• Keito odsłony: 2203

    Huragan Ulcia :)

    Wreszcie mam chwilę, aby opisać swój poród :)

    2.03

    Od rana boli mnie brzuch, trochę mocniej niż na miesiączkę, i częściej twardnieje. Mam straszny rozstrój żołądka (dzięki temu sama się oczyściłam). Da się przeżyć. Rezygnujemy z imprezy rodzinnej, bo jakoś nie uśmiecha mi się jechać ok. 30 km poza Warszawę. Mąż na uczelni, cały czas wysyła mi smsy jak się czuję :D Poza tym, mąż każe mi czekać z porodem jak wróci ok. 17 lol Wrócił do domu, ja nadal się kiepsko czuję, ale nawet jeszcze nie myślę, że to już. Dopiero akcja zaczyna się rozkręcać wieczorem, około 23 zaczynają się takie skurcze-nie skurcze (znowu twardnieje mi brzuch, tylko częściej), ale trudno mi jest określić czy to są już TE skurcze. Natomiast, jak zaczynamy liczyć, to już się pojawiają tak co 10 minut. Kładziemy się spać, ja wstaję, bo nadal mam te skurcze, idę do wanny i tam siedzę chyba z 20 minut. Wracam do łóżka, ale nie mogę zasnąć, jest około godziny 1 nad ranem, dzwonię do koleżanki lekarki, skurcze mam już co 5 minut, ale nadal mi się wydaje, że te skurcze to są takie lajtowe lol (spodziewałam się czegoś gorszego...potem będę żałować tego sformułowania ;) ) Koleżanka mówi, że sama nie wie, czy jest sens jechać do szpitala (chociaż w trakcie rozmowy mam regularne skurcze), dzwoni na Karową do znajomej i po konsultacji jest decyzja JEDZIEMY :o Dzwonię do taty i proszę, żeby przyszedł, bo chcemy jechać do szpitala, w trakcie ubieram się, dopakowuję walizkę i czekamy. Około 2 nad ranem wyjeżdżamy od nas i jedziemy na Karową, wieje jak cholera, na szczęście nie pada. Dojeżdżamy na Karową około 2:40, wchodzimy na IP, melduję się, pani pielęgniarka jakoś tak na mnie patrzy, jakby chciała powiedzieć, co Pani tutaj robi (ale dwóch facetów za mną robi wrażenie ;) ) Papierkologia, zabiera mnie na badanie, diagnoza - rozwarcie na 3 cm, podłącza mnie do KTG i tak sobie leżę, chyba z pół godziny. W trakcie wypytuje mnie dlaczego Karowa itd. (mówię, że to mój wybór, poza tym koleżanka dzwoniła i rozmawiała z lekarką na oddziale, że mają mnie przyjąć), po pół godzinie znowu badanie nadal rozwarcie na 3 cm, ale lekarka (zresztą bardzo sympatyczna) mówi mi, że jestem książkowym przykładem fizjologicznego porodu, ale niestety nie mogą mnie przyjąć, bo właśnie ostatnie miejsce zajęła kobieta w 33 tc, która rodzi. Zadzwoniła na Żelazną, aby zapytać się o miejsce i zarezerwowała nam :D Tak więc po godzinie 4, z całą masą papierków, wyjeżdżamy na Żelazną.

    Pierwsze co widzę na drzwiach w św. Zofii to urocza karteczka, że od 26 lutego przyjęcia na oddział zostały wstrzymane :ghost: Ale nie tracę nadziei, wpuszcza nas pielęgniarka, i znowu od początku, że jesteśmy z Karowej, lekarka dzwoniła wcześniej i rezerwowała miejsce, mamy wypis itd. Znowu papierkologia, trwa to około godziny, chcemy jedynkę (płatną), ale okazuje się, że jedyne miejsce jest w dwójce. Mówimy trudno i tak już o 5, jesteśmy zameldowani w sali Orzechowej :)

    Przebieram się, mąż bardzo dzielnie wszystko znajduje w walizce. I tak sobie leżymy, w trakcie mam skurcze, coraz bardziej bolesne i coraz częstsze. Przychodzi pielęgniarka, dostaję wenflon i kroplówę. Straciłam już poczucie czasu, ale gdy skurcze są bardziej bolesne, ja dostaję świra. Nie wiedziałam, że tak to może boleć, ale to jeszcze nic ;) Okazuje się, że po jakiejś godzinie, mam już 6-7 cm rozwarcia i położna pyta się mnie czy chcę znieczulenie. Mąż od razu odmawia, po czym reflektuje się, że to chyba ja powinnam zadecydować lol (chociaż od początku była decyzja na bez znieczulenia). I tak sobie dalej leżę na boku, bo chodzenie to masakra, aż wreszcie zaczynają się takie skurczybyki, że aż widzę przerażenie w oczach męża. Położna przychodzi i proponuje wannę, tam spędzam chyba pół godziny jak nie więcej, przynosi mi to wielką ulgę :D W między czasie, przychodzi lekarz i wypytuje mnie o różne rzeczy związane z ciążą (przypominam, że mam już takie bóle, że drę się w niebogłosy :) ), a lekarz jakby nic pyta się mnie kiedy pierwsza miesiączka, czy bolesna itd Normalnie cyrk lol :o Mój mąż zdał kolejny egzamin, na większość pytań od odpowiada :) Potem przychodzi pielęgniarka i delikatnie mi sugeruje, że takie darcie się to ani mnie ani dziecku nie pomaga (ale ja nie mogę się nie drzeć :( ) W wannie odchodzi mi czop, aż wreszcie czuję, jak główka napiera na krocze - i TO jest ból masakryczny. Przechodzę na łóżko i zaczynam przeć, NARESZCIE mogę :), ale to też cholera boli (zastanawiam się jak się zmyć ze szpitala, aby nie przechodzić porodu ;) ). Najpierw prę w pozycji na boku z podniesioną nogą i opartą o położną. Potem próbuję w kuckach, mąż dzielnie mnie podpiera, potem na czworakach, ale najlepiej czuję się leżąc na boku. Mąż co skurcz mnie przytula i mówi, że wszystko będzie dobrze, że jestem dzielna :D Czuję jak położna przebija pęcherz płodowy i czuję ciepło rozlewające się i ulgę (mąż twierdzi, że to był potop). Położna między skurczami nawilża mi krocze olejkiem jakimś (pachnie miętowo-eukaliptusowo) i cały czas mi rozciąga. Prę, prę i nie mogę wyprzeć Ulki, bo się okazuje, że źle prę. Zamiast całą siłę i energię skupić na brzuchu, to ja w klatę i się odginam. Gdy tak tracę chyba z pół godziny, to jak zaczynam przeć dobrze, to idzie nawet nieźle. Ale mam wrażenie, że mnie po prostu rozsadzi od wewnątrz i mam takie myśli, że po prostu nie dam rady :( Położna znowu bardzo wspierająca, tłumaczy, że dam radę i muszę tylko chwilę jeszcze. Aż wreszcie nadchodzi ten upragniony moment, spinam się i wypieram główkę na zewnątrz...Co za ulga, kolejne parcie i już Ulcia jest z nami. Jest 8:20 :love: Położna kładzie mi ją na brzuch, jest taka cieplutka, malutka i w ogóle wyczekana i upragniona :D Zaczynam płakać, mój mąż też. Czekaliśmy na ten moment ponad 1,5 roku, jesteśmy wreszcie rodzicami, rodziną :D Zaczynamy nowy rozdział w życiu. Jeszcze przez dwie godziny Ulcia jest z nami, w między czasie położna i lekarz oglądają łożysko (taka wielka, czarno-czerwona masa), niestety trochę zostaje tam, więc muszą wyciągać taką pęsetą. Położna mnie zszywa (mimo, że krocze nie było nacinane), ale trochę tam popękało. Ulcia jest przystawiona do piersi, zaczyna ssać :love: Mąż szaleje z aparatem i dzwoni do wszystkich naszych znajomych i rodziny :D

    Potem zabierają Ulcię na badania, mąż jedzie z nią, a ja się kąpię, przebieram i rzucam się na śniadanie lol Bo jestem piekielnie głodna. Wreszcie przyjeżdżają, Ula waży 3050g i ma 53 cm :), przenoszą nas na 2 piętro, gdzie przez kolejne 4 godziny będziemy leżeć na korytarzu, bo nie ma miejsc w salach. Mała nic tylko śpi, jest taka malutka i prześliczna :love: I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda :love: :lizak:

    Odpowiedzi (28)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-05-22, 10:42:26
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
okcia81 2010-05-22 o godz. 10:42
0

gratulacje! fajny opis!
wczoraj minęły 3 m-ce od mojego porodu, chciałabym go opisać ale mam jeszcze jakąś traumę :(

Odpowiedz
Gość 2010-05-21 o godz. 02:47
0

Serdeczne gratulacje Keito!!!

Keito napisał(a):Ula waży 3050g i ma 53 cm :)
jak moja Marysia - identyko :D

Odpowiedz
algaj 2010-05-21 o godz. 02:05
0

Przepiękny opis :)
Gratuluję serdecznie

Odpowiedz
Gość 2010-05-20 o godz. 00:27
0

Keito wzruszający opis :D Brawo dla mamy

Coś czuję, że męża wyczuczę informacji z mojego życia zdrowotnego od małego dziecka.

Odpowiedz
panna Kachna 2010-05-20 o godz. 00:16
0

Pieknie sie czytało :)

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-05-19 o godz. 23:39
0

Keito piękny, wzruszający opis...

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 23:13
0

Keito, wruszajacy opis.
Gratuluje corci i tak dzielnego meza, bo o tobie nawet nie wspomne ze poradzilas sobie swietnie!

Odpowiedz
buniuta 2010-05-19 o godz. 23:12
0

No.. to się spłakałam....
Gratulacje!

Odpowiedz
Keito 2010-05-19 o godz. 22:38
0

Dzięki za miłe słowa :) Ja już zapomniałam jaki to ból, mam tylko wspomnienie, że cholernie bolało ;) 8)

Pisząc relację sama się wzruszyłam, bo przypomniałam sobie te chwile (i pewnie Wy też wspominałyście swoje porody), mimo, że ta mała terrorystka nie chce zasypiać i potrzebuje stałej uwagi lol

Muszę napisać, że jest to jednak niesamowite uczucie i jest to prawda, że zapomina się o bólu, gdy widzi się tą małą istotkę :love:

Odpowiedz
patunieczka 2010-05-19 o godz. 21:41
0

oczy mi spotniały jakoś tak...
Kurcze, parę miesięcy, a ja zapomniałam, że był jakiś ból, wysiłek - dopiero ten opis mi je przypomniał - i jakoś tak miło je wspominam teraz lol

Odpowiedz
Reklama
Gość 2010-05-19 o godz. 21:13
0

Keito opis cudny - gratulacje dla Ciebie, męża i córeczki :)

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 20:27
0

Fantastyczny opis. Czytałam z zapartym tchem. Gratulacje :)

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 20:19
0

wzruszyłam się
cudny opis - gratulacje

Odpowiedz
kasiacleo 2010-05-19 o godz. 19:30
0

Cudny opis, aż mi łzy wzruszenia kapały z oczu :) byłaś bardzo dzielna :) Gratuluję dzieciątka :)

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 12:19
0

m. napisał(a):przeczytałam relację (wbrew temu co sugerujesz Rolling Eyes
trochę Cię nie rozumiem. Nie sugerowałam - myślałam, że nie doczytałaś fragmentu o powodzie zmiany szpitala. A to przecież tutaj, a nie w tamtym wątku Keito o tym napisała

Odpowiedz
Moniqueee 2010-05-19 o godz. 12:18
0

Też się wzruszyłam
Gratuluję!!!

Odpowiedz
m. 2010-05-19 o godz. 12:02
0

Martusia napisał(a):m. napisał(a):A ja się zastanawiałam czemu w końcu rodziłaś na Żelaznej, a nie na Karowej jak planowałaś...

chyba dlatego:

Keito napisał(a):ale lekarka (zresztą bardzo sympatyczna) mówi mi, że jestem książkowym przykładem fizjologicznego porodu, ale niestety nie mogą mnie przyjąć, bo właśnie ostatnie miejsce zajęła kobieta w 33 tc, która rodzi.
Martusiu, przeczytałam relację (wbrew temu co sugerujesz ), a moje zdanie nawiązywało do postu http://forum.styl.fm/s2/viewtopic.php?t=64320

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 11:31
0

m. napisał(a):A ja się zastanawiałam czemu w końcu rodziłaś na Żelaznej, a nie na Karowej jak planowałaś...

chyba dlatego:

Keito napisał(a):ale lekarka (zresztą bardzo sympatyczna) mówi mi, że jestem książkowym przykładem fizjologicznego porodu, ale niestety nie mogą mnie przyjąć, bo właśnie ostatnie miejsce zajęła kobieta w 33 tc, która rodzi.
Keito, ale byłaś dzielna :)
Wzruszający opis. Serdecznie gratuluję!
Ps. Też rodziłam w Orzechowej ;)

Odpowiedz
m. 2010-05-19 o godz. 11:21
0

A ja się zastanawiałam czemu w końcu rodziłaś na Żelaznej, a nie na Karowej jak planowałaś...

Poród pełen przygód ;) Gratulauję córci i zaparcia w niebraniu znieczulenia ;)

Odpowiedz
bestia_23 2010-05-19 o godz. 11:16
0

Gratulacje! Aż mi się łzy zakręciły w oczach ze wzruszenia.

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 11:15
0

Piękna relacja...bardzo wzruszająca. Ogromne gratulacje :stokrotka:

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 11:00
0

Czytałam z zapartym tchem lol

Keito - gratulacje prosto z serducha :usciski: Niech Wam Ulcia rośnie na potęgę :D

Odpowiedz
m_aw 2010-05-19 o godz. 10:24
0

Keito piękna relacja! Jeszcze raz gratuluję i Tobie i mężowi!

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 10:23
0

Super opis. Wzruszyłam się 8)

I jeszcze raz: serdeczne gratulacje :D

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 10:23
0

sliczny opis, bardzo realistyczny, ale tez romantyczny, ze nawet mialabym ochote na porod naturalny, bo musi to byc niesamowite przezycie samemu wypchnac dziecko na swiat. jednak wiem, ze nie dla mnie 8)

gratuluje coreczki, sprawnego porodu i wszystkiego dobrego :)

Odpowiedz
Gość 2010-05-19 o godz. 10:22
0

Ja też się wzruszyłam :D
(tylko nie wiem czy przez Twój opis, czy wspomnienie mojego porodu ;) )

Gratuluje córeczki :D

Odpowiedz
mako.mako 2010-05-19 o godz. 10:17
0

Keito ja też się poryczałam

Gratuluję i podziwiam za poród na żywca ;)

Odpowiedz
karolina_27 2010-05-19 o godz. 10:09
0

Keito, coś pięknego. Aż się pobeczałam Zgadzam się, że tego bólu nie da się opisać. Coś przerażającego, ale jak kładą Maleństwo na brzuchu, to to wynagradza każdy ból.

Jesteśmy Mamami, myślę, że to coś pięknego :stokrotka: Cudowne uczucie, gdy to Maleństwo, które 9 miesięcy siedziało w brzuszku, patrzy wielkimi oczami na ciebie, a Ty czytasz w nich miłość, oddanie, zaufanie i poczucie bezpieczeństwa :)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie