"Teściowa w prezencie ślubnym dała nam klucze do mieszkania. Będziemy sąsiadkami"

"Teściowa w prezencie ślubnym dała nam klucze do mieszkania. Będziemy sąsiadkami"

"Teściowa w prezencie ślubnym dała nam klucze do mieszkania. Będziemy sąsiadkami"

Canva.com

"Moja teściowa Bożenka to kobieta, która potrafi zjeżyć włosy na głowie. To elegancka pani po sześćdziesiątce, która zawsze wsadza nos w nieswoje sprawy. W dniu ślubu podarowała nam klucze do mieszkania, które dla nas kupiła ze swoich sporych oszczędności. Wiem, że powinnam być szczęśliwa, wniebowzięta. Ale kompletnie się nie cieszę. Doskonale wiem, że Bożena będzie ciągle u mnie przesiadywać na kawie i obserwować na każdym kroku, co robię. Prosiłam męża, abyśmy oddali klucze, ale on uważa, że nie wypada".  

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Nie potrafię się cieszyć z prezentu

W dniu naszego ślubu, gdy emocje sięgały zenitu, moja teściowa, Bożena, wręczyła nam prezent, który wywołał we mnie mieszane uczucia. Bożena to elegancka dama po sześćdziesiątce, z dumną postawą i zdecydowanym charakterem. Mistrzyni wtrącania się w nieswoje sprawy, a jej zdolność do kontrolowania otoczenia nie miała sobie równych.

Prezentem od niej były klucze do mieszkania, które kupiła z własnych, niemałych oszczędności. Miał to być nasz nowy dom, symbol nowego początku. Powinnam była być wdzięczna i szczęśliwa. Przecież taki dar to marzenie wielu młodych par.

Mieszkanie znajdowało się tuż obok mieszkania Bożeny. Wiedziałam, co to oznacza – nieustanne wizyty, obserwacje i subtelne, a może i mniej subtelne, uwagi na temat mojego prowadzenia domu. Już widziałam, jak codziennie przesiaduje u nas na kawie, analizując każdy mój krok, każde moje potknięcie.

kobieta z czarnymi włosami i w okularach łapie się za nie i robi dziwną minę canva.com

Czułam, że mam tego dość

Pewnego dnia, kilka tygodni po ślubie, Bożena przyszła, jak zwykle, bez zapowiedzi. Jej obecność wywoływała u mnie napięcie, które narastało z każdą minutą. Próbowałam nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to irytuje, ale jej ciągłe pytania o to, co planuję na obiad, dlaczego jeszcze nie posprzątałam i czy mąż jest zadowolony z mojego zarządzania domem, były jak igły wbijające się w moją skórę.

Każdego dnia walczyłam z sobą, aby znaleźć sposób na wyrażenie moich uczuć mężowi, który nie widział problemu w częstych wizytach swojej matki. Dla niego to było naturalne, że matka chce być blisko. Jednak dla mnie była to utrata prywatności, której tak bardzo potrzebowałam.

Próbowałam przekonać go, że oddanie kluczy byłoby najlepszym rozwiązaniem. Niestety, uważał, że to nie wypada, że byłoby to wielkie faux pas i afront dla jego matki. Byłam więc w pułapce, między obowiązkiem wdzięczności a pragnieniem wolności.

Każdego dnia zastanawiałam się, jak długo wytrzymam ten stan. Może z czasem uda mi się znaleźć sposób, aby Bożena zrozumiała, że młode małżeństwo potrzebuje przestrzeni, aby mogło rozkwitać. A może ja sama nauczę się żyć z jej nieustanną obecnością, znajdując w tym jakąś równowagę.

Jedno było pewne – klucze do mieszkania były zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. To, jak potoczy się nasza przyszłość, zależało teraz nie tylko od nas, ale i od tego, jak uda nam się poradzić sobie z nieproszonymi wizytami Bożeny.

Kamila

 

Dom biznesmenki Marii z "Sanatorium miłości". Chata godna królowej turnusu.
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama