Wczoraj wieczorem w Częstochowie rozegrał się prawdziwy dramat pięściarza. Marcin Najman słysząc z mediów o agresorach idących na Jasną Górę, co sił w nogach ruszył, by bronić klasztor. Nie spodziewał się tego, co zobaczył na miejscu. Pod Jasną Górą nie było absolutnie nikogo.
Na kłopoty Marcin Najman
Manifestacje związane z czwartkowym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego nadal nie ustają. Sytuacja zaszła na tyle daleko, że wczoraj Jarosław Kaczyński wezwał do "obrony kościołów", na które podobno skierowane są protesty. To ciekawe stanowisko, biorąc pod uwagę, że o ile część protestujących jest przeciwnych ingerencji Kościoła w państwo, to jednak przytłaczająca większość haseł jest skierowana właśnie przeciwko partii rządzącej.
Jedną z osób, które odpowiedziała na apel Jarosława Kaczyńskiego, jest najwyraźniej Marcin Najman. Sportowiec nie ukrywał, że jest zachwycony wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Dlatego, kiedy w mediach usłyszał, że "agresorzy" atakują Jasną Górę, natychmiast ruszył na odsiecz.
Rozumiem, ze Ci wszyscy, którzy tak bezrefleksyjnie uwywnetrzają się nad oczywistym orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego ( Polska Konstytucja broni życia ) gdy będą mieli już starszych i niedołężnych rodziców, również będą ich mordować bo po co mają się męczyć...Opamiętajcie się
— Marcin Najman (@MarcinNajman) October 26, 2020
Szok! Nikt nie atakował klasztoru
Ku jego zaskoczeniu, na miejscu okazało się, że jego usługi nie będą potrzebne. Marcin Najman nie zastał nikogo pod Jasną Górą, a swoje zaskoczenie pokazał na filmiku:
Z miejsca wsiadłem, żeby spełnić obywatelski obowiązek i bronić kościoła, a to jest jedna wielka prowokacja. Ludzie, przecież tu nikogo nie ma. Nikt nie atakuje Jasnej Góry, co wy pier****cie za głupoty? Przecież wy tylko podsycacie nastroje
Wyświetl ten post na Instagramie.
Nie jesteśmy specjalnie zaskoczeni, że telewizyjny przekaz nie do końca pokrywał się z rzeczywistością. Ciekawe, czy to da Marcinowi Najmanowi do myślenia.