"Jestem zszokowana tym, co rodzice w naszej klasie pakują dzieciom do szkoły! Tylko czekam na zebranie..."

"Jestem zszokowana tym, co rodzice w naszej klasie pakują dzieciom do szkoły! Tylko czekam na zebranie..."

"Jestem zszokowana tym, co rodzice w naszej klasie pakują dzieciom do szkoły! Tylko czekam na zebranie..."

Canva

"Mój syn poszedł w tym roku do szkoły... Nie ogarniam tego, jak wydawałoby się świadomi i zaangażowani rodzice, którzy na naszym klasowym komunikatorze wystukują po 50 wiadomości dziennie na każdy temat związany ze szkołą i klasą, nagle tracą rozum i pakują dzieciom takie rzeczy do plecaka co rano! Dopiero miesiąc, a ja już mam dość codziennych spięć z synem właśnie o to, że inne dzieci przynoszą, a on nie. Na coś takiego powinien być zakaz. Z pewnością poruszę ten temat na zebraniu..."

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Codziennie przed wyjściem do szkoły syn kłóci się o jedną rzecz

Mój syn poszedł w tym roku do pierwszej klasy. Szkoła państwowa, dość nieduża, bo tylko trzy równoległe klasy pierwsze... W dodatku trafiliśmy na cudowną, nagradzaną panią wychowawczynię, która uczy dzieci wg własnego planu, stawiając na kompetencje przydatne we współczesnym życiu i na rynku pracy.

Od pierwszego tygodnia mają pracę w grupie, sami planują sobie indywidualnie zadania do wykonania, pilnują całego procesu. Coś niesamowitego - nie miałam żadnych obaw związanych z nauką jako taką... Nie spodziewałam się jednak takich schodów w kwestii żywienia!

Niestety, jest to jedyna rzecz, która zawiodła. I nie mówię tu o szkolnych obiadach z własnej kuchni... Chodzi o podejście innych rodziców, które wywołuje u mnie szok i niedowierzanie. Tym bardziej że ci ludzie wydawali się rozsądni i zaangażowani w sprawy klasy i szkoły, wiecznie mają coś do powiedzenia na WhatsAppie, a równocześnie uprawiają taką dywersję.

Okazuje się, że inne dzieci codziennie od poniedziałku do piątku dostają od swoich rodziców słodycze do plecaka! To jakiś obłęd... Ja rozumiem, raz w tygodniu zrobić dziecku słodyczowy dzień (u nas to sobota, którą spędzamy rodzinnie), ale nie codziennie!

Zaraz zęby będą do wymiany i jakieś problemy metaboliczne... Kompletnie nie podoba mi się ten zwyczaj i nie zamierzam mu ulegać, ale syn ma inne zdanie i wykłóca się ze mną o to każdego ranka przed pójściem do szkoły, bo chce być częścią grupy...

A grupa każdego dnia po drugim śniadaniu robi sobie słodyczową ucztę i wyciąga ze śniadaniówek jakieś gumy mordoklejki, cukierki, paczkę ciastek, batoniki, całą paczkę żelków i to gremialnie konsumuje. W głowie się nie mieści, że rodzice się na to godzą i jeszcze sami przykładają do tego rękę! Wychowawczyni rozkłada ręce, bo co ma zrobić...

canva.com

To się musi skończyć

Nie wyobrażacie sobie, ile energii i tłumaczeń włożyłam w to, żeby moje dziecko jadło zdrowo i unikało zbędnych zapychaczy... Żeby syn nie miał nawyku sięgania po słodkie po każdym posiłku. Mało tego — syn połowy słodyczy nawet nie lubi — te bardziej sztuczne zwyczajnie mu nie smakują. Przez tyle lat udawało mi się zepchnąć to na drugi plan, a tu coś takiego!

Nie rozumiem, po co to... Jakiemu efektowi wychowawczemu to ma służyć? Przecież pierwsza klasa to jeszcze nie jest tak gigantyczny wysiłek intelektualny, żeby nie dało się ogarnąć lekcji bez dawki słodkości!

Moim zdaniem tak dalej być nie może... Zwłaszcza nie z tą częstotliwością. Szkoła nie jest od tego, żeby uczyć złych nawyków. Jeśli chcą, mogą jeść to codziennie w domu, ale nie pomiędzy lekcjami. Czemu oni nie pakują do tych śniadaniówek owoców?

U Was w szkołach też tak jest/było? Bo ja Czekam już tylko na zebranie, żeby poruszyć ten temat w gronie rodziców...

Świadoma mama

Dominika Gwit kiedyś – tak wyglądała po zrzuceniu kilkudziesięciu kilogramów! Zobacz galerię!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama