"Mama nie przyjdzie na mój cywilny, bo twierdzi, że ślub to się bierze w kościele"

"Mama nie przyjdzie na mój cywilny, bo twierdzi, że ślub to się bierze w kościele"

"Mama nie przyjdzie na mój cywilny, bo twierdzi, że ślub to się bierze w kościele"

canva.com

"Płakać mi się chce. W tak ważnym momencie życia moi bliscy się na mnie wypięli. Według mojej mamy ślub cywilny nic nie znaczy... Tylko ślub kościelny daje gwarancję wierności i miłości do końca dni. Cały czas wmawia mi, że Grzesiek się ze mną rozwiedzie. Mówi, że on na pewno nie chce uroczystości kościelnej, żeby mieć otwartą drogę dla prawdziwej miłości, a mnie nie traktuje z wystarczającym szacunkiem..."

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Pochodzę z wierzącej rodziny

Moi rodzice są dość konserwatywni. Zawsze miałam poczucie, że granice w moim domu są dość jasno postawione, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Brałam to za pewnik i nawet nie dyskutowałam. Pierwszy raz zwróciłam uwagę, że moja mama jest dość ostra, jak byłam nastolatką.

Skończył się wtedy etap, gdy chodziłam z mamusią za rączkę do kościoła. Byłam dość karną córką. Raczej nie pyskowałam, nie sprawdzałam granic moich rodziców i słucham się i mamy i taty. Wychowanie w wierze zaprocentowało, zawsze Kościół i Bóg były dla mnie ważne.  Patrząc na wszystko z perspektywy czasu, czuję, że wpojone mi wartości uchroniły mnie od wielu błędów. Jednak moim zdaniem rodzice przesadzają. Dla nich Kościół i jego wartości są ponadwszystko!

Dekoracja kościoła

Biorę ślub cywilny

Wiele w postrzeganiu świata zmieniły u mnie studia i wyprowadzka z domu rodzinnego. Nagle okazało się, że świat ma mi do zaoferowania o wiele więcej. Zaczęłam żyć pełną piersią. Nie myślcie sobie, że nagle wyrwałam się spod klosza i odrzuciłam wartości, które mnie ukształtowały. Nie! Bóg jest dla mnie drogowskazem i nadzieją, ale Kościół... Cóż, niekoniecznie.

Dwa lata temu przeżyłam swój pierwszy bunt. To, co dziś wyrabiają duchowni, całkowicie kłóci się z postrzeganiem Pana, jakie noszę w sobie od zawsze. Poczułam, że nie po drodze mi z instytucją, która z wiarą ma tak mało wspólnego. W moich przemyśleniach utwierdził mnie narzeczony. Grzesiek też był w oazie i służył do mszy. Wszystko do czasu, gdy sam był świadkiem zepsucia na plebanii.

Gdy postanowiliśmy się pobrać i ja i Grzesiek byliśmy pewni, że chcemy ślubować miłość przed Bogiem, ale nie w kościele przed księdzem, który naszym zdaniem jest niepotrzebny. Tylko my i Pan, przed którym mówimy własnymi słowami przysięgę i modlitwę. Goście mają nam towarzyszyć w urzędzie, gdzie sformalizujemy nasz związek.

Gdy tylko rodzice dowiedzieli się o naszym pomyśle, prawie się mnie wyrzekli. Zdaniem mojej mamy ślub cywilny nie znaczy nic. Tak szybko, jak można się pobrać, można też się rozwieźć. Mama uparcie twierdzi, że Grzesiek nie chce stanąć przed ołtarzem, bo nie traktuje mnie poważnie i zostawia sobie furtkę dla prawdziwej miłości.

Rodzice odmówili przyjścia, a mnie serce krwawi. W najważniejszej chwili w życiu zostanę sama, bo mama i tata wybrali kler zamiast własnej córki!

Narzeczona Grześka, 27 lat

 

Robert Biedroń "wziął ślub". "Bo miłość to miłość..." Zobacz w galerii!
Źródło: instagram.com/krzysztof.smiszek
Reklama
Reklama