"Co jak co, ale mój syn nie może narzekać na nudę... Moja synowa nigdy nie była oazą spokoju ani panią domowego ogniska. Dużo pracuje i wiecznie goni za karierą, a założenie rodziny odkłada na potem. To nie przystoi mężatce! Czasem wraca do domu na noc, a czasem śpi gdzie indziej. Raz ugotuje obiad, a raz nie. Ona jest nieprzewidywalna... Nie mam już siły do tej kobiety. Nie takiego małżeństwa pragnęłam dla mojego syna..."
*Publikujemy list od czytelniczki.
Nie chciałam wtrącać się w małżeństwo syna, ale zachowanie synowej mnie do tego zmusza
Staram się być dobrą teściową, naprawdę. Bardzo długo siedziałam cicho i próbowałam się nie wtrącać w małżeństwo syna, ale przez tę kobietę, to jest moją synową, ręce opadają...
Kiedy ona w końcu zacznie myśleć o tym, co ślubowała przed ołtarzem, i o rodzinie? Jest straszną egoistką... Swoje potrzeby zawsze stawia na pierwszym planie, a o męża nie dba.
O małżeństwie mojego syna można powiedzieć dużo, ale nie to, że panuje w nim nuda. Wszystko przez nią! Zamiast zajmować się mężem i domem, ona wzięła się za robienie kariery. Bizneswoman od siedmiu boleści.
Ostatnio nawet we własnym domu jest gościem. Raz śpi w domu, a raz nie... Ciągle wyjeżdża na jakieś konferencje i szkolenia. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że to wyjazdy z nocnym bonusem.
Potem wraca i nadrabia zaległości, ale obiadu to już nie ugotuje. Fakt, czasem zajrzy do kuchni, żeby przygotować dla nich jakieś jedzenie, ale nigdy nie wiadomo, kiedy to nastąpi.
Synowa odwleka założenie rodziny. A czas ucieka
Jest zupełnie nieprzewidywalna. Nie mogę zrozumieć ani pogodzić się z tym, że mój synek trafił na taką kobietę. Czemu on się na to zgadza? Zamiast przemówić babie do rozsądku, to czeka, sama nie wiem na co. W końcu ona znajdzie sobie na tym szkoleniu kogoś na boku.
Poza tym w życiu na wszystko jest czas. Wiecznie nie będzie młoda... Jeszcze trochę, a okienko się zamknie i będzie za późno na posiadanie dzieci. Albo mój syn będzie chodził na zebrania do szkoły jako siwowłosy dziadek. Zamiast korzystać wtedy z życia, będzie siedział w pieluchach.
Oczywiście, o ile wcześniej mój synek nie straci wszystkich włosów ze zgryzoty.
Tylko skoro ona ma w życiu takie priorytety, to po co wiązała się węzłem małżeńskim z moim synem? Chyba nadszedł czas, żeby poważnie z nim porozmawiać, niech sobie w końcu wychowa żonę.
Inaczej czarno widzę ich dalszą przyszłość. Na nieszczęście to ona zarabia więcej. On śpi sam, gotuje sam, a ona lata po świecie i tłumaczy się, że przecież na tym polega jej praca, a dzięki temu odłożą sobie dużo pieniędzy. Nie przekonała się jeszcze, że pieniądze to nie wszystko. Nie zastąpią relacji między mężem a żoną.
Ileż ja bym dała za to, żeby mieć zwykłą, nudną i przewidywalną synową, ale za to obecną i troskliwą...
Zmartwiona teściowa