-
DobraC odsłony: 3967
My - Forumanki (wierze...)
Nie wiem czy sie nie zezloscicie, ale moje przygotowania do slubu (cywilnego) i zwiazane dylematy z tym ze nie mozemy wziasc koscielnego powoduja ze czesto mysle o wierze, o Bogu, o sprawach pieknie nazywanych "mniej doczesnymi"
Kto chce niech odpowie, przymusu wszak nie ma.
Opcje tez moga byc niedelikatne bo sytuacje rozne.
Zaznaczam - pytam w zasadzie o WIARE. Mniej o kosciol, nastawienie do ksiezy etc.
Czytalyscie "Anioly i Demony" Browna? jest tam taki moment gdy Victoria pyta Roberta "wierzy pan w Boga" a on zaslania sie wlasnie utozsamiajac wiare z kosciolem.....
Ja wierze. Niepraktykuje (ostatnio) bo czuje sie odtracona (choc sama jestem przyczyna tego odtracenia i to byla moja decyzja).
A Wy?
Zaznaczyłam ostatnią opcję, bo jestem wierząca, praktykująca, ale ciągle pytam, zastanawiam się i próbuję zrozumieć. A co do instytucji Kościoła... to mam mieszane uczucia. Z niektórymi dogmatami bym się kłóciła i nie są one dla mnie do końca zrozumiane. Księża sa różni, czasami to co mówią to są czyste herezje, ale w swojej parafii mam od niedawna 2 w miare młodych księży, którzy zupełnie inaczej podchodzą do wiernych i samej instytucji Kościoła :) I nie ukrywam, że odkąd oni są chętniej chodzę do Kościoła i słucham tego co mają do powiedzenia.
Odpowiedz
A ja zaznaczyłam ze jestem niezdecydowana choć nie wiem czy to właściwa opcja jest dla mnie. Kiedyś wierzyłam bez zastrzeżeń, regularnie modliłam się, chodziłam do Kościoła na pielgrzymki i dzięki temu życie miało dla mnie sens. Czułam się dobrze i bezpiecznie, w razie problemów zawsze zwracałam się do Boga, szłam się wyciszyć i pomodlić do Kościoła. Dawało mi to siłę do dalszego działania i zawsze się udawało.
Początek końca mojej wiary bez zastrzeżeń był na studiach jak poznałam byłego męża , który raczej był ateistą. Ślub kościelny wzięliśmy bo mi na tym bardzo zależało, chodziłam na nauki za dwoje, do kościoła też.
Potem dąłam się wciągnąć w wir pracy i nie dawalam sobie nawet w niedziele godzinki na pójście do Kościoła. Bynajmniej nie zwalam winy na byłego, on od początku mi mówił co o tym sądzi a ja byłam na tyle słaba że dałam się przekonać do Jego postępowania bo to nie ma sensu, bo szkoda czasu na pójście do Kościoła i takie tam.
Teraz jestem po rozwodzie, i właściwie to jest mi głupio chyba przed tą siłą wyższą/Bogiem że tak się zaplątałam. Dla KK jestem na marginesie bo złamałam przysięgę, zaczęłam życie mimo przysięgi przed Bogiem z kimś innym. Jedyne co mogłam zrobić to zostać sama do końca życia zeby żyć w zgodzie z dogmatami kk. I teraz sama nie wiem i chciałabym i mi głupio. Dlatego raczej jestem niezdecydowana. Aktualnie nie praktykuję, nie modlę się ale myslę że siła wyższa istnieje tylko ja się trochę zamotałam w życiu i nie umiem już wierzyć tak jak dawniej.
Piszę tu cały czas o wierze nie o kościele czy księżach.
Shiadhal napisał(a):becja, nie jestem mocna z teorii teologicznych nt cierpienia, no ale miałam wrażenie, że nikt nie mówi, że KAŻDE cierpienie jest tą siłą pozytywną jakośtam.
że może być cierpienie destrukcyjne.
ech, nie wiem. dla mnie się temat nie nadaje do teoretyzowania zbytnio... wolę pozostawać przy 'dlaczego?' bez odpowiedzi tu akurat.
Ja też nie twierdzę, że znam odpowiedź i można ją poznać, napisałam tylko jak ja rozumiem katolicyzm choć okazuje się chyba nie bardzo rozumiem...
wiewrióra napisał(a):wróbelka napisał(a):wiewrióra napisał(a):wróbelko niestety prawda jest taka iż tzw aktywiści szkodzą grupom które chcą reprezentować. ciasne poglądy również.
jeśli to o mnie wyjaśniam, że ze mnie sie wylewa złość i bezsilność, można moją pisaninę nazwać ciasnotą poglądów - mnie to obojętne, byleby tamtej dziewczynce dali spokój ci z szerokimi poglądami w czarnych sukienkach i mięciutkich berecikach
wróbelko źle mnie zrozumiałaś - mi chodziło o ciasne zawoalowane w moherkowe bereciki poglądy. zresztą cały wykład o aktywistach wypisałam na pomyjach w znanym wątku.
ok :) były dwie możliwości, dlatego sie na początku zapytałam :)
wiesz, przez cały dzień nie moge sie uspokoić, zupełnie nie mieści mi się w głowie, że w naszym kraju dzieją się TAKIE rzeczy
wróbelka napisał(a):wiewrióra napisał(a):wróbelko niestety prawda jest taka iż tzw aktywiści szkodzą grupom które chcą reprezentować. ciasne poglądy również.
jeśli to o mnie wyjaśniam, że ze mnie sie wylewa złość i bezsilność, można moją pisaninę nazwać ciasnotą poglądów - mnie to obojętne, byleby tamtej dziewczynce dali spokój ci z szerokimi poglądami w czarnych sukienkach i mięciutkich berecikach
wróbelko źle mnie zrozumiałaś - mi chodziło o ciasne zawoalowane w moherkowe bereciki poglądy. zresztą cały wykład o aktywistach wypisałam na pomyjach w znanym wątku.
wiewrióra napisał(a):wróbelko niestety prawda jest taka iż tzw aktywiści szkodzą grupom które chcą reprezentować. ciasne poglądy również.
jeśli to o mnie wyjaśniam, że ze mnie sie wylewa złość i bezsilność, można moją pisaninę nazwać ciasnotą poglądów - mnie to obojętne, byleby tamtej dziewczynce dali spokój ci z szerokimi poglądami w czarnych sukienkach i mięciutkich berecikach
becja, nie jestem mocna z teorii teologicznych nt cierpienia, no ale miałam wrażenie, że nikt nie mówi, że KAŻDE cierpienie jest tą siłą pozytywną jakośtam.
że może być cierpienie destrukcyjne.
ech, nie wiem. dla mnie się temat nie nadaje do teoretyzowania zbytnio... wolę pozostawać przy 'dlaczego?' bez odpowiedzi tu akurat.
Zaznaczyłam opcję nr 3.
Wierzę w Siłę, która nas stworzyła i gdzieś tam ma oko na to wszystko, a racji tej a nie innej szerokości geograficznej akurat przyszło nazywać ją Bogiem. Wychowałam się "prawie" po katolicku (Mama zawsze miała dużo zastrzeżeń i się z nimi nie kryła), ale ja sama w kościele nigdy nie czułam się na miejscu. Życie ułatwiło mi wybór - wyszłam za nie-katolika, ale z kolei bardzo wierzącego Chrześcijanina. Dziś modlę się z nim, ale chyba raczej sama nie mam przekonania do wypowiadanych słów...
w sumie, jakkolwiek tandetnie to nie zabrzmi, jedynie założenie, że tak silna miłość jak nasza nie może tak po prostu się skończyć pewnego dnia daje mi jakąś iskierkę nadziei, że jednak coś jest POTEM...
w sumie to trochę zazdroszczę wierzącym bez zastrzeżeń..
Ja wierzę ale ciągle pytam.
lecz mam wiele wątpliwości.
A co do instytucji kościoła to cóż .. zmyłam sie z kościoła wiele lat temu jak spotkania do bierzmowania (które trwały przez 3 lata u nas w parafii ale mieliśmy specyficznego proboszcza) poprowadzili ludzie z oazy.
Były wyjazdy typu ze cały dzień siedzimy gdzieś w kościele i sie modlimy. Były spoktania gdzie oni wszyscy się kiwali i mruczeli że Jezus ich kocha. Były spotkania gdzie nagle któraś z osób wybucha płaczem bo na pewno własnie ma objawienie. Ale ja tego wogóle nie czułam. Miałam wrażenie że oni się nakręcają, coś pokazują i się po prostu przestraszyłam.
wróbelko niestety prawda jest taka iż tzw aktywiści szkodzą grupom które chcą reprezentować. ciasne poglądy również.
Shiadhal napisał(a):becja - chyba pytania padają i padać będą MIMO tej istoty - bo mówi się o niesieniu WŁASNEGO krzyża, nadstawianiu WŁASNEGO policzka... a nie tłumaczy czierpienia cudze. przynajmniej ja to tak rozumiem.
No ale... każde cierpienie jest CZYJEŚ
nie rozumiem? czy to, że np. dziecko nie pojmuje i tym samym nie uwierzy, że wyrządzone mu zło jest w istocie drogą do błogosławieństwa zmienia w jakimś stopniu to co mu wyrządzono?
wróbelka, a jakie słowa usprawiedliwienia masz dla ludzi, którzy w imię religii (co z tego, że opatrznie rozumianej) wysadzają np setkę 'niewiernych' w powietrze, ginąc przy okazji sami?
najpiękniejsze ideały można wykrzywić... w imię najcudowniejszych ideałów (także tych z serii laickości, prywatności przekonań itp) - zaszczuć człowieka. niestety.
becja - chyba pytania padają i padać będą MIMO tej istoty - bo mówi się o niesieniu WŁASNEGO krzyża, nadstawianiu WŁASNEGO policzka... a nie tłumaczy cierpienia cudze. przynajmniej ja to tak rozumiem.
a co do ankiety - wierzę I pytam. nie ALE, pytania odbieram jako nieodłącznie z wiarą związane. pytania niekoniecznie dające możliwość odpowiedzi.
pociągnę OT ;)
Wróbelko
przecież żaden ksiądz nie może odmówić takiego prawa, bo niby jak...
moim zdaniem ma jednak prawo zabrać głos w tej sprawie tak samo jak Ty czy ja, a jaki jest głos kościoła na ten temat... wiadomo
(tak w ogóle sprawa, o której piszesz jak dla mnie jest przegięciem totalnym, ofiara gwałtu w Polsce może liczyć na wspaniałą opiekę )
i wracając...
Często w podobnych dyskusjach dotyczących wiary pojawiają się pytania, które padły i tutaj. Pytania o zło przytrafiające się bezbronnym, o całą niesprawiedliwość tego świata...
Nie wątpię, że w większości odnosicie się do religii katolickiej a ta przecież mówi o nadstawianiu drugiego policzka, niesieniu własnego krzyża... to jej istota...
Troche prowokacyjnie zapytam , szczególnie praktykujących,
jakie słowa usprawiedliwienia macie dla ksiedza który odmawia prawa do aborcji zgwałconej, zaszczutej, odizolowanej teraz od rodziny małej 14-letniej dziewczynki? a to wszystko w imię religią uswięconego zycia od momentu powstania zygoty,
gdzie znajdujecie jej prawo do życia?
nie rozumiem jak potem mozna klęknąć przed takim księdzem i słuchać od niego kazania, przyjmować od niego wymiar pokuty,
od dziś dla mnie to pewnik: Bóg to jedno - kosciół to coś zupełnie innego, nie chce takiego kościoła
ręce mi sie trzęsą gdy to piszę,
Ja wierze w Boga, praktykuję (chociaż nie w swojej parafi). Do księży mam wiele zastrzeżeń.
OdpowiedzWierzę i oboje z mężem jesteśmy praktykujący. Miewam kryzysy, oczywiście, ale staram się jakoś trwać. Choć ostatnio kuleję...
Odpowiedz
darkangel napisał(a):z drugiej strony widzac te wszystkie nieszczescia to zadaje sobie pytanie czy jesli Bog istnieje to czemu dopuszcza do takich rzeczy.
Ja też nieraz zastanawiam się dlaczego jest tyle nieszczęść na Świecie ale mi się wydaje,że wszystko co złe zapoczątkowali ludzie i jeżeli coś złego się zacznie dziać to trudno się temu przeciwstawić nie można zmienić biegu (tzn.napewno można ale to wszystko zależy od ludzi a nie od Boga on nam dał wolną wolę i za każdy wybór decydujemy sami więc dlaczego za każde złe decyzje lub postepowanie On miałby wszystko zmieniać i naprawiać żebyśmy my nie musieli odczuwać skutków swoich decyzji?Tu właśnie chyba chodzi o modlitwę dzięki,której potrafimy przejść przez najgorsze w życiu)
To są moje przemyślenia i nie pomyślcie,że się wymądrzam też jako zwykły szary człowiek staram się zrozumieć czemu na świecie tyle przemocy,niesprawiedliwości i zła.Jestem wierząca,praktykująca ale nie zawsze teraz kiedy tyle dzieje się wokół Kościoła i całej tej otoczki człowiek nabiera jeszcze więcej niepewności i zastrzeżeń.
liza napisał(a):trudno powiedziec ze nie wierze w boga, bo wg mnie po prostu go nie ma. spradycznie chodze do kosciola z mezem (kurcze ostatnio chyba kilka lat temu...) i z okazji uroczystosci (slubu, komunie, chrzty, pogrzeby) - tu czesciej. kiedys uczestniczac w takiej uroczystosci nie wykonywalam tych wszystkich rytualnych gestow, ale uznalam ze to zbyt pretensjonalne i po prostu nasladuje innych
aha - bralam slub koscielny, mezowi b.na tym zalezalo, ksiadz ktory do nam dawal wiedzial o moich pogladach...
choc przyznam szczerze ze czasami zazdroszcze wierzacym...
podpisuje się w 100%
trudno powiedziec ze nie wierze w boga, bo wg mnie po prostu go nie ma. spradycznie chodze do kosciola z mezem (kurcze ostatnio chyba kilka lat temu...) i z okazji uroczystosci (slubu, komunie, chrzty, pogrzeby) - tu czesciej. kiedys uczestniczac w takiej uroczystosci nie wykonywalam tych wszystkich rytualnych gestow, ale uznalam ze to zbyt pretensjonalne i po prostu nasladuje innych
aha - bralam slub koscielny, mezowi b.na tym zalezalo, ksiadz ktory do nam dawal wiedzial o moich pogladach...
choc przyznam szczerze ze czasami zazdroszcze wierzacym...
ampa napisał(a):wierzę
do reguł kościelnych zastrzeżenia mam-głównie tych tyczących sfery seksualności
za rzadko praktykuję ostatnio-na myśli mam wizyty w kościele, msze święte
i żeby miec na kogo zgonić niech będzie że to hasbendo mnie odciąga
ale z drugiej strony gdybym wystarczająco mocno chciała to bym poszła
Chyba moge sie podpisac (nieregulaminowo zreszta)
chyba mi najbliżej do zieleniack, ale też nieco inaczej :)
uważam że Bóg jako istota dobra i doskonała istnieje
ale instytucja kościoła - już jest tylko tworem ludzi, dla ludzi - czyli instytucją służebną, jeżeli ktoś potrzebuje należeć do kościoła - nie widze sprzeciwu,
ale potepianie tych którzy nie chodzą, modlą sie na trawniku, albo na przystanku bo taka mają potrzebę - wg mnie jest specyficzną formą przymusu, kompletnie tego nie akceptuję.
Pytanie jest nie tylko o Boga, ale też o Kościół - bo odróżnia praktykujących od niepraktykujących...
agnieszka82 napisał(a):No tak, ale nie odpowiadasz w zasadzie na pytanie. W temacie nie chodzi o postawe i akceptacje Kosciola, tylko Boga.
odpowiadam posrednio, bowiem to Kosciol mówi nam o Bogu, takie jest jego zadanie, i wg mnie niekiedy wypacza Jego obraz oraz determinuje, w jaki sposób ludzie wierzą i jak odbierają samego Boga. Stosunek wobec Kościoła i wobec Boga w KK jest ze sobą bardzo powiązany. Wiem, ze podany przeze mnie przykład moze sugerowac, ze mijam się z pytaniem, mam inne przyklady, bardziej adekwwatne, ale sa zbyt osobiste dla mnie i nie chciałam ich wywlekać na forum.
No tak, ale nie odpowiadasz w zasadzie na pytanie. W temacie nie chodzi o postawe i akceptacje Kosciola, tylko Boga.
Ja wierze, ale ciagle pytam i szukam. Nie praktykuje, ale czasami mam potrzebe ducha. I to wszystko wbrew moim rodzicom i ku ich wielkiej obrazie, bo nie tak mnie wychowali (oni z tych, z ktorymi sie nie dyskutuje...).
nie bardzo wiedziałam, którą opcję zaznaczyć, w koncu zdecydowałam się na ostatnią. Bo wierzę, praktykuję, ale zastrzeżenia mam do niektórych postaw Kościoła. Na przykład takich, jak tydzień temu, w Dzień Dziecka: ogłaszanie swięta dziękczynienia listem, który zaczyna się "dzieci, podziękujcie rodzicom...rodzice, podziękujcie dzieciom", ładnie i zgrabnie, a potem następuje "parafianie, podziękujcie Bogu i sfinansujcie budowę Świątyni Opatrzności Bożej" i potem przychodzę do domu i słyszę w wiadomościach, że znów zamknęli xx szpitali, bo nie było na nie kasy, podczas gdy 70 milionów poszło na wspomniany wyżej kościół w Warszawie i jeszcze jest potrzebne... Ha, a zawsze wydawało mi się, ze to potrzebującym i cierpiącym mamy pomagać, a nie budować Bogu pałace ze złota... bo nie sądzę, aby mu to było potrzebne
Odpowiedz
Wierze ale absolutnie nie praktykuje...
Wierze ale ciagle pytam, zastanawiam sie, wacham...
Wiem ktore z wyznan chrzescijanskich (protestanckich) powinnam przyjac za swoje ale rygor pelnego poswiecenia sie wierze mnie odstrasza...
hmm no ja zaznaczylam obcje nr.1 wieze i bez zastrzezen niewiem czy wogole mam zaczynac ten temat czy wogole bedziecie to chcialy sluchac to znaczy czytac bo ja w boga bardzo wieze jest wrecz moim przyjacielem chodze co niedziela do kosciola i modle sie w domu ale dla mnie modlitwa niewyglada na odklepaniu jakies formulki ktora sie nauczylam w dziecinstwie tylko z nim rozmawiam co dzis takiego mi sie przytrafilo dobrego czy tez zlego prosze go o dalsza opieke nad moja rodzina i dziekuje mu codziennie za to co dostalam juz od niego i moze niektore z was pomysla ze zwarjowalam ale sprobujcie same i zobaczycie ze to dziala .On mi zawsze pomaga w najgorszym dla mnie chwilach w zyciu kiedy nie widze juz naprawde zadnejgo ratunku on mi zawsze pokazuje ze jednak jest jakies wyjscie
Odpowiedz
Wonderka napisał(a):zouza napisał(a):Ja wierze.
Niepraktykuje.
Choć czasem chodze do kościoła. tak dla duszy... Porozmyślać....
U mnie tak samo.
podobnie jest u mnie.
Zaznaczylam opcje numer 3. Jestem niezdecydowana - z jednej strony wierze bo przeciez musi byc jakas sila wyzsza nad nami, a z drugiej strony widzac te wszystkie nieszczescia to zadaje sobie pytanie czy jesli Bog istnieje to czemu dopuszcza do takich rzeczy.
Odpowiedz
kkotek napisał(a): przyznam sie,ze najbardziej lubie chodzic do kosciola Mojego W.- inna atmosfera i to mi sie podoba :D
znow wroce do madrej osoby ktora spotkalam w urszulanskich czasach: "latwo" jest chodzic tam gdzie jest fajnie, gdzie jest wspolnota, braterstwo dusz... tylko niebezpieczenstwo w tym ze jesli tego zabraknie, lub sa np. wakacje - to nie chodzisz do kosciola, z wyzszoscia spogladajac na "normalne" msze...
No i tu pytanie - czy to jest wiara?? Czy uczestniczymy dla formy, wspolnoty i tego ze jest "fajnie, podniosle i inaczej" czy tresci??
Nie oceniam, nie feruje... tylko pytam :)
Sama uczestniczylam we wspolnotach.
Hmmm... a ja sie zawahałam... wierzę, bez zastrzeżeń DO SAMEJ WIARY (tylko do instytucji kościoła i jej wymysłów) i praktykuję, choć zdarza mi się opuszczać msze niedzielne, bo wolę iść do kościoła jak czuję taka potrzebę niż dlatego bo "taki jest obowiązek i muszę".
mam tak samo :) nie chce isc do kosciola tylko po to zeby bylo,ze poszlam i zeby mnie ludzie widzieli na mszy!!!czuje,ze musze pojsc to ide a jesli nie mam ochoty to pozostaje w domu!! ale zastanawiam sie coraz czesciej nad tym,ze chyba powinnam zaczac chodzic regularnie do kosciola- ale jakos nie potrafie sie zmobilizowac i isc :( moze w krotce mi sie to uda zobacze ale poki co to wierze w Boga itd itp i nie mam nic przeciwko tylko najbardziej drazni mnie to,ze mam sic na msze i widze tych ludzi i znam ich z osiedla i wiem jacy sa na codzien a w kosciele to sa "swiete krowy" to mnie normalnie rozrywa od srodka a do tego jeszcze ksiadz mieszajcy w glowach :x masakra przyznam sie,ze najbardziej lubie chodzic do kosciola Mojego W.- inna atmosfera i to mi sie podoba :D
Zaznaczyłam opcję że nie chcę odpowiadać na pytanie bo nie umiem się znaleźć w tych odpowiedziach.
U mnie jest falami, czasem wierzę bez zastrzeżeń, czasem praktykuję, czasem nie - ciągle pytam i to pozostaje niezmienne.
Hmm ja się nie odnalazlam w tych kategoriach...jestem połączeniem dwójki i trochę ostatniej :)
Wierzę, z praktykowaniem bywa różnie, ale też pytam zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, jak choroba, śmierć itp. Nie umiem przyjmować wszystkiego tak po prostu, moze brakuje mi prostoty w wierze, zaufania i niepotrzebnie zastanawiam sie nad czymś? Mój kolega określił mnie jako pierwszy stopień oazy - na tym etapie wszyscy zadają pytania :)
Miałam chwile zwatpienia, zalamania i chwile głębokiej wiary, teraz czuję, że jest równowaga. Generalnie dobrze jest jak jest. KK jest dla mnie wyznacznikiem i zbiorem warości, które szanuję i staram się żyć zgdonie z nimi.
Jakoś nie mogę sprecyzować...
Wierzę w Boga bez zastrzeżeń, ale nie uznaję dogmatów Kościoła, co w świetle naszej wiary skreśla mnie z listy praktykujących.
Nie moge jednak stwierdzić że poszukuję lub czegoś nie rozumiem- religi i pobożności nie uznaję, choc "obchodzę" wszystko co katolickie, chodze do Kościoła.
Zdarzają sie jednak przewlekłe momenty kiedy nie chodzę -tak jak ostatnio przez dwa miesiące-pewnie za jakiś czas mi przejdzie i znów z chęcią posłucham kazania. :D
a mnie dobija z kolei nakłdanie tylu nieszczęśc na głowe 1 człowieka...
patrze na jedną osobe w mojej rodzinie która ju od lat boryka się z cierpieniem (nie jest to akrat cerpienie fizyczne tylko psychiczne) ja nie potrafie pomóc ja rozumiem że trzeba w zyciu pocierpiec ale jakis czas...
ale jezeli to sie ciągnie latami... i poprawy nie widac... nadziei na przyszłośc tez nie... to co m powiedziec taka osoba która w zyciu nie zaznala szczęścia?
a co do np chorych dzieci to tez nie rozumiem dlaczego poddaje sie je próbom i co to ma oznaczać...
Rosalinda napisał(a):bo im częściej słyszę, że cierpienie ma sens, tym bardziej maqm wątpliwości co do Bożej miłosci...
Ja szczególnie się zastanawiam nad tym gdy słyszę o gwałconych dzieciach, o dzieciach, które umierają w cierpieniach - jaki sens ma takie cierpienie?
jagoda napisał(a):Ja powiem tak: nie wierzę, że Bóg istnieje, a jeśli istnieje, to na pewno nie jest istotą/osobą/bytem, któremu zależy na ludzkości, na ludziach wszyskich i na każdym z osobna. Być może jest ktoś, kto na nas patrzy z góry, kto tym wszystkim kieruje w jakiś sposób, ale nie wierzę, że jest krystalicznie biały.
chyba sie przykleje do tej wypowiedzi bo ja również powaznie się zastanawiam czy Jemu na nas zalezy,,,
bo im częściej słyszę, że cierpienie ma sens, tym bardziej maqm wątpliwości co do Bożej miłosci...
Ja powiem tak: nie wierzę, że Bóg istnieje, a jeśli istnieje, to na pewno nie jest istotą/osobą/bytem, któremu zależy na ludzkości, na ludziach wszyskich i na każdym z osobna. Być może jest ktoś, kto na nas patrzy z góry, kto tym wszystkim kieruje w jakiś sposób, ale nie wierzę, że jest krystalicznie biały.
Odpowiedz
Wierzę, mam zastrzeżenia, praktykuję, ciągle pytam...
Głównie chyba jednak ostatnia opcja.
Chciałabym wierzyć tak całkowicie, bez zastrzeżeń i stosować się do wszystkiego, czego taka wiara wymaga, ale nie boję się przynać, że wiele zasad jest dla mnie niewygodnych - zwyczajnie, po prostu - i ja nie umiem z tym nic zrobić. Z niewygodnymi zazębiają się też te, które są dla mnie niezrozumiałe. Miotam się, szarpię, robię w końcu po swojemu i ostatecznie wstyd mi, że tylko na tyle mnie stać.
Ostatnia opcja.
Ja wierzę i staram się praktykować. Mam małe zastrzeżenia w kilku kwestiach. I podpisuje sie obiema łapkami pod tym co Kinia napisała.
Kinia napisał(a):no wlasnie... czasem pytanie: glupio nam przed nami, Bogiem, rodzina? Wiec dla kogo to robimy.......
Mi przed Bogiem i samą sobą, za lenistwo, bo tak jak napisała ampa gdybym wystarczająco mocno chciała ...
Wierze bez zastrzezen ale praktykuje tylko jak czuje taka potrzebe.
Odpowiedz
ale mnie nie ma tutaj opcji...
w końcu klinknęłam w niezdecydowaną...
u mnie jest bardzo różnie z wiara... jakies 3-4 lata temu byłam bardzo wierząca osoba, udzielalam sie we wspólnocie i nie było niedzieli bez Kościoła...
a piotem stopniowo zaczęło byc gorzej... dzisiaj moge się nazwac zbuntowaną (bo znowu ateistka tez nie ejstem)
teraz hmmmm sama nie wiem czy wierzę...
odwróciłam sie od Kościoła, jestem antykościelna w tej chwili ... a co do Boga... nie dałam sobie rady ze swoimi problemami... mam do Niego duzo pretensji... modle sie, ale ukojenia nie znajduję...
i jakos nie złapałam ju tamtego kontaktu...
Boga mi troche brakuje, Kościoła NIE... zrobilam się bardzo antyklerykalna...
przestałam akceptowac wiele zasad które wiara mi narzucała...
wierzę, praktykuję i ciągle pytam - wybrałam ostatnią opcję :)
Odpowiedz
Wierzę, praktykuję, a przynajmniej bardzo się staram
mam sobie sporo do zarzucenia
Opcja nr.4 Nie wierzę.
Tzn nie wierze według żadej wiary. Wierze np w reinkarnację, ale w żadnego Boga nie.
DobraC napisał(a):ampa napisał(a):
mam zajęcia z księdzem-tak gdzieś z sześć lat starszy, ale sobie panujemy i gdy mowa o mszach świętych-to mi nadzwyczjniej głupio-bo on myśli że ja chodze a ja nie wyprowadzam go z błędu bo chyba mam poczucie winy że nie chodzę
no wlasnie... czasem pytanie: glupio nam przed nami, Bogiem, rodzina? Wiec dla kogo to robimy.......
mnie przez Bogiem-bo multum razy sie Mu 'naprzykszałam' swoimi prośbami, problemami- i zawsze czułam że mam wsparcie, mam wrażenie że zawodze Jego.
DobraC napisał(a):ampa napisał(a):
mam zajęcia z księdzem-tak gdzieś z sześć lat starszy, ale sobie panujemy i gdy mowa o mszach świętych-to mi nadzwyczjniej głupio-bo on myśli że ja chodze a ja nie wyprowadzam go z błędu bo chyba mam poczucie winy że nie chodzę
no wlasnie... czasem pytanie: glupio nam przed nami, Bogiem, rodzina? Wiec dla kogo to robimy.......
Mi przed Bogiem i samą sobą, za lenistwo, bo tak jak napisała ampa gdybym wystarczająco mocno chciała ...
ampa napisał(a):
mam zajęcia z księdzem-tak gdzieś z sześć lat starszy, ale sobie panujemy i gdy mowa o mszach świętych-to mi nadzwyczjniej głupio-bo on myśli że ja chodze a ja nie wyprowadzam go z błędu bo chyba mam poczucie winy że nie chodzę
no wlasnie... czasem pytanie: glupio nam przed nami, Bogiem, rodzina? Wiec dla kogo to robimy.......
wierzę
do reguł kościelnych zastrzeżenia mam-głównie tych tyczących sfery seksualności
za rzadko praktykuję ostatnio-na myśli mam wizyty w kościele, msze święte
i żeby miec na kogo zgonić niech będzie że to hasbendo mnie odciąga
ale z drugiej strony gdybym wystarczająco mocno chciała to bym poszła
mam zajęcia z księdzem-tak gdzieś z sześć lat starszy, ale sobie panujemy i gdy mowa o mszach świętych-to mi nadzwyczjniej głupio-bo on myśli że ja chodze a ja nie wyprowadzam go z błędu bo chyba mam poczucie winy że nie chodzę
annab napisał(a):Wierzę... mocno - daje mi to radość, poczucie sensu i bepieczeństwa...
wbrew pozorom ja mam tak samo, glownie chodzi o bezpieczenstwo, a zawsze pare spraw do Szefa sie znajdzie. staram sie praktykowac co niedziele, w pozostale swieta bywa roznie
annab napisał(a):Wierzę... mocno - daje mi to radość, poczucie sensu i bepieczeństwa...
wiesz... konczylam urszulanki w poznaniu. mialam mozliwosc przebywania z naprawde niezwyklymiosobami, zarowno swieckimi jak i duchownymi. i ktos kiedys powiedzial ze wiara jest darem. to nie jest tak ze wystarczy chciec wierzyc...
wydaje sie ze to masz. jesli mocna wiare postrzegasz wlasnie jako radosc. pozazdroscic :) pozytywnie!'
:)
Po wypowiedzi myszowatej chciałam sprostować:
Kinia napisał(a):mam zastrzeżenia
Zastrzeżenia do instytucji kościoła, a nie do wiary
W zasadzie powinnam zaznaczyć 1, ale wiara jest ciągłym poszukiwaniem, dlatego klikam ostatnie :)
Odpowiedz
Wierzę... mocno - daje mi to radość, poczucie sensu i bepieczeństwa...
Z praktykowanie bywa różnie
Hmmm... a ja sie zawahałam... wierzę, bez zastrzeżeń DO SAMEJ WIARY (tylko do instytucji kościoła i jej wymysłów) i praktykuję, choć zdarza mi się opuszczać msze niedzielne, bo wolę iść do kościoła jak czuję taka potrzebę niż dlatego bo "taki jest obowiązek i muszę".
Odpowiedz
Nie zaznaczyłam, bo nic mi nie pasuje :(
Wierzę, mam zastrzeżenia, raczej nie praktykuję, choć czasami czuję dużą potrzebę i wtedy idę. Zamierzam praktykować intensywniej, choć (podobnie jak u aggi73) mąż mi w tym zdecydowanie nie pomaga
Ja wierze.
Niepraktykuje.
Choć czasem chodze do kościoła. tak dla duszy... Porozmyślać.... znam także bardzo sympatycznego księdza.
Podobne tematy