• Kerala odsłony: 9188

    Kocham PiS, kocham polską emigrację i pana sławka też kocham

    Nigdy, ale to nigdy więcej nie będę budowac domu systemem gospodarczym. Precz z zasadą, że pańskie oko konia tuczy.
    Mój wałach tak się upasł na mojej pobłażliwości i łasce, że niedlugo go rozedmie, czego mu serdecznie życzę.
    A wszystko to dzieki panu Sławkowi, szerzej: kochanemu rzadowi, szerzej: otwarciu granic na Zachód, co w połączeniu z jakże komfortową sytuacją gospodarczą mojego ukochanego kraju spowodowało, ze zasadniczo to ja jestem robolem Sławka i muszę dupą przed nim ziemię zamiatać.

    Gdyż albowiem Sławomir wyświadcza mi łaskę, że jeszcze w Polszcze siedzi i nie wywiało go do Irlandii. Jeszcze większą łaską jest, że robi na budowie u mnie. Choć nie przesadzajmy tak z tą ostatnią łaską: ostatecznie oprócz mnie Sławek ma jeszcze piętnaście innych budów i możemy mu naskoczyć.
    Powiedział, że będzie o piętnastej? I co z tego?
    Ma być za tydzień? Może będzie a może nie będzie.
    Spokojna głowa, klient poczeka. Porządek w szeregu musi być.

    Dziś na ten przykład zwolniłam się z pracy. Od jutra mam -nie ujmę tego inaczej- regularny zapierdol. Tymczasem nie kupiliśmy jeszcze gresu i glazury do jednej z łazienek, a w tym tygodniu wchodzi glazurnik. Chciałam to dziś dopiąć, bo to ostatni dzień.
    Godzina 09.00 rano. Jedziemy w kierunku Leroy Merlin. Według planu potem mamy podjechac do castoramy, OBI, Praktikera a potem na Bartycką.
    O godzinie 09.00 dzwoni telefon. To drogi naszym sercom Sławomir. Sławomir oświadcza, ze dziś o trzynastej zamierza się z nami spotkać. Mój mąż pokornie się zgadza. Ja dostaję wkurwu, bo to oznacza, że nasze plany biorą w łeb.
    Jest mi spokojnie tłumaczone, że mam złą optykę sytuacji, gdyż wszyscy budowlańcy wyjechali na Zachód itp. itd. oraz że kwestie ogrodzenia, uprzątnięcia placu i dokończenia prac w środku budynku są absolutnie priorytetowe i wszystkie wiążą się ze Sławomirem (tu nadmienię, że jeszcze dziś rano absolutnie priorytetowymi kwestiami były gresy i glazury).
    To oznacza, że Sławek ma pierwszeństwo przed wszystkimi i wszystkim, w szczególności naszymi planami na ten dzień.
    Opcja pt. "panie sławku, umówmy się na inny termin" w ogóle nie została wzięta pod uwagę, premierowi wszak się nie odmawia.

    Ok, starcza nam czasu tylko na Leroy'a i OBI, wracamy do domu i mąż wybywa na spotkanie ze Wszechpotężnym.
    W tzw. międzyczasie wkurw mi stygnie i stwierdzam, że w sumie do 14.00 będzie po spotkaniu, wiec jeszcze zdązymy podjechac na Bartycką i załatwić sprawę, a potem odebrać Młodego. Dzwonię do męża z intencją pojednania. Jest 14.10.
    Chyba nie muszę mówić, że Sławek nie przyjechał?
    A co się, kurwa, będzie spieszył?! Ma w tym w końcu jakiś interes czy jak? To jego broszka?
    Skądże.
    Tu dodam, że wiszę mu kasę za tynki zewnętrzne i w moim prostym umysle oznacza to, że to chyba Sławek ma do mnie jeszcze jakiś biznes, a nie odwrotnie, prawda? Okazuje się jednak, że wcale niekoniecznie.
    Zasadniczą rozmowę przeprowadza ze mną mąż wspierany przez moją matkę i dowiaduję się od nich, że absolutnie nie mam racji.
    Bo Sławek robi mi uprzejmość (m.in. polegającą na tym, że naprawi to, co wczesniej jego ekipa spierdoliła wewnątrz budynku. Że posprząta potłuczoną dachówkę i cegły, z których chłopcy zrobili parę barykad na ogródku. Że łaskawie odbierze należność za tynki zewnętrzne. Przy okazji tego ostatniego dowiaduję się, że to mój biznes, aby rozliczyć się ze Sławkiem, a nie odwrotnie).
    Bo - koronne- nie jestesmy żadnymi klientami dla Sławka. Sławek będzie wielki deweloper. Persona. Sprawiedliwy wśród narodów świata, który zostal w Polsce, więc bimy mu allaszki.
    Kurwa, w piatej minucie tej rozmowy nie wierzę w to, co słyszę.

    14. 30. Oczywiście Sławka nadal nie ma. Mąż i matka grzecznie czekają, aż jaśnie pan przybędzie. Ja siedzę jak ta lufa w domu.
    Jest pięknie.
    Jak znam życie- a znam- Sławomir w ogóle się nie pojawi. Wolno mu. Mnie nadal nie będzie wolno rzucić żadnego joba pod jego adresem, bo to przecież święta krowa. Jego niesłowność, niepunktualność, niestawianie się ZAWSZE są wytłumaczalne okolicznościami wyższymi i obiektywnymi.

    Nie mogę zmienić Sławka na innego Mirka, bo szczyt sezonu i ci, którzy jeszcze z tego kraju nie uciekli, dawno są porezerwowani. Poza tym nie odpuszczę mu syfu wokół budynku i błędów w środku.
    Jednym słowem kocham poniedziałki :D.
    I swoją rodzinę również :D.

    kerala

    Odpowiedzi (158)
    Ostatnia odpowiedź: 2011-05-13, 06:19:51
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2011-05-13 o godz. 06:19
0

i co dalej? :cisza:

Odpowiedz
Gość 2011-05-12 o godz. 17:50
0

DobraC napisał(a):

Kerala napisał(a): Zdjęć jednak nie będzie ;)


co znaczy nie bedzie :cisza: po tych naszych mordegach z tlumieniem smiechu w miejscu pracy podczas czytania tego watku? po kompromitacjach z rozmazanym od lez tuszem? po czyszczeniu oplutych monitorow? ZDJEC NIE BEDZIE????

:foch:


Myśle ze to zaowalowane zaproszenie na parapetówę coby na własne oczy zobaczyc chalupę i skosztowac owych reklamowanych przez K2 słynnych już zakomleksionych zrazów . ^^D

Odpowiedz
DobraC 2011-05-12 o godz. 09:21
0

Kerala jakze sie ciesze ze wyciagnelam watek i dowiedzialam sie ze masz labradorke :D
Ja pewnie przezylabym podobna przygode z podloga, "na szczescie" przetestowalam efekt gustownie odbitych pazurow na arcy mega dokladnie z super duper lakierem pokrytych schodach moich rodzicieli do dzis co wchodze u nich na pietro to w cichosci ducha im dziekuje.. w cichosci bo nie chce przypominac im tematu ;)

a teraz mamy wszedzie teraktote. co nie zmienia faktu ze nie przewidzielismy iz pies wystawac bedzie pod lazienka, gdy ktores z wlascicieli tam przesiaduje ;/ . kupilismy zbyt malo odporna i efekt jest taki ze nasza wytrwala psica starla kolor... ^^D


Kerala napisał(a): Zdjęć jednak nie będzie ;)


co znaczy nie bedzie :cisza: po tych naszych mordegach z tlumieniem smiechu w miejscu pracy podczas czytania tego watku? po kompromitacjach z rozmazanym od lez tuszem? po czyszczeniu oplutych monitorow? ZDJEC NIE BEDZIE????

:foch:

:)

choc ta flore.. NA wannie... jak juz sie dokona (w co nie watpie ;) )

Odpowiedz
Gość 2011-04-19 o godz. 17:17
0

Kerala a wydać te wszystkie rady w formie pisanej - możliwej do kupienia w mojej księgarni za rogiem?
Dawno czegoś tak dobrego nie czytałam - żałuję ze dopiero teraz :D

Odpowiedz
Kerala 2011-04-19 o godz. 08:38
0

"kuchnia" odnosiło się do kuchenki. W sensie taka maszyna, na ktorej stawiacie garnek z jajkiem i wodą, włączacie pstryczek i- o cudzie!- ono się Wam robi na twardo lub na miękko ;)
Półprofesjonalna dlatego, bo z inoxu, na wysokich nogach, z sześcioma palnikami głębokimi, dwoma piekarnikami i do tego metrowej szerokosci. Poza tym nazywała się jeszcze "półprofesjonalna" ;)

Stanęło na Statcie. Jestem zadowolona. Zdjęć jednak nie będzie ;)

kerala

Odpowiedz
Reklama
Gość 2011-04-19 o godz. 08:21
0

Madeleine napisał(a):ladybird7 napisał(a):A co to jest kuchnia polprofesjonalna No właśnie? I na czym w końcu stanęło - stat czy fagerland?
I foty!!!
:cisza: :cisza:

Odpowiedz
Gość 2011-04-19 o godz. 08:17
0

ladybird7 napisał(a):A co to jest kuchnia polprofesjonalna No właśnie? I na czym w końcu stanęło - stat czy fagerland?

Odpowiedz
ladybird7 2011-04-19 o godz. 08:13
0

A co to jest kuchnia polprofesjonalna

Odpowiedz
Kerala 2011-04-18 o godz. 19:06
0

dopiero teraz zobaczyłam, że Dobra wyciągnęła ten wątek ;)

soł, mieszkam od pól roku, flory na wannie nie mam (znaczy sie teoretycznie mam mieć, ale jak wiadomo: czego się nie zrobi od razu tego się nie zrobi nigdy), flory w wannie nie mam tym bardziej jako idealna pani domu :D

mogę się za to podzielić paroma patentami:

1. patent na designerską, postarzana podłogę drewnianą:

a) zakupić deski dębowe długie, surowe
b) wybrać pieczołowicie preparat do koloryzacji i konserwacji drewna zawracając dupę wszystkim sprzedawcom z Castoramy. Ponieważ paleta 18 kolorów jest zbyt uboga- zmieszać dwa rózne kolory wosku, aby uzyskać unikalny kolor dziewiętnasty (podobny toczka w toczkę do siódmego, ale jednak ileż przy tym satysfakcji i inwencji)
c) nakładać wosk dwa razy, bo za pierwszym pan jacek źle wyszlifował podłogę
d) robić awantury wszystkim, którzy wlezą na to arcydzieło sztuki użytkowej w: butach, kapciach ze zbyt szorstką podeszwą, rozsypią okruchy, rozsypią popiół z papierosa, wyleją wodę

po czym

e) kupić psa, konkretnie sukę, marki labrador retriever, która w ciągu miesiąca doprowadzi podłogę do stanu, jaki możemy zaobserwować w filmie Konopielka, z tym że tam chodziło o klepisko i to nie jest pomyłka.
Albowiem zasadniczo klepisko i podłoga z desek użytkowana przez labradora niczym się wizualnie nie różnią. Właściwie jedyna różnica polega na tym, że na klepisku można dostrzec źdźbła slomy z siennika Kaziuka, zas u nas warstwę wierzchnią dizajnerskiej podłogi z desek tworzy wyściółka z białych kłaków i resztek kapci.

efekt: dawno niewidziana znajoma zakrzyknęła w nabożnym zdumieniu "Boże, Kerala, jak Ty uzyskałaś taki efekt pięćdziesięcioletniej podłogi, skoro mieszkasz pare miesięcy?! Taką samą miala moja babcia, chłopka z Rzeszowszczyzny!"

w sensie, że to komplement miał być. Chyba. Aha, babka chłopka tez miała klepisko, jak moje późniejsze śledztwo wykazało. Tak więc może to nie był komplement.

Mam też fajny patent na instalację wypasionych okapów kuchennych:
a) zakupic wypasione okapy kuchenne
b) postawić je w garażu i o nich zapomnieć, gdzie stoją do dziś dnia

Ostatnim patentem jest zakup równie wypasionej kuchni pólprofesjonalnej:
a) przez pól roku szukać wypasionej kuchni półprofesjonalnej
b) znaleźć wypasioną kuchnię półprofesjonalną, co ma miejsce w grudniu ubiegłego roku
c) zamówić
d) w styczniu wykonac monitujacy telefon do sklepu i uzyskać informację, że kuchnia będzie za dwa tygodnie
e) w lutym wykonać kolejny telefon monitujacy i dowiedziec się, że kuchnia będzie za miesiac
f) zapomnieć o sprawie, bo ileż mozna do kurwy nędzy czekać

g) w kwietniu odebrać telefon ze sklepu, czy nadal jest się zainteresowanym kuchnią półprofesjonalną, bo oni nie wiedzą, czy realizować zamówienie z grudnia. Powiedziec, że tak, nadal jest sie zainteresowanym i uzyskać zapewnienie, że kuchnia będzie za tydzień

h) w maju zadzwonić do sklepu i zapytać sie, czy kuchnia jedzie do Warszawy z Kamczatki przez Fernando Po, co w pewien sposób wyjasniałoby jej długą podróż? Otrzymac odpowiedź, że nie, nie jedzie, co więcej: zasadniczo jeszcze nie została wyprodukowana przez producenta. Co oczywiście nie przeszkodziło sklepowi skasować zadatku jeszcze w grudniu. Jesli jednak jestem wciąż zainteresowana to oni mi ją zamówią i przywiozą w czerwcu. Czy podtrzymuję zamówienie? Tak, podtrzymuję zamówienie

i) w połowie lipca otrzymac telefon od nowego pracownika, ze ma w systemie prawdopobnie jakiś błąd, bo widnieje tam zamówienie na kuchnię półprofesjonalną jeszcze z grudnia, które ma status niezrealizowanego i czy ja bym mogła ewentualnie to wyjaśnić?
Tak, proszę bardzo, już wyjasniam: oddawajcie mi mój zadatek, palanty niemyte w ząbek czesane.
Pan pracownik się obraża i mówi, żebym nie zwracała się do niego niegrzecznie, bo to nie jego wina, że kuchnia od grudnia nawet nie weszła na taśmę produkcyjną, on mnie o tym tylko informuje. Jeśli jednak sobie życzę to on zadzwoni do producenta i powie, żeby wyprodukował mi tę kuchnię, bo dewizą jego sklepu jest otwartość wobec klienta i jego zyczeń.
Mówię panu, że gówno mnie to obchodzi i żegnam chłodno.

j) we wnęce, w której miała stanąć kuchnia półprofesjonalna ustawić sobie kosz z suszonymi trawami i papryczkami chilli, ktory się b. ładnie prezentuje.

kerala

Odpowiedz
DobraC 2011-04-06 o godz. 07:04
0

Kerala - co slychac na placu boju? pewnie juz od dawna mieszkasz i znasz wszystkie plusy i minusy swojego domu...

podziel sie fotkami, przemysleniami :) mnie osobiscie ta wanna z flora interesuje ;)

Odpowiedz
Reklama
Kerala 2010-07-13 o godz. 12:47
0

Kiniak napisał(a):Kerala,
czasem się zastanawiam, czy ty naprawdę istniejesz? 8)
Przyznaj się, jesteś wyjątkowo dobrze zrobionym bootem, co?
Nigdy nie ukrywałam, że jestem tylko wirtualną asystentką.
Spróbuj mi zadać krótsze pytanie.

Ładnie?
Tak wczoraj powiedziała do mnie pani Ania z Ikeowskiej zakladki "spytaj anię". Może jestem łatwowierna, ale naprawdę sądziłam, że to coś w rodzaju skype'a będzie. A to była Ania.
Zapytalam się Ani, jak do cholery mam się zalogować na serwer Ikei, gdzie zapisalam projekt swojej kuchni zrobiony w niedzielę. Niestety Ania nie znała odpowiedzi.
Tako i ja, Kiniaku, odpowiedzi na Twoje pytanie nie znam, ale pewne widzialne przesłanki każą mi przypuszczać, że jednakowoż istnieję.
W każdym razie nie wiem, jak mam się dostać do tego projektu.
Kto projektował sobie kuchnię przez IkeaHomePlanner? Jak to się robi?
Proszę o prosty instruktaż wchodzenia w zapisane projekty.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-07-13 o godz. 11:42
0

Kiniak napisał(a):Kerala,
czasem się zastanawiam, czy ty naprawdę istniejesz? 8)
Przyznaj się, jesteś wyjątkowo dobrze zrobionym bootem, co?
co Ty! Debug nie potrafiłby tak kwieciscie pieprzyć trzy po trzy. Nawet Dobson az tak nie potrafi 8)

Odpowiedz
Gość 2010-07-13 o godz. 09:36
0

Kerala,
czasem się zastanawiam, czy ty naprawdę istniejesz? 8)
Przyznaj się, jesteś wyjątkowo dobrze zrobionym bootem, co?

Odpowiedz
focia 2010-07-13 o godz. 08:19
0

No dobra, nie wzięłam pod uwagę potrzebnego Ci w studio sprzetu, ani zresztą studia w ogóle :)

Ale i tak wydaje mi się, że za takie pieniądze spokojnie można poszaleć - aczkolwiek z góry uprzedzam, że bez oranżerii :P

Odpowiedz
Gość 2010-07-12 o godz. 04:11
0

ech, Kerala, normalnie współczuję panów architektów. Ale bądź twarda. Nie daj się mężowi, nie daj się architektowi, idź za głosem serca i podmuchem wrednej jędzy w sobie.

I wtedy będize dobrze. ;)

Odpowiedz
Kerala 2010-07-11 o godz. 20:01
0

Kinia napisał(a):Kerala, tak się nie robi :chlip: babska ciekawość mi teraz usnąć nie da?

kamery telewizyjne ? ulala ... będę wiernym widzem lol
no nie będziesz, bo to był pomysł z cyklu "oranżeria" i "dizajnerski rozbierak do mięsa". Wprawdzie nie wiadomo, po cholerę oranżeria, wysięgniki i rozbierak do mięsa, ale wygląda ekstra (i każdy amerykański szef kuchni to ma- to był główny argument tak w ogóle).

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-07-11 o godz. 15:57
0

Kerala, tak się nie robi :chlip: babska ciekawość mi teraz usnąć nie da?

kamery telewizyjne ? ulala ... będę wiernym widzem lol

Odpowiedz
Kerala 2010-07-10 o godz. 21:14
0

Aguus napisał(a):Kerala,a co Ty budujesz? lol
Jak to czytalam to zastanawialam sie czy Ty jakiegos interesu nie otwierasz-jakas restauracja czy cos ;)
spuścmy na to kurtynę milczenia ;)

Markdottir, ależ mnie się wydawało, że na takich trafilam (no, poza wspólnym mieszkaniem 8) ). Na to wskazywały niekończące się rozmowy przy kawie i dopytywanie się o moje wizje. Na koniec odkryłam jeszcze, że wlepili mi najdroższe na rynku MDFy w studio. Nie ma to jak słuchać klienta.

Umówmy się jednak, że oranżeria rulez, nie? lol
Aha, w ramach anegdoty dodam jeszcze, że w projekcie była też propozycja zamontowania wysięgników pod kamery telewizyjne :mur:

kerala

Odpowiedz
Aguus 2010-07-10 o godz. 21:06
0

Kerala,a co Ty budujesz? lol
Jak to czytalam to zastanawialam sie czy Ty jakiegos interesu nie otwierasz-jakas restauracja czy cos ;)

Odpowiedz
Gość 2010-07-10 o godz. 20:25
0

O cholerka! :o

Bo panowie architekci, to kuchnie na zdjęciach oglądają, ale to Ty będziesz w niej gotować...

A gdzie podziali się architekci, o których czytam. Co to wczuwają się w psychikę klienta, przeprowadzają z nim długie rozmowy i chcą z każdej strony pozanć jego upodobania i przyzwyczajenia. Ba, nawet u niego zamieszkują, żeby lepiej dopasować wnętrze do potrzeb klienta...

A swoją drogą, mozna już się zapisywac na naukę gotowania u Ciebie. Chciałabym zobaczyc takie studio...

Odpowiedz
Gość 2010-07-10 o godz. 11:53
0

Jak już będziesz miała bilety to ja sie zapisuję na zwiedzanie tego cud-studia.

Mnie też na myśl Nigella przyszła ;)

Odpowiedz
Gość 2010-07-10 o godz. 09:59
0

Współczuję z całego serca jesli Ci to coś pomoże!

Jednocześnie zaczynam mocno się zastanawiać nad przekwalifikowaniem zawodowym.
Zapotrzebowanie zauwazyłam na nianki ( coby nie uciekały i do Egiptu latac chciały), na sprzątaczki i do wykończeniówki.

Odpowiedz
Gość 2010-07-10 o godz. 09:53
0

Kerala a szkolisz w gotowaniu? Jak Nigela?

Jak tak to ja sie juz zapisuje. :D

Odpowiedz
Gość 2010-07-10 o godz. 09:45
0

Tia, tak to już z tymi architektami jest - pomysły mają całkiem przyjemne, tylko szkoda że nie uwzględniają kieszeni klienta Moja szawgierka zdecydowała się na budowę domu (szczerze Jej współczuję) z wymarzonych 120 m2 najpierw zrobili Jej 170, a teraz 210. To dopiero początek, nawet nie chcę myśleć co będzie dalej

Kerala, w chałupie firmę szkoleniową otwierasz ? :o

Odpowiedz
Kerala 2010-07-10 o godz. 08:42
0

nie, jedna kuchnia ma 12m2 a druga 30m2.

Nie wiem, czy chce mi się to opisywac, waham się między chęcią płaczu a histerycznego śmiechu. Czuję się jakbym grała w jakiejś koszmarnej komedii.

Pisałam już wczesniej, że zdecydowałam się robić projekty kuchni przez architektów, a to z uwagi na studio, ktore musi mieć profesjonalnie rozprowadzone instalacje i żaden laik tego nie zrobi (o uprawnieniach nie mówiąc). Stąd taka decyzja, a skoro mieli mi już robić projekt studio, to zlecilam hurtem projekt kuchni, bo to się kalkulowało.
Nastały trzy okropne miesiące, podczas których stresowałam się przed każdym spotkaniem, bo zalożyłam okreslony budżet (max 25 tys na kuchnię i max 30 na studio) i podczas każdego spotkania musiałam tłumaczyć te założenia właściwie od początku.
Może dam przykłady błyskotliwej inwencji projektantów, żebyście sobie uświadomily, o czym w ogóle gadamy.

- propozycja pierwsza: zróbmy otwarty piec chlebowy w studio. Czyż nie wspaniale? Piec do pizzy i chleba, wygląda bardzo trendy. Kosztowałby jakieś dwadzieścia tysiaków, ale robi zajebiste wrażenie

- propozycja druga: wyłóżmy wszystkie blaty robocze (ach, drobiazg, zaledwie jakieś 15 m2) corianem. Licząc na oko kosztowałoby to jakieś 15 tysięcy, ale za to jak wygląda!

- propozycja trzecia: zainstalujmy profesjonalne płyty sześciopalnikowe z lawą, grillem, pierścieniami do woków. Kosztuje ok. 20 tysięcy/sztuka, ale naprawdę warto, bo wygląda super. Tłumaczyłam jakieś siedem razy, że nie przewiduję korzystania z woków. Moja działalnośc dotyczy czegoś kompletnie innego. Pan Architekt poczuł się dotknięty moim brakiem współpracy, bo w jego architektonicznej biblii ("kuchnie amerykańskich szefów kuchni") wszyscy mieli sześciopalnikowe płyty z palnikami do woków i dlaczego ja nie chcę mieć takiej?

- propozycja czwarta: wyposażmy obie kuchnie w sprzęt Miele i Smeg. Bosko. Nie wiem, czy nadmieniałam, że potrzebuję: trzech lodówek, pięciu piekarników, siedmiu płyt gazowych i dwóch zmywarek. Ktoś chce to przemnożyć?

- propozycja piąta, usiądźcie: dobudujmy oranżerię z przeszklonymi ścianami. Wyjasniam śmiałą ideę: otóż w przerwie między szkoleniami będziemy pić tam kawę z kawiarek Illy. Nawet nie dodaję, że nie przewiduję żadnej pieprzonej kawiarki Illy.

Żesz kurwać.
Stan na dziś jest taki:
Gres do studia wyniósł mnie więcej niż kafelki do wszystkich łazienek w domu, a mam trzy łazienki i generalnie na żadnej jakoś specjalnie nie oszczędzałam, acz może nie jest to poziom DADO Ceramica.
Moja wlasna kuchnia ma być zrobiona z dębu litego, ma mieć lite dębowe blaty oraz granit.

I powiem Wam coś z perspektywy Kerali bujającej się z tematem kuchni od pół roku: ja to pierdolę. Tak, pierdolę to.
Jak se pomyślę, że teraz mam znaleźć stolarza, któremu wytłumaczę nowatorskie zalożenia architektów; namierzę studio kamieniarskie do tego granitu; namierzę producenta AGD i poumawiam się z elektrykami, gazownikami i hydraulikami; namierzę firmę dystrybuującą farby do drewna (ach, nie wspomniałam: to nie mają być zwykle fronty dębowe, ale każdy z nich jest malowany i patynowany farbami absolutnie niszowymi i sprowadzanymi na zamowienie, bo architekci kochają oryginalność) oraz wytłumaczę stolarzowi, jak ma je pomalować, a to wszystko zestawię z bolesnym faktem, że TEJ zimy musze się wprowadzić...
to zaczynam emitować ciepłe, pozytywne uczucia w kierunku Placu Szwedzkiego 1, "IKEA- mieszkaj lepiej".
W niedzielę jedziemy z Szanownym Malżonkiem do Janek i zamawiamy ikeowską kuchnię, gdzie za 22 tysiaki będę mieć full wypas z AGD, blatami, uchwytami i wyposażeniem szuflad.

Piszę to poniekąd w celach dydaktycznych: przeczytajcie sobie i zakonotujcie, Dziewczęta, jak się kończy nadmierna przeginka w tematach wnętrzarskich.
Studio niestety trzeba będzie robić przez stolarza, ale założylam już, że będziemy je kończyć po przeprowadzce.
Idę zrobić sobie kawy, bo nerwy mam zszarpane. Myślę, że nie muszę tłumaczyć, dlaczego.

kerala

Odpowiedz
focia 2010-07-10 o godz. 08:02
0

Kerala, czy Twoje kuchnia ma 100 m2? Moja mama jakiś czas temu robiła remont i razem z AGD zapłaciła ok. 12 000 ... Więc podana przez Ciebie kwota jest jakimś curiozum... Może przez przypadek gdzieś zero dopisali?

Odpowiedz
Kerala 2010-07-09 o godz. 21:40
0

nie wierzę, ze to się skończy.
Siedze właśnie nad wyceną obu kuchni, którą dziś przesłali mi projektanci. Jest to owoc naszej trzymiesięcznej pracy nad projektami, której leitmotivem było "ma być jak najtaniej, bo nie wydolimy finansowo"

Kuchnia pierwsza: 47 tys pln bez blatów i bez AGD
Kuchnia druga czyli studio: 52 tys pln bez blatów, bez AGD i bez jezdnych szklanych drzwi, których są cztery skrzydła z nadrukami

błagam, niech ktoś powie, że to jest jakiś pieprzony koszmar, chujowy zły sen, ja chcę się obudzić.
Ja tego nie wytrzymam, niech mnie ktoś dobije.
Może być nawet PFRONem.

kerala

Odpowiedz
Alma_ 2010-07-05 o godz. 18:52
0

Widzę, że robi się coraz mniej zabawnie...
Szczerze współczuję, przed chwilą przechodziłam przez to samo, tyle że, dzięki bogu, w dużo mniejszej skali. Nie wolno mi było powiedzieć panu Adasiowi, że spierdolił kompletnie płytki w łazience, a w kuchni omsknęło mu się kilka centymetrów i kafle, zamiast chować się za blatem, zaczynają się tuż nad nim - nie mogłam tego zrobić, bo a nuż pan Adaś obraziłby się i wziął sobie innych, grzeczniejszych klientów na te dwa dni w tygodniu, które normalnie poświęcał nam

I teraz codziennie jak biorę prysznic wkurwiam się na te krzywe płytki, ale powinnam się przecież cieszyć, że już mieszkam...

Kerala, cierpliwości.
To się kiedyś MUSI skończyć.

Odpowiedz
Kerala 2010-07-03 o godz. 09:15
0

a bo jeszcze mi się przypomniało już w ad remie.

Tak z ciekawości: ile trwały Wasze budowy? Chodzi mi o czas "od fundamentów- do wprowadzki"? I jeszcze o czas samej wykończeniówki.
Muszę mieć jakiś punkt odniesienia, bo sama już nie wiem, co o tym sądzić- wizja świąt Bożego Narodzenia przy ognisku (w tle blaszak z pryczami i sławojka na zewnątrz) niepokojąco się urealnia.
Właściwie od czterech miesięcy tkwimy w punkcie wyjścia, który to stan przerywany jest co jakiś czas zrywami paniki pana Krzysia ("kierowniczko! Terakota do studia NA TYCH MIAST! Bo jutro ukladamy", "Kierowniczko, te deski do dużego pokoju BŁYS KA WICZ NIE, bo jutro ukladamy").
Efekt zrywów jest taki, że lecę z wywieszonym ozorem na Bartycką, kupuję terakotę i dechy po cenach zbójeckich (no bo kurwa czasu nie ma, czy tak?) po czym mija miesiąc, a terakota leży w paczkach, zaś deski zalegają w garażu.
Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że mój mąż jest kryptogejem.

Dowód pierwszy: codziennie od osiemnastej do dwudziestej sterczy na budowie. I ja nie wiem, co oni tam robią. Bogu dzięki, że z przyczyn biologicznych nie może być z tego dzieci, więc przynajmniej alimenty odpadną.

Dowód drugi: gdzieś dwa miesiace temu pojawiła się u mnie pierwsza nieśmiała mysl, że to jednak za wolno idzie. Stało się to w poniedziałek, w który zostałam przywleczona na budowę już o siódmej rano i zaalarmowana informacją, że będą kłaść terakotę w studio, a nie wiedzą jak.
Po przyjeździe zastalam dom zamknięty na cztery spusty.
Poczekałam dwie godziny i stało się jasne, że nikt nie zamierza tam w ogóle przybyc.
Wieczorem podzieliłam się irytacją z mężem i dowiedziałam się, że w ogóle nie mam racji, jestem głupia i nie znam się, bo widocznie "panowie" mieli inną robotę w innym miejscu :o
We wtorek pojechałam ponownie, bo jednak teraktota, rozumiecie... Dom zamknięty na głucho. Tym razem od razu zadzwoniłam do męża żądając podania numeru telefonu do szefa robotników (sprytny żuczek starannie przede mną chroni ten numer). Zostałam spławiona, a w promocji dorzucono mi "bo ty nie masz pojęcia, jaka to jest dobra ekipa".
Dobra? Zajebista powiedziałabym.
Do czwartku panom jakoś nie złożyło się stawić na budowie.
Oczywiście bez żadnego wyjaśnienia, usprawiedliwienia, bo na uja ekskjuzy- tak czy nie?
W czwartek doszło do spektakularnej awantury małżeńskiej, w której mój mąż osiągając wyżyny retoryki i erystyki ciskał się udowadniając mi, że jestem nieczułą suką, która nie rozumie, że pan Krzyś ma inne zobowiązania i że w ogole to złoto, a nie człowiek, i jakim ja, kurwa, prawem śmiem kwestionować jego uczciwość, solidność i punktualność?

Żadnym, Duperelku, żadnym.

Stanęło na tym, że na niczym się nie znam. Dla ilustracji przedstawiono mi dowód logiczny nr. 1: jeśli pan krzyś przyjechałby z chłopakami to robota na dzień dzisiejszy zajęłaby im maksimum dwa dni.
Odparłam, że ni uja nie widzę tu logiki. Logiczne jest coś wręcz odwrotnego: jeśli robota X potrwa dwa dni to te dwa dni i tak kiedyś będą musialy nastąpić, co za różnica czy nastąpią teraz czy w listopadzie? I że jesli dalej będzie się to tak ślimaczyć to się zwyczajnie nie wprowadzimy do tego zasranego domu.
Mój mąż zaprezentował stalową przyłbicę Ziobry: w ogóle po cholerę oni mieliby się stawiac, jak nie ma nic do roboty? To już lepiej niech w domu sobie posiedzą.
Odpowiedziałam: ach, w zasadzie drobiazgi: zrobienie parapetów, drugie malowanie na poddaszu, dokończenie łazienki, położenie paneli na poddaszu, zrobienie schodów, zrobienie stolarki, położenie desek, malowanie dołu, gipsowanie dołu, zrobienie ogrodzenia, położenie gresów, zafugowanie gresów, takie tam nieistotne pierdoły.

Od tego czasu przyzwyczaiłam się, że panowie w poniedziałki po prostu nie przyjeżdżają. Bo nie. Nie przyjezdżają też w czwartki. Bo nie.
Niekiedy nie przyjeżdżają w środy, wtorki i piątki, bo wypadek ludzka rzecz i każdemu może się zdarzyć.
Przyzwyczaiłam się tez, że na temat jakości prac naszej ekipy z moim mężem się nie rozmawia. Bo nie.
Najwyraźniej ma osobisty stosunek do faktu, że jest robiony w ciula i nie wolno mu przeszkadzać w czerpaniu rozkoszy z tego stanu rzeczy.

Dom mam rozwalony, deski mi się paczą w garażu, płytki gresowe kurzą się w kartonach i zastanawiam się właściwie, na chuja mi to było?

kerala

Odpowiedz
Kerala 2010-07-03 o godz. 08:38
0

no proszę, widzę, że Kerala. zmartwychwstała. A sądziłam, że w roku 2005 oddała ostatnie tchnienie.
Właściwie zabawne ;)

kerala

Odpowiedz
Podwawelska 2010-07-03 o godz. 07:07
0

szafkę na buty spróbowałabym doprowadzić plakiem do lakieru metalic
w oplu mają dobry

a co do malarzy proponuję dzika bo się rwą do roboty jak nie przymierzając dziki bieszczadzkie właśnie

Odpowiedz
Gość 2010-07-03 o godz. 07:05
0

to Was jest dwie?
8)

Odpowiedz
Kerala. 2010-07-03 o godz. 07:02
0

aurelka napisał(a):Na razie w wolnych chwilach siedzę z drucianą szczoteczką wielkości szczoteczki do zębów i trę.
No to tak jak ja. Znalazłam starą szafke na buty i obecnie dużo czasu zajmuje mi doprowadzenie jej do stanu używalności. Nie wiem czy w masarni mają wystarczającą ilośc rolet okiennych, będe szukać oryginalnych żabek w przepastnych zbiorach Luwru.
Szafka wyglaa teraz tak:


Nie wiem jakie uchwyty wyszukać. Czy pójść w kierunku eklektycznego minimalizmu, czy może kubimistyczne pomidory Bociellego byłyby dobrym pomysłem.
W ramach rewanżu po sobotnim ognisku dostaliśmy od sąsiad łóżko:



Wygląda dość pretensjonalnie, aczkolwiek rozważam ustawienie go w pokoju gościnnym. Osobiście wolę bardziej rozwiązania w stylu loża madejowego, ale lubie cukierki i nie będe narzekać.
Wieczorem przyjdą malarze. Zastanawiam się czy podać koreczki? Czy moze wykwintną pieczeń z dzika?

Odpowiedz
Gość 2010-05-25 o godz. 07:36
0

Na razie w wolnych chwilach siedzę z drucianą szczoteczką wielkości szczoteczki do zębów i trę. Ciężko idzie, bo jest mnóstwo zagięć i innych zawijasów więc nie wszędzie mogę dotrzeć. Być może po raz kolejny zlitują się panowie od piaskowania, ale nadal walczę.
Ten płyn od rdzy to faktycznie jakaś ściema jest. Pożytku z niego żadnego.

Po obejrzeniu łupów Kerali, zachorowałam na jakikolwiek element z trawertynu w chałupie :)
Może dasz się namówić na wklejenie kilku zdjęć z efektem końcowym. Chociaż trochę, albo kawałek. Uwielbiam takie klimaty i pomysł, a nie ukrywam, że czasem lubię coś "zgapić" ;)

Odpowiedz
Gość 2010-05-25 o godz. 03:41
0

Nie no padłam na widok tych klimatów :D . Trawertyn jest boski, a do kominka to ci Kerala jeszcze tylko brakuje jakiejś urny etruskiej dla pełni klimatu :D

Odpowiedz
Gość 2010-05-23 o godz. 07:17
0

bosz awa, toz to istne E
ldorado. cmoki ogromniaste! kurcze, ale znalezisko!

Odpowiedz
Gość 2010-05-23 o godz. 07:14
0

wielkie dzieki :)

Odpowiedz
awangarda w stylu retro 2010-05-23 o godz. 07:10
0

K2 napisał(a):w Polsce mozna dostac w sklepach dla konserwatorow.
oj awa, bo Cie rugne kochana :D jak znalzec sklep dla konserwatorow - oprocz pojscia na uczelnie i sie wypytania :P
oj przepraszam. ja cos ostanuio wolno kojarze :o
http://www.google.pl/search?hl=pl&sa=X&oi=spell&resnum=0&ct=result&cd=1&q=sklep+dla+konserwator%C3%B3w&spell=1

Odpowiedz
Gość 2010-05-23 o godz. 06:48
0

w Polsce mozna dostac w sklepach dla konserwatorow.
oj awa, bo Cie rugne kochana :D jak znalzec sklep dla konserwatorow - oprocz pojscia na uczelnie i sie wypytania :P

Odpowiedz
awangarda w stylu retro 2010-05-23 o godz. 06:40
0

K2 napisał(a):awangarda w stylu retro napisał(a):a pozniej tanina Smile
a gdzie sie to kupuje?
w Polsce mozna dostac w sklepach dla konserwatorow.
na ogol w proszku.

Odpowiedz
Gość 2010-05-23 o godz. 06:22
0

awangarda w stylu retro napisał(a):a pozniej tanina Smile
a gdzie sie to kupuje?

Odpowiedz
awangarda w stylu retro 2010-05-23 o godz. 06:05
0

aurelka napisał(a):Rozważam potraktowanie jej płynem rozpuszczającym rdzę,
jezeli emeenty azurowe sa mocno przezarte przez rdze to ja bym z plynem nie ryzykowala.
lepiej delikatnie potraktowac je druciana szczoteczka.
ale miekka aby nie zarysowac.
a pozniej tanina :)

Odpowiedz
Gość 2010-05-23 o godz. 05:50
0

a i jeszcze co do plynu. jak robilam swoja futrke, to sie na tym przejechalam. nic a nic mi nie pomoglo, za to smierdzialo nieziemsko. potem ogladalam jakis program o renowacji i mowili, ze calosc musi polezec zapatulona w te rozpuszczalniki. moze wtedy ma to sens, choc bardziej wierze, ze trzeba wiedziec dokladnie co kupic. poza tym, u nas na tego rodzaju plynach pisza, zeby nie pozbywac sie resztek w kanalizacje... no to gdzie?

Odpowiedz
Gość 2010-05-23 o godz. 05:46
0

K2 a jak sobie poradziłaś z żelazkami?
Kupiłam na starociach bardzo ładną podstawkę pod żelazko (skomplikowany, secesyjny, ażurowy wzór). Też jest podjedzona przez rdzę. Do piaskowania jej raczej nie zaniosę, bo nikt tak małymi elementami się nie zajmuje. Rozważam potraktowanie jej płynem rozpuszczającym rdzę, tudzież mechaniczne jej ścieranie za pomocą malutkiej, drucianej szczoteczki. Myślisz, że płyn da sobie radę?

ps. lubicie stare młynki?
pasjami! stare zelazka, lampy naftowe, mlynki, mozdzieze, sierpy, podkowy, etc.

nasze byly kupowane w czasei wakacji od "baby od mleka", wiec to byly skarby znalezione na strychu u sasiadow. zawsze najpierw traktowalismy to druciana szczota, a potem olejem i taka niby wata metalowa. potem cos jeszcze z tym tato robil u siebie w pracy i jak wracalo, to bylo pieknie czarne i lsniace. postaram sie pamietac i spytam sie mamy czy pamieta co, ale szanse sa mierne. moze jakiegos kowala byc dorwala?

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 17:55
0

Kerala, dotychczas, mimo zabawnego tonu opowieści, szczerze ci współczułam - teraz szczerze zazdroszczę 8)

Odpowiedz
Kerala 2010-05-22 o godz. 16:53
0

aurelka napisał(a):
ps. lubicie stare młynki?
no ba! ;)
a co do żelazka to zaczęłabym od płynu. Zawsze to mniej roboty, a jest szansa, że chwyci.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 16:49
0

Dodka...kolorytu raczej nie zachowam, bo "zeżarła" go rdza. Oddam do piaskowania. Drzwiczki będą wtedy jasnoszare i wtedy można pociągnąć farbą (sprawdza się malowanie natryskowe). Wymarzyłam sobie butelkową zieleń, delikatnie przecieraną, ale nie wiem, jak to będzie z wykonaniem.

K2 a jak sobie poradziłaś z żelazkami?
Kupiłam na starociach bardzo ładną podstawkę pod żelazko (skomplikowany, secesyjny, ażurowy wzór). Też jest podjedzona przez rdzę. Do piaskowania jej raczej nie zaniosę, bo nikt tak małymi elementami się nie zajmuje. Rozważam potraktowanie jej płynem rozpuszczającym rdzę, tudzież mechaniczne jej ścieranie za pomocą malutkiej, drucianej szczoteczki. Myślisz, że płyn da sobie radę?

ps. lubicie stare młynki?

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 16:26
0

Aurelka, powiem tylko tyle: :love:. Chcesz zachować ich koloryt, czy go zmienić?

Odpowiedz
Kerala 2010-05-22 o godz. 10:21
0

Aurelko: prze pięk ne!
Czy ja tam dobrze widzę secesyjne wygięcia? Tak czy inaczej pomysł z butelkową przecieraną zielenią świetny!
Markdottir: dziękuję :)

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 10:19
0

Keralo, czyta się Ciebie fantastycznie. Słowo elokwencja jest tu jak najbardziej na miejscu. Poza tym kiedy tylko wspomniałaś o malowanej wannie uznałam, że Twoje mieszkanie bardzo mi się spodoba. Stwierdzenie, że nie prezentujesz w necie prywatnych zdjęć zmartwiło mnie, bo liczyłam na orgię dla oczu. Nie pomyliłam się, te kilka mnie zachwyca. Domagam się więcej! Pragnę zobaczyć granatowe ściany i storczyki w wannie i nacieszyć się tym, na co sama nie mam odwagi. Będę patrzyć Twoje zdjęcia w swojej beżowej szufladzie i obiecywać sobie, ze następnym razem… ;o)

Aurelko, a Twoje drzwi to :lizak:

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 10:04
0

aurelka cuuudne! czyszczenie Ci jednak nie zazdroszcze. po zelazkach i lampach naftowych mam tego serdecznie dosyc.. ale efekt bedziesz miala piekny!

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 10:03
0

Mi się drzwiczki Kerali baaardzo podobają i wogóle mi się cmentarnie skojarzyły. Tylko jakoś tego granatu ciągle szkoda...

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 09:45
0

Kerala, dzięki za informację - rozejrzę się, bo mam koncepcję i raczej nie odpuszczę ;)

Moje drzwiczki na chwilę obecną wyglądają tak:



Trochę zabawy przy nich będzie, ale co tam ;)

Odpowiedz
Kerala 2010-05-22 o godz. 08:55
0

Granatem już go nie pociągnę. W ogóle oficjalna wersja kominkarza brzmi, iż nie ma na rynku farb odpornych na temperaturę (powyżej 690'C) w innych odcieniach niż aluminium, czerń i brąz.
Szczerze mówiąc uważam to za bulszit, bo takie farby są, acz zapewne ich zdobycie wymagałoby sporego wysiłku, myslę: mieszalnia, myślę: sprowadzenie na zamówienie, myślę: lakiery samochodowe chociażby, które mają zbliżone parametry. Zresztą dzwoniłam do lakierni i potwierdzili mi, że jakąś tam paletę mają, tyle że aktualnie nie dysponują żadnym wyborem. Czyli można by było zamówić.
Odpuściłam to sobie jednak, bo raz, że jestem klasyczną dupą wołową (i to nie jest fałszywy autowizerunek), a dwa, że zmagałam się z silną grupą ludzi o odmiennej wyobraźni kolorystycznej niż moja. I nie chciało mi się użerać, tak jak nie chciało mi się potem wykłócać o obniżenie ceny kominka (acz parę spraw było tam mocno niepoważnych).
Zresztą momentalnie zracjonalizowałam sobie, że jak machnę ścianę ochrą to w ogóle miodzio będzie ;)

Tera po kolei:

1. no pisałam przecie, że cmentarny. Jak go kupowalam (na Kole, coś koło 900 złociszy dałam odpowiadając na pytanie Aurelki. Przy okazji: skoro dasz tę ramę do kuchni to w ogole luz, możesz przelecieć każdym hammeritem nie patrząc na odporność na temperatury. Co do kafli: sugerowałabym Ci normalne fabryki kafli piecowych- kole Puław jest ich parę, trzeba googlać- i własnoręczne postarzenie vitrailami. Jesli ktoś lubi i umie się bawić to jest to najtańsza opcja, a przy tym daje gwarancję, że nikt Ci efektu nie spieprzy. Cena jednego kafla jest śmieszna, chyba złotówkę kosztuje. Sama mam karton kafli piecowych, bo kupiłam "na wszelki wypadek", tak więc potwierdzam i cenę i dostępność), no więc jak go kupowałam to jakoś mi się te urny z kwiateczkami niespecjalnie rzucily w oczy, bo koncentrowałam się na targowaniu ze sprzedawcą- kutwą. Zresztą zakup tej ramy to oddzielna opowieść.
Potem jak już przytargałam do domu to owszem, pogrzebowa ornamentyka rzuciła mi się w oczy, ale hm... no co, najwyżej zainstaluję sobie dzwonek do drzwi wyjściowych wygrywający polifoniczną wersję jakiegoś kawałka Megadeath.

2. Turkus odpada, to musi być kolor korespondujący z dekorem, a tam jest taki kobaltowy granat. Zresztą podobne meble będą w kuchni (oczywiście odpowiednio zjechane szlifierką i postarzone) więc może będzie ok.

3. żywicę przemyslę, zresztą ekipa mi ją doradza. Tylko że ona mi to wybłyszczy i wysatynuje, a mnie się podoba ten kultowy efekt ściachania i zestarzenia ;)

kerala

Odpowiedz
focia 2010-05-22 o godz. 08:21
0

Dekory i kominek miodzio :)

A trawertyn - jako były geolog ;) zgadzam się z Ajką- posiągnij żywicą jak Ci się znudzi wydłubywanie groszku :)

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 06:14
0

kominek masz absolutnie cudowny. baaaardzo, baaaardzo mi sie podoba :lizak:

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 06:12
0

Padam na pysk przed Twoim kominkiem :lizak:.
Nie mniej, podłączam się do opinii, by potraktować go granatem. Jeśli poszłabyś w stronę odcieni niebieskiego, jak diabli widziałabym przy tym turkus, ale ja jestem zboczona na tym punkcie 8). Widziałabym wówczas wszędzie obłędność BL, z boskimi kafelkami i mozaikami :love:. http://www.atelier-design.pl/atelier-design.php

Odpowiedz
awangarda w stylu retro 2010-05-22 o godz. 05:55
0

aurelka, a u kogo kupilas w trn-ie?

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 05:54
0

Kerala, płytki i drzwiczki kominkowe cudnej urody!
Ciekawe za ile te drzwiczki dorwałaś?
Szukałam podobnych, tylko zaokrąglonych u góry, ale ceny na targach były zaporowe (1000-1350zł).
Wreszcie dorwałam stare secesyjne, z motywem kwiatowym na Allegro. Stanęło na pięciu stówach. Rzecz jasna są mocno zardzewiałe, wymagają piaskowania i malowania. Umyśliłam sobie butelkową, przecieraną zieleń. Tyle, że one nie mają iść do kominka, ale do zamaskowania półek w kuchni, tudzież do imitacji pieca kaflowego, o ile uda się taki zrobić i znaleźć stare lub postarzane gładkie, białe kafle o nierównych brzegach.

Twoje dekory to mniód dla oczu :)

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 05:06
0

Czy przesunąć ów temat w bardziej stosowne miejsce (uwaga będzie obrzydliwy emot!) :lizak: ?

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 04:41
0

O jaaa! Kapitalnie jest.
Czarny kominek wygląda trochę, jak grobowiec, ale zawsze możesz pójść tym tropem w dalszym urządzaniu chałupy. ;)

Masz więcej zdjęć? 8)

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 04:36
0

Ech gdyby ten kominek był jednak granatowy...

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 04:24
0

Ty się ciesz kochana, że masz leni śmierdzących i tylko się dziwią tym Twoim "widzimisiom". Moja koleżanka miała solidnych, pracowitych, wiejskich fachowców parę lat temu i oni jej te nierówne brzegi w płytkach wyrównali (bez konsultacji z nią oczywiście) lol

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 04:08
0

Trawertyn po prostu BOSKI. Groszkiem i karmą psią się nie przejmuj, przy zdewastowanym blacie z dębiny nikt nie zwróci uwagi. lol

Kominek miód i malina, ale faktycznie ten niebieski wyglądałby obłędnie. :P

Odpowiedz
Nezi 2010-05-22 o godz. 04:06
0

A moim zdaniem kominek miodzio :D 8)

Odpowiedz
DobraC 2010-05-22 o godz. 04:00
0

awangarda w stylu retro napisał(a):
o dekorach nic nie powiem bo poczulam wielka szpile zazdrosci
ano ;) az powiem "auć" ;)

co do kominka.. hm... de gustibus i tak dalej. ja bym sie noca bala kolo niego przejsc... lol

Odpowiedz
awangarda w stylu retro 2010-05-22 o godz. 03:51
0

Kominek fajny, ale faktycznie troche jak wejscie do grobowca wyglada :)
zlotych mazan tylko brakuje :)
jak Ci przeszkadza to odczernij go troche przemazaniami granatowymi jak juz chesz koniecznie ten kolor.

o dekorach nic nie powiem bo poczulam wielka szpile zazdrosci

Odpowiedz
Gość 2010-05-22 o godz. 03:42
0

Dekory miodzio, ja bym je polaczyla z jakas super nowoczesna kuchnia. No ale ja mam do calej lazienki czarnobialej marmurowy granatowy blat (i jeszcze jeden niewypal, popelniony przy jakims kompletnym zacimieniu umyslu mojego i mojego meza, no ale czeka na wymiane)

A kominek to jak wlaz do grobowca wyglada. Czarne piekne jest ale tu by super granatowe wygladalo razem z cala sciana.

Odpowiedz
Kerala 2010-05-21 o godz. 18:57
0

Kajko napisał(a):
kominek czarny jest rewelacyjny - w tym przypadku wierz panom tadziom - czasem chłopaki wiedzom, co mówiom ;)
taki nagrobny, nie?
Te urny z kwiateczkami kojarzą mi się mocno cmentarnie, no ale to akurat nie jest wina panów władziów, tylko moja. Bo to ja przydybalam na Kole.

Nezi: trawertyn miodzio :lizak: Ale mój ma większe dziury, tak że karma dla psa spokojnie wejdzie ;) Już się cieszę na samą myśl.

Co do domu: pod pewnymi względami jestem klientką wymarzoną.

Pan Jacek: ale pani wie, że po woskowaniu to ta podłoga pani się szybko zniszczy?
ja (pogodnie): bardzo dobrze, niech się niszczy jak najszybciej
Pan Jacek: obtłukliśmy też róg... niechcący...
ja: powaznie? A mógłby pan tez obtłuc drugi? Tylko potem zawoskować te ubytki, niech wygląda starzej

mój mąż: ale możesz mi wytłumaczyć, czemu tniesz ten papier nożem na stole? To nie możesz podłożyć podkładki?
ja: nie, bo inaczej się nie zniszczy

architekci: polecalibyśmy pani zdecydowanie dębinę. O ile nie zamierza pani kroić mięsa na blacie (w sensie: żart)
ja (z niebiańskim spokojem): oczywiście, że zamierzam
architekci: ale wtedy się zniszczą
ja: o to mi chodzi

Po odbyciu pierdyliona dialogów z powyższym leitmotivem mój mąz stwierdził, że taniej wyszłoby nam kupić poniemiecki dworek, który został upaństwowiony, potem zrobili tam PGR, potem oddali na zakład wychowawczy dla nieletnich, a na końcu urządzono tam schronisko dla zwierząt.
Przynajmniej wszystko byłoby zadawalająco zniszczone i nie trzeba byłoby tego robić samemu lub zlecać ekipom.

kerala- demolator

Odpowiedz
Kajko 2010-05-21 o godz. 18:41
0

colą ich poczestuj - moze im się punkt widzenia na płyteczki Chrystysowe zmieni ;) ducha czasu na nich widać... jak i na dekorach zresztą. ale że oni dziwnie patrzą, to sie dziwię - przeglądając wątek dot. budowy domu stanowczo dominują podejścia nowoczesne. czasem zastanawiam sie,że ja z tym moim zamiarem kuchni "w stylu wiejskim" urwałam sie z choinki..ale zdania nie zmienię i popijając cole light będe nadal szukała po pchlich targach miedzinych misek i starych żelazek z dyszą...

kominek czarny jest rewelacyjny - w tym przypadku wierz panom tadziom - czasem chłopaki wiedzom, co mówiom ;)

Odpowiedz
Kerala 2010-05-21 o godz. 18:27
0

dobra. Jeśli pomerdałam coś z rozmiarami to proszę moderatora o ciachnięcie zdjęcia. Ja z tych raczej niekumatych informatycznie.
Soł:
temu zdjęciu towarzyszył komentarz:
"Kierowniczko, wybrakowane dekory pani sprzedali". Dekory w dwóch odsłonach:

http://imageshack.us

http://imageshack.us

a teraz prawdziwy hardkor, czyli moje płyteczki trawertynowe. Przy nich pan Jacek powiedzial błagalnie "prosze, niech pani powie, że pani dopłacili". Najpierw jedna:

http://imageshack.us

a teraz cały wybór. Śliczny szmelczyk, no nie? :

http://imageshack.us

Rokokowy kominek splamiony czarną farbą (za to ściana będzie granatowa, odbiję se, a co):

http://imageshack.us

i zbliżenie:

http://imageshack.us

Tak że tak. Niemniej trawertyn z odpadów pozostaje hitem. Robotnicy się dziwnie na mnie patrzą, kiedy przychodzę na budowę z nieodłączną butelką coli light. Widze w ich oczach nieme podejrzenie, że to podbarwiony absynt.

kerala

Odpowiedz
Nezi 2010-05-21 o godz. 18:23
0

My mamy taki w kuchni i jadalni - Travertino Noce. Zdarza mi się wydłubywać czasami żwirek kota ;)

Odpowiedz
Kajko 2010-05-21 o godz. 18:06
0

nie bądź beton ideologiczny i wklejaj bez proszenia się gawiedzi...! ;)

Odpowiedz
Gość 2010-05-21 o godz. 10:19
0

Koniecznie!! Musowo!!

Już odawna czekamy ;)

Odpowiedz
Mała 2010-05-21 o godz. 09:01
0

Po takim opisie? Musisz! :)

Odpowiedz
Kerala 2010-05-21 o godz. 08:52
0

o, a mogie się pochwalić kominkiem i najświeższym nabytkiem: kaflami do kuchni?
Z kafli jestem szczególnie dumna, bo wszyscy uważają je za beznadziejne. Kominek zaś, kuźwa, no nie wiem, czy powinnam o tym pisać, ostatnio dolega mi serce. Mial być niebieski i pod tym warunkiem zatrudniłam kominkarza (w sensie: skombinuje niebieską farbę odporną na wysokie temperatury). Po zapłaceniu zaliczki przyszejdłam se do domu po to tylko, aby stwierdzić, ze mój wyczesany rokokowy kominek (w stylu wiejskim oczywiście) ma kolor głębokiej czerni. Odbyła się zbiorowa kolaudacja, gdzie nastąpiło starcie sił.
Beton ideologiczny (ja) pluł się z wściekłości i przeżywał pogrzeb własnej wizji, reszta zgromadzonych (pan wiesio- kominkarz, pan tomuś- pomocnik kominkarza, pan jacek- glazurnik, pan artur- pomocnik glazurnika) twierdziła, że czerń jest gites i w ogóle się nie znam. Poległam.
Ponadto dowiedzialam się, że wywalilam kupę kasy w błoto na hiszpańskie postarzane dekory, bo "kierowniczko, a te płytki mają zamazany wzorek i popękane są".

Teraz o kaflach.
Najpierw mądrzyłam się na Forumi w temacie gładkich/porowatych płytek kuchennych. Albowiem porowate płytki w kuchni to porażka. I zdanie podtrzymuję.
W sobotę jednak pojechałam na Bartycką, gdzie zupełnym przypadkiem zajrzałam do jakiegoś magazynu i otworzył się przede mną raj. Zobaczyłam cięte bloki kamieni i powiedziałam męzowi, że bez płytek nie wychodzę. Nawet karteczka z ceną (czterysta złotych polskich za metr) nie osłabiła mojej determinacji. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Mój mąż nie próbował się kłócić, zna ten wyraz moich oczu.
Po krótkiej dyskusji z magazynierem ("chcę te płytki, ale muszą być tańsze") stałam się szczęsliwą posiadaczką trawertynu rosso z odpadów.
Odpady należy rozumieć jako: połowa płytek nie ma rogów (bo się obtłukły), a połowa ma dziury na wylot (w końcu odpady).
Wytłumaczyłam męzowi, że dziury się załata fugą, a uszkodzone rogi wzmocnią wrażenie autentyczności. Dobra, no powiem wprost: kręci mnie straszliwie świadomość, że moje kamienie kuchenne są z czasów Chrystusa (w gruncie rzeczy są starsze, ale Chrystus brzmi mocniej). A jakieś tam gresy sresy terakoty to tylko wypalona glinka.
Moja przyszłość to wydłubywanie groszku z dziur w trawertynie. Ja to wiem. Ale i tak mi się podoba.
Mogie zdjęcia wkleić?

kerala

Odpowiedz
Kerala 2010-05-18 o godz. 21:38
0

zaczynałam ze cztery razy pisac i po paru linijkach mi się odechciewało, bo generalnie rzygam już budową.
Jednak dziś mój Wen gwałtownie ożył, bo weszłam na stronę rebel.art reklamowaną na Forumi dość nachalnie (i nielegalnie) przez właściciela zapewne. No to se weszłam i autentycznie poweselałam.
Jednak duch w tym narodzie nie ginie. Mimo układów.

Moim faworytem jest zdjęcie kominka z realistycznie oddanymi antylopami impala (albo innymi, szczerze mówiąc przynależność rodzinna czy tam rzędowo- gromadna tych zwierząt mi zwisa). Antylopy jak antylopy, czułki im nie wyrosły, ale kontekst, Moje Drogie, ten kontekst!
Kontekstem są w tym przypadku: dwa gustowne obrazeczki, kosztowne cuś na podłodze (jakby marmur czy gres? podobny efekt w mojej podstawówce osiągano za pomocą sraczkowatych farb olejnych), sprzęt RTV oraz kryształowy wazon.

Poczułam się przeniesiona wehikułem czasu w odległe lata 90te, kiedy to moja nobliwa ciocia Renia zakupiła mieszkanie reklamowane przez właścicielkę, jako "arystycznie ozdobione".
Ów rys wyższej sztuki polegał w tym przypadku na maźnięciu trzech postaci niebieskich smurfów w łazience (farba olejna, wysoki połysk). Smurfy wyglądały jak wyobrażenie socjalistycznego twórcy o kapitalistycznych smurfach. Pokolenie lat 70tych chowane na sweterkach z anilany czuje tę estetykę świetnie.
Po prostu "prawie jak smurfy". Za to muchomor był jadowicie czerwony. Tylko kropki były żółte, bo białej farby zabrakło.
Ech, czasy, czasy...

Wracając do Buntownika Bez Powodu- smakowite jest też malowidło ścienne z Herkulesem. Tu dla odmiany kontekst stanowią: kinkiety a la Gierek, bezowa kanapka (meble Emilia- elegancja na twoją kieszeń), boże drzewko w formie sufitowego zwisu i zyrandol po babuni.

Teraz pytanie na inteligencję. Powiedzmy, ze z dziedziny filozoficzno- proksemicznej:
zakładając, że ktoś sklada kasę na krzesła Philippe Starcka lub designerską kanapę ze skóry wołu karmionego trawą z Oklahomy szmuglowaną przez Pakistan-
po cholerę, ale tak szczerze: po cholerę umieszcza potem swoje eksluzywne trofeum w otoczeniu pucharów (trzecie miejsce w międzyszkolnych rozgrywkach brydżowych), meblościanek na wysoki połysk, durnostojek, paneli dźwiękochłonnych, stiuczków i sruczków?

Umrę pewnie uboższa o tę wiedzę, bo wciąż tego nie rozumiem.

Generalnie konkluzja jest taka, że moje nawannowe storczyki nie mogą wyznaczać granicy estetycznego dna i mułu, czego się skrycie obawialam.
Antylopy impala na kominku przedefiniowały pojęcia.
Cześć im za to i chwała

kerala

Odpowiedz
DobraC 2010-05-15 o godz. 16:17
0

topic hop!
bo ja naprawde chcialabym ta wanne zobaczyc..

Kerala, mam nadzieje (obludnie ;) ) ze juz nie mialas zadnych przygod... :)

Odpowiedz
focia 2010-04-22 o godz. 09:06
0

A ja do najnowszych osiagnięć Pana Sławka.. Kerala, jak postępy?

Odpowiedz
DobraC 2010-04-09 o godz. 07:38
0

Kerala... jakie wiesci z linii frontu? :)

Ja tesknie do widoku tej wanny w storczyki....

Odpowiedz
Gość 2010-03-29 o godz. 17:57
0

Kerala uwielbiam jak piszesz :lizak:

problemów szczerze współczuje i sama sie na podobne psychicznie nastawiam (mój mąż mądrzejszy i stanowczo wetuje moją chęć postawienia domu)

Odpowiedz
Gość 2010-03-29 o godz. 16:20
0

Remonty to okropna sprawa w zeszłym roku chcieliśmy położyć "całe" 6 metrów płytek w kuchni między szafkami. W wielkich trudach znaleźliśmy kogoś kto ew. wciśnie nas w pierwszy wolny termin (tzn. za miesiąc) czekaliśmy dzielnie umówiliśmy się że przyjedziemy po tego fantastycznego pana ponieważ nie zna Wawy. Zgodnie z tym jak się umówiliśmy podjechaliśmy pod wskazane miejsce mąż dzwoni do niego a on nam mówi że zapomniał nas uprzedzić - złamał nogę :o (zapomniałam dodać że rozmawiałam z nim tydz. wcześniej i umówiliśmy się na telefon jakby coś się stało - uszkodzenie nogi - chyba czymś takim jest ) Powiedział też że za 1,5 m-ca odezwie się do nas (jak już wyleczy nóżkę) po 2 miesiącach (znowu to my zadzwoniliśmy wkońcu to nam zależy żeby wydać tą kasę ;) ) okazało się że już po 2 tyg. od złamania zaczął pracować :o ale nie w Wawie tylko w Piotrkowie Tryb. a nas olał :axe:
I znów musiałam czekać na fachowca tyle że już na innego ;) - ten też nas wcisnął między ostatnią fuchę a lot do Anglii

nic tylko remontować ;)

Odpowiedz
wiewrióra 2010-03-29 o godz. 12:06
0

Kerala ... umarłam z smiechu ... i zmartwychwstalam zeby Ci powiedziec ze naprawde współczuję Ci problemów ale tak to piszesz cudownie ze nic tylko czytac i czytac :)

Odpowiedz
Gość 2010-03-29 o godz. 08:30
0

Hmm... moi rodzice kupili dom, żeby go wydrążyć w środku, wyrwać rury, kable i inne pierdoły ze środka i pobudować wewnątrz skorupy zewnętrznej od nowa. Wyszło 2 razy drożej, ale zależało im na punkcie, bo część domu stanowi miejsce dla działalności gospodarczej.

I szczerze wiemy, jaka to mordęga, bo przeżyliśmy i burzenie ("psze pani co my mamy robić, bo przy wycinaniu kaloryferów ściana nam się przewróciła?") i budowanie, wykańczanie...

I cholera wszystkich bierze, jak widzimy popękane gładzie, porysowany marmur przez panów od parkietu (a mama stare kołdry rozkładała). Jednym słowem każda kolejna ekipa niweczy osiągnięcia poprzedniej.

Powodzenia wszystkim budującym się i remontującym.

Odpowiedz
focia 2010-03-27 o godz. 16:13
0

Kerala, moi rodzice budowali dom ładnych kilka lat temu ale jeszcze pamiętam niektóre ich przeżycia - dają się zresztą odczuć do tej pory :) Więc naprawdę współczuję - co nie zmienia faktu, że piszesz o tym przepięknie - z dużym poczuciem humoru, dystansem do siebie i prześliczną nutką ironii. Więc oprócz wspólczucia także podziwiam.

A storczyki w łazience - brzmi bosko :)

Odpowiedz
Gość 2010-03-27 o godz. 09:12
0

Kerala ja Cie prosze, wydaj to gdzies drukiem lol

Odpowiedz
Gość 2010-03-27 o godz. 08:23
0

Problemów współczuję, ale czytam z przyjemnością lol :lizak:

Odpowiedz
Gość 2010-03-27 o godz. 07:40
0

Myślę, że momentami dramatyzujesz :lizak:

Odpowiedz
Kerala 2010-03-27 o godz. 07:21
0

Dzięki Focia za współczucie ;)
Boję się strasznie, po prostu nie miałam pojęcia, czym jest budowanie domu, zanim zaczęłam go budować.
Ostatnio był u mnie kuzyn, który jest dokładnie na tym samym etapie budowy co my.
Zapalił papierosa, popatrzył się tępo w przestrzeń i wyrzekł wiekopomne słowa: Wiesz co, zaczynałem tę budowę radosny i pełen kasy. Konczę wydrenowany z pieniędzy i z wielką ulgą, że to koniec tego koszmaru.
Jak ja go rozumiem.
Symptomatyczne jest też to (ciekawa jestem, czy to jakaś bardziej ogólna zasada- tu pytanie to budujących się) że mniej wiecej do momentu zamknięcia stanu surowego człowiekowi się wydaje, że pozjadał wszystkie rozumy: budowanie domu wcale nie jest drogie, nad wszystkim spokojnie się panuje, normalnie pis of kejk.
Od momentu rozpoczęcia wykończeniówki samoocena gwałtownie pikuje i człowiek zaczyna uważać sam siebie za kretyna, który dobrowolnie wszedł w gówno i jeszcze się przy tym szczerzył.

kerala

Odpowiedz
focia 2010-03-27 o godz. 06:54
0

Kerala, boskie :)

Aczkolwiek współczuję problemów i podziwiam za cierpliwość :)

Odpowiedz
Kerala 2010-03-26 o godz. 20:23
0

UPuję.
Złamałam swoją świętą zasadę "żadnych architektów wnętrz". Nie żebym taka zdolna była, po prostu nie mam na to kasy i pomoc zewnętrzna nie została uwzględniona w budżecie.
Tym niemniej wierny doping mojego meża + moja wielka wiara we własne możliwości w zakresie urządzania domu stworzyły w sumie potwora.
Tu od razu wyjasnię, że mam ujemny wskaźnik wyobraźni przestrzennej, nie pamiętam kolorów i ich odcieni (co dziś stwierdziłam porównując gres i dekory dwóch różnych firm, których wybór przezywałam jak Jarek Kaczyński przeżywa biegunkę Alika, które w końcu zakupiłam i które mają dwa kompletnie inne odcienie beżu, a będą leżeć obok siebie na podłodze) i w ogóle jestem pod tym względem do dupy.
Tak, czas spojrzeć prawdzie w oczy.

Po dwóch miesiacach mozolnego tworzenia planu idealnej kuchni uświadomiono mi w sklepie, że nie będę mogła otworzyć okna w kuchni, bo umieściłam w jego świetle baterię kuchenną. Doceniono też fakt, że nadałam zupełnie nową jakośc pojęciu "trójkąt ergonomiczny" w kuchni. Mianowicie stworzyłam z niego ujowy czworokąt, który był totalnie od czapy.
Wtedy postanowiłam złożyć broń i wysupłać z kieski parę dutków na projekt kuchni.
Jeśli idzie o moje własne ograniczenia w tym temacie, to największą tragedią jest fakt, że zupełnie nie czuję żadnych własnych ograniczeń. Mam architektoniczną kreatywność zagorzałego wielbiciela halucynogenów oraz silną wiarę we własne możliwości.

Pani architekt i pan architekt byli bardzo mili oraz- muszę oddać im sprawiedliwość- wcale nie zabili mnie śmiechem. Przynajmniej niezbyt jawnie.
Nasze twórcze spotkanie zaczęło się od pytania, jak wyobrażam sobie własną kuchnię. To była moja mocna strona: ostatecznie przez pół roku zgromadziłam potężny zapas inspiracji i planów na milimetrowym papierze. Generalnie ma to być kuchnia wiejska z elementami high tech, ale również prowansalska, angielska i koniecznie z domieszką Skandynawii, co zostało przeze mnie pracowicie wyrysowane (nie mam tylko pomysłu na techniczną stronę realizacji).
Panią architekt z lekka przytkało, ale zapytała się przytomnie, co wobec tego ma oznaczac oparta o ścianę żeliwna rama kominkowa w stylu rokoko?
Pochwaliłam jej domyślność: tak, naturalnie, że planuję tę ramę umieścić w salonie otwartym na kuchnię. Oczywiście uprzednio malując ją na zielono, przy czym ściany chcę mieć w częsci pomarańczowe, a w częsci żółte, zaś wiodącym kolorem kuchni powinna być biel. Natomiast pomiędzy kuchnią a salonem znajdzie się pas granatowej wytłaczanej tapety. Litościwie nie dodałam, że kanapy będą w paski i różowe kwiaty.
Serio, serio.
Ponieważ lubię wyraz szoku na twarzach moich ofiar, więc dobiłam ją wyznaniem, że wanna w łazience będzie pomalowana w storczyki. Przeze mnie.

Najbardziej jednak przerażająca wydaje mi się myśl, że ja tam naprawdę zamieszkam. Jakoś całkiem niedawno zaczęło to do mnie docierać. Jak również fakt, że nie mogę sie juz wycofać z masy budowlanych decyzji.
Np. w odruchu paniki kupiłam do jednej z łazienek gres, choć nie cierpię gresu i choc wszyscy kupują gresy, co samo w sobie stanowiłoby już świetny powód, aby znienawidzieć beżowy gres. I ja też będę mieć gresową łazienkę, choć przecież nie cierpię gresu, szczególnie beżowego. Dlatego mam silne postanowienie uratowania tej gresowej łazienki przed nudą i namalowania storczyków na obudowie wanny, a jutro doprowadzę do spazmów pana Jacka (glazurnika), który jeszcze nie wie, że będzie robić podest do umywalki z teakowego parkietu (moja najnowsza idee fix). Wyparkietuję se też półki, a co!
(Spanikowałam tez przy elewacji, która miała być różowo pomarańczowa. Ugięłam sie jednak pod rodzinnymi naciskami i przystałam na mdłe ecru. Fuj!).

Moja matka rzekła autorytarnie: moja noga tam nie postanie
Mój ojciec przemówił z godnością: spierdzieliliście tę budowę i mówię to wam jako inżynier
Moje dziecko jest szczęsliwe, bo zrobiłam mu łazienkę w rybki oraz kupiłam materiały do gigantycznego sztucznego akwarium z pleksi w pokoju
Mój mąż we mnie niezachwianie wierzy (nieszczęsny!).
Chyba mnie pogięło ostatecznie. Wiedziałam, że jestem niereformowalną dziwaczką od czasu pomalowania sypialni na kolor fuksji i - w ataku twórczej pasji- walnięcia mandali metr na metr na głownej ścianie w salonie.
Tym razem jednak obiecałam sobie uroczyście trzymać swojego świra na wodzy, bo to nowy dom itd. itp.
I jak zawsze- gówno.

kerala

Odpowiedz
DobraC 2010-03-17 o godz. 03:23
0

a propos odcinkow... to ja sie przyznam ze nie moge sie doczekac nastepnego... i lekko mi sie to kloci z trzymaniem kciukow za postep prac u Kerali....

lol

Odpowiedz
Gość 2010-03-16 o godz. 17:19
0

Kerala - ty pisz powieść w odcinkach. Uśmiałam się do łez.
Ale współczuję fachowców.

Odpowiedz
Gość 2010-03-16 o godz. 16:52
0

ale sie usmialam.. czytajac Was juz wiem czemu nie chce sie budowac.. moje malzenstwo by tego nie przetrwalo, z ledwoscia przetrwalismy remont naszych 73m salonow :D
btw ja troche branozwa daje kase na te budowy i remonty i doskonake wiem o czym mowicie ;)

Odpowiedz
wiewrióra 2010-03-16 o godz. 12:24
0

Kerala - bosko opisane ... naprawde powinnaś wydać coś w rodzaju "Budujemy dom - pamiętnik"

Odpowiedz
Gość 2010-03-16 o godz. 10:34
0

DobraC napisał(a): zgarniesz kupe kasy i jeszcze zagrasz Mirkowi na nosie lol
Będziesz mogła nawet mu ten nochal urwać. Drzwiami garażu.
Wspólczuję. Podziwiam odporność i umiejętnośc tak delikatnego doboru słownictwa.

Odpowiedz
DobraC 2010-03-16 o godz. 03:41
0

Kerala....
powinnas wydac powiesc
w odcinkach
bedziesz budowalna Rowling, zgarniesz kupe kasy i jeszcze zagrasz Mirkowi na nosie lol

dacie rade, przeciez teraz juz blizej niz dalej... ( )

Odpowiedz
katastrofa 2010-03-15 o godz. 19:44
0

Kocham Panią Pani Baronowo :love:

Kerala współczuje , ale dzięki Tobie nie muszę ćwiczyć "brzuszków".

Ps. u moich rodziców też przez pewien moment tylko gaeażem się dało, aż do momentu kiedy mechaniątko się zacieło i zostały jesdynie wysokie okna do wdrapywania się

!! Kurwa !! fajnych mamy fachowców

Odpowiedz
Kerala 2010-03-15 o godz. 19:12
0

odświeżę, gdyż kolejna fala miłości zalała mój mięsień sercowy.

oszczędzę Wam niusów związanych z wannami, glazurą, "okazyjnymi miskami ustępowymi za jedyne..." i tak dalej. Dziś odcinek poświęcamy panu Mirkowi od bramy i panu Waldkowi od okien.
Zaczęło się od tego, że wypatrzyłam dziś w Ikei (dział "przeceny" naturalnie) narożnik. Jeszcze dziś przed godziną 13.00 nie brałam w ogóle pod uwagę czegoś takiego jak narożnik w salonie, ale o 13.15 miałam już pewność, że nie tylko musi się tam znaleźć, ale musi się tam znaleźć NATYCHMIAST. Przyczyna nagłego afektu była banalna i była nią obniżka z 3700zł do 1700zł.

Tu dodam, że jestem fanatykiem okazji i przecen, mam na tym punkcie absolutnego szmergla, jeśli coś jest przecenione to sunę w kierunku tego czegoś jak lunatyk i jestem w stanie out of memory.
Stan ów przerywa dopiero dźwięk kasy fiskalnej, któremu towarzyszy wydruk rachunku.
Dlatego jest chyba oczywiste, że przeceny o dwa kafle po prostu nie mogłam sobie darować, nie było nawet takiej opcji. Przeceniony narożnik miał być liściem do wieńca laurowego mojej chwały i w ogóle.
Tylko kamienny upór mojego męża powstrzymał mnie przed natychmiastowym zakupem; biedakowi udało się wynegocjować czas "do jutra" argumentując to koniecznością wymierzenia salonu.

Bardzo słusznie jak się potem okazało, gdyż narożnik 243x243cm zostawiałby nam jakieś pieć centymetrów wolnego przejścia w salonie. Nie to jest jednak wazne (choć oczywiście opłakiwałam w duszy mój wspanialy narożnik za tysiąc siedemset, co za okazja, mój Boże, jakby co to Plac Szwedzki 1, Janki, Przecena na prawo od kas, sofa Ektorp). Ważne było to, że po wymierzeniu wszystkiego, co było do wymierzenia zapragnęliśmy wyjść z domu i tu zaczęły się schody.

Z lenistwa i różnych tam powodów, których jako humanistka nie pamietam, wchodzimy do domu przez garaż. W drzwiach wejściowych nie ma klamek, bo zgubiło się bardzo wazne COŚ, co się wkłada w zamek czy gdzieś tam, w każdym razie bez tego ani rusz.
Drzwi wejściowe (podobnie jak i okna) instalował pan Waldzio, zaś bramę garazową pan Mirek.
Pan Mirek tak nam zainstalował bramę od garazu, że -jak się własnei po południu okazalo- wprawdzie da się ją otworzyć; można nawet się fajnie pobawić spuszczając ją w górę i w dół, ale niestety nie da się jej zamknąć.

Odkryliśmy dziś w mechanizmie od bramy bardzo fajne urzącho, mianowicie: zardzewiałą śrubę wetkniętą tam prowizorycznie przez Mirka, która blokowała zapadkę, dzięki czemu mechanizm działał. Oczywiście śruba nie była elementem fabrycznym, a -jakże dobrze nam wszystkim znanym- wynalazkiem z dziedziny "Kiedy byłem małym chłopcem chciałem być Adamem Słodowym".
Niestety mój pedantyczny mąż ową śrubę wyjął (sądził, że to niedopatrzenie Mirka) wskutek czego zamek się oczywiście spieprzył i to spieprzyl się nieodwołalnie.
Nawet ponowne wsadzenie śruby (ja) nie było już w stanie odwrócić fatalnych kolei losu. I tak oto zostaliśmy rozłączeni- ja za bramą, mąż przed bramą, bo nie muszę chyba dodawać, że olśnienie, do czego służyła zardzewiała śruba, spłynęło na nas z pewnym opóźnieniem. Ta świadomosć wcale nie poprawiała sytuacji ani naszego samopoczucia.

Po piętnastu minutach szamotania się z zamkiem, zapadkami i innymi takimi, mój mąż szczegółowo okreslił rodzaj pieszczot, jakimi zamierza obdarzyć Mirka.
I musze powiedzieć, że mnie mocno rozczarował; sądziłam, że ma jednak bogatsze slownictwo, tymczasem skoncentrował się silnie na czasowniku "pierdolić", który okazał się mieć w ogóle niezwykłe możliwości wyrazu i siły operacyjnej.
Tak więc pierdolony Mirek miał zostać wypierdolony, co mój mąż dodatkowo pierdolił.
Przysłuchiwałam się temu z profesjonalnym zainteresowaniem, co oczywiście nie zostało docenione, a jeszcze sama oberwałam parę jobów, jakbym to ja była odpowiedzialna za sytuację i była kretynką, która wymuje zardzewiałą śrubkę z dzialającego_dotąd_mechanizmu.

Wskutek powyższego konieczne stało się wejście przez drzwi wejściowe. Zatem oczywiście cała akcja: odgruzowanie wejścia, szukanie kluczy wejściowych, szukanie tego ważnego CZEGOŚ do klamki, szukanie samej klamki (ktoś ją w tzw. międzyczasie wyjął z drzwi), szukanie śrubokrętu itd.
Nareszcie: jest! Zamek został ponownie zainstalowany, alleluja.
I cóż się okazuje?
Mianowicie okazuje sie, że jednak Waldzio nie wysuszyl dostatecznie drewna wskutek czego pracowało przez całą zimę i teraz mamy zajebiście fajnie wygladające drzwi, które jednak nie dają się otworzyć. Taki tam drobny szkopuł.
Dodatkowo poszła belka poprzeczna z powodów identycznych jak powyższe (drewno się rozeschło) i puścil silikon.

Ponieważ jestem troskliwą żoną nie powiedzialam meżowi, że trzeba będzie skuwać ściany (co odkrylam dziś przypadkiem chodząc po domu i nudząc się przeokropnie wkutek przymusowego karceru), gdyż rury z wodą ciepłą i zimną są popodłączane w złych miejscach.

tak więc u nas wszystko bardzo fajnie, zycie życie jest nowelą, nihil novi sub sole :D
Budowanie domu jest bardzo, bardzo ciekawym doswiadczeniem, niebywale wzbogaca moje życie. NIe wiem wprawdzie czy moje małżeństwo to przetrwa, ale mniejsza z tym, nie należy być małostkowym.

kerala

Odpowiedz
Gość 2010-03-02 o godz. 09:55
0

pewnie nawodnienia nie robią :D

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie