"Ostatnio spotykam się ze sporą nagonką na rodziców, którzy wybierają dla swoich dzieci edukację domową. Kompletnie nie rozumiem tego p0dejścia. Oczywiście, że każdy ma swoją prawdę i będzie jej bronił, ale można kulturalnie wyrażać swoje poglądy. Ja chodziłam do tradycyjnej szkoły i co z tego mam? Nauczyłam się tam wielu, kompletnie zbędnych rzeczy, które nigdy mi się nie przydały, a nikt nie uczył mnie prawdziwego życia. Z moim synem będzie inaczej. Zamierzam poświęcić się dla niego i przejąć obowiązki nauczyciela, ale będę tym nauczycielem na własnych zasadach. Bo są rzeczy ważniejsze od gramatyki czy arytmetyki. Nigdy nie oddam dziecka do szkoły, która jest jak więzienie".
*publikujemy list czytelniczki
Moje dziecko nie pójdzie do szkoły
To nie była dla mnie łatwa decyzja i będzie wymagała ode mnie wielu poświęceń. Jednak po naszej krótkiej przygodzie w przedszkolu jestem przekonana, że szkoła nie jest dla mojego syna.
Nie jestem nadopiekuńczą matką, ale sporo w życiu przeszłam, a wraz ze mną mój syn.
To moje światełko w tunelu i nadzieja na lepsze dni. Dzięki niemu przetrwałam najtrudniejszy czas, pełen stresu.
Jacuś widział, jak jego ojciec mnie traktował. Była u nas przemoc fizyczna i psychiczna i małemu też się dostawało.
Trudno było mu radzić sobie z emocjami. Ale kiedy się wyprowadziłam, musiałam iść do pracy, bo nie dalibyśmy sobie rady finansowo.
Jacek poszedł do przedszkola i ten czas wspominam najgorzej w życiu. Gorzej niż małżeństwo z moim mężem.
Jacek jest wrażliwy
Przeraża go hałas, którego w przedszkolu było mnóstwo. Trudno zapanować na dziećmi. Czasem jakiś maluch uderzy drugiego.
Jacek po powrocie do domu był wymęczony.
A rano krzyczał, że nie chce iść do przedszkola i płakał wielkimi łzami.
Ale jakoś to przetrwaliśmy. A później znalazłam sobie pracę zdalną - dla mnie dosłownie wybawienie.
Jacek zostawał w domu, kiedy tylko chciał, a gdy miał ochotę iść do zerówki, to szedł.
Teraz stanęliśmy przed decyzją wyboru szkoły, ale ja już wiem, że moje dziecko zostanie ze mną w domu.
Mam swoje powody
Najważniejsze jest to, że nie chcę, żeby moje dziecko uczyło się bzdur i traciło na to czas. Chcę, żeby miał czas na realizowanie swoich pasji i pogłębianie ich. Na naukę przez zabawę i podróże ze mną.
Na pomoc przy gotowaniu obiadu czy codziennych obowiązkach, bo to jest przecież prawdziwe życie.
Nie chcę dla Jacka życia pełnego stresu, a szkoła to całe mnóstwo stresujących sytuacji.
Wiem, że edukacja domowa będzie wymagała ode mnie ogromu cierpliwości i poświęceń, ale jestem gotowa na podjęcie wyzwania.
Ja nie neguję podejścia rodziców dzieci, które chodzą do szkoły, a sama wciąż spotykam się z krytyką. Mówią o mnie nadgorliwa matka. Albo, że wychowam sobie dzikie dziecko. Nie rozumiemm w czym i komu mają pomóc te uwagi? No bo chyba nie naszym dzieciom?
Niestety nasze pociechy biorą przykład właśnie z nas. Jeśli rodzice uczą je mowy nienawiści i braku szacunku do drugiego człowieka, to żadna szkoła nie wpoi im prawidłowych zasad.
Ja już podjęłam decyzję i jestem pewna, że jest słuszna.
Krystyna