"Mam 35 lat i nadal mieszkam z rodzicami. Czuję, jakbym przegrała życie"

"Mam 35 lat i nadal mieszkam z rodzicami. Czuję, jakbym przegrała życie"

"Mam 35 lat i nadal mieszkam z rodzicami. Czuję, jakbym przegrała życie"

Canva

"35 lat – za mało by być starą, a za dużo by udawać młodą. A w środku czuję się już jak prawdziwa stara panna. Mam stabilną pracę na etacie, mieszkam z rodzicami i nigdy nie byłam w związku. Moje życie jest ekstremalnie nudne i przewidywalne. Próbowałam się jakoś uwolnić z tego schematu, ale nie wychodzi. A raz było już naprawdę blisko…"

Reklama

*Publikujemy list od czytelniczki

Niemiła monotonia

Nazywam się Kasia i w tym roku skończę 35 lat. To będzie dla mnie przełomowa data. Nie dlatego, że coś się zmieni w moim życiu. Na to przestałam już liczyć. Kiedy byłam młoda, wyobrażałam sobie, że w wieku 35 lat będę kobietą sukcesu, matką dwójki dzieci, szczęśliwą żoną i spełnioną podróżniczką. Niestety, przez te wszystkie lata moje marzenia legły w gruzach i teraz już tylko mogę czekać na spokojną starość w letargu.

Nic takiego tak naprawdę się nie wydarzyło – nie straciłam wielkiej miłości, dachu nad głową ani zdrowia. Nic nie stanęło mi na przeszkodzie w realizacji moich marzeń. A jednak nic nie wyszło z tego życia, o którym tak marzyłam. Przez 5 lat studiowałam administrację. Jeszcze za czasów studenckich umawiałam się z chłopakami i chodziłam dużo na imprezy. Jednak nigdy nie było to nic poważnego. Ot, zwykłe wyjścia na piwo (wtedy jeszcze się wychodziło na piwo). Myślałam, że mam jeszcze mnóstwo czasu na znalezienie odpowiedniego kandydata. Jednak tuż po studiach wianuszek znajomych zniknął jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Dostałam stabilną pracę w urzędzie w moim mieście. Tu też studiowałam, więc nigdy nie musiałam szukać mieszkania. Jak kiedyś o tym napomknęłam rodzicom, to aż się zbulwersowali. Przecież, po co miałam wydawać pieniądze, skoro mogłam mieszkać z nimi pod jednym dachem i dokładać się tylko do rachunków? Wracając do pracy – była stabilna i porządna, a do tego niskopłatna i szalenie nudna. Właśnie z tego powodu, że nie zarabiałam wystarczająco, nie mogłam sobie nigdy pozwolić na wymarzone podróże, ani też na kredyt mieszkaniowy, o którym zaczęłam myśleć kilka lat później. W domu rodziców ciągle się coś psuło, pieniądze szły więc na jedzenie i na bieżące naprawy.

Kobieta leży na łóżku i przytula się do poduszki Canva

Problemy miłosne

Jeśli chodzi o moje życie uczuciowe, no to w pracy nie było nikogo interesującego. Poza pracą też nie za wiele osób poznawałam. Kiedy miałam około 29 lat, tuż przed trzydziestką, ocknęłam się, że to już ostatni dzwonek, żeby coś ze sobą zrobić. Zainstalowałam sobie Tindera, zaczęłam się spotykać z facetami. Ale żaden chyba nie był zainteresowany mną w takim stopniu, żeby kontynuować znajomość. Pojawił się jeden, w którym zadurzyłam się na zabój i nawet dawał mi sygnały, że może coś z tego wyjdzie, ale spanikowałam i go odstraszyłam.

Sytuacji nie polepszał fakt, że nie mogłam nikogo zaprosić do domu, bo wstydziłam się, że mieszkam z rodzicami. Wtedy właśnie pomyślałam, że mogłabym kupić sobie coś swojego, ale kiedy poszłam do banku, okazało się, że nie mam wystarczających oszczędności na wkład własny, ani nawet zdolności kredytowej, żeby kupić, chociażby kawalerkę. To już całkowicie mnie załamało.

Zamknęłam się w sobie, zaczęłam się objadać i pić alkohol, dużo przytyłam. Dzisiaj już nie wierzę, żebym mogła kogoś sobie znaleźć. Na dzieci też już jest za późno. A obecna sytuacja na rynku skutecznie wybiła mi z głowy kupno mieszkania na kredyt. Czuję się jak ostatnia ofiara losu. Czy jest jeszcze dla mnie szansa?

Jak znaleźć tego jedynego? Oto 7 sprawdzonych sposobów! Zobacz galerię!
Źródło: Canva
Reklama
Reklama