• djf odsłony: 3199

    Mężczyna i tragedie zyciowe..........

    Natchnięta opowiesciami znajomych i własnymi obseracjami i doswiadczeniami, pomyslałam sobie, że może warto podyskutowac i podzielic sie uwagami na ten temat......
    chodzi o to, jak meżczyźni ktorych znacie albo kochacie, albo z którymi jestesci reagują w sytuacjach "kryzysowych" takich jak choroba kogos bliskiego (powazna choroba) smierc, długotrwały brak pracy itp.
    Jak wtedy zachowuja się wobec WAS - wybranek?.... jak reagują na WASZE ciężkie choroby?
    by zobrazowac temat przytocze opowiesc którą jakis czas temu opowiedziała jedna z moich znajomych - ma swojego mezczyznę, kochają się, nie mają wiekszych problemów, swego czasu miała dosc powazny problem ze zdrowiem skutkiem czego nie mogła dźwigac, miała problemy np ze wstaniem z łóżka, była bardzo obolała, by pracowac (takie czasy....) poprosiła lekarza o silne leki przeciwbólowe i jakos funkcjonowała, ale - miały one swoje skutki uboczne, leki lekami - kumpela i tak chodziła na rzęsach - jej facet nie mieszka z nią, jest mocno zapracowany, poproszony o pomoc w zakupach czy też wspólne nocowanie by np pomóc jej wstac z łóżka czy po prostu pogłaskac po głowie, z ogromna troska w głosie mówił "bardzo chciałbym ale nie moge bo mam bardzo dużo pracy, dodatkowe zlecenia..." ona więc łykała kolejne prochy i radziła sobie sama. dziewczyna jest silna, zaradna - dała sobie rade - chociaż czasami widac było ze jej ciężko, nie chciała pomocy innych, (długo ukrywała co sie z nia dzieje....)bo jak tłumaczyła - mam swojego faceta, jesli pokaże że sobie nie radze i pomagają mi inni, postawie go w złym swietle, bo to on powinien byc przy mnie a nie znajomi itp. sytuacja trwała jakis miesiac kumpela z tego wyszła, żyja dalej szczęsliwie ;) pech chcial, iż jakis czas temu ktos z bliskiej rodziny jej faceta trafił do szpitala (ktos z bardzo bliskiej rodziny), jej chłopak chodzi jak nieprzytomny, zostawił wszystkie zlecenia, przesiaduje w szpitalu, zawala uczelnie - dodam iz choroba tej osoby nie jest smiertelna, nie grozi utratą zdrowia - ot rzecz ktora może jest mało przyjemna, wymaga hospitalizacji ale będzie można dalej zyc....
    Kumpela w końcu pękła i powiedziała mi, że jest jej źle, że ja to drażni, że ja inaczej potraktował, z niczego nie zrezygnował, że wziął za dobrą monetę to że sobie poradziła...że nie dał jej tego co dał czlonkowi rodziny.....że jest załamany i ze nie mam z nim żadnego sensownego kontaktu....
    No i tak sobie pomyslałam jak to jest? Czy męzowie po slubie inaczej sie zachowują wobec żon tj jak jestes moja dziewczyną nawet bardzo poważną z opcją slubu ;) to traktuje cię inaczej niz jak żonę czy innego członka rodziny? czy tez takie zachowanie swiadczy o tym, iż on jej nie traktował powaznie? czy też może po slubie będzie inaczej?
    a druga kwestia: zasadniczo to kobietom przypisuje się histeryzowanie, okazywanie słabosci wobec nieszczęsc - mężczyzna owszem przezywa ale...nie zapomina o obowiązkach itp - czy to prawda? czy mit? czy Wasze połówki ianczej przezywają np chorobe ciężka rodziców niż Waszą?......
    Trochę sie w tym pogubiłam bo ja zasadniczo jestem osoba dosc skrytą i nie okazuję bólu czy cierpienia......
    ps
    sorki za brak polskiego s czy c z kreską - ale komputer mi szwankuje ;)

    Odpowiedzi (27)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-08-22, 01:52:25
    Kategoria: Pozostałe
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
DobraC 2009-08-22 o godz. 01:52
0

Isia napisał(a):Na całe szczęście ratuje mnie dystans do samej siebie.
i to jest potwierdzenie mojego posta powyzej lol

trzymam za Ciebie kciuki Isia. Za Ciebie i za Twoje decyzje.
powodzenia!

Odpowiedz
Gość 2009-08-22 o godz. 01:10
0

DobraC Miło robić dobre wrażenie, ale bynajmniej w codziennym życiu nie jestem ani wyważona ani rozsądna. To przychodzi po czasie i przy trzeźwej analizie sytuacji. W sytuacjach codziennych jestem potworną histeryczką, która każdy problem wyolbrzymia do maximum, płaczę na zawołanie, jak tylko zaczynam rozczulać się nad sobą, jaka to jestem biedna i nieszczęśliwa i jaki wredny jest ten świat. Na całe szczęście ratuje mnie dystans do samej siebie.

Odpowiedz
DobraC 2009-08-22 o godz. 00:25
0

Isia, gdy czytam Twoje wypowiedzi w tym watku zdaje sobie sprawe ze jestes bardzo dzielna, bardzo madro, wywazona i rozsadna osoba. chcialabym byc taka gdy przyjda zle dni. naprawde - podziwiam Cie....

Odpowiedz
Gość 2009-08-21 o godz. 23:51
0

Gabi,
Niestety trafiły nam się wybrakowane egzemplarze jesli chodzi o meżów, ale natura nam to zrekompensowała w postaci fantastycznych synów. Nie wiem jak Twój Bartuś ale moje dziecko bardzo o mnie dba. Kiedy wracam z pracy przytula się mocno, pomaga mi załozyć kapcie a czasem każe się położyć na tapczanie i przykryc kocykiem, żeby mamusia odpoczęłą :). Latem zbiera dla mnie kwiatki. Jak jest u babci to idzie razem z nią do sklepu po bułeczkę dla mamuni.
Ja byłam bardzo rozpieszczona przez swoich rodziców i spodziewałam się, że zawsze świat będzie się kręcił wokół mnie i może dlatego los mnie pokarał i dał wskazówkę w postaci takiego mężą, abym zrozumiała, że to co dobre wokół nas trzeba cenić bo to wcale nie jest takie oczywiste.

Odpowiedz
Gość 2009-08-20 o godz. 16:07
0

Gabi, bardzo przykre to wszystko. Strasznie mi smutno :goodman:

Odpowiedz
Reklama
Alma_ 2009-08-20 o godz. 12:14
0

gabi, tak smutno piszesz... :goodman:

Odpowiedz
Gość 2009-08-20 o godz. 12:07
0

Dopiero teraz trafiłam na ten wątek. Isia i Gwiazdka dobrze was rozumiem. Niestety przezyłąm podobne i dotąd tez sie tym nie dzieliłam aleten kielich goryczy coraz bardziej sie wypełnia i zaczyna wylewać i czukę potrzebę napisania tego. Tuż po naszym ślubie okazało sie moja Mama ma guza w piersi. Kolejen badania operacja hstopatologiczne potwierdały najgorsze ewentualnosci i rokowania. Cały czas byłam z tym sama. Mąż zachowywał sie jakby go to nie dotyczyło w najmniejszym stopniu. jedynie tolerował pobyty mojej mamy w moim mieszkaniu w którym mieszkalismy. Wlascieie to go w góle ne było bo 2 miesiace codziennie po pracy jeżdził do siebie pakować się i przyjeżdzła z kolejną porcją swoich rzeczy o 22,00 i szedł spać. Raz kiedy posiedzialm dłuzej u mamy w Centr Onkol okazało sie że autobus bezp na Gocław juz nie jeździ od 21,00 i trfiłam w lukę w autobusach do cenrum skad mogłabym przesiaść i poprosiłam zeby podjechal pomnie samochodem co zajełoby mu ze 40 min poradzil mi jechać autobusem przez centrum co najęłomi 2 godz o tej porze. Dodoam ze na tym przystanku pod Co czekalam pól godz na mrozie brak żywego ducha pare kiosków wszytko zamknięte. Byam wściekła. Dojechawszy na 23,00 zostałam skwitowana złośliwym usmiechcem. Niedługo potem gdy mama zmarła nie uczetniczył w pogrzebie bo zajmował sie naszym maleńkim dzieckiem ale też nawet nie wszedł do pomieszczenia gdzie stala trumna (nie pozegnał jej) choć go prosiłam. Było mi bardzo przykro.
Przez calą ciazę niewiele sieinteresował ciażą. To ja na siłę wyciagnełam go na 2 razy na usg w 14 i 21 tyg.
Najbardziej jednak bolimnie jego zachowanie przy i tuż po porodzie.
Gdy zacząl się poród o 1,00 w nocy był zły zego budzę i ze na pewno to jeszcze nie to. W czasie porodu pałętał sie obok i nic mi nie pomagal nie wspierał NIC A NIC. Skończyło sie CC i nie zaczekał aż wyjadę z sali operacyjnej przed 11,00 rano w czw pojechal sie wyspać i już nie rzyjechal tego dnia. za to następnego w piatek poszedł do pracy. czekalam na niego że tu po pracy ok 17,00 przyjedzie wpadł ok 19,00 na chwileczkę. Tak mi było ciężko po CC nie mogłam się ruszac potworny ból przy próbie ruchu, a płąkal całe noce musiałam spacerować z nim po korytarzu, nie miałam pokarmu czym byłam b. sfrustrowana. Przez cały pobyt w szpit spałam po 2-3 godz na dobę. Tak czekałam na niego.prosiłam przyjedź w sobotę od rana. Nie mogę. Co będzisz robił musze posprzątać umyć samochód. Czułam sie odrzucona osamotniona. Przyjechał w sobotę może o 18,00 żeby ponfrmować mnie ze jutro w niedziele jego mama organizuje uroczyst obiad!! dla niego i jego sióstr z rodinami z powodu narodzin wnuka. A ja z tym wnukiem w szpit sama umordowana. No to już po porstu mnie rozwaliło. Poszłam pod prysznic na chwilę i chyba mu coś moja współlokatorka z pokoju powiedziała (wczesniej juz sie domnie dziwiła zachowaniem meża i jego wymówkami że nie przyjedie w sobotę bo będzie samochód mył) bo jak wyszłam to nawet o dziwo został wyjatkowo długo i obiecal że przed tym obiadm do mnie wpadnie. Co tez się stalo. Po tym obiedzie też pzyjecha do mnie przywozac rosół w termosie. Po czym zaczęłam dostwać pkarmu bo na głodowym szpitalnym wyżywieniu nic a nic nie miałam. W poniedziałek gdy mnie wypisano odebral nas o 19,00 po pracy. Dodam ze przed porode rozmawialiśmy ze weźmie urlop na 2 tyg po porodzie. Potem że 2 tyg ni moze tylko tydzień. A potem okazało sie zę teraz nie moze bo kolega na urlopie o ma ślub potem kolega ma podróz poslubną a potem tez nie moze bo obowiazki. jednym słowem ne wziął nawet kilku dni urlopu z okzji porodu choć przysługiwał mu nawet 2 tyg zwolnienia na opiekę nad zoną po CC. Całe dnie byłam sama w domu wychodził przed 7,00 wracał o 20,00-21,00 Sama z dziesckiem które w ogóle nie spało i 24 godz na dobę było przyklejone do cyca przez kilka mieś. nie maialm czasu wykąpać sie isć do kibla zjeśc. Odłozenie od cyca oznaczało momentalne wybudzanie i krzyk. Parę razy przez pierwsze 3 mieś przyjechali tescie na 3 godz zebym zrobiła sobie zakupy i ugotowała coś. Choć tyle. Na szczęście Bartek w meżu wzbudził dużo uczuć, miłosci, czułosci.Kocha go bardzo. Paradoksalnie tym bardziej świadamia mi to że maz potrafi mieć uczucia ale nie w stosunku do mnie.
Ktos powie, że przeciez musiałam to widzieć przed slubem. Po prostu ułozyłam tak to sobie ze wierzyłam, ze mnie kocha bo mi to powiedział kiedyś bardzo spontanicznie, autentycznie i szczerze ale nie jest to facet specjalnie wylewny i nie okazuje tego za bardzo ale za to mozna polegać na nim i mu wierzyć ufać. Ale dzis to już nie wiem. Kocha nie kocha? Wydaje mi sie ze zyjemy obok siebie nie z soba wymieniajac sie informacjami w sprawach zycia codziennego. Nieraz czuje sie ignorowana, dla mnie jest tylko krytyka w ogóle mnie nie chwali. Mam wrazenie ze nie widzi we mnie kobiety. Fakt że mam dużą nadwagę. Kiedyś mówił że mam łądną buzię dzis gdy sie umalowałam i zapytałam czy ładnie wygladał nie spojrzwszy na mnie powiedizał ślicznie. Jest przyzwoitym człowiekiem. Bez nałogów, nigdzie nie wychodzi. Tylko prca i dom. Kocha i zajmuje sied zieckiem. Nie wszyczyna awantur. Zarabia na dom. Obiektywnie wszytko jest w porządku. Ale...

Odpowiedz
Gość 2009-07-13 o godz. 05:13
0

Dziewczyny! Jak czytam co przezywacie i jak mądrze sobie z tym radzicie , to zapadam sie ze wstydu U mnie kazdy problem powoduje, ze wynoszę sie z sypialni i kombinuję jakby było fajnie sie w ogóle wyprowadzic.
Ostatnia noc taka była. Ach ten wczorajszy mecz i domowe porzadki nas porózniły
Choć Wąż już chłodzi szmpana... mam nadzieję ,że dla mnie 8)

Odpowiedz
Gość 2009-07-13 o godz. 03:34
0

Gwiazdko, współczuję wypadku i życzę szybkiego i w miarę bezbolesnego powracania do zdrowia.
Wydaje mi się jednak, że takie czyhanie na czyjś błąd nie ma sensu i bynajmniej nie działa mobilizująco. Wypominanie, ze nie był na Twoim miejscu tez chyba nie jest fajne bo to tak jakbys życzyła komus z kim jesteś cierpienia. Skoro juz masz te kilka tygodni "laby" zastanów się czy to dręczenie psychiczne jest czymś stałym czy tylko pojawiło się teraz kiedy jesteś poirytowana bólem fizycznym. Wychodze z założenia że jeśli w zwiazku sa jakieś pozytywa ( których w złości niestety się nie dostrzega więc potrzebne jest naprawde trzeźwe spojrzenie) to warto zastanawiac się nad ratunkiem, jeśli to tylko jedna wielka krecha to lepiej dac sobie spokój.
U nas czasem świeci słonko i oboje mamy świadomośc że mamy problem a nawet potrafimy się sami z siebie smiać więc nie jest najgorzej. Np. mamy swiadomość, ze szwankuje i że możemy nie wytrzymac ze sobą a gdy chcę komus oddać ubranka po synku zastanawiamy się czy tych najfajniejszych nie zostawic bo moze kiedyś... zdecydujemy sie jeszcze na drugie.

Odpowiedz
djf 2009-07-13 o godz. 03:18
0

Isia, Gwiazdka - wspolczuje :usciski:
naprawde nie wiem co powiedziec...ja aktualnie nie mam nikogo "mojego" ale mam za soba swoje doswiadczenia mesko - damskie i owszem roznie bywalo, ale moj eks w tej kwestii tj opieki czy pomocy byl naprawde ok, nawet jak mialam lekkie przeziebienie to potrafil sie zatroszczyc, podac herbate, nakryc po uszy kocem gdy ogladalam tv ;) a pieniadze bylyby ostatnia kwestia o ktorej by mi w takim momencie wspomnial.... (no ale mial inne swoje wady ;) )
pomijajac to wszystko - Gwiazdko - uwazam, ze wypominanie partnerowi, ze z powodu jego choroby budzet domowy bedzie odrobine mniejszy nie jest w porzadku. A co bedzie jak odpukac kiedys sie na tyle rozchorujesz ze nie bedziesz mogla pracowac przez jakis czas?...... partner powinien byc wsparciem i tyle. tak sadze......

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-07-13 o godz. 03:06
0

ooo widze ze temat na czasie (ehhh, moje zycie)

opowiem wam cos co spotkalo mnie...

20 sierpnia jechalismy samochodem do mojej rodzinnej miejscowosci - ja, moj P., jego mama i jego siostra. Miala byc impreza w plenerze wiec byla to doskonala okazja do tego aby nasze mamy sie poznaly. Pech chcial, ze gdy skrecalismy na posesje w ktorej mielismy zaparkowac samochod, wjechal nam w tyl duzy dostawczy mercedes. Podczas uderzenia rozlozylo sie na moje nogi przednie siedzenie - efekt: peknieta lakotka i ponadrywane wiezadla. Ja z mojego P. siostra spedzilysmy 3 doby w szpitalu, on z mama wrocili do Wawy. Po moim powrocie zaczely sie pierwsze teksty przede wszystkim dotyczace tego ze jak jestem na L4 to wyplate mam zmniejszona o 20%. Przyznam szczerze, ze ja jako osoba bardzo nerwowa bardzo zle reagowalam na to szczegolnie ze z jego strony spodziewalam sie najwiekszego wsparcia. Nie twierdze ze utrudnial mi zycie, pomagal mi bardzo wtedy kiedy czegos zrobic nie moglam. Ale wymeczyl mnie psychicznie tak ze poprostu odechcialo sie wszystkiego. M. in. dlatego jak lekarz kazal mi siedziec 6 tyg. do czasu wyleczenia nogi na L4 (a ja uslyszalam tekst w stylu: "to masz 6-cio tygodniowa labe") chodzilam do pracy tylko po to, zeby nie sluchac ze pieniedzy bedzie mniej, ze siedze w domu i nic nie robie. Nic nie obchodzilo go ze mnie boli, ze ciezko mi chodzic w stabilizatorze i o kuli, ze mecze sie potwornie siedzac 8 godzin w pracy z noga na drugim krzeselku ale w skreconej pozycji, ze ciezko mi prosic wszystkich o pomoc, np, przy wsiadaniu do autobusu... Psychicznie jestem wykonczona. Teraz zaczelam rehabilitacje - chce dac z siebie wszystko zeby jak najszybciej wrocic do pelnej sprawnosci. Cwicze, boli, rehabilitantowi klamie i mowie ze nie boli, a w domu placze, ze zamiast wsparcia mam cisnienie tylko i wylacznie dlatego ze to nie on siedzial na moim miejscu z tylu i to nie on dostal w plecy samochodem 2x wiekszym od naszego... Ktoregos dnia nie wytrzymalam i wyszlam z domu, pojechalam do ciotki do Wesolej i tam bylam kilka dni w miedzy czasie szukajac sobie mieszkania. Na chwile obecna jestem w naszym mieszkaniu, P. jest na cenzurowanym i jedno nawet najmniejsze przewinienie spowoduje moje bezpowrotne wyjscie stad.

No, to tyle w temacie. Ehhh......

Odpowiedz
Gość 2009-07-13 o godz. 02:54
0

Isiu, to bardzo, bardzo przykre, co piszesz, bo ja takiej sytuacji nawet nie potrafię sobie porządnie wyobrazić, a co tu dopiero mówić o dawaniu jakichkolwiek rad. Życzę Ci dużo siły.

Odpowiedz
Gość 2009-07-13 o godz. 02:41
0

Tak naprawdę to sobei jeszcze z tym nie poradziłam tylko niczym Scarlet załozyłam, że pomyśle o tym jutro... Gdybym była tak dzielna nie wypominałabym tego na Forumi po roku dziewieciu miesiącach i dwóch dniach (ach ta linijka na dole)...
było tu teraz parę watków o rozwodach... i o tym jak to niektórzy wbrew przysięgom małżeńskim z łatwością mówią no to się rozwiodę... Tymczasem to wcale nie jest taka łatwa decyzja, jest wiele za i przeciw. Ja cały czas jestem niepewna uczuć swoich i jego... czy my się jeszcze kochamy czy tylko się do siebie przyzwyczailiśmy, czy chcemy być razem czy kierujemy się dobrem dziecka... ale skoro sa watpliwośći to trzeba działać bardzo rozważnie, nim totalnie schrzanimy sobie życie.
Topor wojenny narazie został zakopany z przyczyn dość tragicznych bo niedawno zmarł mój teść i mój mąż potrzebował mojego wsparcia. Nie kopie się leżącego, więc wielka poważna rozmowa na temat naszego związku jeszcze przed nami. Niezależnie jak to wszystko się skończy mam nadzieję, ze będzie dobrze. Jeśłi przetrwamy to będziemy żyć długo i szczęśliwie a jeśli nie przetrwamy to zdolamy sobie ułożyć życie na nowo bez krzywdzenia siebie i naszego synka.

Odpowiedz
Gość 2009-07-13 o godz. 02:12
0

Isiu, choc wiem, ze tego nie oczekujesz i prawdopodobnie nie potrzebujesz - chcialam Ci napisac, ze jestes niesamowita, ze tak sobie z tym wszystkim poradzilas. Bardzo dzielna z Ciebie kobieta i bardzo Cie podziwiam.

Odpowiedz
Gość 2009-07-12 o godz. 23:49
0

Nie jest fajnie, gdy nie pomaga ten na kogo najbardziej się liczy ale było minęło. Poniekąd pokutuje tu zasłanianie sie rodzicami w trudnych sytuacjach i potem jest tak jak w moim przypadku, mąż się nie stara bo przeciez pomoże mi mama, tata czy brat. Zapewne sama go tego nauczyłam. Nie będe strugać szlechetnej, która bierze winę za wszystko co złe bo tak nie jest ale w chwilach zdroworozsądkowych a nie emocjonalnych mam świadomość tego, że z niektórymi facetami juz tak jest, ze trzeba krzyczeć do nich przez megafon, czego się chce bo sami na to nie wpadną. Niestety należę do tych co pójda popłakac w kąciku...

A wracając do wątku głównego to jak dla mnie relacja partner-partner a rodzice- dziecko jest czyms zupełnie innym i na tym polu nie da się rywalizować. czasami trudno ocenic powagę sytuacji i bardziej dba się o mamę chorą na grypę niz o faceta z zapaleniem płuc. Może dlatego, że w przypadku rodziców podświadomie obawia się człowiek ich utraty a w przypadku partnera takiej ewentualności nawet nie bieże się pod uwagę.
Kiedy kaszle mój mąż to zamiast współczucia dostaje burę za to, że za cienko się ubierał, kiedy kaszle dziecko, zostaje otoczone dodatkową porcją troski.

Odpowiedz
Gość 2009-07-12 o godz. 23:11
0

Generalne moje zdanie jest takie ze nie powinno byc takiego roznicowania ze jak rodzina to robie wszystko a jak dziewczyna/narzeczona to nie mam czasu na poswiecenie.
Odnosząc się do sytuacji opisanej przez ciebie powiem tylko ze zakładając iż: (1) laczy ich uczucie ( nie jest to jakis tzw niezobowiązujący romans) i (2) dziewczyna szczerze powiedziala jaka jest sytuacja i poprosila o pomoc to nie wyobrażam soebie takiej reakcji, a raczej nie rozumiem jej.
Brak pomocy z jego strony, chocby najmniejszej jednak o czyms świadczy. O czym to już sprawa do przedyskutowania miedzy nimi i nikt nie powinien mowic jej co ma a czego nie ma robic, nikt nie postawi diagnozy czy ja kocha czy nie i to ona w ostateczności sama musi zdecydowac czy chce być z nim czy nie. Może sa inne sytuacje które jednak przemawiaja na jego korzysc, ale nie powinno być tak ze jestem mily/a pomagam wtedy kiedy mam mnóstwo czasu, zero problemow i jest mi to po prostu na reke.

U mnie jest tak ze nie chorowałam jakos powaznie dotychczas (odpukac), ale w sytuacjach kiedy potrzebowałam pomocy nie było z tym problemu.
U mojego meza w rodzinie bliskie mu osoby wymagaly pomocy i wiem ze bardzo emocjonalnie reagowal, codziennie szpital, odwiedziny, rzucal wszystko.
W sumie nawet po „zagrozonym” okresie nadal się poświęcał do tego stopnia ze w domu był gosciem, ale wiem ze jeśli to bylabym ja tez robilby wszystko co możliwe żeby pokazac ze jest ze mna.
Mężczyźni roznie sobie radza z takimi sytuacjami i często jak pisze Sil wazna jest rozmowa czy wprost powiedzenie czego oczekujemy.
Wpolczuje Isia :usciski:
Bo choc ciaza i porod to nie choroba, to takie potraktowanie przez najblizsza osobe jest straszne. Dobrze ze mialas chociaz oparcie w rodzicach

Odpowiedz
agga73 2009-07-12 o godz. 22:33
0

Isia, bardzo smutne, to co piszesz...
życzę Ci dużo siły :usciski:

Odpowiedz
djf 2009-07-12 o godz. 22:28
0

....no właśnie trudno powiedzieć czy mu ufa nadal czy nie - rozmawiałam z nią wczoraj i widzę, że ona sama się "miota" i nie wie co sądzić...z jednej strony jak sama przyznaje jest to mężczyzna, który potrafi zaskoczyc pozytywnie, wiele razy jej pomógł, mogła na niego liczyć...myslę (ale to moja opinia) że bardziej boli ją nie to, że jej nie pomógł bo nie miał czasu ale to, że rzucił wszystko gdy zachorował ktoś z rodziny - bo to moim zdaniem oznacz, że dziewczyna nie ejst dla niego tak ważna jak sądziła. dziwi mnie to wszystko, bo wiele razy mogłam zaobserwować że jego zachowanie wskazuje na to, że ją bardzo kocha...lubię ją chciałabym jej coś doradzić albo pocieszyć i nie wiem co mam zrobić......nie chcę się wtrącać, ale z drugiej strony - z uwagi na to, że sama wiem jak to jest, mam za sobą przykre doświadczenia męsko-damskie - jesli tylko mogę to chciałabym jej podpowiedzieć coś co pozwoli jej uniknąć błędu. Ja jestem dość restrykcyjna i ciśnie mi się na usta by powiedzieć kumpeli "zostaw go w diabły" ale może się mylę, może przesadzam....stąd ten post. może to nie jest tak, że jak ktoś inaczej potrakował swoja dziewczyna a inaczej rodzine - to już jest taki zły? może niektorzy fceci po proatu potrzebuja więcej czasu, doświadczeń by swoje dziewczyny zacząć traktować jak człónków rodziny?....a może ja po prostu bredze ;)

Odpowiedz
Gość 2009-07-12 o godz. 22:24
0

Niestety mój mąż należy do tych bardzo troskliwych dla wszystkich tylko nie dla mnie. To jak się zachował przy narodzinach naszego synka zdyskredytowała go w moich oczach na zawsze i jakoś nie potrafię mu tego wybaczyć. Nie chciał mnie nawet zawieźć do porodu. Rozklekotana stara skoda, która posiada stoi w garażu na Ursynowie, gdzie nie mieszkamy. Rodziłam w styczniu i kiedy już się zbliżał termin usłyszałam, ze on samochodu na mrozie nie będzie trzymał. Wkurzyłam się spakowałam i przeniosłam do rodziców, żeby do szpitala zawiózł mnie tata. Miał być poród rodzinny ale ponieważ mój mąż smacznie spał w domu kiedy ja męczyłam się podskakując na spręzynach panieńskiego łóżka oczekując sensownej godziny na budzenie ojca (dzień wcześniej zrobiłam fałszywy alarm) w szpitalu zdecydowałam, że rodze samam bo nie wiem o której dojedzie przyszły tatuś. Wracając z dzieckeim ze szpitala poprosiłam męża, żeby mi kupił jakies rzeczy w aptece a on się mnie spytał czy mu dam na to kasę, wtedy to już naprawdę wybuchłam, że może mu powinnam jeszcze zapłacić za to, że urodziłam mu dziecko.
Byłam dzielna nie brałam znieczulenia, zgodziłam się na ogólną salę nawet wysłałam po męża mojego tatę (czyli wbrew założeniom na własnym bolącym tyłku zaoszczędziłam koło 800 zł, które były na ten cel przewidziane) i zamiast bukietu kwiatów czekającego na mnie w domu, słyszę, ze powinnam zwrócić kasę za paracetamol, podpaski i rumianek to wybaczcie ale … cos tu chyba nie tak. Potem nim byłam w stanie normalnie się poruszac aby wyjśc na zakupy chodziłam po prostu głodna, bo mąż 3 dni po terminie był zaskoczony narodzinami dziecka i nie napełnił lodówki a wysłany do sklepu przyniosł 2 pizze dla siebie a dla mnie jako matki karmiącej kilogram marchewki i kartonik czerwonego barszczu… no bo po trzech dobach bez snu powinnam była opracować mu listę zakupów.
Za to teraz bywam zostawiana sama z dzieckiem bo musi zawieźć do przychodni (oddalonej o 2 przystanki autobusowe) przeziębionego brata (lat 26- bynajmniej nie upośledzonego na ciele czy umyśle).
Na dzień dzisiejszy nie potrafię wybaczyć. Staram się żyć dalej i być ponad to ale zadra w sercu pozostała i jak dotąd nie udało nam się odtworzyć łączącej nas kiedyś bliskości. Może czas zaleczy rany ale czasem mam wrażenie, że jesteśmy razem tylko dlatego, że obawiam się nie poradzenia sobie logistycznie jako samotna matka… Z drugiej strony płomyczek nadziei i jakiejś tam miłości jeszcze się tli…

Odpowiedz
Gość 2009-07-12 o godz. 22:22
0

a mój mąż ma baardzo wiele wad, które ciężko mi znieść czasami, ale jak jestem chora, potrzebuję żeby pojechał ze mną do lekarza, źle się czuję to wiem że mogę na niego liczyć... tak było przed ślubem i tak jest teraz. nie sądzę żeby ślub coś zmieniał, jeżeli kogoś szanujemy, kochamy, spędzamy z nim wiele czasu, jest naszą drugą połwką, bliską osobą to według mnie jest naszą rodziną... ja i moja rodzina traktowaliśmy mojego męża jak członka rodziny jeszcze długo przed ślubem.

Odpowiedz
Gość 2009-07-12 o godz. 21:44
0

Gdy choruję, jest mi smutno i źle, żle się czuje itp. to zawsze moge liczyć na mojego męża.Mimo, że pracuje po 10 godzin dziennie a nawet i dłuzej..
Przez pierwszy okres mojej ciąży musiałam leżeć plackiem - wszystko robił w domu, sprzątał, gotował i nawet wziął 3 dni wolnego, żeby po prostu ze mną posiedzieć.

Tylko zobaczymy jak będzie jak już dzidziuś pojawi się na świecie

Odpowiedz
Gość 2009-07-12 o godz. 21:18
0

Nie wiem czy slub cos zmieni. W naszym zwiazku od poczatku bylismy dla siebie wazni i to sie nie zmienilo. Jeszcze przed slubem moj maz bral wolne z pracy, zeby ze mna pojechac na wyrywanie zebow i siedzial przy mnie potem czy pocieszal mnie po stracie ukochanego psa. W zasadzie to nawet po kilku randkach zarywal szkole, zeby mnie potrzymac za reke, gdy siedzialam pod kroplowka. Wielkie tragedie zyciowe nas na szczescie nie spotkaly, ale nie mam powodu by sadzic, ze zachowa sie inaczej. Ja dbam o niego, on o mnie, ten, kto jest w danej chwili w lepszym stanie (psychicznym, zdrowia) przejmuje ster w domu i troszczy sie o druga osobe.

Gdyby bylo inaczej nie czulabym sie bezpiecznie. Czy Twoja znajoma ufa swojemu partnerowi po tym, jak sie zachowal? Jego zachowanie swiedczy o ich relacji - jak wazna jest dla niego. Mi daloby to duzo do myslenia.

Odpowiedz
Gość 2009-07-12 o godz. 20:34
0

Ojć, biedna. Ja bym się bardzo bała, że tak samo może wyglądać i po slubie...

U nas Ł. się bardzo sprawdził w swej roli, kiedy umierał mój Tata. Bylismy wtedy ze sobą pół roku. Był z nami w najgorszym okresie, kiedy trzeba się było Tatą opiekować 24h na dobę, dzwonił po lekarzach, przedstawiał sie jako zięć, bo przecież inaczej nikt by z nim nie gadał.

Teraz jak choruję to zawsze ma dla mnie dobre słowo, moze nie jest strasznie opiekuńczy, ale bez problemu mogę na niego liczyć, a jak o coś poproszę, to spełni. Owszem, często bywa, że muszę mu wprost powiedzieć, czego chcę, no ale to typowa przypadłość męska.

Odpowiedz
dodek 2009-07-12 o godz. 20:19
0

podpisuje sie pod tym co napisały dziewczyny..... mi na pewno dałoby to do myslenia..... ja mieszkałm z moim M przed slubem, ale on jest bardzo opiekuńczy i był taki od samego poczatku. jak jestem przeziębiona lub chociazby powiem że źle sie czuję mój M. potrafi ugotowac obiad, posprzatać itd.....

Odpowiedz
Gość 2009-07-12 o godz. 17:51
0

Moj M. jest bardzo opiekunczy w stosunku do mnie, a malzenstwem jeszcze nie jestesmy. Nigdy nie dal mi odczuc, ze jestem mniej wazna, niz Jego rodzina, chociaz akurat z mojej strony nie jeden raz, M. mogl takie ustawianie w szeregu odczuc. 2 razy jak lezalam w szpitalu i bylam operowana, wzial wolne z pracy (a dodam, ze szpital znajdowal sie w zupelnie innej miejscowosci oddalonej od miejsca naszego zamieszkania o jakies 350 km), spal u znajomych i cale dnie przesiadywal przy mnie. Byl ogromna ostoja - to On mi przekazywal informacje na temat operacji, pilnowal kroplowek, zagadywal, zeby czas szybciej zlecial. Przyczynil sie bardzo do zredukowania poziomu stresu. Tak samo moglam na Niego liczyc po wypisaniu ze szpitala, w trakcie rekonwalestencji (mieszkamy razem).

Dlatego, tak jak pisze Agga, na miejscu Twojej kolezanki, djf, rowniez, bym sie poczula sprowokowana do myslenia. Bardzo mi przykro, ze dziewczyna, gdy tak bardzo potrzebowala wsparcia i opiekunczego ramienia, musiala sobie radzic sama. Dzielna jest bardzo.

Odpowiedz
agga73 2009-07-12 o godz. 08:30
0

na miejscu opisanej wyżej koleżanki czulabym się cokolwiek rozżalona i chyba daloby mi to do myślenia...

u nas ślub nic nie zmienil, mój mąż się wprawdzie nie rozczula za bardzo, ale potrafi byc troskliwy i pomocny, cenię w nim to, że nie traci glowy, zachowuje zimną krew i dziala. wiem, że mogę na niego liczyć :)
podobnie jest z pozostalymi facetami w mojej rodzinie, podobnie jak mój mąż są skryci i chowają emocje, ale są zwarci i gotowi kiedy trzeba pomóc.

Odpowiedz
sylw 2009-07-12 o godz. 07:19
0

mój mąż przed ślubem funkcjonował dośc podobnie do opisanego ale nie ze złej woli - tak był wychowany tzn, że rodzina najważniejsza, a z dziewczyną możesz jeszcze nie być
- takie myśli miałam wtedy o nich (rodzinie męża) a z moim miłym po prostu szczerze rozmawiałam...
teraz jest dla mnie niesamowitą podporą - jestem w sumie już jego rodziną ;) - nie jestem w stanie ubrać w słowa, jak jest troskliwy, gdy choruję, jak się mną opiekował w trakcie porodu i połogu, jak pomaga przy małym teraz... mogę po prostu na niego liczyć :D

czy tak jest ze wszystkimi - nie wiem nie wiem też jakie pobudki kierowały Twym znajomym jednak szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie mego męża w podobnej sytuacji, jak byliśmy parą - chyba by jednak się nieco ulitował ;)

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie