• Gość odsłony: 1946

    Ciąg dalszy = Małżeństwa (PARTNERSTWA) i dziecka

    Dziewczyny, piszę tutaj bo nie wiem czy tamten post jest aktualny, a też chciałabym się wygadać i coś wam moze doradzić.
    U mnie tez jest nie za różowo. Długo by pisać czemu tak jest, ale wyszłam za maż szybko po poprzednim 7-letnim zwiazku i mam z sercu do dziś tamtego faceta. Ale tak juz musi zostac. Urodziłam dziecko, po długich staraniach i leczeniu, myslałam ze to zmieni mnie, moj stosunek do męza. Ze pokocham go na maxa, bedziemy rodziną taką prawdziwą, tryskającą miłością jak pisała Drzewko. Ale jest inaczej. Maz gdy wraca z pracy siedzi przy kompie, nie opiekuje sie małą, "jak mam sie z nią bawić, jest za mała" to jego słowa. Wiem, ze ja kocha, ale mi nie pomaga, oj grzesze, kąpie przez max 5 min, ale ja juz ubieram, oliwkuje itp. Mąz jest domatorem, ja towarzyska, lubie ludzi i wyjscia z domu.Teraz nie ma problemów z tym bo taka jest sytuacja, ale normalnie on nie chce wychodzic, a mi samej z kolezankami nie pozwala. Czuje sie wiezniem, mieszkam pod miastem i brakuje mi nawet codziennego zgiełku, sąsiadów itp. Ktos by pomyslał, w dupie mi sie przewraca, duzy dom, duze zakupy, praca, tez zdrowe dziecko, a ona narzeka na meza... no tak , ale... wine widze, ze brakuje mi tej iskry, tej milosci do niego, co nie znaczy ze go nie kocham. Kocham ale juz inaczej. Dziecko wyolbrzymiło tą przepasc, która ja stworzyłam. Zamknęłam sie, nie wiem jak mąż to wytrzymuje. No i mam pretensje ze mało zajmuje sie dzieckiem, ze komp ważniejszy, koty też potem dopiero dziecko...Mam ochote to rzucić , zabrac Małą i wyjsc . Tylko gdzie?
    Ale dziewczyny, radością mojego życia jest moje ZDROWE dziecko! Jak pratzę na te chore dzieci w TV widzę jakie to wlk szczescie jest to ze jest ono zdrowe. Drzewko ty tez masz zdrową Anię, to przejsciowe kłopoty myslę. Ważne za nasze dzieci nie mają chorych serduszek czy innych organów! To dar od Boga i trzeba być pokorym bardziej w zyciu. Wiem już, ze nie moze być za pięknie i kolorowo, Nie można mieć w zyciu wszystkiego. Cisz sie tym co mam.. Ze moja córka budzi się zdrowa i usmiechnięta. Jej usmiech wynagradza mi wszystko. I czuje ze wielkie szczescie mnie spotkało że ta mała istotka jest zdrowa a reszta się ułoży!!! Pomyslcie, my ,mamy siebie, czyli internet, nie czujemy sie tak wyizolowane, a nasze Mamy? W pieluchach tetrowych, biedzie, bez sieci i przezyły! I mam nadzieje były szczesliwe, bo miały nas! Podziwiam moją mamę , bo do tego nie miała meża, tata umarł jak byłam tuciutka,n ie pamiętam go. A moja mama? Przezyła! Dziśjest szczesliwa i mówi ze wtedy tez, bo miała chociaż dziecko. Dziewczyny odrzuccie mity o pieknej rodzinie, chociaż na teraz i cieszmy się dziećmi. One tak szybko wyrosną, nawet sie nie obejrzymy. Szkoda czasu na narzekania!
    Reszta sie ułoży, gwarantuje! Nie takie dramaty inni przezywają !
    Głowa do góry, uśmiech na twarz, dla naszych pociech!
    Pozdro
    D ORKA

    ps. ale sie wygadałam, pomogło mi

    Odpowiedzi (6)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-03-15, 15:07:28
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Gość 2009-03-15 o godz. 15:07
0

Oj dziewczyny macie naprawdę dużo siły i wytrwałości!!!! Życzę Wam wszystkiego najlepszego w tym szarym, naszym maminym życiu.
Mój misiu też na szczęście jest zdrowym dzieckiem i kochamy go z mężem niesamowicie:) Mąż dużo pracuje, ale jak ma czas to od razu poświęca go nam - niewiele ale zawsze coś - i za to mu dziękuje!!!
Po 6 latach znajomości wzieliśmy ślub, a w tym roku będzie 2 rocznica ślubu. Adaś jest moją wielką miłością i zawsze nią będzie. Wszystko dobrze nam się układa tak jak marzyliśmy. Mam nadzieję że zawsze będziemy tacy szczęśliwi. I Wam wszystkim mamusiom też tego życzę - szczęścia!!!

Odpowiedz
Gość 2009-03-15 o godz. 01:42
0

Anabelo, to co napisałaś to tak jakbym się widziała w związku teraz. Super to ujęłaś, muszę sobie przypomnieć że go kocham, bo czasem zapominam... moze częsciej niż czasem. A przecież wiem, ze nie umiałabym tkwić w związku bez miłości. Jestem niezależna finansowo, wiem ze dalabym sobie sama z Amelią radę, ale nie o to chodzi. Ale go kocham mimo wad i koniec. Muszę sobie o tym jak najczesciej przypominac...

Serenity, twoje zycie to ja w poprzednim związku, burza, grzmoty, lecące szyby w drzwiach i wielka miłość. Do dziś we mnie drzemie..
Mój obecny mąz długo czekam na to, by zająć wiekszość mojego serca.. czekał i sie doczekał. BO ja w przeciwienstwie do ciebie dałam sobie spokój. Dziś patrząc na Amelkę nie żałuję, bo to do końca życia nie da mi spokoju...

Oj te życie jest pogwatwane, ale moze po to by dostrzegać takiem małe szcześcia jak uśmiech naszych dzidzulek.. mnie te uśmiechy rozwalają... moge wtedy góry przenosić... nie wielka miłość, ale ten mały uśmiech mojego dziecka..

Dorka

Odpowiedz
miu miu 2009-03-15 o godz. 00:50
0

My tez sie potrafimy niezle pokłócić.Ale ja uwazam ze sprzeczki ok ale takie wielkie kłótnie kiedy talerze latają nie sa ani dobre ani normalne i niczego dobrego do związku nie wnoszą.A dlaczego?Bo w takich momentach zwykle gadamy co nam ślina na jezyk przyniesie a potem pewnych słów nie mozna ani odwrócić ani wymazac z pamieci.

Musze sie pochwalic a własciwie pochwalic mojego mężczyzne który sprawił mi ogromną niespodzianke w walentynki- przyniósł mi ogromny bukiet czerwonych róż a do tego piekny srebrny łancuszek z wiosiorkiem.Bardzo miło mnie zaskoczył.

Kiedys słyszałam takie stwierdzenie ze "związek toczy sie od kryzysu do kryzysu" no i pewnie tak jest.

Odpowiedz
Gość 2009-03-14 o godz. 23:14
0

W jakis sposob zgadzam sie z Toba Dorka. A oto dlaczego...
Wyszlam za maz duuuzo za szybko. Mialam 21 lat i w glowie mity o tej poteznej milosci co to gory przenosi i inne cuda. Po roku mity wywietrzaly mi z glowy, a raczej zostaly skutecznie wybite przez meza, ktory okazal sie byc mamisynkiem i poczatkujacym alkoholikiem. Walczylam niemal kolejne 1.5 roku o swoje malzenstwo, z dnia na dzien coraz bardziej zrezygnowana. Tlumaczylam sobie ze jestem skonczona idiotka ze narzekam, bo przeciez pobralismy sie z milosci, mam duze mieszkanie, samochod, i meza ktoremu nie przeszkadza ze mam bardzo male szanse na dziecko. Inne kobiety ledwo wiaza koniec z koncem, a moje problemy w porownaniu z ich to bzdury.
2.5 roku naszego malzenstwa skonczyl rozwod. On wybral matke i kieliszek a ja wolnosc.
Niewiele pozniej, samotna, 24 letnia 'staruszka' poznalam Tomka. Oboje po rozwodzie, poturbowani, nieufni... Komu mialo sie udac jak nie nam?
Przeprowadzilam sie do niego modlac sie w duchu zeby nie za szybko, tak jak poprzednio. Od tamtego dnia minelo dwa i pol roku. Przeszlismy swoje juz. Zdarzylismy sie rozejsc z takim hukiem i tak dramatycznie ze moznaby niezly film nakrecic. Po miesiacu zeszlismy sie znowu. Jakims cudem zaszlam w ciaze. W trzecim miesiacu poronilam.
Klocimy sie tak ze niemal talerze fruwaja po domu.
Mamy paskudne charakterki i calkiem odmienne poglady na zwiazek. Ja jestem za rownouprawnieniem, jego zdaniem rownouprawnienie oznacza tyle ze kobieta tez moze pracowac, a dom i tak jest caly na jej glowie. Od ponad roku nie pracuje i tez potrafil mi wygarnac ze nie mam prawa glosu w tym domu skoro nie przynosze pieniedzy. Mieszkam teraz ponad 300 km od rodziny i tesknie tak ze potrafie beczec jak dziecko do poduszki. Na nadmiar pieniedzy nie cierpimy od samego poczatku. Przy dziecku stara sie pomagac, ale cienko mu to idzie. Przy kapieli spedza tyle czasu ile zajmuje mu przyniesienie malego do lazienki i zabranie go stamtad. Na dodatek ubzdural sobie ze idzie na studia na jesieni. Nie jest rozowo ale..
Kochamy sie tak ze jeden dzien bez siebie to tragedia.
Kocham go za to ze gdy trzeba bylo siedzial i robil nadgodziny zebym miala na leki (sporo bylo tego w ciazy... oj sporo). Za to ze tylko on umie mnie tak rozsmieszyc. Nawet za to ze nikt inny nie potrafi mnie doprowadzic do takiej wscieklosci tymi jego pogladami. Za to ze udaje twardziela ale widze jak patrzy na naszego miesiecznego synka. Czasami mam ochote skrecic mu kark, a przed tym obedrzec ze skory i posypac sola za kazde zle slowo (a umie je dobrac) ktore mi powiedzial. Za kazda nie przemyslana i chlapnieta uwage (Walentynki - "To idz do fryzjera, dam ci pieniadze, zrobisz w koncu cos ze soba").

Nie moze byc idealnie. Zeby byc szczesliwa porzucilam glupie dziecinne marzenia o tej idealnej milosci. O pieknym domu. O braku dlugow.
Przypominam sobie moja mame ktora ledwo dawala rade z dwojgiem dzieci w mieszkaniu, w ktorym nie bylo biezacej wody i ogrzewanie dawal wielki ochydny piec kaflowy, a po wegiel chodzila z wiadrem do piwnicy. Ojciec zyl w swoim swiecie muzyki, krzyzowek i ksiazek, nie bedac dla niej podpora i wsparciem. Staram sie cieszyc tym co mam. A mam duzo.
Mezczyzne ktory mnie kocha. Tak dlugo wyczekiwanego synka. Moje sloneczko male, dzieki ktoremu zapominam o wszystkim co zle mi sie przytrafilo. Ciesze sie ze jest zdrowy. Dzieki niemu zniknely moje humory, nauczylam sie bagatelizowac drobne niepowodzenia, stalam sie silniejsza. I to jest chyba jednak ta milosc. Ta wielka, prawdziwa i do konca. Milosc do mojego synka, dla ktorego zrobilabym wszystko.

A ja i Tomek? Nadal sie klocimy. Nadal sie godzimy. Nie zmienilismy sie wobec siebie ani na jote. Chyba w koncu zaakceptowalismy fakt ze nie jestesmy idealni. Czeka nas jeszcze wiele w zyciu. A juz napewno kolejna powazna rozmowa, ktora napewno skonczy sie klotnia, ale to jedyna metoda zeby cos dotarlo do niego. Jeszcze kiedys przejelabym sie tym. A dzisiaj? Dzisiaj patrze na mojego synka i ta jego slodka buzke gdy spi. Moze milosc gor nie przenosi - ale ja bym mogla dla niego. Wiec co mi taka rozmowa ;)

Odpowiedz
Anabela 2009-03-14 o godz. 16:42
0

Ja poznałam Artura w okresie, w którym starałam się wyjść z idiotycznego, toksycznego 9-letniego związku. Czasami się zastanawiałam, czy to nie była chęć zapomnienia o tamtym, czy ja go naprawdę kocham. Zwłaszcza, że to ja na niego "zapolowałam" i właściwie dzięki temu jesteśmy razem. Było mi niewygodnie, bo on mnie obdarzył naprawdę wielką szczerą miłością, a ja właśnie nie byłąm pewna... Musiałąm przemyśleć parę rzeczy, bo gdyby tak naprawdę było, to ten związek byłby bez sensu. No i jesteśmy ciągle razem, w tym roku 4 rocznica ślubu. I mimo tego, że teraz czasami skaczemy sobie do oczu, a raczej to ja mu skaczę do oczu, wiem, ze bardzo mnie kocha i że ja też go kocham. Tylko muszę pracować nad sobą, żeby sobie o tym przypomnieć.

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-03-14 o godz. 16:23
0

Kurde jaka ja wrazliwa jestem, albo moze przewrazliwiona, Dorka poryczalam sie.........

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie