• sweety odsłony: 8388

    Babydust

    Kiki, mogłabys ten tekst zamieścić tutaj, chetnie bym poczytała i może zrozumiała coś więcej z siebie samej...

    Odpowiedzi (53)
    Ostatnia odpowiedź: 2010-02-20, 05:14:52
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
W.Fliperka 2010-02-20 o godz. 05:14
0

Kiki przeslicznie opisalas to co czujesz jako czlowiek, a przede wszytkim jako kobieta. Bardzo sie poplakalam po przeczytaniu Twojego opowiadania....

Bądź dzielna....

Odpowiedz
aga-wrocek 2010-02-18 o godz. 04:06
0

Dopiero teraz tu zajrzałam. Piękne ale niestety tragiczne opowiadanie. Kiki mogłabyś napisać całą nowelkę dedykowaną porom z takim problemem, mogłaby pomóc zachować spojkój a przynajmniej uspokoić, że takie zachowania są nazwijmy normalne. Kiki jak można Ci pomóc? - głupie pytanie
Jedyne co mi przychodzi do głowy , oczywiście bez urazy, czy byłaś może porozmawiać z psychologiem. Z tego na ile Cię poznałam na forum to jesteś maksymalnie skoncentrowana na dziecku. Co do tych ludzi, którzy opwiadają że trzeba mniej się starać o dziecko to wyjdzie. Ja też byłam świadkiem takiego cudu. Znajomi zakończyli staranie nie wiem na jakim etapie ale po 4 latach, byli już w trakcie złatwiania adopcji święcie przekonani o swojej bezpłodności jechali na maxa a tu ciach pach dziecko w drodze. A co do adopcji, też znam taką szczęśliwą rodzinę, której Bóg dał misję kochania dzieci niczyich.
Widzisz chyba każdy z nas ma do wypełnienia jakieś zadania ale każdy inne i na miarę swoich możliwości. Kiki jesteś silną i upartą kobietą sama napisałaś że niejeden dałby sobie już dawno spokój a ty wciąż walczysz ... i wygrasz...będziesz wspaniałą, kochającą mamą

No i jestem pełna podziwu dla Waszej rzyczliwości na tym forum. Ja trafiłam z beznadziejnym problemem atrakcyjności kobiety po urodzeniu dziecka, co za kretynka ze mnie. Ale co dziwne zakrzyczana i skrytykowana zostałam przez mamy które mają już dzieci a zrozumiana przez Was, najbardziej pamiętam Erie która dzielnie broniła mojej postawy- pozdrawiam.

Odpowiedz
ania j 2010-01-22 o godz. 16:08
0

KIKI to bylo super i moge sie identyfikowac z Toba do momentu in vitro - mam nadzieje,ze jednak do tego nie dojdzie....chociaz ta ewentualnosc zbliza sie coraz bardziej to ciagle mam nadzieje ze jedank uda mi sie nauturalnie.Staram sie juz od 3 lat!!!Efekty gorzej niz zle!!!W dodatku nie moge przyasowac sobie lekarza pod wzgledem wiedzy!!jak do tej pory nie moge powiedziec ze trafilam - teraz jestem ostrozna i powiem dopiero ze ktos jest dobry jak zajde w ciaze , ale ..... prawdopodobnie mam male szanse ....zobaczymy Choc mam jeszcze sporo optymizmu z czasem go jednak powolutku ubywa.....Pozdrawiam!!

Odpowiedz
Gość 2009-12-23 o godz. 11:04
0

Kiki nie chcę się powtarzać, ale naprawdę przepięknie to napisałaś. Zaraz to wydrukuję i dam do przeczytania mężowi, może wreszcie uda mu się zrozumieć moje uczucia...

Odpowiedz
Gość 2009-12-23 o godz. 07:30
0

Kiki,
dzięki wielkie. Każda z nas ma swój dramat, nawet te najszczęśliwsze też pewnie mają lub miały ciężkie chwile w życiu. Dlatego wszystkim z całego serca życzę szczęścia i spełnienia marzeń :) Dobrze, że jest takie miejsce jak tu, gdzie można wyrzucić z siebie ten żal i spotkać osoby, które podobnie czują, bo jak to przysłowie mówi: Syty głodnego nie zrozumie.
Pozdrowionka!!!

Odpowiedz
Reklama
babinka 2009-12-22 o godz. 04:50
0

Dziewczyny ktore zaczynaja starania maja wiele optymizmu, nadziei, wiary. My tez takie bylysmy, wystarczy poczytac nasze pierwsze posty Zmienilysmy sie, podcieto nam skrzydla i stalysmy sie czesto nie tyle pesymistkami co realistkami..
Kiki, żeby było śmieszniej to ze mną jest odwrotnie. Mój pierwszy post był tragiczny, byłam kompletnie podłamana, ale dzięki waszej pomocy teraz jakoś się trzymam. Myślę, że gdyby nie to forum to była bym dziś już w wariatkowie. Mam tylko nadzieję, że albo w najbliższym czasie pojawi się dzidzia, albo będę miała skądś tyle siły żeby jeszcze na nią czekać. Niestety człowiek ma pewien poziom odporności, który nie wszystko wytrzymuje :(

Odpowiedz
Gość 2009-12-19 o godz. 10:30
0

kasinek... faktycz nie sporo przeszlas... bardzo to smutne, ze twoj eks tak cie potraktowal :( nie wyobrazam sobie jak ciezko musialo ci byc... mam nadzieje ze teraz los pozwoli ci zapomniec o przeszlosci i szybciutrko wynoagrodzi ci poprzednie zle wydarzenia...

Odpowiedz
Gość 2009-12-19 o godz. 07:42
0

Kiki... przepięknie napisane... Siedzę w pracy i nie mogę tu ryczeć w głos, więc płakałam sobie cichutko do środka. Przeżywam takie same emocje...
Mimo, że na forum jestem od niedawna, moje przejścia trwają od kilku lat i przyniosły mi wiele cierpień (dlatego nie spisujcie na straty nowych forumowiczek, bo niekoniecznie ich jawne starania zaczęły się wraz z wejściem na baybusa).
Jeszcze nie będąc mężatką, z poprzednim partnerem, chciałam zajść w ciążę (przeglądałam wtedy różne strony internetowe, poradniki, mierzyłam temperaturkę, obserwowałam śluz itd.itp). Ale nic z tego nie wychodziło przez długi czas. Na domiar złego on zdradził mnie i zapłodnił inną kobietę w tym czasie (chociaż nie jestem do końca pewna czy to jego dziecko). Nie wyobrażacie sobie co ja wtedy przeżyłam... szok, horror, nienawiść, ból, żal do Boga... i tak długo jeszcze potem z nim wytrzymałam, zanim go zostawiłam. W sumie szczęście, że nie miałam z nim dzidzi, bo taki nikczemny człowiek na to nie zasługiwał. Potem poznałam mojego męża i błyskawicznie z wielkiego szczęścia zaszłam w ciążę. Niestety poroniłam w 14 tygodniu... Od tamtego czasu ściśle przestrzegałam nie wchodzenia na żadne strony interentowe dotyczące ciąż i dzieci. Każda wiadomość o kojenej ciąży znajomej osoby wywoływała moją histerię, ból. Mój mąż niestety tego nie rozumie...
Nawet teraz w pracy, siedzę na przeciwko kolejnej ciężarnej dumnie noszącej swój 7-miesięczny brzuszek. Już jest lepiej, ale ten cień bólu zawsze przelatuje mi przez serce gdy patrzę na nią lub inną kobietkę z brzuszkiem.
Teraz znowu zaczęliśmy starania, tym razem w pełni świadomie, troszkę bardziej przygotowani psychicznie. Boję się, ale nie tracę nadzieji.
Pozdrawiam Was wszystkie dziewczynki, buziaki i powodzenia!!!!

Odpowiedz
Gość 2009-12-16 o godz. 10:06
0

Dziewczyny dziekuje

Odpowiedz
Sarka J 2009-12-16 o godz. 05:32
0

kiki powiem Ci że jak tak to czytałam to nie wiedziałam od początku że to są Twoje słowa....serio! myslałam że sweety chciała żebyś wkleiła jej ten tekst no nie wiem czyj i skąd ..ze skadś go skopiowałaś :) ale w pewnym momencie coś mnie olśniło że to Ty że to sa Twoje słowa....powiem jedno....Ktos tam na górze zrobiłby wielki błąd nieobdarzajac Cie dzickiem! Ale pewna jestem i pomodlę sie o to do Ktosia żeby ten błąd naprawił!!!!

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-11-24 o godz. 14:59
0

Kiki dopiero dzis to znalzłam. Smutne to co napisałaś ale piękne i przejmujace. Mimo , ze mam 2 synków, łzy poleciały mi na klawiature. Gdybym tylko mogła oddałabym Wam nasza płodnosć, ale nie da sie tak. Jednocześnie wierzę, ze juz niedługo uda się Wam zafasolkowac i bedziesz tulic w lutym swoja kruszynke. Trzymam kciuki.

Odpowiedz
Gość 2009-11-23 o godz. 00:40
0

kiki nie wiem co napisac .......chyba nic bo ten list mówi sam za siebie
przesyłam wiruski wielkanocne jak z wykresu FF wynika to w poniedziałek powinien był zajaczek lol lol moze niektórym dziewczyna przyniesie szczescie %$%&(*&())_|+_)(*&%^$%%$$#$%&*^&*%$#$#$##%$%$&^%$

Odpowiedz
Gość 2009-11-22 o godz. 18:00
0

kiki nie znajduję słów....

aż mi przykro że rośnie we mnie drugie dziecko :(

życzę wam dziewczyny w tym przedświatecznym nastroju spełnienia marzeń,szczęscia i miłośći....

Odpowiedz
andzia123 2009-11-22 o godz. 12:19
0

...i ja tez tak czuję!
mimo, ze zachodziłam dwa razy w ciąże za pierwszym razem, poroniłam.
i mimo, ze sytuacja jest zupełnie inna niz wasza to coś nas łączy.
...nie mamy dzieci, a i uczucia podobne.
zazdrość w pewnym sensie złość.
jestem wścikła jak widzę dziewczyny pijące, palące w ciąży.
i im nic się nie dzieje, rodzą zdrowe dzieci.
albo matki, które bez problemu zaszły, urodziły i traktują dzieci jak coś oczywistego, a czasem jak zabawkę.
moja bratowa: miała ciąże z przebojami, polip, krwawienie, zatrucie ciążowe, poród w 30 tc.
myślałam, że doceni, ze dostrzeże jak niewiele brakowło, żeby straciła to maleństwo..
wynosi je codziennie do dziadków i odbiera po g.20, choć wcale to nie jest konieczne.
mimo, że jej maż ładnie zarabia, odrazu wróciła do pracy, bo chciała mieć kontakt z ludźmi...
szkoda słów!

Odpowiedz
Lambda 2009-11-22 o godz. 07:59
0

Dziewczyny, ja też Wam całe tony wirusków posyłam. Aż do zachłyśnięcia!!!
Kiki tekst, który napisałaś jest niesamowity. Czytałam go już kilka dni temu, do tej pory jednak nie potrafię go za bardzo skomentować. Jest wzruszający, piękny i prawdziwy. Brawo!!!

Odpowiedz
AniaR79 2009-11-22 o godz. 04:05
0

Madi, Ewo - wiedzialam, ze na Was zawsze mozna liczyc :D :D

Dzieki za wiruski :D :D :D

Meg - no w koncu uraczylas nas swoja obecnoscia Juz zaczynalam sie niepokoic :D

A faceci to sa "mientcy" w takich sprawach.
Moj zawsze taki opanowany a jak mu "opowiedzialam" ( powinnam napisac wykrzyczalam) o swoich uczuciach to rowniez mial lzy w oczach Nawet nie pokazuje mu babydust bo chlopina moglby tego nie przezyc :D
Pomimo tego, ze dzisiaj jest szaro za oknem ja mam rewelacyjny nastroj, mam nadzieje ze utrzyma sie jak najdluzej , juz dawno tak sie nie czulam :D :D .........................................................................................a nic nie pilam lol lol jeszcze

Pozdrawiam

Odpowiedz
Eire 2009-11-22 o godz. 03:06
0

oj to i ja swojemu to druknę 8)

Odpowiedz
Gość 2009-11-21 o godz. 18:06
0

Meg moj tez ryczal, chyba pierwszy raz w zyciu doroslym

Odpowiedz
meg26m 2009-11-21 o godz. 16:01
0

Kiki sliczny list napisałaś Muszę przyznać, że ja to ja ale jak mój mąż ryczał

Odpowiedz
Gość 2009-11-21 o godz. 11:41
0

Ewo dobrze jest wlasnie jak juz mozna spokojniej, bo samemu tez sie jest w ciazy... marze o tym momencie... ze odkuje sie wtedy lol Mi niestety los nie szczedzi ciaz na drodze Czerwiec bedzie trudnym misiacem bo wiekszosc tych "ostatnich" ciaz wlasnie wtedy sie rozwiaze... wiecie juz teraz to sie oswoilam ze sa w ciazy (a to juz przeciez koncowka ) a wiec ledwo sie z tym oswoilam a tu juz dzieciaczki sie pojawia poza tym lato... matki wyjda na dwor, beda siedzialy przed moim oknem, karmily, bawily... bedzie znow trudno... znow bede sie pocieszac ze przynajmniej ja moge sie opalac 8) lol a one nie, bo w ciazy, bo karmia, bo nie maja czasu... ehh trzeba sie cieszyc z tych malych rzeczy...

Odpowiedz
Ewo 2009-11-21 o godz. 11:19
0

*&*^%@#%$^&()))*^******%^&*(**))*(^%@!#$%$$$$$$$$$$$&^*

Kiki cos w tym jest że zaciążają te którym mówimy że się staramy. Też to przeszłam - mam dorbą kolażankę, wychodziłyśmy za mąż mniej więcej w tym samym czasie, i kiedyś rozmawiając z nią powiedziałam że od pół roku staramy się o dziecko na co ona że jeszcze z mężem nie poruszali tego tematu a niecałe dwa miesiące później mi pisze że też się zdecydowali i jest w 6 tygodniu...... szlag mnie trafił, tym bardziej że przypomniełam sobie jak przed ślubem byłyśmy etapie wyboru obrączek - cały czas mi mówiła że podobają im się takie z wygrawerowanym wzorkiem, my kupiliśmy gładkie, ścięte po bokach i jakie było moje zdumienie kiedy po ich ślubie zobaczyłam na ich palcach identyczne obrączki jak nasze.... dobrze że ja też zaskoczyłam w następnym cyklu, bo chyba nie byłabym w stanie się z nimi spotykać gdyby tylko oni mieli dziecko....
W 100% rozumiem to co piszecie, co czujecie a wieść o ciążach innych osób i to nie zawsze chcianych ciążach....

Odpowiedz
madelaine 2009-11-21 o godz. 10:33
0

Aniu ja was ciagle podczytuje i kibicuje wam :D

Wiruski rowniez przesylam z przyjemnoscia, mam nadzieje ze beda skuteczne %^^&***&^%^%%$$#@#@!!@#$%^&**^%%$$##%$%^^&&***(*^%^%$##$%%^**(*^&^%$##$%^&&

Odpowiedz
AniaR79 2009-11-21 o godz. 09:33
0

Babinko - faktycznie ale to chyba jest spowodowane dluga zima.........................bociany wielkim lukiem omijaja Polske
Jak sie nie myle to listopadoweczki sa chyba 2 wiec nawet osobnego watku nie zalozyly (wcale sie nie dziwie) mam za to nadzieje ze grudniowych mam bedzie duuuuzo wiecej :D

ale te "starsze" ciezaroweczki moglyby czasami nas odwiedzic

Odpowiedz
babinka 2009-11-21 o godz. 09:22
0

jak juz tam bedziesz to nie zapomnij o nas i od czasu do czasu przeslij nam wiruski ciazowe. ................cos ostatnio ciezaroweczki rzadko to robia)
Aniu, problem chyba w tym, że teraz mało ciężaróweczek :(

Odpowiedz
Gość 2009-11-21 o godz. 07:54
0

Dziewczynki nie chcialam naparwdse nikogo urazic i mysle ze nie chodzi o to ze komus tego nie zyczymy, czy ze nie jestesmy szczere... Chodzi o to dokladnie co napisalam w tym tekscie, czasami trudno az uwierzyc ze zazdrosc tak latwo wywoalc, tak jak napisala eire...trudno zaakceptowac ze nasze marzenia komu innemu sie spleniaja... Dziewczyny ktore zaczynaja starania maja wiele optymizmu, nadziei, wiary. My tez takie bylysmy, wystarczy poczytac nasze pierwsze posty lol Zmienilysmy sie, podcieto nam skrzydla i stalysmy sie czesto nie tyle pesymistkami co realistkami... Jesli cos nie zdarza sie przez tyle miesiecy to jakie jest prawdopodobienstow ze zdarzy sie akutrat teraz??? ...

To straszne, bo ten realizm to cos nieporzadanego tak naprawde, chcialabym kiedys odnalzec ws obie jeszcze te Kasie ktora na poczatku staran byla przekonanan ze juz do slubu pojdzie z fasolka w brzuchu :D ... ale tej Kasi nie ma, zgubilam ja gdzies w natloku badan, staran, wykresow...

Kryzys...??? hmmm jest naturalny, malzenstow nie jest psychicznie przygotowane na takie problem... dziecko to taki naturalny, kolejny stopien w lancuchu zycia...
Wczoraj rozmawialaysmy z Eire (mam nadzieje ze nie masz mi monia tego za zle ze to przytocze) i doszlysmy do wniosku ze jesli chodzi o prokreacje w ludziach budzi sie jakas chora rywalizacja. Mowimy naszym zanjomym o problemie i oni zarza zaciazaja, jakby chcieli sobie i calemu swiatu udowodnic ze oni sa pelnowartosciowi...moze krzywdze kogos ale tak wlasnie to odbieram... wrecz slysze takie "ufff" jestem plodny/plodna. Jestem kozak bo zaplodnilem swoja zone za pierwszym razem, jestem super plodna bo od razu zaskoczylam... i to niby wszystko jest takie niedopowiedziane ale gdzies czytam tak miedzy wierszami wypowiedzi...to chyba boli i drazni wlasnie najbardziej.

Znow sie rozpisalam...

Odpowiedz
moni@ 2009-11-21 o godz. 07:34
0

KIKI, może to mało dla Ciebie znaczy bo jestem raczej świeżą forumowiczką, ale chciałabym tylko żebyś wiedziała, że również z Tobą jestem myślami. Nie ma słów, które mogłyby Cię pocieszyć więc pozostaję w milczeniu...

Odpowiedz
AniaR79 2009-11-21 o godz. 07:20
0

Norka - ja rowniez mam nadziej ze nigdy nie podzielisz naszych uczuc. Wiem co pisze poniewaz sama doswiadczylam kryzysu i nigdy nikomu tego nie zycze.
Norka, naprawde z calego serca, zycze Ci abys jak najszybciej przeniosla sie na ciezaroweczki (tylko jak juz tam bedziesz to nie zapomnij o nas i od czasu do czasu przeslij nam wiruski ciazowe. :D :D :D :D ................cos ostatnio ciezaroweczki rzadko to robia)

Odpowiedz
Gość 2009-11-21 o godz. 06:53
0

Dziewczyny nie jestescie potworami. Prawdziwy potwor nigdy nie powiedzialby o swoich odczuciach tylko dusilby to w sobie udajac ze wszystko jest ok, a za rogiem psioczylby nimilosiernie.
W kazdym razie znikam z tematu, dolacze do Was za pare miesiecy (mam jednak nadzieje ze nie) gdy juz w pelni podziele Wasze uczucia.

Odpowiedz
AniaR79 2009-11-21 o godz. 06:18
0

Madi - skad ja to znam Na poczatku kwietnia mialam identyczna sytuacje, tyle tylko ze to moj maz oznajmil mi o kolejnej zaciazonej kuzynce i wielkiej radosci jaka zapanowala w rodzinie. Przezylam wtedy swoj pirwszy powazny kryzys. Nie bede wdawala sie w szczegoly ale bylo ze mna naprawde zle. W koncu wykrzyczalam cala swoja zlosc, bol i nienawisc jaka kotlowalam sie we mnie przez wiele miesiecy
Na szczescie kryzys minal i "na nowo" ciesze sie zyciem a nawet jestem przepełniona optymizmem a to za sprawa mojego meza, ktory nareszcie zrozumial co przezywam i zaczal mnie wspierac ( wczesniej nie informowalam go o swojej „niemocy” ).

Odpowiedz
babinka 2009-11-21 o godz. 03:39
0

Madi, twoje zachowanie jest najzupełniej normalne. Chyba wszystkie kobiety w takiej sytuacji czują podobnie. Tylko nie wszystkie mają odwagę powiedzieć to wprost. W ogóle nie ma o czym mówić. A w takich forach właśnie to jest fajne, że swobodnie mozemy wyrzucić nasze żale, napisać że komuś zazdrościmy, powiedzieć coś wprost bez obawy, że zostaniemy źle zrozumiane, że ktoś potem będzie na nas patrzył, jak na potwora.

Odpowiedz
sweety 2009-11-20 o godz. 14:38
0

Norka, dokładnie tak, jak piszą dziewczyny, nie chodzi o to, że nie życzę nowym dziewczynom na bajbusie, żeby zaciążyły. Wręcz przeciwnie - trzymam kciuki za wszystkie starające. Ale to jest uczucie, które trudno nazwać i opisać (mam nadzieję, że Ciebie ono nie dotknie, bo szybko stąd wylecisz na ciężarówki ). Nie czuj się urażona, bo nie to było moim celem - żeby kogokolwiek urazić. Jak pobędziesz tu kilka miesięcy (oby nie), to zrozumiesz, o co nam chodzi lol

Odpowiedz
Eire 2009-11-20 o godz. 11:47
0

madi spoko ja też się tak czuję teraz ale lżej mi na sercu jak wiem,że nie tylko ja jestem taką wiedźmą

Norka na szczęście w kupie jest łatwiej i lepiej jak czasami człowiek te wszystkie negatywne uczucia z siebie wyrzuci. świat od razu wydaje się wtedy piękniejszy a dusić w sobie to wszystko to też jest nie dobrze. życzę ci naprawdę,żebyś nigdy czegoś takiego nie czuła, bo nie jest to coś czego życzyłambym komukolwiek

Odpowiedz
Gość 2009-11-20 o godz. 11:32
0

W porzadku dziewczyny. Macie prawo tak sie czuc i teraz rozumiem do kogo skierowana jest ta zawisc. Ja nie narzekam, szczegolnie po przeczytaniu paru wzruszajacych postow (kiki26 Ty mnie rozwalasz kompletnie ). Za Wami dluga, bardzo ciezka droga i szkoda ze ten bagaz musicie dzwigac :( Oby dotrzec szczesliwie do konca, ale juz nie samemu

Aha, kobitki, u mnie na balkonie wykluł sie maly ptaszek (cudny :D ). Ja juz w tym miesiacu szans raczej nie mam na fasolke, wiec to szczescie ktore przyniosl dzidzius ptasi, oddaje Wam i dzielcie sie kochane

Odpowiedz
madelaine 2009-11-20 o godz. 11:29
0

eire dzieki bo ja juz chwilami myslalam ze jestem potworem :( ja na codzien jestem raczej osoba spokoja a wtedy .... zachowalam sie jak jakis oszolom wczesniej nigdy nie zdarzylo mi sie tak beszczelnie splawic gosci jak wtedy wymyslalam wszystko co mozliwe zeby juz sobie pojechali i zebym mogla jakos sie wyzyc :(

Odpowiedz
Eire 2009-11-20 o godz. 11:24
0

madi doskonale cię rozumiem i zachowałabym się na twoim miejscu podobnie.

Odpowiedz
madelaine 2009-11-20 o godz. 11:17
0

Norka nie bierz tego az tak do ciebie bo to kibicowanie jest napewno szczere, choc sama uwazam ze weteranki sa juz tu za dlugo i powinny sie stad "wyniesc" w pierwszej kolejnosci. Najdziwniejsze jest to ze jak tu trafilam to tak sobie pomyslalam dlaczego akurat mi mialoby sie udac skoro tyle dziewczyn stara sie tu po kilkanascie cykli (wtedy to byl dla mnie szok ze mozna starac sie tak dlugo i jakos sie trzymac) i nie wiem, czy ktos tam na gorze to uslyszal ze pozwolil mi cieszyc sie fasolka dopiero po 16 cyklach Ale moze wlasnie dzieki temu choc troche wiem co czuje kobieta ktora stara sie i stara kilka - kilkanascie miesiecy i nic :(

Jesli chodzi o zawisc to niestety po jakim czasie kazda z nas odczuwa to dziwne uczucie zazdrosci, pamietam jak na poczatku bardzo ciesztylam sie z ciazy kazdej dziewczyny, z czasem jednak zaczelam sie zastanawiac dlaczego to one a nie ja, ale wtedy jeszcze nie wiedzialam ze najgorsze jeszcze przede mna .... To co teraz napisze pewnie wyda wam sie okrutne ale niestety tak wlasnie sie zachowalam: 24 grudnia 2005 w Wigilie moja mlodsza siostra po kolacji przyjechala do mnie ze swoim narzeczonym i poinformowala mnie ze moja starsza siostra z ktora sie nie odzywam jest w ciazy - to byl dla mnie szok (choc moglam sie tego spodziewac). Jak to uslyszalam to tak jakby mnie opetalo delikatnie pozbylam sie gosci i zaczelo sie ... plakalam krzyczalam zachowywalam sie jak opetana idiotka. Z tego wszystkiego az poklocilam sie o nic z mezem :( Najbardziej bolalo mnie nie to ze ona jest w ciazy ale ze ja nie jestem, wylam tak chyba do 24 az w koncu jakos mnie uspokoil maz. Za 5 dni dostalam @ i byla powtorka z rozrywki :( Dzieki Bogu 25 stycznia i ja zobaczylam na tescie swoje II kreski bo pewnie gdyby nie to dzis zamiast siedzien na baybusie bylabym w wariatkowie, a to dlatego ze kilka dni po mnie moja mlodsza siostra oznajmila ze jest w ciazy (zaliczyli wpadke). Gdyby nie to ze ja tez jestem w ciazy napewno zalamalabym sie tym bardziej ze w Wielkanoc idziemy do niej na wesele i nie przezylabym widoku dwoch ciezarnych siostr :( a tak ... chociaz jest smiesznie w rodzinie bo wszystkie 3 jestesmy w ciazy przy czym ja i moja mloedsza siostra mamy termin na poczatek pazdziernika :) Wiem ze z tego co napisalam niektore z was odbiora moje zachowanie za nienormalne ale tak wlasnie czulam, gdybym wtedy mogla to chyba potluklabym wszystko co szklane w domu - na szczescie los sie do mnie usmiechnal i oszczedzil moja zastawe

Odpowiedz
Gość 2009-11-20 o godz. 10:53
0

Norka chyba nas nie zrozumialas... trzymamy mocno kciki za starajace sie... czasmi po prostu irytuje nas ze dziewczyny pojawiaja sie na forum, ledo w pierwszym cyklu staran i juz biadola ze maja problem, ze sie nie udalo i wyszukija u siebie chorob, a potem od razu w nastepnym sa w ciazy i pisza do nas weteranek, ze przeciez one tez sie dlugo staraly i ze musimy wierzyc bo skoro im sie udalo to nam tez.

Co do zawisci... coz kiedy moje kolezanki, z ktorych znaczna wiekszosc nie planowala ciazy zachodza w nia, potem biadola jak to sie moglo stac i w ogole ze nie sa na to gotowe to tak czuje ze to nie fair, ze ona sa w ciazy a ja nie.

Odpowiedz
Eire 2009-11-20 o godz. 10:36
0

Norka to nie chodzi o to jak długo ktoś jest na baybusiu tylko jak ktoś piszę,że stara się np. 3 cykl i panikuje,że się nie udało a w 4 cyklu ogłasza II krechy. Poprostu my juz tu się kisimy we własnym sosie a tu ktoś inny jest i zaraz wyfruwa na ciążówki.
Ja nie wiem jak dziewczyny ale ja gdy piszę,ze trzymam za kogoś kciuki to piszę to mimo wszystko szczerze.
A co do zawiści to,żeby było jasne nie do końca uważam,że tak należy nazwać takie uczucie. Jest tylko jedna osoba do której to czuje.
A cała hisotria wygląda tak. Jakiś czas temu zwierzyliśmy się znajomym,że od dłuzszego czasu staramy sie o dziecko. I od czasu jak my im to pwoeidzieliśmy to oni nagle zaczeli się starać. T dziewczyna co miesiąc sądziła,że jest w ciąży, strasznie się nad sobą rozczuła itp. No i w końcu zaszła w ciążę a ja czuję się w pewnym sensie przez nią zdradzona. Wiem,że to kompletnie nie logiczne, egosityczne, głupie, małostkowe etc. Ale tak czuje i jestem wdzięczna za to,że są osoby które mnie rozumieją i więdzą,ze nie jestem potworem.

Odpowiedz
Gość 2009-11-20 o godz. 09:56
0

Kiki piekny tekst, naprawde brak slow.

Troche zrobilo mi sie przykro jak przeczytalam ze piszecie o zawisci ktora sie pojawia kiedy ktoras z nowych bywalczyn Baybusa poczuje w sobie fasolke:( Czuje sie teraz jakbym nie miala prawa zrobic Wam tego i zajsc w ciaze. Ale mi tez, mimo ze jestem na Baybusie dopiero kilka czy kilkanascie dni, od 2 lat sie nie udaje :(

Byc moze tego nie rozumiem....Czemu wiec za nas tez trzymacie kciuki, myslalam ze to szczere.. :(

Odpowiedz
dunia 2009-11-20 o godz. 09:30
0

jezeli moge cos powiedziec -napisac:oops:

poprostu piekne.

Odpowiedz
Gość 2009-11-20 o godz. 09:27
0

Ja tez czasmi az zgrzytam zebami jak ktoras ledwo wejdzie i juz ciaza... wiem ze to glupie ale tak juz jest.

Eire napisał(a):dokładnie nikomu źle się nie życzy tylko poprostu to tak strasznie boli gdy moje marzenia spełniają się innym ludziom
dokladnie, to boli... ta swiadomosc ze dla innych to takie proste a dla ciebie to coa nie do przebrniecia. Taki wlasny Everest... :(

Odpowiedz
sweety 2009-11-20 o godz. 08:49
0

Eire, jak dobrze wiedzieć, że to nie tylko ja taka jestem...

A tak na marginesie - weszłam na B. prawie równo rok po Tobie...

Odpowiedz
Eire 2009-11-20 o godz. 08:36
0

sweety napisał(a):A ja juz myślałam nad tym, że jestem nienormalna, albo po prostu chora psychicznie, bo nieraz tak jakos w podświadomości mi sie kluje, żeby jakaś tam moja koleżanka tez nie zaszła, albo żeby - nie daj Boże - cos było nie tak.( teraz myslę logicznie i w życiu nikomu bym tego nie zyczyła, ale niestety, czasem mam takie myśli), no bo niby czemu jej ma się udać, czemu ona ma być szczęśliwa, a nie ja???????
dokładnie nikomu źle się nie życzy tylko poprostu to tak strasznie boli gdy moje marzenia spełniają się innym ludziom ja nie wiem jak nazwać to uczucie bo to nie jest taka klasyczna zazdrość, może bardziej poczucie niesprawieliwości, sama nie wiem

sweety napisał(a): I - wybaczcie - ale czasami mam dość dziewczyn, które ledwo co wejdą na forum, zaczynaja narzekać, biadolić itp itd, a okazuje się, ze zaraz zachodzą. Wiem, że to jest okrutne, niesprawiedliwe, i wiem, że tez nie jestem tu niewiadomo jak długo ( w porównaniu np. z Kiki), ale tak to odczuwam
a ja już się bałam,że to tylko ja jestem taka "małostkowa" i "podła"

Odpowiedz
sweety 2009-11-20 o godz. 08:28
0

A ja juz myślałam nad tym, że jestem nienormalna, albo po prostu chora psychicznie, bo nieraz tak jakos w podświadomości mi sie kluje, żeby jakaś tam moja koleżanka tez nie zaszła, albo żeby - nie daj Boże - cos było nie tak.( teraz myslę logicznie i w życiu nikomu bym tego nie zyczyła, ale niestety, czasem mam takie myśli), no bo niby czemu jej ma się udać, czemu ona ma być szczęśliwa, a nie ja???????

Ale teraz już mi lepiej...

Poza tym , ja się po prostu wstydzę przed innymi, przed znajomymi, rodziną, przed całym światem, że, kurcze, mamy problemy, albo - że JA mam problem..bo pewnie gdyby mój A. był z inną kobietą (100% płodną) to pewnie byłby juz ojcem.Ja się po prostu boję pocieszania, współczucia...
Czasami udaję przed innymi, że wcale jeszcze nie planujemy, że jeszcze chcemy zrealizować jakieś plany czy coś, ale jak długo tak mozna...

Gdyby nie to, że pewnego pięknego dnia weszłam na BAYBUSA po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła CIĄŻA (hahaha), to chybabym się załamała sam na sam z tym problemem. I - wybaczcie - ale czasami mam dość dziewczyn, które ledwo co wejdą na forum, zaczynaja narzekać, biadolić itp itd, a okazuje się, ze zaraz zachodzą. Wiem, że to jest okrutne, niesprawiedliwe, i wiem, że tez nie jestem tu niewiadomo jak długo ( w porównaniu np. z Kiki), ale tak to odczuwam.

Ale i tak wszystkim życzę wszystkiego najlepszego, bez względu na to, czy kiblują tuż ju któryś rok z kolei, czy dopiero co się zalogowały.

Odpowiedz
Eire 2009-11-20 o godz. 08:13
0

kiki26 napisał(a): To co najbardziej wytrąca z równowagi to wiadomość o ciąży koleżanki, przyjaciółki, kuzynki. Dzika zazdrość zjadająca od wewnątrz i ta nie dająca spokoju myśl, że znów trzeba będzie się uśmiechać, gdy w środku serce będzie wyło i rozrywało na strzępy resztki poukładanej duszy. I nie zrozumie tego nikt poza ta, która przeżywa to samo.
nie sądziłam,że kiedykolwiek będę to musiał przeżywać ale czuje siędokładnie tak jak jest napisane gdy dowiedziałam się,że u mojego męża w pracy pojawią się 3 bobasy.
A teraz będzie sezon i będę je musieć oglądać szcześliwe z brzuchami i opowiadające o swoich dolegliwościach. Mój mąż mimo iż wspaniały i wyrozumiały nie do końca potrafi pojać dlaczego wiadomość o zwłaszcza jednej z tych ciąż wzbudza we mnie wrogość i agresje. i prawde mówiąc ja sama się sobie dziwie że to czuję, mimo że mam Astrę i chcemy budować dom i to nie czas na dziecko. ale nie potrafię z tym walczyć ani zabić tego uczucia w sobie...

Odpowiedz
Gość 2009-11-20 o godz. 07:08
0

aniuK dziekuje

Odpowiedz
AniaR79 2009-11-20 o godz. 06:56
0

Kiki - Ten tekst jest baaardzo wzruszajacy i baaaaaardzo smutny ale ........................................... przepieknie napisany

Odpowiedz
Gość 2009-11-20 o godz. 06:28
0

Dziekuje dziewczynki, jesli kotrejkolwiekz was jakkolwiek pomoze to sie ciesze :D mam nadzieje ze was nie zanudzam swoja tworczoscia

Odpowiedz
PoCaHoNtAz 2009-11-20 o godz. 04:43
0

kiki brak mi slow, to co napisalas jest takie prosto z serca, glebokie. Pamietaj, ze My wszystkie tutaj jestesmy z Toba i nie patrzymy z politowaniem. Bedziemy Cie wspierac dotad az sie uda, az urodzisz i az Twoj maluch pierwszy raz cos nabroi. Wiem, ze to glupio brzmi co pisze, ale nie wiemjak inaczej to okreslic i wyrazic. Jestesmy z Toba

Odpowiedz
madelaine 2009-11-20 o godz. 01:44
0

kiki ......... smt022 siedze i rycze tu juz z 15 minut, trudno mi powiedziec ze wiem co czujesz bo przezylam o wiele mniej choc 16 cykli staran zdolowalo mnie rownie mocno. Wierz mi ze nie ma takiego dnia w ktorym nie dziekowalabym losowi za to co mnie spotkalo i zebym nie myslala o was weterankach ...
Ja naprawde gleboko wierze ze to in vitro sie powiedzie bo nie dosc ze czytaja to ryczalam to na koniec normalnie zaczelam prawie wyc
Zycze ci abys juz niedlugo poczula sie prawdziwa mama z fasolka pod sercem :) i wam wszystkim weteranki

Sama juz nie wiem co moglabym napisac bo poprostu brak mi slow

Odpowiedz
gocha111 2009-11-19 o godz. 18:43
0

...a ja nie wiem co powiedziec...więc nic nie powiem....................................................................................................................................................moze tylko tyle ze jeszcze nigdy nie przeczytałam niczego takiego co wywołało we mnie takie emocje...i to zdanie które sama powtarzam..,,Gdzie jesteś Panie Boże, okrutniku, który na to patrzysz ze spokojem? .....

Odpowiedz
Karola.30 2009-11-19 o godz. 17:03
0

kiki26 to takie piękne, poryczałam sie jak bóbr
nie wiem co powiedziec, może tyle że wiem dokładnie co czujesz , mimo że nie odbyłam takiej drogi jak ty - w sensie badan i leczenia, a to dlatego że jestem strasznym tchórzem i mój mąż też, i chyba podświadomie wolimy nie znać prawdy i przyczyny naszej bezpłodności i nie bardzo wierzymy w to aby jakiś lekarz mógł nam pomóc.

Odpowiedz
Gość 2009-11-19 o godz. 16:27
0

Ok ale ostrzegam ze jest dlugie

BABYDUST

Natura obdarzyła mnie macicą, jajnikami i instynktem macierzyńskim. Po co to zrobiła, skoro nie planowała mnie obdarzyć dzieckiem? Jeszcze kilka lat temu byłam pozbawiona myślenia o prokreacji, planowaniu, niepłodności. Na pewno byłam szczęśliwsza, choć nie pozbawiona lęków z tym związanych, ale wtedy ostrzeżenie od lekarza „mogą być problemy, jak się już pani zdecyduje” traktowałam raczej z dystansem. Pożyjemy – zobaczymy… No i zobaczyliśmy.
Dziś dzień, w którym „podjęliśmy decyzję” jawi mi się, jako jeden z najgorszych w moim życiu, choć wtedy wydawał się najszczęśliwszy z możliwych. Koniec antykoncepcji, koniec pilnowania, sprawdzania, uważania! Wreszcie wolny seks! Wolna miłość! Poczułam się niczym hipiska w narkotykowym spaźmie, która rzuca się półnaga w tłum nieznajomych na koncercie w Woodstock. Równie boleśnie zapewne odebrałyśmy moment otrzeźwienia. Za pierwszym razem byłam przekonana, że się udało. Miałam wszystkie objawy ciąży. Gdzieś głęboko czułam, że się udało. Już planowałam, gdzie postawimy łóżeczko, jakie ubranka kupimy, jaki wózek, jak nazwiemy nasze dziecko. Plan był doskonały. Jakież było moje rozczarowanie, gdy na teście zamiast upragnionych dwóch kresek pojawiła się jedna. Uparcie sprawdzałam, czy aby na pewno mają być dwie. Dwie – brzmiał wyrok. Hmm… - przecież test daje tylko 99%prawdopodobieństwa, uczepiłam się więc tego jednego procenta i dalej „byłam w ciąży”.
A jednak nieuchronne nadeszło. Byłam rozczarowana – w końcu miałam zaufanie do siebie, a jednak mój organizm mnie oszukał. Ale postanowiłam się nie załamywać i podejść do starań bardziej metodycznie. Obłożyłam się fachową literaturą. Zakupiłam termometr. Codziennie rano zapisywałam skrzętnie temperaturę podstawową w specjalnie do tego celu stworzonym programie komputerowym wraz z najdrobniejszymi obserwacjami płynącymi z głębi mojego ciała. Zabawę miałam przednią patrząc, jak z mojego nierównego wykresu powoli klarował się całkiem ładny wykres dwufazowy, z wyraźnym skokiem temperatury, potwierdzającym przebytą owulację. Po kilku cyklach z termometrem nie był mi on już potrzebny. Znałam swój organizm na wylot. Wsłuchana w siebie wiedziałam, co się dokładnie dzieje. Ale nie działo się nic niestandardowego. Piękne plany pokoiku dla dziecka, ubranek i łóżeczka stawały się coraz mniej widoczna.
„Skąd się biorą dzieci” – taki tytuł miała książeczka, którą dostałam od rodziców, gdy byłam dzieckiem, które zaczęło zadawać egzystencjalne pytania. Definicja książeczkowa zakłada, że rodzice muszą się bardzo mocno kochać i bardzo mocno przytulać, a wtedy bocian przynosi im dziecko. Czy więc nie dość mocno się kochamy, czy za mało przytulamy, że bocian nas olewa? A może chodzi jednak o fundamentalny brak wiary w bociana…
Myśl o pomocy lekarza pojawia się dość szybko. W końcu od początku świadomości seksualnej straszy się nas ciążą, przedstawia wizję zapłodnienia niemalże możliwego droga kropelkową. Więc kiedy nie nadchodzi, mimo usilnych starań naturalne jest, że szukamy winy w sobie. Lekarz najczęściej uspokaja. Pod koniec XX wieku najczęstszym jego zajęciem jest raczej walka z płodnością, antykoncepcja. Nic więc dziwnego, że najczęściej nie ma zbyt wielkiego doświadczenia, gdy chodzi o odwrotną pomoc. Brniemy więc po omacku, razem z coraz większym lękiem i lekarzem – partaczem. Według niego jestem całkiem zdrowa, o badaniu męża nawet się nie zająknie. Zupełnie jakby to były czasy odległe historycznie, kiedy to całkowita winą za brak potomstwa obarczano kobietę. Zygmunt August nie doczekał się potomstwa, choć podsuwano mu w celach prokreacyjnych wiele niewiast. Jego „bezpłodne” żony prawdopodobnie eliminowano, by nie marnować czasu. W końcu chodziło o dziedzica tronu! Gdy wreszcie udało mu się począć dziecko z Barbarą Radziwiłłówną ta poroniła, a potem zmarła najprawdopodobniej na skutek infekcji wywołanej jakimś szamańskim środkiem mającym uleczyć jej niepłodność.
Zmieniamy lekarza. Kilka razy. Wreszcie pada hasło: klinika leczenia niepłodności. Wszyscy twierdzą: za wcześnie. Ja już wiem, że wcale nie. Pojawia się we mnie strach, że upragnione może nigdy nie nadejść. Przypominam sobie coraz częściej przestrogi lekarzy. Astronomiczna suma po przeliczeniu, którą niegdyś wydawaliśmy na antykoncepcję, teraz jest kroplą w morzu potrzeb finansowania diagnozy naszej niepłodności i leczenia jej. Cała masa badań do wykonania, ale wreszcie czujemy, że ktoś się na tym zna. Pomoże nam. To nas uskrzydla i daje nadzieje. Znów wizja pokoiku dla dziecka nabiera ostrych rysów.
W między czasie odkrywam u siebie dziwną zdolność przyciągania kobiet ciężarnych, gdziekolwiek się pojawię. Tak jakbym miała wbudowany jakiś sensor, który idealnie naprowadza mnie na nie. Początkowo obieram to jako dobry znak. Może zaindukuję sobie tę ciąże w jakiś metafizyczny sposób? Magiczny babydust, pył jak wirus zaszczepi we mnie umiejętność zachodzenia w ciążę. Z czasem widywanie ciężarnych kobiet stanie się jednak zmorą. Patrzenie na obrzydliwie szczęśliwe, brzuchate kobiety będzie budzić ból rozdzierający gdzieś od wewnątrz i wstyd, że tak łatwo o zawiść – dlaczego ona a nie ja. Gdzieś na zewnątrz jednak gra pozorów – wszystko jest OK, nie obchodzi mnie cudza ciąża. Od tej pory ciąża zyskuje właśnie nowy wymiar kategorii – ciąża cudza i moja. Moja to ciążą, której nie ma. Tak jak moje dziecko. Jego też na razie nie ma. Dziwne, bo przecież czuje się, jakbym już była matką. Syndrom Empty Arms rozpoczyna się na dobre i trwa do dziś dzień.
Badania w klinice nabierają tempa. To nic, że zostaliśmy obdarci z naszej intymności. To nic, że lekarz wyznacza nam od tej pory dni w których „mamy działać”. To nic, że nasze staranie się o dziecko nie ma już prawie nic z romantycznego zrywu, z jakiego zrodziła się potrzeba bycia rodzicem. Cel jest ponad to. I jeśli się uda to i tak będzie to cud, a wszystko inne pójdzie w niepamięć. Żeby tylko przetrwać TO - wciąż wierzymy, że z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej.
Stres jest coraz większy. Zaczyna się psuć między nami. On, do tej pory wspierający i pełen zrozumienia zaczyna mieć dość. Zmęczenie dotkliwym poczuciem klęski sugeruje mu, że czas do odwrotu. Jestem zdruzgotana jego postawą. Chcę walczyć dalej. Nie jestem gotowa by sobie odpuścić. Okazuje się jednak, że On też nie chce odpuścić. Chce zmienić taktykę. Skoro leki i lekarze nie pomagają widocznie „za bardzo chcemy”. To kompletnie nielogiczne stwierdzenie budzi we mnie agresje. Dookoła zresztą pełno jest ludzi, którzy mają dla nas wiele wspaniałych rad. Jedną z najbardziej dominujących jest ta, aby przestać myśleć o tym, że chcemy mieć dziecko. „Historia” wszak zna całą masę przypadków cudownych zaciążeń par beznadziejnie niepłodnych podczas a) wakacji (gdzie w przypływie nagłego poczucia wolności od wszelkich starań dochodzi do poczęcia); b) frapującego życiowego przedsięwzięcia typu: przeprowadzka, budowa domu, zmiana pracy, awans; c) tuż po adopcji – kiedy spełnione uczucia macierzyńskie w magiczny sposób odpłacają się ciążą. Blokada psychiczna! Tak brzmi diagnoza otoczenia. Jak dla mnie brzmi gorzej niż cokolwiek innego, co da się wyleczyć farmakologicznie. Totalna abstrakcja! Jak z tym walczyć? Nie jestem przecież maszyną, w której za naciśnięciem guzika da się wyłączyć funkcję – potrzeba bycia mamą. To jakiś absurd, więc się buntuję. Tłumaczę, że przecież to, że „wyluzuję” nie udrożni jajowodów i nie poprawi jakości nasienia, ani nie wyreguluje hormonów, nie spowoduje, że torbiele znikną, a śluzówka macicy zacznie przyrastać odpowiednio by przyjąć zarodek. Ludzie, choć wiedzą mniej, wiedzą lepiej! Z czasem więc uczę się nie wdawać w dyskusje, a jedynie przytakiwać i uśmiechać, choć w głębi duszy mam ochotę drapać i wrzeszczeć.
Niepłodność to choroba, na którą lekarstwem jest zdrowa ciąża zakończona porodem i pojawieniem się na świecie wyczekiwanego dziecka. Droga do uleczenia jest jednak daleka i wyboista. Męczące badania, tysiące terminów medycznych i brak rezultatów powodują, że niepłodni zasiadają do Internetu i szukają. Znajdują wielu ludzi z podobnymi problemami, zdobywają wiedzę podaną na tyle przystępnie, by w krótkim czasie sprawnie poruszać się pomiędzy skomplikowaną terminologią, funkcjonowaniem organizmu, działaniem leków i zabiegów. Stają się ekspertami w swojej dziedzinie niepłodności. Rozmowy z „laikami” zaczynają irytować. Ktoś, kto nie zna pojęcia stymulacji, fazy lutealnej, endometrium, pęcherzyka, inseminacji nie jest już żadnym autorytetem, ani kompanem do dyskusji o naszym problemie. To ogranicza rozmówców właściwie tylko do internetowych współtowarzyszy niedoli i tych, którzy wykazują chęć douczenia się.
W między czasie już wszyscy widzą, że z nami coś nie tak. Coraz częstsze napady melancholii i depresyjne stany zmieniają nas. Ból wybucha najczęściej nagle. Łatwo jest trzymać swoje emocje kiedy sytuacja jest stabilna. To co najbardziej wytrąca z równowagi to wiadomość o ciąży koleżanki, przyjaciółki, kuzynki. Dzika zazdrość zjadająca od wewnątrz i ta nie dająca spokoju myśl, że znów trzeba będzie się uśmiechać, gdy w środku serce będzie wyło i rozrywało na strzępy resztki poukładanej duszy. I nie zrozumie tego nikt poza ta, która przeżywa to samo. „Na wszystko w życiu jest czas. Przyjdzie i pora na was” mówią ludzie. A ja mam ochotę zapytać – dasz mi to na piśmie i pozwolisz sobie uciąć rękę jak się nie spełni? Ale nie pytam, bo ja muszę być taktowna i rozważna. Inaczej będę postrzegana jak wariatka opętana obsesyjną myślą o posiadaniu dziecka, a ludzie będą mi radzili psychoterapię w najlepszym wypadku, a psychiatryk w najgorszym. Jakoś nikt nie dziwi się, że uczucie głodu trzeba zaspokoić. Niepłodność nie zabija powiedzą. Tu pewnie mają rację, choć nie wiem, czy w takim wypadku śmierć z głodu nie jest lepsza niż życie z jego ciągłym odczuwaniem Dlaczego mam przejść do porządku dziennego nad czymś, co powinno przyjść naturalnie? Dlaczego ja muszę o to walczyć skazana na niezrozumienie przez „syte” otoczenie. Są większe problemy: rak, śmierć bliskiej osoby, kalectwo. Taki tok myślenia mam obrać, że nie mamy tak najgorzej, a wręcz mamy bajkę, bo możemy do woli cieszyć się sobą, realizować się, podróżować, chodzić na imprezy bez tego całego zastanawiania się z kim zostawić dziecko. Tylko, że ja chce się realizować, ale jako matka, ja chce się zastanawiać, kiedy wreszcie się wyśpię, lub z kim zostawię dziecko jak będę chciała wyjść do znajomych. Bezradność tej sytuacji wykańcza. Nie mam na to wpływu czy będę miała dziecko, czy nie. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że wejdę na K2 niż, że będę matką, bo zdobycie góry zależy od mojej silnej woli, od przygotowania do tego, ode mnie (tak czuję nie mając w tej chwili za grosz respektu w stosunku do góry). Żebym nie wiem jak bardzo się w sobie „wzięła” nie mam wpływu na to czy plemniki mojego męża dotrą do mojej komórki jajowej i powstanie z tego życie.
Czuję się gorsza od płodnych kobiet. One, manifestujące swoje odwieczne prawo do tego by je czcić i wielbić, za to, że wydają na świat nowe istnienie. Pod tym względem czuję się bezużyteczna. Nie-kobieta. Pozbawiona swojej naturalnej funkcji.. Znajomi z politowaniem patrzą na mnie, gdy mimochodem napomykam o naszych problemach. Chcę się wygadać, ale to nie jest dobrze odebrane. Użalam się na sobie, koncentruję tylko na tym, a nie powinnam; zrujnuję swoje małżeństwo, bo facet przecież długo tego nie wytrzyma. To ja muszę być silna.Te bardzo niezręczne próby pomocy przynoszą odwrotny skutek. Ludziom się wydaje, że jak mną wstrząsną to wezmę się w garść i będzie mi łatwiej. Nie chcę, żeby ktoś mówił mi jak mam postępować, albo mówił, że będzie lepiej, że to minie. Chcę, żeby mnie przytulił i powiedział, że przykro mu, że taki mam problem, żeby wysłuchał, nie oceniał, nie bawił się w psychologa, żeby tylko był.
Już nie ryczę na wieść o kolejnych ciążach wśród otoczenia. Przyjmuję postawę pasywno agresywną. Nie chcę o tym wiedzieć, niech sobie rodzą swoje piękne niezaplanowane dzieci. Już wiem, że sprawiedliwości w tej kwestii nie ma. Wszystko w życiu ma jakiś cel? Bzdura jakich mało. Co ma na celu taka udręka? Co ma na celu obdarowanie cudem narodzin zboczeńca, który będzie pastwił się nad tym cudem, maltretował, mordował; który zabije i schowa ten cud do beczki? A tu puste ramiona, które tulą wyimaginowane dziecko, które pragną poczuć ciężar pachnącego mlekiem niemowlaka, spojrzeć mu w oczy i zobaczyć w nim cały swój świat. Gdzie jesteś Panie Boże, okrutniku, który na to patrzysz ze spokojem?
Nasze starania dobiły do punktu – In vitro. Czy kiedykolwiek myślałam, że zabrniemy aż tutaj? Dwa lata temu ze współczuciem myślałam o kobietach, które w forumowym podpisie odliczają, że to już 11, 12 cykl starań. Sama właśnie zacznę 28, choć przecież nie jestem rekordzistką. Ale w tym momencie nie obchodzi mnie kto ile czeka. Nie dociera do mnie argument, że ludzie czekają po 10, 15 lat. Ja czekam 2 lata, a czuję jakby to była cała wieczność. To tak, jak ktoś niesłusznie osadzony w więzieniu, czy to, że siedzi 2 lata, czy 8 ma znaczenie? Przecież i tak musi się zmierzyć z piekłem niewoli.
In vitro to poważna sprawa. Nasza niepłodność to poważna sprawa. Tak, chcę mieć dziecko choćby z probówki i żaden katolicki moralista nie będzie mi mówił, czy to jest etyczne czy nie. Jestem gotowa na każde poświęcenie dla mojego dziecka. A w opinii ludzi chcę mieć dziecko za wszelką cenę. Ci sami ludzie ze zrozumieniem patrzą na poświęcenie rodziców wobec swoich pociech. Czemu nie rozumieją naszego poświęcenia, przecież my też to robimy dla Naszych Dzieci, tylko, że naszych dzieci fizycznie tu jeszcze nie ma, choć od dawna czujemy się rodzicami.
Pewnie kiedyś trzeba będzie sobie powiedzieć dość! Kupić trzeciego kota i przelać swoją potrzebę kochania i dawania na kolejne futrzane „dziecko”. Zamknąć się na chwilę, strawić ból i łzy, wkroczyć w etap – adopcja. Pogodzić się ze swoją ułomnością, pogodzić z tym, że nie dane będzie mi nosić dziecko pod sercem, choć przecież już zawsze będę je nosiła w sercu. Pogodzić się z naturą i śmiało stwierdzić – tak, będę rodzicem.
Ale jeszcze nie teraz. Teraz badania, zastrzyki, nadzieja i strach. Miłość mojego męża, który patrząc na mnie często mówi: byłabyś wspaniałą matką
Ja jestem matką, kochanie, tylko póki co, to nie ma naszego dziecka …

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie