"Chodzę codziennie na grób męża. Córki uważają, że jestem nienormalna"

"Chodzę codziennie na grób męża. Córki uważają, że jestem nienormalna"

"Chodzę codziennie na grób męża. Córki uważają, że jestem nienormalna"

Canva

"Mój ukochany mąż odszedł zimą, po długiej chorobie. Mieliśmy jeszcze tyle planów! Nic nie zdążyliśmy zrobić. Śmierć mi go wydarła z ramion. Od tej pory prawie codziennie chodzę do niego na grób. Przesiaduję na ławeczce, sprzątam i przede wszystkim rozmawiam. Moje córki w ogóle tego nie rozumieją. Powiedziały, że jestem nienormalna, i że muszę dalej żyć",

Reklama

*Publikujemy list od czytelniczki

Największa miłość życia

Z Kazikiem byliśmy małżeństwem 40 lat. To była prawdziwa miłość – taka, o której się śpiewa piosenki i pisze wiersze. Byliśmy w sobie bardzo zakochani przez całe nasze życie. Doczekaliśmy się dwóch wspaniałych córek – Magdy i Jagny. Dziewczyny są już dorosłe i mają własne rodziny, ale widzę, że nie ułożyło im się tak jak nam z Kaziem. Magda żyje na kocią łapę z facetem, bez ślubu, a Jagna się niedawno rozwiodła. Bardzo to przykre.

Jak Kazik żył to nie mógł zdzierżyć, że jego córeczki nie mogą znaleźć odpowiedniego mężczyzny. Wtedy zawsze mu powtarzałam, że mają za dobry przykład z domu i nikt nie jest teraz mu w stanie dorównać. Wtedy śmiał się i mnie przytulał. A potem stało się coś potwornego. Kazia zaczął boleć żołądek, nie mógł nic jeść. Poszedł do lekarza i po kilku badaniach usłyszeliśmy wyrok – nowotwór. Niestety, choroba bardzo szybko postępowała i mimo wdrożonego leczenia, efekty były mierne. Kazik gasł na moich oczach. Codziennie się nim opiekowałam, aż do samego końca.

Kwiaty leżą na nagrobku Canva

Koszmarny cios od losu

Kiedy odszedł, myślałam, że oszaleję. Całe życie spędziliśmy razem. Nagle wypełniła mnie ogromna pustka, odechciało mi się żyć. Nie widziałam już sensu w dalszej egzystencji. Mieliśmy z Kazikiem tyle planów… Na emeryturze mieliśmy zimą podróżować do ciepłych krajów, bo nigdy nie było na to czasu ani pieniędzy, a latem siedzieć na naszej działeczce i bawić wnuki. Niestety, Kazio tego wszystkiego nie doczekał. A ja razem z nim, bo odeszła mi całkiem ochota na wszystko.

Jedyne ukojenie przynosiły wizyty na cmentarzu. Chodziłam więc codziennie. Kupiłam sobie ławeczkę, siadałam na niej i rozmawiałam z Kaziem – o naszych córkach, o wspomnieniach. Było mi naprawdę lepiej. Przynosiłam świeczki, sprzątałam. Mijały kolejne miesiące. W końcu nadeszła wiosna. Córki zaprosiły mnie do siebie na dzień matki. Powiedziałam, że owszem, chętnie wpadnę, ale dopiero po wizycie na cmentarzu. Wtedy Jagna na mnie napadła.

Mamo, chyba już przesadzasz z tym grobem? Ja wszystko rozumiem, też mi brakuje taty, ale trzeba dalej żyć, dla siebie i dla nas. A ty całymi dniami tam przesiadujesz. To nie jest normalne! Martwimy się o ciebie z Magdą

- powiedziała.

Strasznie się zdenerwowałam. One ani razu nie poszły ze mną odwiedzić ojca, może tylko na święta. I ona ma czelność mi wypominać, co robię i gdzie chodzę? Nikt nie zrozumie mojej straty.

Zrozpaczona żona i matka

Jak zbudować bliskie relacje z dziećmi? 5 złotych zasad, które zmienią Twoje życie rodzinne Zobacz galerię!
Źródło: Canva
Reklama
Reklama