Sąd w Liverpoolu właśnie wydał wyrok w sprawie 30-letniej Stacey Atkinson. W listopadzie 2016 roku kobieta nieumyślnie zadusiła swoje siedmiotygodniowe dziecko. A oto okoliczności tej sprawy: mama wypiła pół butelki wódki, po czym zasnęła na sofie z niemowlęciem przy piersi. Gdy się ocknęła, córeczka leżała przy niej, nieprzytomna i przyduszona ciężarem matki. Atkinson wpadła w histerię, zbudziła partnera, który spał w sypialni na górze i wezwała pogotowie. Mimo akcji ratunkowej sanitariusze byli bezsilni.
Sędziowie uznali, że mimo wszystko śmierć dziewczynki była nieszczęśliwym wypadkiem. Spodziewając się zaskoczenia w mediach prawniczka matki Linda Tipping, powiedziała o niej:
Do końca życia będzie musiała radzić sobie z poczuciem winy za to, że Chloe jej ufała, a ona ją zawiodła. Bez względu na wyrok sądu i tak zawczasu dostała wyrok dożywocia.
Opieka społeczna sprawdziła warunki, w jakich wychowywane są pozostałe dzieci pani Atkinson (dwie starsze dziewczynki w wieku 10 i 13 lat oraz najmłodsze dziecko, urodzone już po śmierci Chloe) i nie dopatrzyła się zaniedbań.
Władze zbadały sprawę i uznały, że pani Atkinson wraz z partnerem są kochającymi, troskliwymi i w pełni kompetentnymi rodzicami - uznał sąd.
Sprawa wciąż budzi bardzo gorące emocje. Uważacie, że decyzja sądu była słuszna?