"Ostatnio przeprowadziłam się do Warszawy i z tego powodu musiałam zmienić lekarzy. Staramy się z mężem o ciążę, więc wybór odpowiedniego lekarza był dla mnie absolutnym priorytetem. Z polecenia dostałam kontakt do takiego profesora. Brał dużo, bo kilkaset złotych, ale myślałam, że jest dobry. Niestety nawet mnie nie zbadał i jak tylko przygotowałam się do badania, odprawił z kwitkiem".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: historie@styl.fm. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Chodzę do ginekologa, bo chcę zajść w ciążę
Kilka miesięcy temu przeprowadziliśmy się z mężem do Warszawy. Mąż dostał doskonałą ofertę pracy w stolicy z bardzo wysokim wynagrodzeniem na stanowisku kierowniczym, więc postanowiliśmy skorzystać z tej okazji i zaryzykować. Szybko udało nam wynająć mieszkania i załatwić pierwsze sprawy.
Już od pewnego czasu staramy się o dziecko. Ze względu jednak na tę przeprowadzkę na chwilę zrobiliśmy sobie przerwę od starań, ale jak już się w tej Warszawie osiedliliśmy, a ja i tak pracy nie mam, to postanowiliśmy spróbować jeszcze raz.
Od razu zaznaczę, że mój partner Mateusz serio jest mężczyzną mojego życia i naprawdę kochamy się oboje całym sercem. W naszym życiu brakuje nam właśnie tylko dziecka. Zawsze chciałam mieć dzidziusia. Było to dla mnie niezwykle ważne i bardzo chciałam, ale jakoś się nie udawało. Już w swojej miejscowości chodziłam do ginekologa, a teraz chciałam spróbować tutaj - wychodząc z założenia, że w Warszawie są lepsi lekarze. Dostałam z polecania kontakt do takiego doktora i postanowiłam pójść na wizytę. Trochę drogo - 400 złotych, ale to profesor, więc poszłam.
Tak zachował się wobec mnie profesor
Poszłam do gabinetu i tam już w recepcji pani mi kazała zapłacić i powiedziała, że ta kwota to obejmuje samą konsultację, a w przypadku badania trzeba dopłacić. Trochę byłam zaskoczona, ale no cóż, teraz wszystko drożeje.
Pan ginekolog od wejścia był jakiś taki niemiły i opryskliwy, a potem powiedział, że trzeba zrobić badanie i kazał mi się przygotować. Rozebrałam się i czekałam, aż przyjdzie. Gdy mnie zobaczył, zrobił kwaśną minę, ale to jeszcze nie wszystko.
Stwierdził, że do badania przychodzi się bez owłosienia i powinnam o tym wiedzieć, więc mam wyjść natychmiast i przyjść lepiej przygotowana, bo on sobie nie życzy takiego zachowania w swoim gabinecie.
Zrobiłam się purpurowa na twarzy i natychmiast wybiegłam. Już nigdy więcej tam nie pójdę... Miałyście kiedyś podobną sytuację?
Marika