• Gość odsłony: 2157

    Czy jest złoty środek na to kiedy podjąć decyzję?? DŁUUUGIE

    Dziewczynki napiszcie mi jak to u Was jest. Przez kilka ostatnich tygodni robiłam prywatne badania dotyczące tego, kiedy przychodzi czas na dziecko, oczywiście po tym jak już stwierdzimy że jesteśmy gotowe psychicznie i duchowo.
    Rozmawiałam o tym z wieloma osobami, tymi, które mają dzieci i tymi, które jeszcze nie, ze starszymi i młodszymi. Obejrzałam kilka programów na ten temat, poczytałam różne Fora. Opinie są bardzo różne:
    -Ci którzy mają dzieci (przeważnie nieplanowane) – wiek 20-25lat - mówią że lepiej jest je mieć w młodym wieku najlepiej na studiach, potem są odchowane i można zacząć pracę. Co dziwne wszystkie te pary żyją dość skromnie (wynajmują lub mieszkają z rodzicami), a jeśli mają mieszkanie czy dom to wszystko zawdzięczają rodzicom (np. kupno, remont, budowa), sami zarabiają niewiele, i właściwie zastanawiam się jak wiążą koniec z końcem.

    -Pary nie posiadające dzieci, wypowiadają się, że wolą zaczekać, aż będą na swoim, aż znajdą lepszą pracę, i będą mieć kasę na maluszka (utrzymanie). Przeważnie współczują tym, którzy mają dzieci, chyba, że akurat są to Ci, którym wszystko zafundowali rodzice, wtedy im zazdroszczą, jednocześnie mówiąc, że oni by tak nie mogli rodziców wykorzystywać. Poza tym wiele par chce jeszcze ‘pożyć’, imprezować itd. Większość jednak zwleka czekając na lepszy moment, niektórzy czekają już od kilku lat.

    -Osoby starsze (np. w wieku moich rodziców), polecają rozwiązanie, aby jak najdłużej zwlekać i ‘dorabiać się’, rodziców prosić o pomoc raczej by nie wypadało, osoba która ma rodzinę MUSI być samodzielna i sama sobie radzić. Trzeba mieć obowiązkowo mieszkanie – najlepiej przyszłościowe ze 2-3 pokoje – auto, dużo zarabiać (by zdecydować się na dziecko należy zarabiać razem min. 3000 PLN – to usłyszałam dzieląc się z rodziną moimi planami na przyszłość. Oczywiście niezbędna jest stała praca na czas nieokreślony, stabilna (w tych czasach??). Polecane jest branie kredytów, wiadomo skoro jest praca to się spłaci. Ludzie w tym wieku zauważyłam, są przeciwni wczesnym małżeństwom – wiadomo bieda zabija uczucia, są kłótnie, rozwody, a przecież biorąc ślub w młodym wieku nie wiadomo czy się czegoś młodzi dorobią, nie wiadomo jak się potoczą ich losy, zwłaszcza, jeśli biorą ślub nie mając jeszcze mieszkania albo tzw. stabilnej pracy – szkoda że osoby w tym ‘średnim’ wieku nie mają takiej bogatej wyobraźni co do kredytów, o których wcześniej wspomniałam – przecież pracę można w dzisiejszych czasach stracić z dnia na dzień i z czego wtedy spłacać. W związku z tym zalecane jest szukanie zamożnego partnera, bądź takiego z dobrymi perspektywami, jeśli partner nie spełnia oczekiwań, stara się go zniechęcić, zniechęcić swoje dziecko do wiązania się z nim pod byle pretekstem, ewentualnie na koniec można go zaakceptować, ale zawsze pozostaje to ALE…. Dziecko no cóż, kosztuje dużo pieniędzy, z wiekiem koszta wzrastają, no i co najważniejsze, mając dziecko jest się uwiązanym w domu, nigdzie nie można wyjechać, nie da się podróżować, wyjść choćby na dyskotekę, bo pubu – no ale przede wszystkim podróże, nic się z dzieckiem nie zwiedzi, na narty się nie pojedzie, ani za granice, a przecież podróże kształcą, wynika z tego że dziecko ogłupia.
    Generalnie nastawienie jest negatywne, pesymistyczne. Zakładając rodzinę na studiach bądź w wieku 20-kilku lat z góry wiadomo, że młodzi będą biedni, nie będą podróżować, z czego wynika, że będą znudzeni, siedząc z dzieckiem w chałupie, no i z braku pieniędzy się rozwiodą, aha no i do końca życia będą żałować, że tak młodo się zdecydowali. Więc ślub i dziecko TAK, ale bliżej 30stki, a nawet po. Aha no i najważniejsze dziecko znaczy przerwanie studiów (jeśli ktoś studiuje), znaczy też rezygnację z wielu małych ‘luksusów’ na które sobie do tej pory pozwalaliśmy typu nowe ciuszki, fryzjer itp., no i cięcia w budżecie domowym, trzeba zaoszczędzić na jednym żeby kupić drugie.
    Próbując przypomnieć starszemu pokoleniu, że też brali młodo śluby, też mieszkali na początku z rodzicami, też było ciężko, mówią, że wtedy były inne czasy – cóż na 100% było mniejsze bezrobocie i człowiek się codziennie nie bał, że straci pracę, ale czy inaczej wtedy kochali?? Próbowałam różnie argumentować, na wszystko jest jedna odpowiedź odpowiedź – „wtedy były inne czasy”, albo: „masz jeszcze czas, młoda jesteś”.

    -Kolejna grupa to ludzie starsi – w wieku naszych babć, dziadków. Ich zdanie jest różne. Zacznijmy od tego, że większość z nich nie rozumie tego pędu do kariery i pieniędzy. Zorientowałam się, że również uważają, że należy osiągnąć pewną stabilizację materialną, tyle że nie zawsze są ku temu sprzyjające warunki i możliwości i z tego też zdają sobie sprawę. Co do zakładania rodziny w młodym wieku, no cóż zdaje mi się że mimo większość z nich tak zrobiła, to są raczej przeciwni, uważają że lepiej zwiedzić świat i ‘wyszumieć’ się. Pamiętają swoje czasy, kiedy to o mieszkania było trudno i kilka rodzin mieszkało na kupie w małej klitce, ale pamiętają też, że mimo tego rodziły się dzieci, a ludzie potrafili się cieszyć tym co mieli – a wielu miało naprawdę niewiele. Teraz oczywiście są większe możliwości, ale niestety pieniędzy brak. Co do kłótni i rozwodów owszem, podzielają zdanie że jak nie ma w domu pieniędzy to często kończy się też uczucie.

    Reasumując, nie ze wszystkimi wypowiedziami się zgadzam, nie uważam, że dobrze jest zrobić dziecko nie mając środków do życia i wyciągnąć rękę do rodziców żeby na nie łożyli. Nie dobrze też próbować się całe życie dorobić odkładając decyzję o małżeństwie i dzieciach, bo a nuż za rok będzie lepiej i broń Boże nie ważyć się prosić rodziny o pomoc. Ale gdzie znaleźć kompromis, tak żeby wilk był syty i owca cała?? Niestety nie ma dziś stabilizacji, ludzie nie są zamożni, przyrost naturalny spada co roku 400 tyś urodzeń. Więc gdzie jest granica, między biedą, a warunkami, w których możemy pozwolić sobie na dziecko.
    Czy jest jakaś min, comiesięczna zarabiana przez nas kwota, która pozwoli nam na posiadanie potomka? Czy dziecko z biedniejszej rodziny, które mieszkało z dziadkami jest gorsze? Czy kiedy jest bieda w domu i ludzie się kłócą, to gdy się rozstaną to im przybędzie pieniędzy, albo znikną problemy? Czy dziecko to naprawdę kula u nogi, z którą już absolutnie nigdzie się nie wyjedzie, nie zwiedzi świata?? Poza tym czy dziecko da nam szczęście?? Może to pieniądze są kluczem do celu, skoro tak wielu ślepo chce je mieć, za wszelką cenę?? Czy nie mając ODPOWIEDNICH warunków, rzeczywiście jest się skazanym na czekanie, być może w nieskończoność?? Czy może rzeczywiście należy dążyć za wszelką cenę do poprawy sytuacji, ze średniej na lepszą, potem z dobrej na jeszcze lepszą ….itd, bo ‘apetyt rośnie w miarę jedzenia’. Przepraszam Dziewczynki za ten długi wywód, ale napiszcie jakie Wy macie podejście, jakie Wy macie zdanie. Proszę o opinie obiektywne, o wypowiedzi kobiet, mężczyzn, starszych, młodszych, mężatek, panien, bogatych, biednych, mających dzieci, starających się, i tych nie myślących o tym w ogóle. Pozdrawiam wszystkich którzy dotarli do końca :)

    Odpowiedzi (6)
    Ostatnia odpowiedź: 2009-09-19, 12:53:50
Odpowiedz na pytanie
Zamknij Dodaj odpowiedź
Lona 2009-09-19 o godz. 12:53
0

Fumcia oki zeby sie nie mieszalo to zamykajm ten wateczek

Moni :D

Odpowiedz
Gość 2009-09-17 o godz. 10:03
0

Dziewczynki przepraszam, ale wysłało mi się dwa razy, przez przypadek, stąd dwa takie same posty. Odpisałam na tym drugim, i tam proszę piszcie wszystkie odpowiedzi, żeby już nie powtarzać. Jeszcze raz przepraszam i dziękuję za zainteresowanie tematem :)

Odpowiedz
Gość 2009-09-16 o godz. 12:18
0

Aniu K - u mnie jest wręcz identycznie jak u Ciebie, nawet co do imienia i pierwszej litery nazwiska się zgadzamy :D
a co do podróży to moja mama kocha morze i od kąd skończyłam 6 miesięcy mama z tatą w chwilach wolnych jechali pół Polski nad morze ... może dlatego i ja je (morze) lubię :P
Pewnych rzeczy się nie przewidzi, bo np. dziecko może być chorowite i pieniędzy brak więc się nie pojeździ po świecie, ale dla mnie co rodzina to rodzina i zawsze ona jest pierwsza.

Odpowiedz
AniaR79 2009-09-16 o godz. 12:01
0

Witam!!! :D
Fumciu - i to jest odwieczny problem!!!!
Ja mam 26 lat , trzy lata temu wyszlam za maz (znalismy sie wczesniej 7 lat) i od pazdziernika zeszlego roku zaczelismy starac sie o dzidzie. Ja skonczylam studia, maz rowniez . Obydwoje mamy prace i co najwazniejsze nadal sie kochamy.
Zawsze zadawalam sobie te pytania: kiedy powinnismy zaczac starania ??? A jesli zaczniemy teraz to czy bedziemy potrafili sie zaopiekowac ta malutka istotka?
I tak strasznie meczyl mnie ten brak odpowiedzi, czasami nawet myslalam ze chyba cos jest nie tak ze mna
Na szczescie teraz juz wiem, ze bardzo bardzo pragne miec dziecko i wiem ze zrobie wszystko aby bylo szczesliwe ! ( kochane bedzie napewno)

W naszym przypadku ciesze sie ze ukonczylismy szkole ,zwiedzilismy troszeczke Swiat i dojrzelismy do tej waznej decyzji!!!

PS Odnosnie tego podrozowania to nie sadze aby dzidzius byl jakas przeszkoda. Mam znajomych, ktorzy juz 7 miesiecznego niemowlaka zabierali ze soba na wczasy !!!
Pozdrawiam :D

Odpowiedz
madelaine 2009-09-16 o godz. 11:52
0

Kiki masz absolutna racje nic dodac nic ujac

Odpowiedz
Reklama
Gość 2009-09-16 o godz. 08:17
0

Hmmm...to jest rzeczywiscie duzy problem i mysle ze kazda z nas rozpoczynajac starania byla w tym temacie na biezaco... Ja osobiscie jeszcze dwa -trzy lata temu uwazalam ze dziecko to wtedy jak juz naprawde osiadziem... ale szczerze mowiac w pewnym momencie instynkt macierzynski zagluszyl we mnie wszelkie dazenia do "dorobienia sie" i zapragnelam miec dziecko natychmiast a wszystko inne przestalo sie liczyc. Z biologicznego punktu widzenia jestem teraz w najlepszym okresie rozrodczym (25 lat) ale oczywiscie w dzisiejszym swiecie takie bzdury nikogo nie obchodza...
Moi rodzice poczatkowo bardzo sceptycznie podchodzili do tego abysmy juz teraz "zafundowali" sobie dziecko ale im dluzej ich na to przygotowywalam tym lepsze teraz sa efekty... - nie moga doczekac sie wnuka. Nasza sytuacja nie jest wcale stabilna. Ja studiuje i pracuje ale jestem zatrudniona na umowe o dzielo co ma swoje plusy i minusy (teraz to wiedze ze wiecej minusow), maz pracuje w PAN-ie a wiec tez pieniadze nie sa rewelacyjne. Jedyne co nam pozwala odetchnac finansowo to korepetycje, ktorych oboje udzielamy. Duzo zawdzieczamy rodzicom - mieszkanie i samochod.
Mimo tego mysl o dziecku jest teraz najwazniejsza... Nie sadze aby dla dziecka najwazniejsze byly pieniadze ale milosc rodzicow. Pracuje w przedszkolu i znam mase pieknie odstrojonych dzieci z super zabawkami , ktore siedza w przedszkolu od 7 - 17, odbiera je niania a rodzice wychowuje je tylko zaocznie...no ale robia kariere!!!
Jesli nie teraz jest dobry moment to kiedy??? Moja babcia powtarzala - mloda matak wiecej zniesie...i to chyba prawda. Z wiekiekm tracimy cierpliwosc do dzieci, bardziej nam przeszkadza niedostatek itp.
Ja dzis tez zaluje ze swoich staran nie zaczelismy 2-3 lata wczesniej. Widze jak swietnie radza sobie dziewczyny u mnie na studiach, poza tym dziecko bardzo mobilizuje do tego by sytaucja finasowa sie polepszyla albo by byla stabilna...
Moje zdanie jest takie ze dzieci trzeba miec wtedy kiedy sie ich pragnie, bo wtedy wszystko ma sens!

Odpowiedz
Odpowiedz na pytanie