"Zawsze żyłem w zgodzie z innymi, a rodzina była moim największym skarbem. Przez te wszystkie lata konflikty załatwiałem od ręki. Tym razem jednak dzieci złamały mi serce. Nie chcę odchodzić zwaśniony z najbliższymi, ale nie potrafię zapomnieć. Własne dzieci zgotowały mi taki los".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wychowałem trójkę dzieci
Jestem już stary, ale doskonale pamiętam najmłodsze lata moich dzieciaków. Z Marysią doczekaliśmy się trójki dzieci, dwóch synów i córy. Żona była aniołem, ja każdego dnia wiedziałem, że mam wielkie szczęście, że to właśnie mnie wybrała. Tworzyliśmy bardzo dobre małżeństwo przez blisko 45 lat.
Różnie bywało, czasy nie były łatwe, a w domu nie zawsze się przelewało. Ciężko pracowaliśmy oboje, żeby zapewnić dzieciom godne życie. Nie było może u nas luksusów, ale na nic im nie brakowało. Cała trójka skończyła studia i jako tako ułożyła sobie życie. Pamiętam, jak Maria była dumna, gdy jej pociechy po kolei się usamodzielniały.
Ja mam poczucie, że byliśmy dobrymi rodzicami i daliśmy dzieciakom fundament do dobrego życia. Oboje byliśmy wrażliwi, może nawet za bardzo, jak na tamte czasy. Uczyliśmy dzieci, że rodzina i relacje są najważniejsze. Maria zawsze powtarzała, że za pieniądze nie kupi się tego, co w życiu najważniejsze, na to trzeba zapracować inaczej. I tak pracowaliśmy przez lata, dając dzieciom przykład, jak się szanować, godzić i żyć razem.
Poszedłem do domu opieki
Marysia zmarła dwa lata temu po ciężkiej chorobie. Do ostatnich chwil byłem obok, pomagałem, wspierałem i kochałem. Gdy zostałem sam, mój świat nagle przygasł, a ja razem z nim. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej podupadałem na zdrowiu. Było mi trudno żyć w pojedynkę. Trzy miesiące temu podjąłem decyzję o pójściu do Domu Seniora, w którym są tacy jak ja. Było mi dużo łatwiej radzić sobie z codziennością, a i samotność doskwierała mniej.
Dałem dzieciom wszystkie upoważnienia do podejmowania decyzji o moim leczeniu i majątku. Nie przypuszczałem tylko, że sami będą podejmować decyzje i że nie przyjdzie im do głowy, żeby choćby zapytać mnie o zdanie. W mig wynajęli nasz rodzinny dom, a najemcy zrobili swoje porządki. Wyrzucili ich zdaniem śmieci, które dla mnie miały wartość sentymentalną. To były pamiątki po mojej żonie.
Bez mrugnięcia okiem moje dzieci oddały cały mój dorobek w ręce obcych ludzi. Całe życie miałem w sobie morze miłości do nich, ale teraz trudno mi znaleźć w sobie siłę, żeby im wybaczyć. Tym bardziej że oni nie widzą w tym nic złego. Córka nawet powiedziała mi, że to dobrze, bo my z sentymentu nie potrafiliśmy odgracić domu. Nie chcę ich nawet widzieć, a już tym bardziej słyszeć, że nasze rodzinne pamiątki znaczą dla nich tyle, co nic. Człowiek całe życie uczy i wychowuje, żeby na starość być potraktowany w ten sposób!
Edward, 73 lata