"Synowa nie chce mojej pomocy, woli dostać co innego. Jest mi przykro, że tak mnie potraktowała"

Canva

"Jeszcze przed ślubem Marleny z moim synem zapewniłam ją, że w każdej sytuacji może liczyć na mnie i na teścia, a także na naszą pomoc. W końcu jest teraz częścią rodziny i nie musi się krępować. Gdy mówiłam to dwa lata temu, nie spodziewałam się, że synowa zupełnie na opak zinterpretuje tę deklarację. Nadeszła w końcu taka chwila, że młodym rodzicom bardzo przydałaby się moja pomoc przy wnusi, a synowa mogłaby w spokoju wrócić do pracy... ale ona zaproponowała inne rozwiązanie, a mnie aż kapcie spadły".

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: historie@styl.fm. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Syn i synowa z dzieckiem mieszkają z nami w jednym domu

Syn ożenił się dwa lata temu z dziewczyną z miasta, Marleną. Od razu ją polubiliśmy, to sympatyczna, zadbana i kulturalna kobieta, choć trochę leniuszek. Zamieszkali u nas, w spokojnej, podmiejskiej okolicy. Zajęli pokoje i kuchnię na piętrze wspólnego domu i mieli tam zostać tak długo, aż nie dorobią się na tyle, żeby pomyśleć o kupnie na kredyt czegoś własnego.

Zgodnie z umową, rachunkami dzieliliśmy się po połowie i tak miało zostać, niezależnie od tego, czy młodzi będą sami we dwoje, czy pojawią się upragnione przez nas wnuki. Oni też zapowiadali, że chcieliby mieć co najmniej dwoje dzieci, najchętniej w krótkim odstępie czasu. Połowa już się spełniła.

Marlena szybko zaszła w ciążę, dla mnie była to ogromna radość i oczekiwanie na pierwszego wnuka albo wnuczkę. Po kilku miesiącach przeszła na L4, bo miała spore problemy z ciśnieniem i nie tylko. Gdy Jagódka się urodziła, Marlena okazała się oddaną mamą, karmiła ją swoim mlekiem, spędziła z nią cały macierzyński.

Canva

Synowej kończył się macierzyński, więc zaoferowałam pomoc przy wnuczce

Nadszedł jednak czas, żeby po roku macierzyńskiego synowa wróciła do pracy na te 7 godzin dziennie (bo 1 godzina mniej należała się jej jako karmiącej). Zwłaszcza że utrzymywali się tylko z pensji Marka. I wtedy wkroczyłam ja, bo myślałam, że ułatwię sprawę, gdy zaproponuję, że zajmę się wnuczką, gdy Marlena będzie w pracy.

Wydawało mi się, że to optymalne rozwiązanie, bo Marek dzięki temu nie musiałby brać nadgodzin, Jagoda byłaby pod opieką osoby, którą zna, a synowa mogłaby ze spokojną głową wrócić do swojej pracy. A ma dobre stanowisko, zarabiała więcej niż mój syn.

Ale ona powiedziała tylko zdawkowe "dziękuję", po czym... odmówiła. Powiedziała, że nie skorzysta z mojej pomocy, bo nie jest na razie potrzebna. Nie zamierza wracać do pracy, póki co... Wzięła jeszcze rok bezpłatnego urlopu wychowawczego, żeby posiedzieć z dzieckiem. Nie chce tracić tego czasu na mało istotne zajęcia. Jakieś tam grosze dostanie, ale nie będzie musiała zasuwać w robocie, a potem się zobaczy.

Mocno się zdziwiłam, bo myślałam, że zależy im na jak najszybszym nazbieraniu wkładu własnego, a nie - jakieś urlopy! Poza tym myślałam, że jako dobra żona chce odciążyć męża, a tu się okazuje, że kompletnie nie...

Przykro mi się zrobiło, że zlekceważyła moją propozycję. Mało tego, na koniec rozmowy wyskoczyła ze swoim pomysłem - że jeśli chcemy naprawdę ich wspomóc, to nie obrażą się, jeśli na najbliższy rok zwolnimy ich z opłat za dom. No tego już było dla mnie za wiele! Nie wiem, czy syn jest świadomy, co ona nam zaproponowała... Dla mnie to wstyd, prosić starych rodziców na emeryturze o pieniądze! W ogóle nie o to mi chodziło, gdy proponowałam jej pomoc.

Nie wiem, co mam o tym myśleć. Czyżby naprawdę była tak wyrachowana? Niezbyt podoba mi się ten pomysł... Pracować - to nie, ale żeby manna z nieba spadła - chętnie...?

Teresa

Małgorzata Kożuchowska to prawdziwa ikona stylu. Zobacz jej TOP 10 stylizacji
Źródło: AKPA
Zobacz galerię 10 zdjęć

Popularne

Najnowsze