"Chciałam oddać rzeczy po dziecku za marne grosze... Wymagania kupujących mnie zszokowały!"

"Chciałam oddać rzeczy po dziecku za marne grosze... Wymagania kupujących mnie zszokowały!"

"Chciałam oddać rzeczy po dziecku za marne grosze... Wymagania kupujących mnie zszokowały!"

Canva

"Moje dzieci już wyrosły z wielu ubranek, zabawek i butów. Wózek, krzesełko do karmienia i łóżeczko kurzyły się w piwnicy, a jak na złość w rodzinie nie szykowało się kolejne dziecko... Nie mieliśmy gdzie tego trzymać, a wyrzucić szkoda, więc ja, Grażyna biznesu, zaczęłam powoli wystawiać całe sterty w Internecie. Chciałam pozbyć się tego szybko i sprawnie, więc celowo dałam niskie ceny. Nie zwróciłoby mi się nawet 20% kosztów zakupu! Ale wtedy się zaczęłooooo....! W życiu bym nie pomyślała, jakie będą życzenia i wymagania kupujących... Nawet mój Janusz złapał się za głowę!"

Reklama

*Publikujemy list naszej czytelniczki.

Postanowiłam pozbyć się niepotrzebnych już rzeczy po dzieciach. Wystawiłam ogłoszenia

Serio, nie chciałam zbijać fortuny na rzeczach, z których moje dzieci już wyrosły... Pragnęłam tylko odgruzować mieszkanie i odzyskać wolną przestrzeń, bo już przestawaliśmy się z tym wszystkim mieścić. Gabarytowe ustrojstwa typu wózek, fotelik do karmienia, łupina do samochodu i łóżeczko wylądowały w piwnicy i tam się kurzyły.

Za to reszta... zabawki, zwłaszcza te grająco-gadające, pluszaki, ogromne zwały ciuszków, butów i zimówki... To upychałam w worach próżniowych, kartonach i w szafach, póki się dało.

Ale najwyższy czas nastał, żeby coś z tym zrobić. Więc ja, Grażynka biznesu, zakasałam rękawy, wytargałam pierwszy karton, za nim drugi i trzeci... Zaczęłam robić przegląd.

Uczciwie te wszystkie ciuszki w stanie dostatecznym odsortowałam i wrzuciłam do kontenera Wtórpolu. Niech chociaż na czyściowo się przydadzą.

Resztę posegregowałam rozmiarami i w takich pakietach zaczęłam wystawiać w ogłoszeniach na popularnym portalu. Zbiorczo, z krótkim opisem. Część rzeczy wystawiłam całkiem za darmo, z odbiorem osobistym.

Wózek i resztę gabarytów z pomocą mego osobistego Janusza (męża znaczy się) wytargaliśmy na trawnik, przetarliśmy z kurzu i zrobiliśmy im sesję foto.

Wszystko sprawnie trafiło do ogłoszeń, z niskimi cenami, dosłownie koło 20% tej kwoty, jaką za te rzeczy płaciliśmy...

Canva

To, co się działo przy próbie sprzedaży, wywołało u mnie szok i wnerw

No i się zaczęłooooo! Tego się nie spodziewałam, ale po kilku pierwszych konwersacjach zwątpiłam w sens całego przedsięwzięcia. Ludzie, owszem, byli "zainteresowani, ale...". Najczęściej było jakieś ALE! Co za szok...

Milion próśb o dwa miliony dodatkowych zdjęć, pomiarów, najlepiej wykonanych podczas pełni księżyca i stojąc na głowie, żeby "na pewno pasowało"... Ostre negocjowanie cen, gdzie za sztukę już wychodziło po 1-2 zł...

Albo pytania, czy sprzedam za 50 zł, jak było wystawione za 120 zł. Urywanie konwersacji to również standard. I wszystko za drogo, za mało, za...

Po miesiącu miałam dość.

Najgorzej było z wózkiem. Z 30 osób, które prosiły o rezerwację, trzy umówiły się na obejrzenie, a żadna nie przyszła. Nie ogarniam tego, jak można w ten sposób kompletnie nie szanować czyjegoś czasu i wysiłku, a przy okazji swojego również! Nieprawdopodobne.

Ba, mało tego. Nieraz okazało się, że cena "za darmo" również jest za wysoka, bo kilka osób chciało, żeby do darmowej oddaży dorzucić jeszcze darmową dostawę. W sensie mam spalić paliwo, za które ja zapłacę, i im to zawieźć autem pod drzwi, bo oni "majom małe dziecko i nie mogom sami".

Jakoś nie pomyśleli, że te rzeczy, które chcą łaskawie ode mnie przyjąć, nie są po oswojonym orangutanie... Też mam dziecko, a nawet dwoje!!!

ALe oni wezmą te rzeczy z pocałowaniem rączki i uwolnią mnie od problemu, alleluja, jak tylko im to dostarczę. Zrobią mi przysługę. Powinnam być dozgonnie wdzięczna wspaniałomyślnym biorcom.

Po dwóch miesiącach efekt był taki, że wysłałam 30 paczek i część rzeczy wystawiłam pod altankę śmietnikową z kartką, żeby kto chce, to sobie wziął. Sam. Ale to wierzchołek góry lodowej.

Pozostałe leżą nadal i wołają o pomoc... Może ja coś źle robię? Czy wszyscy mający dzieci zarastają tak tymi rzeczami, które przestały być już potrzebne? Plis, proszę o pociechę i radę, bo zwątpiłam...

Agnieszka vel Grażynka

Ida Nowakowska marzy, by jej syn został ministrantem. Mówi o przyszłości 2-latka i roli rytuałów w ich życiu Zobacz zdjęcia!
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama