"Mąż wydziela mi pieniądze na jedzenie. Za 20 zł mam ugotować dwudaniowy obiad!"

"Mąż wydziela mi pieniądze na jedzenie. Za 20 zł mam ugotować dwudaniowy obiad!"

"Mąż wydziela mi pieniądze na jedzenie. Za 20 zł mam ugotować dwudaniowy obiad!"

Canva

"Czasami wydaje mi się, że Darek cierpi na rozdwojenie jaźni. Przy znajomych gra wyluzowanego i szasta pieniędzmi, a w restauracji zawsze wybiera najdroższe dania. A w domu rozlicza mnie co do grosza i wydziela pieniądze na jedzenie. Nasz dzienny budżet dla dwudaniowy obiad dla całej rodziny to 20 zł. I co ja mam za to ugotować?!"

Reklama

Wielka pomyłka

Na początku nie uważałam, że Darek jest takim skąpiradłem. Owszem, liczył się z pieniędzmi i pilnował budżetu, ale odbierałam to raczej pozytywnie. Wydawało mi się, że to dobrze jak mężczyzna nie jest rozrzutny i potrafi zarządzać pieniędzmi. Co prawda na pierwszych randkach zawsze dzieliliśmy się rachunkami po połowie, ale nie zwróciło to mojej uwagi, bo sama też na to nalegałam. Jednak rok po ślubie wyszło szydło z worka.

Zrozumiałam, że Darek zachowywał tylko pozory i świetnie grał – przede mną, przed swoimi znajomymi. Tak naprawdę, w głębi duszy okazał się tyranem i totalną sknerą. I przy mnie – swojej żonie – wreszcie poczuł się swobodnie. Pewnie zastanawiacie się, co takiego robi mój mąż, że zastanawiam się nad rozwodem, niecały rok po ślubie. Oto cała prawda.

Kobieta kroi sałatę Canva

Mąż wydziela mi pieniądze

Mój mąż zarabia dużo więcej ode mnie. Pracuje jako sprzedawca w dużej korporacji i ma tam długi staż oraz świetne wyniki. Jak już wcześniej wspomniałam, potrafi się świetnie sprzedawać. Ja mam pracę biurową, gdzie otrzymuję najniższą krajową. Na razie nie mogę szukać innej pracy, bo planowaliśmy mieć dziecko, a tutaj mam umowę o pracę. Mój mąż to wykorzystuje. Każe mi składać się z nim po równo na opłaty za mieszkanie oraz zakupy i jedzenie. Praktycznie nie zostaje mi nic z mojej pensji, bo wszystko jest dzisiaj koszmarnie drogie.

Oddaję więc pieniądze na wydatki domowe, a w zamian mąż wydziela mi racje finansowe na poszczególne sprawunki. Zakupy drogeryjne – 200 zł miesięcznie. Za to muszę kupić wszystkie środki do sprzątania, papier toaletowy, kosmetyki, chusteczki itd. Czasami, kiedy mam większe wydatki, nie stać mnie na zakup podpasek czy tamponów. Czuję się wtedy strasznie zawstydzona, ale nie chcę prosić Darka o dodatkowe pieniądze, aby uniknąć awantury.

Dalej – wydatki na jedzenie: 10 zł na śniadania, 20 zł na obiady i 10 zł na kolacje – dziennie. Dodajmy, że mój małżonek nie zje leniwych czy makaronu z truskawkami. Ma dużo większe wymagania kulinarne. Jednak przy dzisiejszych cenach mięsa czy innych produktów zmieszczenie się w tym zakresie graniczy z cudem. Więc kiedy jestem w pracy, przeglądam w Internecie gazetki promocyjne z supermarketów i szukam promocji. W ten sposób opracowuję menu na kolejny dzień.

Najgorsze jest to, że za wszystkie zakupy Darek żąda paragonu, więc nawet jeśli jakimś cudem zostanie mi z zakupów kilka złotych, wszystko muszę mu zwrócić. A jeśli kupię coś "nieekonomicznego", jak np. batonik to wiem, że czeka mnie awantura. Czasami zdaje mi się, że Darek ma rozdwojenie jaźni. Bo jak to możliwe, że w domu jest takim tyranem, a podczas spotkań ze znajomymi szasta pieniędzmi i zamawia najdroższe pozycje z menu?

Monika Richardson narzeka na szalejącą inflację. "Nigdzie w tym roku nie pojechałam". Zobacz galerię!
Źródło: AKPA/Niemiec
Reklama
Reklama