"Najpierw myślałam, że to najgorsza praca, na jaką mogłam trafić. Później jednak doceniłam, że ją mam. Od zawsze byłam bardzo opiekuńcza, a myślę, że każdy człowiek podczas tej swojej ostatniej drogi powinien trafić na kogoś, kto otoczy go odpowiednią opieką. Ja staram się to robić. Traktuję zmarłych z szacunkiem. Ubieram ich, czasem podmaluję, jeśli trzeba. Mam za zadanie przygotować ich w taki sposób, aby wyglądali po prostu dobrze. Nie boję się ich. I mam wrażenie, że ze mną współpracują, choć wiem, że to przecież niemożliwe. Ale nie tylko to mnie zaskakuje. Ostatnio znalazłam w marynarce zmarłego mężczyzny list. Nie powinnam go czytać, a jednak to zrobiłam. Słowa, które wgryzły się już w papier, sprawiły, że wylałam morze łez".
*publikujemy list od czytelniczki
To praca jak każda inna
Choć ja na początku nie czułam jej kompletnie. Szukałam zajęcia i wysłałam mnóstwo CV. Nie miałam doświadczenia i każdy odsyłał mnie z kwitkiem, choć niektóre stanowiska nie były wcale mocno wymagające.
Pewnego razu trafiłam na ogłoszenie, w którym nie było jasnych wytycznych. Wyczytałam z niego, że potrzebna jest pomoc w ubieraniu i higienie, zatem pomyślałam, że może to jakiś dom opieki dla seniorów.
Zawsze byłam bardzo empatyczna. Lubiłam rozmawiać, opiekować się innymi. Stwierdziłam, że może to oferta właśnie dla mnie.
Wysłałam CV i zaproszono mnie na rozmowę.
Ależ byłam zdziwiona, gdy stanęłam pod budynkiem zakładu pogrzebowego. Najpierw pomyślałam, że to jakaś pomyłka. Później jednak połączyłam kropki i wyszło mi, że opis ogłoszenia pasuje.
Zadzwoniłam do mamy, a ona powiedziała, że przecież to praca, jak każda inna i powinnam spróbować.
Weszłam do środka.
Zaskoczyła mnie atmosfera tego miejsca
Okazało się, że to firma rodzinna i naprawdę czuć tam ciepło domowego ogniska. Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie. A ja miałam ciarki na całym ciele, gdy rozmawiałam z właścicielem w towarzystwie trumien. Jednak dogadaliśmy się praktycznie od razu i zaproszono mnie na próbny dzień.
Nie wiedziałam, czy dam radę. Ale chciałam to sprawdzić.
Początki były dla mnie trudne. Bałam się dotykać zmarłych. A później, gdy na nich patrzyłam, widziałam oczami wyobraźni ich historię. Wiem, że pewnie rzadko z nią trafiałam, ale lubiłam tak dryfować w swojej głowie.
Często przygniatał mnie fakt, że zajmowałam się ciałami również młodych osób. Ale po kilku miesiącach oswoiłam się ze śmiercią i zaczęłam jeszcze bardziej doceniać swoją pracę.
Pewnego razu znalazłam list
Syn zmarłego mężczyzny był bardzo zachowawczy. Podał mi walizkę z rzeczami, w które miałam ubrać starszego pana.
Spojrzał mi w oczy i powiedział:
Całe życie czekałem na to, aż powie mi, że mnie kocha. Dorastałem w świadomości braku uczucia od własnego ojca. Teraz ta nadzieja zgasła. Już nigdy nie dowiem się, co do mnie czuł.
Zrobiło mi się go żal i po moim policzku też pociekła łza.
Czasem mówię do zmarłych. Tym razem też tak było. Przygotowywałam ciało mężczyzny do ceremonii pogrzebowej i opowiadałam mu o spotkaniu z jego synem. Nie potrafiłam do końca zrozumieć, jak on mógł nie wyznać synowi uczuć przez całe swoje życie.
Ja znałam miłość rodzicielską i codziennie do dziś słucham o niej choćby przez telefon.
Pomyślałam, jak byłoby pięknie, gdyby ojciec wyznał synowi miłość choćby na łożu śmierci. Ale przecież było już za późno.
A może jednak nie?
Gdy zakładałam mężczyźnie marynarkę, coś wypadło z wąskiej kieszonki. To był list, przewiązany czerwoną wstążką. Zdziwiłam się i pewnie nie powinnam do niego zaglądać, ale to zrobiłam. Przeczytałam:
Synu! Wiem, że wielokrotnie Cię w życiu skrzywdziłem. Widziałem, jak z każdym dniem się od siebie oddalaliśmy i choć próbowałeś zacieśniać więzi, ja odwracałem się od Ciebie i szedłem przed siebie.
Dziś, gdy mnie już nie ma, chciałbym Ci tylko wyznać, że bardzo Cię kochałem. Jestem z Ciebie ogromnie dumny i żałuję, że nigdy nie byliśmy ze sobą blisko.
Gdybym mógł swoje życie przeżyć jeszcze raz, wszytko zrobiłbym inaczej.
To było jak dar z nieba. Od razu zadzwoniłam po syna tego mężczyzny i ofiarowałam mu liścik, który znalazłam. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak bardzo płakał. Ale wiem, że to był płacz oczyszczający. Cieszę się, że mogłam to przeżyć razem z nim.
Justyna
Przeczytaj także
"Córki nie było w szkole przez 3 tygodnie, a musi zdawać zaległe sprawdziany. Mogliby wystawić oceny"
"Teściowa każe mi oddawać pół wypłaty żonie. Mówi, że to zapłata za opiekę nad domem"
"Mój mąż od kilku lat nie kupuje nowych ubrań i prosi o cerowanie skarpetek"