Podróżniczy savoir-vivre zakłada, aby w czasie wspólnej drogi nie zapominać o tym, że jeśli jesteśmy w miejscu publicznym, powinniśmy pamiętać także o komforcie współpasażerów. Asia z Gdyni kilka tygodni temu doświadczyła czegoś zgoła innego.
"Zaczęli jeść kebaby i cebulowe chipsy"
Droga 22-latki na początku zapowiadała się dobrze. Wzięła ze sobą książkę i myślała, że pouczy się przed sesją na uczelni. Nie było jej dane jednak się skupić, ponieważ szybko do jej przedziału dosiadła się głośna para z niemałym zapleczem gastronomicznym.
To był jakiś nieśmieszny żart. Nie dość, że weszli jak do obory, bez maseczek, to jeszcze weszli do przedziału z czosnkowymi kebabami i usiedli przede mną. Litości! Widać było, że nie jestem pocieszona, ale oni nic. Jak gdyby nigdy nic wyciągnęli po chwili cebulowe chipsy. Postanowiłam, że zwrócę im uwagę
"Zwróciłam uwagę i zaczęli krzyczeć"
Asia delikatnie zaproponowała, żeby dokończyli konsumpcję na zewnątrz, bo nie pasuje jej zapach, który unosi się w przedziale.
Dres poczuł się chyba gangsterem, bo spojrzał na mnie złowrogo i rzucił coś w stylu, że jak mi się nie podoba, to sama mogę się przenieść gdzie indziej. Wcale się nie wystraszyłam, a wręcz zapowiedziałam, że zawołam konduktora. Chyba podziałało, bo schowali jedzenie, ale następne dwie godziny jechałam w zapachach, które będą za mną "chodzić" jeszcze długi czas
Mieliście kiedyś podobną przygodę?