"A o wyjściu do pubu, czy do restauracji to już w ogóle nie wspomnę. Odkąd mieszkam i utrzymuję się sama, po prostu muszę odmawiać znajomym. Mówię im wprost, że mnie nie stać. Jestem samotną kobietą po przejściach. Może mój problem jest taki, że ja pracuję i na każdy swój wydatek zarabiam sama. Nie jestem >madką<, nie żebrzę jak inni i nie dostaję zasiłków od państwa. Może wtedy byłoby mi łatwiej".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: historie@styl.fm. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Nie stać mnie na jedzenie. Zakupy w sklepie osiedlowym to jakiś kosmos!
Ostatnio w moim życiu zaszło sporo zmian, które skłoniły mnie do rozmyślań. Rozstałam się z narzeczonym i musiałam sama wynająć mieszkanie tylko dla siebie. Ceny wynajmu najmniejszej kawalerki w mieście, jakie są, każdy wie. Musiałam, wyprowadzić się ze stolicy do mniejszego miasta pod Warszawą i wybrałam malutką kawalerkę w bloku z wielkiej płyty na wielkim osiedlu.
Mimo takich oszczędności i tak ledwo wiążę koniec z końcem! Zarabiam obecnie 3000 zł i pracuję na umowę zlecenie. I tak się cieszę, że przynajmniej mam ubezpieczenie zdrowotne, niestety nie mam szans na umowę o pracę. I ogólnie nie jest lekko.
Ostatnio zabrakło mi jedzenia i poszłam do osiedlowego sklepu, żeby czymś zapełnić lodówkę. Ceny w tym sklepie wprawiły mnie w osłupienie!
Kupiłam tylko: 1 mleko, 2 dania obiadowe, 1 mleko do kawy i 2 napoje i za to wszystko zapłaciłam 50 zł. Tak się składa, że mam ustalony "limit" tygodniowy na pożywienie i to jest 150 zł. A zatem podczas jednej wizyty w sklepie i kupieniu kilku produktów wydałam aż 1/3 swojego tygodniowego limitu!
Zakupy spożywcze muszę robić w dyskoncie! Jak żyć?
Ta jedna wizyta w sklepie mną wstrząsnęła. Zdałam sobie sprawę, że jestem zmuszona robić zakupy spożywcze w dyskoncie, bo inaczej po prostu nie przetrwam. Nie mogę sobie nawet pozwolić na spontaniczne wyjście do sklepu osiedlowego, bo później będę musiała zaciskać pasa przez kolejny miesiąc!
Co więcej, nawet jak kupuję w dyskoncie i tak muszę "polować na promocje"! Dla przykładu 1 mleko w dyskoncie w promocji kosztuje 3 zł, a w sklepie osiedlowym aż 5 zł! To prawie 50% więcej na 1 produkcie! Jedno opakowanie 10 jajek w sklepie osiedlowym kosztuje 10 zł, a w dyskoncie w promocji 6 zł, to też 40% więcej itd.
Zdałam sobie sprawę, że po prostu nie stać mnie na robienie zakupów w osiedlowym sklepie. Każde zakupy spożywcze muszę planować i nie dopuszczać do tego, że zabraknie mi jedzenia w lodówce! Muszę sama gotować sobie obiady, bo gotowe dania obiadowe są dla mnie za drogie! Zastanawiam, się, jak można tak żyć? Gdzie miejsce na jakąkolwiek spontaniczność?
A o wyjściu do pubu, czy do restauracji to już w ogóle nie wspomnę. Odkąd utrzymuję się sama, po prostu muszę odmawiać znajomym. Mówię im wprost, że mnie nie stać.
Może mój problem jest taki, że ja naprawdę pracuję i utrzymuję się sama. Nie jestem "madką" i nie dostaję od państwa żadnego zasiłku. Może wtedy byłoby mi łatwiej!
Pracująca kobieta po przejściach
Przeczytaj także
"Kuzynka wprasza się do nowego, ale małego domu. Nie chcę jej zapraszać, bo ona mieszka w luksusach"
"Moja mama nie chce spędzać czasu z wnukami. Przecież to jej obowiązek, by być blisko"
"Matka Tosi zaprosiła moją 4-letnią córkę do domu, ale kazała przynieść własne zabawki"