gipsu (niespecjalnie...), przeżywa niepodlewanie...w sumie już go lubię :)
Co jakieś 1,5 miesiąca kupujemy nowe "trawki" w ikea, bo stare zawsze zmarnujemy...
Kaktusów nie znosimy.
W Wawie miałam dwie piękne juki, dumę mojej babci, z półtora metra miały, dostałam "na nowe mieszkanie" - Toff je sobie upodobał i traktował jako kuwetę. Tata zabrał do biura ;)
Paproci się boję, naprawdę. Brr.
no co Wy takie nieroślinne!
u mnie aż: 3 x kaktus(iki)
3 x ledwie widoczne dopiero co wciśnięte w ziemię przyszłe (hyhy) drzewka szczęścia czy jak to zwał - nie wiem co mnie wzięło 8) może przeżyją bidule
bazylia i tymianek - tym daję tydzień jeszcze lol
Za to w wazonach mam zazwyczaj 5 razy tyle - wolę cięcia ;)
Ja mam tylko jadalne. Od rzeżuchy po pepperoncino, ale tylko to, co się da do garnka włożyć (plus kaktusa na wczasach ;) )
Wizja paprotki mnie przeraża 8)
Skrzacik napisał(a):1. W moim rodzinnym domu kwiaty doniczkowe zajmowały każdą wolną powierzchnię i były OGROMNE (draceny, fikusy, ananasy, jakaś monstrulana paproć...), więc trochę mi się przejadło.
O, u mnie też. W pewnym momencie pojawiła mi się alergia i alergolog stwierdził, że to z powodu nadmiaru kwiatów doniczkowych w domu... na 4 pokojach mieliśmy jakieś 100 sztuk. Tragedia.
Ale długo nie mogłam sobie wyobrazić mieszkania bez kwiatów. Teraz, dzięki 2 kotom i dziecku już potrafię - rozdałam, co się jeszcze nadawało do rozdania, i posiadam wyłącznie kaktusy (z pięknym Nablowym na czele) oraz jednego małego fikusa (chyyyyba). Na szczęście w nowym mieszkaniu będę miała tylko 1 okno, na którym da się coś postawić :D
Przy czym ja kwiatki nawet lubię, tylko nie lubię o nie dbać - jeszcze podlanie to pół biedy, ale nawozy itp. mnie zniechęcają.
Nienawidziłam kwiatów w domu, bo:
1. w moim rodzinnym były wszystkie możliwe, nawet te brzydkie i kazdy w doniczce z innej parafii
2. od paru lat podlewam w wakacje ogród botaniczny bratowej. Na 80 m2 mieszkania w bloku ma ok 200 roślin, zostawiają mi je na 2 tygodnie ze szczegółową rozpiską co i jak podlewac, 2 osoby z 2 konewkami w ręku robią dokładnie 10 kursów- a więc 40 konewek idzie na raz;/ - nie udało mi się zakonczyć sezonu tak, zeby nicnie zgniło/nie zasuszyło się
3. nie umiem, nie mam ręki do kwiatów
Powoli zmieniam zdanie, z tym ograniczeniem- że tylko mocno zielone, estetyczne rośliny toleruję. Zadnych kwitnących/paprotek i innych wynalazków.
W obecnym domu mam 3. Planuję zakup jeszcze jednego i mam zamiar na tym zakończyć 8)
Nie lubię wnętrz przeładowanych roślinami. Sama mam tylko zamioculcasa, którzy nie lubi być za często podlewany i przesadzany i pewnie tylko dzięki temu jeszcze się trzyma 8) Inne rośliny nie pasują mi do wnętrz i tyle. Aha, mąż ma u siebie w gabinecie fikusa barrocco (? taki z "pokręconymi" listkami ;) jeszcze z poprzedniego mieszkania, który już wiele z nami przeżył- trzymamy go z sentymentu.
Odpowiedz
lol
Czyli nie jestem sama ;)
Jak dla mnie to z kwiatami jest za dużo zachodu. Nigdy nie pamiętałam, żeby je podlewać a przesadzanie ich to już w ogóle abstrakcja
No i tez uważam, że mi do mieszkania nie pasują.
Mam jednego dużego kaktusa (jeszcze z panieńskiego pokoju ;) ), który stoi sobie w ganku. Podlewam go jak mi się przypomni i o dziwo ciągle żyje ;)
Dopisuję się.
- Nie potrafię o toto dbać. Nigdy nie wiem ile trzeba którego podlewać, nie wspomnę o nawożeniu czy czymś tam. Zresztą nawet o podlewaniu zapominam notorycznie ;)
- "W moim rodzinnym domu kwiaty doniczkowe zajmowały każdą wolną powierzchnię i były OGROMNE" ;)
- Kot mi zrzuca wszelkie możliwe doniczki, obgryza wszystko co rośnie, rozsypuje ziemię i więcej sprzątania mam niż pożytku z tych kwiatków.
Hihi, mam podobnie. W domu posiadam trzy kaktusy w doniczkach. Nic innego nie urośnie, wszystko inne zdycha mi błyskawicznie, bo nie pamiętam o podlewaniu. Kiedyś miałam zamiar na balkonie coś sadzić, ale się okazało, że na balkonie też mi zdycha, bo też zapominam i się ogólnie nie znam. lol
A kaktusy jakoś żyją i nawet nie wyglądają źle. ;)
1. Nie mam ręki do kwiatów, wszystko co trzeba podlewać, to zdycha po tygodniu. Kaktusy się ususzyły.
2. Kwiaty u mnie raczej nie pasują i nie mam ich gdzie postawić. A postawić, żeby stały to bez sensu.
3. Wszystko, co ktoś ewentualnie mi w doniczce przyniesie unicestwia kot. I Maks zaraz za nim ;)
Podobne tematy